Jak Ukraina traciła Donbas: Cienie kryzysu ekonomicznego

krytykapolityczna.pl 2 miesięcy temu

Na­głe wzbo­ga­ce­nie się nie­wiel­kiej grupy osób, które w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych za­częły okre­ślać się mia­nem „re­gio­nal­nej elity Don­basu”, od­by­wało się na tle dra­ma­tycz­nego kry­zysu eko­no­micz­nego i gwał­tow­nego ob­ni­ża­nia się po­ziomu ży­cia miesz­kań­ców re­gionu. Pry­wa­ty­za­cja, mimo obiet­nic urzęd­ni­ków, nie po­lep­szyła sy­tu­acji tzw. pro­stych lu­dzi, któ­rzy nie zdą­żyli na­wet po­jąć, do czego do­szło. Cer­ty­fi­katy pry­wa­ty­za­cyjne roz­da­wane wszyst­kim oby­wa­te­lom Ukra­iny po­zwa­lały im pre­ten­do­wać do udzia­łów w daw­nej wła­sno­ści pań­stwo­wej. Lu­dzie nie ro­zu­mieli, jak mogą je wy­ko­rzy­stać i gdzie je za­in­we­sto­wać – do­ku­menty w więk­szo­ści ob­ra­stały ku­rzem w sza­fach. Wła­dze nie przej­mo­wały się tym fak­tem, prze­cież Kucz­mie nie za­le­żało na „drob­nych kup­czy­kach” – pre­zy­dent bu­do­wał wielką bur­żu­azję.

Do 2000 roku go­spo­darka Ukra­iny była w cią­głej re­ce­sji: w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych jej PKB zmniej­szyło się o 59,2 proc., co było tra­gicz­nym wy­ni­kiem dla pań­stwa nie­pro­wa­dzą­cego wojny. W po­ło­wie de­kady kraj pa­ra­li­żo­wały strajki gór­ni­ków. Ko­pal­nie ty­go­dniami nie do­star­czały wę­gla do elek­tro­cie­płowni i kok­sowni, co spo­wo­do­wało kry­tyczne pro­blemy z do­sta­wami ener­gii. Ro­bot­nicy nie do­sta­wali wy­na­gro­dzeń mie­sią­cami i żą­dali wy­pła­ce­nia za­le­głych pen­sji, ale pań­stwo nie miało środ­ków, by roz­li­czyć się ze wszyst­kimi.

Przed kra­jem roz­ta­czała się per­spek­tywa upadku i cha­osu. Ob­cią­żony so­wiec­kim prze­my­słem Don­bas był cen­trum nie­po­ko­jów. Wła­śnie jego miesz­kańcy naj­do­tkli­wiej od­czuli proces de­in­du­stria­li­za­cji. W la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych w ich świa­do­mo­ści ukształ­to­wał się ste­reo­typ, zgod­nie z któ­rym na­głe po­gor­sze­nie do­bro­stanu było re­zul­ta­tem ogło­sze­nia nie­pod­le­gło­ści przez Ukra­inę.

W po­ło­wie de­kady za­częły upa­dać ko­lejne przed­się­bior­stwa Za­głę­bia: przede wszyst­kim ta­kie, które re­ali­zo­wały za­da­nia dla so­wiec­kiego prze­my­słu obron­nego, a także nie­ren­towne jed­nostki funk­cjo­nu­jące już za cza­sów Związku wy­łącz­nie dzięki do­ta­cjom z bu­dżetu. Wiele z nich za­trud­niało dzie­siątki ty­sięcy osób i sta­no­wiło dla nich ostoję sta­bil­no­ści. Na­wet firmy, które od­zna­czały się per­spek­ty­wami w no­wej rze­czy­wi­sto­ści ryn­ko­wej, nie unik­nęły tur­bu­len­cji: nie­które były pod­ko­py­wane przez or­ga­ni­za­cje prze­stęp­cze i sko­rum­po­wa­nych urzęd­ni­ków, na­rzu­ca­ją­cych swo­ich po­śred­ni­ków albo do­pro­wa­dza­ją­cych przed­się­bior­stwa do ban­kruc­twa, by póź­niej prze­jąć je na wła­sność.

Ba­nalne roz­kra­da­nie fir­mo­wego ma­jątku – za­równo przez kie­row­nic­two, jak i przez pro­stych ro­bot­ni­ków – osią­gnęło nie­wy­obra­żalny po­ziom. To, co pań­stwowe, uwa­żano za ni­czyje, i gdy pra­cow­nicy nie otrzy­my­wali pen­sji, z czy­stym su­mie­niem wy­no­sili z za­kła­dów co się dało, trak­tu­jąc łup jako swo­istą kom­pen­sa­cję swo­jej straty.

Naj­trud­niej­sza sy­tu­acja ukształ­to­wała się w branży wę­glo­wej – nie­ren­towne stały się dzie­siątki ko­palni. Wszyst­kie kło­poty roz­wią­zy­wano w spo­sób pro­sty i tani: de­struk­cją każ­dego za­kładu, który spra­wiał pro­blemy. Ten proces, ochrzczony mia­nem „re­struk­tu­ry­za­cji sek­tora gór­ni­czego”, jest jedną z naj­czar­niej­szych kart hi­sto­rii Don­basu. Bez­sen­sowne nisz­cze­nie przed­się­biorstw od­ci­snęło ślad na dal­szych lo­sach re­gionu i w du­żej mie­rze przy­czy­niło się do prze­biegu wy­da­rzeń z 2014 roku. Tra­giczne skutki tych dzia­łań można po­rów­nać tylko z wojną – nie bez po­wodu gór­ni­cze osie­dla Za­głę­bia wy­glą­dały jak zbom­bar­do­wane na długo przed wy­bu­chem re­al­nych dzia­łań zbroj­nych.

De­struk­cja sek­tora od­biła się nie tylko na sy­tu­acji eko­no­micz­nej, ale także na men­tal­no­ści miesz­kań­ców. Lata trud­nej eg­zy­sten­cji w at­mos­fe­rze de­pre­sji i cha­osu wy­wo­łały u nich roz­go­ry­cze­nie i roz­cza­ro­wa­nie ży­ciem w nie­pod­le­głej Ukra­inie. Re­struk­tu­ry­za­cja ko­palni prze­trą­ciła krę­go­słup groź­nemu na po­czątku lat dzie­więć­dzie­sią­tych ru­chowi gór­ni­ków, który pod ko­niec de­kady prze­ro­dził się w zbio­ro­wi­sko ane­micz­nych, stra­chli­wych i głod­nych ro­boli. W ta­kich wa­run­kach czymś oczy­wi­stym była tę­sk­nota za cza­sami, gdy praca w ko­palni była uzna­wana za ho­nor.

Ukraiński żołnierz na punkcie kontrolnym w Obwodzie Donieckim w 2016 roku. Fot. UNDP Ukraine/Flickr.com

Prze­mysł wę­glowy wschodu Ukra­iny ule­gał de­gra­da­cji już w la­tach osiem­dzie­sią­tych, a od po­łowy ko­lej­nej de­kady zna­lazł się już w kom­plet­nej eko­no­micz­nej czar­nej dziu­rze. Wy­do­by­cie spa­dało z roku na rok, a długi przed­się­biorstw wo­bec pra­cow­ni­ków ro­sły. W 1995 roku pro­duk­cja wę­gla wy­nio­sła o 10,8 mi­lio­nów ton mniej niż w roku po­przed­nim, a zo­bo­wią­za­nia firm sek­tora osią­gnęły po­ziom 252,2 try­lio­nów kar­bo­wań­ców i prze­wyż­szały o 134,2 try­liony za­le­gło­ści in­nych pod­mio­tów wo­bec branży. Dług wo­bec pra­cow­ni­ków urósł do roz­mia­rów 31 try­lio­nów.

Sy­tu­acja wy­ma­gała dzia­łań ze strony rządu. U pod­staw procesu zmian w gór­nic­twie le­żał ukaz pre­zy­denta Ukra­iny w spra­wie re­kon­struk­cji branży wę­glo­wej z 7 lu­tego 1996 roku. Po­cząt­kowo zda­wał się zu­peł­nie nie­winny – za­kła­dał bo­wiem li­kwi­da­cję pew­nych szcze­gól­nie nie­ren­tow­nych ko­palni i od­kry­wek. Ich li­sta miała być w ciągu trzech mie­sięcy przy­go­to­wana przez Mi­ni­ster­stwo Prze­my­słu Wę­glo­wego i gu­ber­na­to­rów wła­ści­wych ob­wo­dów. Za­kłady nie­przy­no­szące do­cho­dów miały być prze­zna­czone do pry­wa­ty­za­cji albo dzier­żawy. Ist­nie­jącą wo­kół nich in­fra­struk­turę pu­bliczną za­mie­rzano prze­ka­zać w skład mie­nia ko­mu­nal­nego albo sprze­dać pry­wat­nym in­we­sto­rom.

W prak­tyce de­cy­zja Kuczmy da­wała urzęd­ni­kom wolną rękę do li­kwi­da­cji do­wol­nej liczby ko­palni. Ro­bili to bez żad­nych ha­mul­ców, a przy oka­zji do­stali szansę, żeby się w ten spo­sób do­ro­bić. Pod zie­mią znaj­do­wały się war­to­ściowe ma­szyny i ty­siące ton czar­nego złota oraz in­nych cen­nych me­tali. Cała ta masa upa­dło­ściowa była upłyn­niana przez urzęd­ni­ków.

Wiele zli­kwi­do­wa­nych ko­palni miało jesz­cze szansę na ra­tu­nek. W pierw­szej de­ka­dzie XXI w. cena su­row­ców ener­ge­tycz­nych ro­sła, więc ich wy­do­by­cie za­częło być opła­calne. Nie­które za­mknięte już za­kłady były wy­ku­py­wane i re­ani­mo­wane przez pry­wat­nych in­we­sto­rów. „Re­struk­tu­ra­to­rzy” po­łowy lat dzie­więć­dzie­sią­tych byli prze­ko­nani, iż ta branża nie ma przy­szło­ści, i bez­li­to­śnie roz­pra­wili się z ko­pal­niami. Przed­się­bior­stwa za­my­kano w po­śpie­chu i roz­kra­dano. Pod zie­mią zo­sta­wały mi­liony ton nie­wy­do­by­tego wę­gla. Rów­nie tra­giczny los spo­tkał obiekty in­fra­struk­tury za­kła­do­wej, które za­mie­niły się w ru­iny – smutne po­mniki urzęd­ni­czej nie­go­spo­dar­no­ści. Po­bieżne przyj­rze­nie się tej szko­dli­wej kam­pa­nii po­ka­zuje, iż re­struk­tu­ry­za­cja ko­palni była nie­sły­chaną zbrod­nią na go­spo­darce Ukra­iny, a lu­dzie za nią od­po­wie­dzialni za­słu­gują na su­rową karę.

Prze­zna­czony w 1996 roku na proces li­kwi­da­cji ko­palni bu­dżet ob­ni­żono z pla­no­wa­nych stu trzy­dzie­stu mi­lio­nów hry­wien na sześć­dzie­siąt dzie­więć mi­lio­nów. Ta­kie nie­do­fi­nan­so­wa­nie mu­siało spo­wo­do­wać ka­ta­strofę. Trzeba było oszczę­dzać na wszyst­kim, dla­tego ko­pal­nie za­my­kano na gwałtownie i cha­otycz­nie. Wy­ro­bi­ska były za­le­wane wodą bez żalu. W Sta­cha­no­wie (ob­wód łu­gań­ski, dziś: Ka­dy­jewka), mie­ście na­zwa­nym na cześć naj­bar­dziej zna­nego so­wiec­kiego gór­nika, za­mknięto Zjed­no­cze­nie Sta­cha­now­wu­hil­lia z czte­rema ko­pal­niami o nie­wy­do­by­tych za­pa­sach osiem­dzie­się­ciu dwóch mi­lio­nów ton wę­gla kok­so­wego, li­kwi­du­jąc tym sa­mym sek­tor wy­do­by­cia wę­gla w tym mie­ście. O proce­sie tym od­po­wia­dał Ser­hij Łe­wacz­kow: „Gdy za­częli za­my­kać za­kłady, by­łem me­rem Sta­cha­nowa. Nie było żad­nych pro­jek­tów, nikt nas o tym nie in­for­mo­wał. Cho­ciaż kie­ro­wa­łem mia­stem, do­wie­dzia­łem się o za­mknię­ciu ko­palni »Cen­tralna – Ir­mino« przez przy­pa­dek. Za­dzwo­nił do mnie na­czel­nik od­działu ga­sze­nia hałd i po­wie­dział, iż za­czyna za­sy­py­wać szyb. Mi­ni­ster pod­pi­sał na­kaz za­mknię­cia za­kładu, dy­rek­tor ge­ne­ralny to po­twier­dził i wy­dał po­le­ce­nie na­czel­ni­kowi, który je au­to­ma­tycz­nie wy­ko­nał. Wszyst­kie ma­szyny zo­stały po­grze­bane na dole”.

Mia­sto było zszo­ko­wane. Przed proce­sem re­struk­tu­ry­za­cji w branży gór­ni­czej pra­co­wało 18 proc. miesz­kań­ców Sta­cha­nowa. Wkład ko­palni w go­spo­darkę mia­sta wy­no­sił na po­czątku lat dzie­więć­dzie­sią­tych 28 proc.., a pod ko­niec de­kady – za­le­d­wie 1,5 proc. Upa­dłych ko­palni nie było czym za­stą­pić. Bez za­trud­nie­nia po­zo­stało sie­dem­na­ście ty­sięcy osób, przede wszyst­kim męż­czyzn, któ­rzy utrzy­my­wali do­tąd całe ro­dziny.

Emi­gra­cja gwał­tow­nie wzro­sła, a śred­nia dłu­gość ży­cia spa­dła o dzie­sięć lat. Po ta­kim cio­sie mia­sto nie mo­gło dojść do sie­bie. Jesz­cze w 2012 roku jego bu­dżet nie był w sta­nie funk­cjo­no­wać bez pań­stwo­wych do­ta­cji się­ga­ją­cych po­ziomu 40 proc. Fi­na­łem de­struk­tyw­nych proce­sów stały się wy­da­rze­nia z wio­sny 2014 roku, które w du­żej mie­rze sta­no­wiły opóź­niony zryw spo­łeczny. Lum­pen­pro­le­ta­riat gór­ni­czych osie­dli chęt­nie za­pi­sy­wał się do tzw. Po­spo­li­tego Ru­sze­nia ce­lem ze­msz­cze­nia się na Ukra­inie „za wszystko”.

Nie le­piej działo się w są­sied­niej Briance. „Ko­pal­nię za­mknięto pierw­szego wrze­śnia. Proces li­kwi­da­cji ru­szył w po­ło­wie paź­dzier­nika. Przez ten czas pa­no­wał chaos, cała miej­sco­wość bie­gała kraść to, co zo­stało. Prze­cież to było ni­czyje. Ro­dzice opo­wia­dali mi o cza­sie w 1941, gdy nasi wy­co­fali się z mia­sta, a Niemcy jesz­cze go nie za­jęli. Za­pa­no­wała anar­chia, lu­dzie plą­dro­wali sklepy i domy. To samo wi­dzia­łem w na­szym za­kła­dzie. To było coś strasz­nego” – opo­wia­dał były główny me­cha­nik ko­palni „An­nen­ska” Ju­rij Cho­chłow, który w 2014 roku jako łu­gań­ski radny ob­wo­dowy z ra­mie­nia KPU od pierw­szych dni marca brał ak­tywny udział w an­ty­ukra­iń­skich wie­cach w Łu­gań­sku, a po wy­bu­chu dzia­łań zbroj­nych przy­stą­pił do mi­li­cji tzw. Łu­gań­skiej Re­pu­bliki Lu­do­wej.

Słowiańsk w Obwodzie Donieckim podczas ataku separatystów na wschodzie Ukrainy w 2014 roku. Fot. Sasha Maksymenko/Flickr.com

Sy­tu­ację spo­łeczną w gór­ni­czych mia­stach lat dzie­więć­dzie­sią­tych do­sko­nale od­daje ar­ty­kuł Chcemy jeść z 10 lu­tego 1999 roku, opu­bli­ko­wany w ga­ze­cie „Hor­niak” i opo­wia­da­jący o ko­bie­cym bun­cie w mie­ście To­rez. „5 lu­tego ko­pal­nia »3-bis« wstrzy­mała pracę, a żony gór­ni­ków roz­po­częły oku­pa­cję szybu oraz lam­powni. »Bo­imy się, ale chcemy jeść«. Naj­bar­dziej draż­li­wym te­ma­tem jest brak pie­nię­dzy. »Męż­czy­zna wy­pije szklankę wody na obiad i idzie do ro­boty« – mówi jedna z pro­te­stu­ją­cych. Lu­dzie opo­wia­dali, iż kar­mią dzieci pa­szą dla zwie­rząt, bo to naj­tań­szy po­si­łek. Przez pe­wien czas ra­to­wali się ziem­nia­kami wy­da­wa­nymi na po­czet pen­sji. Pra­cow­nicy cze­kają śred­nio po dzie­sięć mie­sięcy na wy­płatę. W kie­sze­niach pustka, a w oczach łzy. Na­wet me­tal ma gra­nice wy­trzy­ma­ło­ści, a co do­piero lu­dzie”.

Głów­nym pro­ble­mem nie była li­kwi­da­cja so­wiec­kiego prze­my­słu, ale to, iż w za­stęp­stwie nie po­wsta­wały nowe miej­sca pracy. In­we­sto­rzy omi­jali Don­bas, a szcze­gól­nie ob­wód łu­gań­ski. Swój ka­pi­tał mo­gli lo­ko­wać tu tylko sa­mo­bójcy albo lu­dzie z po­rząd­nymi doj­ściami. Nie­liczni sza­leńcy, któ­rzy nie bali się ry­zyka i ku­po­wali pro­ble­ma­tyczne przed­się­bior­stwa, na­ra­żali się na kon­flikt z lo­kal­nymi eli­tami po­li­tycz­nymi, co koń­czyło się kra­chem nowo po­wsta­łych biz­ne­sów. O ta­kich pró­bach por­ta­lowi Ostrow w 2012 roku opo­wie­dział Ko­stian­tyn Il­czenko ze Swer­dłow­ska (dziś: Do­łżańsk), który w 1997 roku wy­dzier­ża­wił ko­pal­nię nr 68 i pró­bo­wał uru­cho­mić tam wy­do­by­cie wę­gla.

„Dzięki spo­rym in­we­sty­cjom w ciągu czte­rech mie­sięcy udało mi się wzno­wić prace w za­kła­dzie. W tam­tym okre­sie tylko ja pła­ci­łem gór­ni­kom pie­niędzmi, a nie ziem­nia­kami albo sło­niną. Nie­stety, mo­gli­śmy dzia­łać tylko przez trzy mie­siące. Wtedy za­czął się mój kon­flikt z grupą Je­fre­mowa, wów­czas wi­ce­gu­ber­na­tora ob­wodu”.

We­dług przed­się­biorcy po­li­tyk ka­zał odłą­czyć ko­pal­nię od prądu. Wy­do­by­cie sta­nęło, a wy­ro­bi­ska zo­stały za­to­pione. W re­zul­ta­cie upa­dło przed­się­bior­stwo z za­pa­sami su­rowca na kil­ka­dzie­siąt lat.

„Wszel­kie or­gany kon­troli tech­nicz­nej, lo­kalne wła­dze i pro­ku­ra­tura chciały nas zła­mać. Pew­nego razu za­dzwo­nili do mnie mi­li­cjanci i uprze­dzili, że­bym nie po­ja­wiał się na­stęp­nego dnia w ko­palni, bo przy­jadą mnie aresz­to­wać, bez żad­nych wy­ja­śnień. Po­sta­no­wi­łem sta­nąć nie­da­leko i przy­glą­dać się, co się bę­dzie działo. Oni »za­bili« ko­pal­nię – przy­je­chali funk­cjo­na­riu­sze z ka­ra­bi­nami, przed­sta­wi­ciel miej­skiej pro­ku­ra­tury i sądu. Póź­niej wnie­śli­śmy po­zew na wy­dzier­ża­wia­ją­cego za bez­prawne po­stę­po­wa­nie. Wszyst­kich pra­cow­ni­ków wy­pro­wa­dzili na ze­wnątrz, gro­żąc im kaj­dan­kami, za­mknęli po­miesz­cze­nia ad­mi­ni­stra­cji, za­pie­czę­to­wali wej­ścia do szy­bów i po­sta­wili swoją ochronę. W ciągu pół­tora mie­siąca czy dwóch mie­sięcy ko­pal­nia zo­stała zrów­nana z zie­mią. Po bu­dyn­kach nie zo­stało ani śladu, a sprzęt wy­wie­ziono w nie­zna­nym kie­runku” – opo­wia­dał Il­czenko.

Gdy za­mknięto ko­pal­nie, na Don­bas wró­ciła XIX-wieczna tech­no­lo­gia. Na miej­scu zli­kwi­do­wa­nych za­kła­dów wy­do­byw­czych za­częły mno­żyć się nie­wiel­kie ma­nu­fak­tury – bie­da­szyby, w któ­rych pra­co­wano ręcz­nie. Bez­ro­botni gór­nicy nie mieli in­nego wy­boru poza pracą w tych ko­pan­kach. Po­ja­wili się „zbie­ra­cze” lub „wor­kowi”, któ­rzy trud­nili się wy­bie­ra­niem wę­gla spo­śród hał­do­wych od­pa­dów. Miesz­kańcy do­tknię­tych kry­zy­sem osie­dli wy­ko­rzy­sty­wali go na opał lub sprze­da­wali. Było to nie­bez­pieczne za­ję­cie, bo hałdy co ja­kiś czas osu­wały się, grze­biąc pod zwa­łami nie­szczę­snych ciu­ła­czy.

Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Źró­dłem przy­chodu stały się także nie­czynne ra­dziec­kie fa­bryki. Miesz­kańcy po­grą­żo­nych w re­ce­sji miej­sco­wo­ści sza­bro­wali ce­gły z bu­dyn­ków fa­brycz­nych, po­zy­ski­wali zbro­je­nia z płyt żel­be­to­wych i wy­ko­py­wali ka­ble. W Gor­łówce ro­ze­brano na czę­ści po­tężny kom­bi­nat pro­duk­cji rtęci, który zban­kru­to­wał w po­ło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych, w Kon­stan­ty­nówce fa­brykę Spec­skło, a w Sta­cha­no­wie kok­sow­nię. Co mo­gli czuć miesz­kańcy Don­basu, roz­sła­wiani przez ra­dziecką pro­pa­gandę przo­dow­nicy pracy, gdy wi­dzieli, jak wo­kół nich wali się znany im świat? Ogar­niała ich dez­orien­ta­cja, roz­cza­ro­wa­nie i de­pre­sja. Nie­wielu z nich po­tra­fiło obiek­tyw­nie oce­nić te procesy i na chłodno po­dejść do przy­czyn kry­zysu eko­no­micz­nego. Więk­szość za­in­te­re­so­wa­nych tra­dy­cyj­nie za­do­wa­lała się pro­stymi od­po­wie­dziami, po­da­wa­nymi przez po­pu­li­stycz­nych po­li­ty­ków z pro­ro­syj­skich par­tii i ru­chów.

Bez­ro­botni gór­nicy nie chcieli szu­kać wy­ja­śnień, dla­czego ich ko­pal­nie zo­stały za­mknięte. Wy­star­czało im pro­ste stwier­dze­nie: „Za Związku wszystko dzia­łało, a te­raz to roz­wa­lili”. Wy­godną od­po­wie­dzią w ta­kich sy­tu­acjach są teo­rie spi­skowe – ła­twiej­sze do przy­ję­cia niż obiek­tywne przy­czyny eko­no­miczne.

W Za­głę­biu do dziś funk­cjo­nuje ste­reo­typ mó­wiący, iż winę za li­kwi­da­cję ko­palni po­no­szą ki­jow­scy oraz za­chod­nio­ukra­iń­scy urzęd­nicy. We­dług jed­nego z wa­rian­tów lu­dzie ci po­sta­no­wili zli­kwi­do­wać prze­mysł, bo nie mieli o nim zie­lo­nego po­ję­cia. Inne wi­zje gło­szą, iż nisz­czyli oni za­kłady spe­cjal­nie, czy to z „roz­kazu swo­ich za­chod­nich pa­nów”, czy z nie­na­wi­ści do Don­basu. Tak na­prawdę wy­rok na ko­pal­niach pod­pi­sy­wali za­zwy­czaj po­li­tycy wła­śnie ze wschodu Ukra­iny.

Słowiańsk w Obwodzie Donieckim podczas ataku separatystów na wschodzie Ukrainy w 2014 roku. Fot. Sasha Maksymenko/Flickr.com

Po­cząt­kowo pre­zy­dencki ukaz re­struk­tu­ry­za­cyjny był wcie­lany w ży­cie przez Ju­rija Po­la­kowa, po­przed­nika Ja­nu­ko­wy­cza na sta­no­wi­sku gu­ber­na­tora ob­wodu do­niec­kiego, a w la­tach 1995 – 1996 mi­ni­stra prze­my­słu wę­glo­wego. Po­la­kow był też jed­nym z twór­ców pro­jektu trans­for­ma­cji tej branży. W 1996 roku za­stą­pił go Ju­rij Ru­san­cow, po­cho­dzący z Je­na­ki­je­wego, który przed wej­ściem do rządu kie­ro­wał kon­sor­cjum gór­ni­czym Ar­tem­wu­hil­lia. W ko­lej­nym roku tekę mi­ni­ste­rialną obej­mo­wał Sta­ni­sław Janko z Se­ły­do­wego, a w la­tach 1998 – 2000 – naj­bar­dziej znany z „gra­ba­rzy ko­palni”, Ser­hij Tu­łub z Char­cy­ska. W okre­sie rzą­dów tego ostat­niego epi­de­mia li­kwi­da­cji się­gnęła szczytu. Warto do­dać, iż wszyst­kie wy­żej wy­mie­nione miej­sco­wo­ści leżą na Don­ba­sie.

Świa­dec­twem pro­fe­sjo­na­li­zmu tych urzęd­ni­ków są owoce ich dzia­łal­no­ści. Wiele mówi pro­gnoza eks­per­tów Mi­ni­ster­stwa Prze­my­słu Wę­glo­wego, któ­rzy twier­dzili, iż re­struk­tu­ry­za­cja po­zwoli na zwięk­sze­nie wy­do­by­cia wę­gla w Ukra­inie z osiem­dzie­się­ciu mi­lio­nów ton rocz­nie w 1996 roku do stu dzie­się­ciu, stu dwu­dzie­stu mi­lio­nów ton w 2005 roku. W rze­czy­wi­sto­ści wskaź­nik ten wy­niósł za­le­d­wie sześć­dzie­siąt mi­lio­nów ton. Nie­wiel­kie gór­ni­cze mia­sta i osie­dla ni­gdy nie otrzą­snęły się z tra­gicz­nego kry­zysu lat dzie­więć­dzie­sią­tych – za­mie­niły się w re­zer­waty nie­do­statku i upadku. W 2000 roku Łu­gańsz­czy­zna była naj­bar­dziej zu­bo­ża­łym re­gio­nem kraju – procent osób ży­ją­cych po­ni­żej gra­nicy ubó­stwa się­gnął 44,8 proc., pod­czas gdy w są­sied­nim ob­wo­dzie char­kow­skim wy­no­sił on za­le­d­wie 19,6 proc.

Do 2014 roku w tych gór­ni­czych get­tach zdą­żyło do­ro­snąć całe po­ko­le­nie oto­czone al­ko­ho­li­zmem, bru­tal­no­ścią i roz­pa­dem. Lu­dzie ci byli przy­zwy­cza­jeni do eg­zy­sten­cji w po­ni­ża­ją­cych wa­run­kach.

Don­bas, po­grą­żony w kry­zy­sie i ko­rup­cji, stał się ide­al­nym in­ku­ba­to­rem dla or­ga­ni­za­cji prze­stęp­czych i an­ty­pań­stwo­wych na­stro­jów, a jego zde­kla­so­wani miesz­kańcy byli do­brym pa­li­wem kon­fliktu zbroj­nego. Li­de­rzy pro­ro­syj­skich od­dzia­łów, Ołek­sandr Cho­da­kow­ski i Igor Strieł­kow, nie bez ra­cji w pierw­szych mie­sią­cach wojny przy­zna­wali w wy­wia­dach, iż do ich „mi­li­cji” wstę­pują przede wszyst­kim jed­nostki aspo­łeczne, o kry­mi­nal­nej prze­szło­ści, nar­ko­mani i lu­dzie mar­gi­nesu. Pierw­szy z wy­mie­nio­nych za­zna­czał, iż około 20 – 30 proc. człon­ków od­dzia­łów „Do­niec­kiej Re­pu­bliki Lu­do­wej” było ka­ra­nych są­dowo. Gdy do­damy do tego inne osoby bez wy­kształ­ce­nia i sta­łej pracy, od­se­tek osób z pa­to­lo­gicz­nych śro­do­wisk wy­nie­sie po­nad po­łowę tej grupy. Ka­ra­bin da­wał im nie­ocze­ki­waną moż­li­wość awansu spo­łecz­nego. Od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­czego do tego do­szło, trzeba szu­kać w za­wie­ru­sze lat dzie­więć­dzie­sią­tych.

*

Fragment pochodzi z książki Jak Ukraina traciła Donbas, która ukazała się w wydawnictwie Ha-Art. Tłumaczenie: Maciej Piotrowski. Dziękujemy wydawnictwu za zgodę na przedruk.

**

Denys Kazanski – jest dziennikarzem śledczym, prezenterem telewizyjnym i blogerem wideo, którego publiczność na Ukrainie liczy ponad milion subskrybentów. Autor Czarnej gorączki (2015) poruszającej temat nielegalnego wydobycia węgla w regionie Donbasu. Do 2014 roku mieszkał i pracował w Doniecku.

Maryna Worotyncewa – dziennikarka. Przed 2014 r. była współzałożycielką i redaktorem naczelnym gazety „Wostochnyj Wariant” z siedzibą w Ługańsku. Jest także konsultantką ds. PR, komunikacji i marketingu. Zajmowała stanowiska kierownicze w działach komunikacji w instytucjach publicznych i firmach prywatnych, ściśle współpracując z różnymi politykami. Ma bogate doświadczenie w zarządzaniu projektami medialnymi podczas kampanii wyborczych oraz tworzeniu i wdrażaniu strategii marketingowych dla przedsiębiorstw.

Idź do oryginalnego materiału