„Dalsze poleganie na importowanych nośnikach energii, spowoduje jedynie postępujące wyprowadzanie pieniędzy z Europy i ich transfer do Rosji, ale też Stanów Zjednoczonych czy państw arabskich” mówi w rozmowie z EURACTIV.pl Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24.com.
Michalina Szpyrka, EURACTIV.pl: Ukraina postanowiła odstąpić od tranzytu rosyjskiego gazu przez swoje terytorium, co w efekcie spowodowało perturbacje w Europie i gwałtowne reakcje ze strony niektórych europejskich przywódców, w tym premiera Słowacji. Jak ocenia Pan znaczenie tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę dla Słowacji?
Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24.com: Tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę jest najważniejszy z perspektywy gospodarczej Słowacji. Dostawy tego surowca wspierały realizację obietnic premiera Roberta Fico, szczególnie dotyczących obniżenia cen energii i kosztów życia. Bez rosyjskiego gazu Słowacja będzie zmuszona korzystać z innych źródeł, co może skutkować wyższymi kosztami. Wprawdzie Kijów proponował Słowakom taką prawną konstrukcję, w ramach której Słowacja stawałaby się właścicielem gazu przesyłanego przez Ukrainę z Rosji w momencie jego wejścia do ukraińskiego systemu gazowego i dzięki temu Słowacy mogliby podpisać umowę bezpośrednio z Ukrainą. Słowackie władze nie zdecydowały się jednak na to rozwiązanie.
Wstrzymanie tranzytu podważa także obietnicę walki z inflacją i może osłabić pozycję premiera wśród wyborców. Dla Rosji natomiast zakończenie tranzytu przez Ukrainę jest ciosem wizerunkowym i gospodarczym. To symboliczny koniec dominacji Gazpromu w Europie. Ta spółka w tym momencie straciła swoje trzy główne trasy dostaw na zachód – gazociągi Nord Stream, Jamał i Braterstwo. Jedyną funkcjonującą trasą gazociągową dla rosyjskiego gazu pozostał Turk Stream. To miara upadku i wycofania się Rosji z Europy
Jakie skutki dla Ukrainy niesie Pana zdaniem decyzja o zakończeniu tranzytu gazu przez jej terytorium?
Ukraina od 2015 roku nie importuje gazu bezpośrednio z Rosji, koncentrując się na byciu krajem tranzytowym dla dostaw na Zachód. To jest oczywiście konsekwencja tego co się wydarzyło w roku 2014, czyli oderwania wschodnich części Ukrainy przez Rosję, a także zajęcia półwyspu Krymskiego. W związku z tym w przestrzeni publicznej pojawiało się pytanie, czemu Ukraińcy kontynuowali przesyłanie gazu choćby po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji w roku 2022? Otóż robili to dlatego, iż surowiec szedł do odbiorców w Unii Europejskiej. Rosjanie zaś od bardzo dawna, w zasadzie od lat 90 próbowali przedstawić Ukrainę jako kraj, który jest niepewnym elementem w łańcuchu dostaw gazu, jako kraj, który blokuje albo w inny sposób zaburza przepływ tego surowca z Rosji do Unii Europejskiej. Ta retoryka stała między innymi u podstaw prac nad gazociągami Nord Stream i Nord Stream 2. Więc dla Ukrainy ten tranzyt pełnił funkcję wizerunkową, chociaż oczywiście także zarabiała na tym.
Wraz z wygaśnięciem tej umowy z końcem roku 2024, Kijów zdecydował, iż nie będzie jej przedłużać. Decyzja o zakończeniu tranzytu jest symbolicznym zwycięstwem Ukrainy nad Rosją, podkreślającym jej niezależność energetyczną i osłabienie dominacji Gazpromu w Europie. Jednocześnie Ukraina zaproponowała Słowacji model, w którym Słowacja przejmuje własność gazu na granicy ukraińskiej, co pozwoliłoby ominąć bezpośrednie relacje z Rosją. Z perspektywy wizerunkowej, decyzja ta stanowi propagandowy cios dla Rosji i jej pozycji na europejskim rynku gazu.
W obliczu rozbieżnych interesów władz Ukrainy i Słowacji w kwestii tranzytu gazu czy istnieje Pana zdaniem możliwość kompromisu między tymi państwami i czy Komisja Europejska może pomóc w jego osiągnięciu?
Na chwilę obecną trudno wskazać realną drogę do kompromisu. Wstrzymanie tranzytu przez Ukrainę wynika z decyzji suwerennego państwa. Słowacja miała możliwość zabezpieczenia dostaw z innych źródeł, np. z Polski, ale nie skorzystała z tej opcji. Dodatkowo retoryka premiera Fico, w tym zapowiedzi odcięcia Ukrainie dostaw energii elektrycznej, pogarsza relacje między krajami. Komisja Europejska nie ingeruje wprost w negocjacje, uznając decyzje Ukrainy za suwerenne.
W kontekście kryzysu energetycznego głośno jest ostatnio także o Naddniestrzu. Czy Pana zdaniem sytuacja Słowacji jest porównywalna do tej, mającej miejsce w Naddniestrzu?
Sytuacja Słowacji i Naddniestrza jest zupełnie odmienna. Słowacja, jako uznawane państwo, ma możliwość przejścia na alternatywne dostawy gazu. Naddniestrze, region uzależniony od rosyjskiego gazu, walczy z kryzysem energetycznym i degradacją gospodarczą. Mimo iż źródłem problemów obu regionów jest zakończenie tranzytu przez Ukrainę, to ich skala i charakter problemów są różne.
Z Pana perspektywy, jakie globalne konsekwencje niesie decyzja Europy o ograniczaniu współpracy energetycznej z Rosją?
Europa odcina się energetycznie od Rosji, choć przez cały czas importuje rosyjski gaz w formie LNG. W zeszłym roku Unia Europejska zaimportowała rekordowo dużą ilość tego surowca wyższą od poprzednich rekordowych poziomów z lat 2018/2019. By móc się w tym zakresie uniezależnić od Rosji UE musiałaby zapewnić dostawy LNG ze Stanów Zjednoczonych. W tym aspekcie można odnaleźć synergię między interesami europejczyków a tendencją marketingową prezydenta Donalda Trumpa.
Europa odcina się energetycznie od Rosji w zakresie dostaw LPG, ropy naftowej i paliw, ale sam gaz jako surowiec na razie nie podlegał sankcjom. W efekcie decyzja o zakończeniu tranzytu przez Ukrainę nie miała dużego wpływu na rynek globalny, ale miała znaczenie propagandowe. Jednocześnie Europa walczy z napiętą sytuacją na rynku gazowym, co wpływa na cenę energii. Wypełnianie magazynów gazu jest wolniejsze niż w poprzednich latach, co może prowadzić do dalszych wzrostów cen.
Czy uważa Pan, iż europejska tendencja do odchodzenia od pozyskiwania rosyjskiego gazu utrzyma się, czy też Unia zmieni stanowisko w przypadku wystąpienia kryzysów energetycznych?
Trudno jednoznacznie przewidzieć przyszłość współpracy energetycznej Europy z Rosją. Rosjanie sami ograniczyli dostawy gazu do Europy, co zmniejszyło zależność regionu od rosyjskiego surowca. W przypadku kryzysu energetycznego możliwe jest jednak cofnięcie się w realizacji obecnych strategii. Europa intensywnie pracuje nad dywersyfikacją dostaw, co może pomóc w zmniejszeniu jej podatności na presję energetyczną ze strony Rosji.
W kontekście promowania Unijnego Zielonego Ładu i zeroemisyjności, czy myśli Pan, iż uniezależnienie się od gazu rosyjskiego może realnie wpłynąć na politykę klimatyczną i tempo przechodzenia na odnawialne źródła energii w Europie?
To, czego nas powinien nauczyć kryzys energetyczny, to fakt, iż Europa, która jest tak bardzo zależna od nośników energii, których ceny ustalane są przez podmioty trzecie, nigdy nie będziesz w stanie konkurować na polu energetycznym na przykład ze Stanami Zjednoczonymi. Ameryka jest eksporterem netto zarówno ropy jak i gazu.
Europa 90 proc. gazu, który zużywa, musi importować. W tej sytuacji nigdy nie uda się konkurować realnie z Amerykanami, bo po prostu nasze warunki wyjściowe są drastycznie różne. Tak więc o ile chcemy jako Europejczycy zbudować sobie gospodarkę, która będzie odporna na wstrząsy i która będzie cechować się tanią energią, to rozwiązaniem do tego jest przejście na własną produkcję energii elektrycznej. To możemy osiągnąć dzięki transformacji w kierunku źródeł jądrowych i odnawialnych. I to jest rozwiązanie na nasze problemy energetyczne.
Dalsze poleganie na importowanych nośnikach energii, spowoduje jedynie postępujące wyprowadzanie pieniądze z Europy i ich transfer do Rosji, ale też Stanów Zjednoczonych czy państw arabskich. Musimy zbudować własne moce produkcyjne w zakresie energetycznym, a to może nam przynieść tylko powszechna elektryfikacja.
Czyli mówiąc kolokwialnie o ile chcemy na kogoś liczyć, to powinniśmy liczyć na siebie.
Tak jest. Nikt nie sprzeda nam energii taniej niż po kosztach jej produkcji. No a to byłby i tak scenariusz bezmarżowy, więc musimy mieć świadomość, iż tak długo jak polegamy na paradygmacie gospodarczym opartym na surowcach, których nie mamy, tak długo będziemy po prostu zależni od tych, którzy je mają i będziemy względem nich mniej konkurencyjni.