Jeszcze Ukraina nie umarła – zapiski z Kijowa

nawschodzie.eu 2 lat temu

Po raz pierwszy od wybuchu wojny, czy w zasadzie pełnoskalowej inwazji na Ukrainę udało mi się odwiedzić Kijów. To, co zobaczyłem w mieście i co usłyszałem od ludzi różni się od tego co mogłem przeczytać w mediach.

Kijów zmienił się trochę od czasu mojej ostatniej wizyty. Szczególne wrażenie robi to nocą, gdyż miasto ze względu na rosyjskie uderzenia w infrastrukturę krytyczną walczy z problemami w dostawach prądu.

W związku z tym nocą pozostaje ono w znacznej części zaciemnione, na dworcu paliły się jedynie niektóre światła. Na ulicach z oczywistych przyczyn więcej jest żołnierzy z długą bronią. Wciąż można zobaczyć poszczególne budynki, które noszą na sobie ślady zniszczeń i ostrzałów.

Kijów nocą pozostaje zaciemniony ze względu na uszkodzenia infrastruktury krytycznej. Ulice oświetlają jedynie światła przejeżdżających samochodów. Mimo to miasto żyje, ruch uliczny nie zamiera choćby na chwilę (Fot. B. Tesławski /NaWschodzie.eu)

Ale pomimo tego wszystkiego miasto żyje. W rozmowach z kolejnymi mijanymi osobami – we wspólnym przedziale w pociągu, w taksówce, w hotelu czy na ulicy najczęściej powtarzanym przeze mnie pytaniem było “jak żyć?” tudzież “jak żyjecie?” i co interesujące zwykle pierwsza odpowiedź brzmi, iż jest ciężko, ale nikt nie zamierza się poddawać.

Miasto stara się żyć dalej swoim rytmem. Kawiarnie otwierają się rano i kuszą gości świeżo parzoną kawą czy jedzeniem. Sklepy działają, w niektórych miejscach biegają bawiące się ze sobą dzieci. Gdyby nie to, iż ludzi jest na ulicach nieco za mało jak na 3-milionowy Kijów, to wojny adekwatnie można by nie zauważyć. Szczególnie w centralnych częściach miasta, gdzie spodziewałem się zniszczeń wskutek licznych ostrzałów rakietowych w tej chwili nie widać po wojnie ani śladu. Poza plakatami ostrzegającymi mieszkańców miasta przed możliwymi minami lub innymi ładunkami wybuchowymi (z wszechobecnym psem Patronem) trudno odróżnić obecny Kijów od tego sprzed wojny.

Pies o wdzięcznym imieniu Patron (nabój) stał się internetową supergwiazdą, pomagając Saperom w wykrywaniu ładunków wybuchowych. w tej chwili bohaterski czworonóg zdobi ulice Kijowa na plakatach ostrzegających przed ładunkami wybuchowymi.

Samo miasto, przynajmniej w centrum jest bardzo mało zniszczone i widać, iż Rosjanom nigdy nie udało się tutaj wejść. Gdzieniegdzie na budynkach widoczne są skutki ostrzałów, najczęściej w okolicach ważnych budynków czy elementów infrastruktury krytycznej. Zniszczony budynek Samsunga niedaleko dworca kolejowego pokazuje, jak bardzo nieprecyzyjna może być precyzyjna broń.

Mimo to Kijów i jego mieszkańcy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli. Miasto zadziwiło mnie tym, w jak dobrym stanie w tej chwili się znajduje. Chociaż wyłączenia prądu pokazują, iż obrana przez Rosję strategia ataków na infrastrukturę krytyczną przynosi jakieś skutki, to jednak Kijów pozostaje nieugięty. Sklepowe półki pełne są produktów, tak ukraińskich, jak i zachodnich. Metro, tramwaje i autobusy jeżdżą. Grajkowie grają na ulicach, w cerkwiach odprawiane są nabożeństwa, a choćby diabelski młyn ustawiony naprzeciw Akademii Kijowsko-Mohylańskiej kręcił się w weekend.

Ukrainiec pokochał Ukraińca

To, co szczególnie rzuca się “w uszy” przy rozmowach z mieszkańcami Kijowa to zaskakująco wysoki poziom uznania Ukraińców dla… Ukraińców. Jeszcze do niedawna Ukraińcy w braku sympatii do siebie samych mogli stawać w szranki z Polakami. Teraz się to zmienia.

Obecnie Ukraińcy bardzo mocno wierzą w siebie nawzajem. Stali się dla siebie niezwykle serdeczni, a w rozmowach podkreślają kolejne sukcesy swoich rodaków. Czy to militarne na froncie, czy to sukcesy organizacyjne, związane z szybkim uprzątnięciem terenów zakładu remontowego czołgów po ostrzale czy ponownym podłączeniem prądu i ciepłej wody po tym, jak w wyniku rosyjskiego ostrzału ponownie cywile zostali od tego odcięci. Pomimo wyłączeń prądu nasza przewodniczka z uśmiechem posłała całusa w kierunku “Kyyivteploenerho”, czyli instytucji odpowiedzialnej za dostawcy prądu i ogrzewania do Kijowa, nazywając ich bohaterami.

Głównym powodem do dumy Ukraińców w ostatnich dniach było oczywiście zdobycie Chersonia. Przy świetle świec (znów z powodu wyłączenia świateł) wznosili toast za jego wyzwolenie, a zaraz później za polskie Święto Niepodległości (wojska ukraińskie oficjalnie wkroczyły do Chersonia 11 listopada). Stąd nie dziwi, iż przede wszystkim słowa uznania i podziwu Ukraińcy kierują przede wszystkim w kierunku swoich żołnierzy oraz ZSU (Zbrojnych Sił Ukrainy). To za nich wznoszone są pierwsze toasty i o nich wypowiada się z najwyższym szacunkiem.

Romantyczna kolacja przy świecach w dniu wkroczenia wojsk ukraińskich do Chersonia. Brak światła nie odbierał Kijowianom euforii z powodu sukcesu.

Z opowieści Ukraińców znika również “niedasizm”, który my jako Polacy z pewnością doskonale rozumiemy. Przez wiele lat zmiany w Ukrainie były niemożliwe. Od tych na najwyższym szczeblu, blokowanych przez wszechpotężnych oligarchów, aż po te drobne jak załatanie dziury na środku głównej drogi prowadzącej przez prowincjonalne miasto. w tej chwili Ukraińcy są przekonani, iż wszystko da się zrobić. Wierzą w siebie nawzajem i wierzą w to, iż sojusznicy ich nie zostawią, bo jak wielokrotnie tutaj słyszałem, oni toczą walkę nie tylko dla siebie, ale także dla nas. Bo Rosja na Ukrainie się nie zatrzyma i pójdzie dalej, w kierunku państw bałtyckich czy Polski. I to jest dla nich kolejny powód do dumy, iż dają radę skutecznie przeciwstawiać się tej “drugiej armii świata”.

Niektóre rzeczy się naturalnie nie zmieniają. Wśród poszczególnych osób można usłyszeć narzekania, najczęściej na elity, czy grupę trzymającą władzę, iż w tym czy innym miejscu nie robi czegoś, jak powinna. Jeden z taksówkarzy całym sercem popierał Petra Poroszenkę, który lobbuje za zwiększaniem budżetu na obronność i którego ma tłamsić otoczenie Zełenskiego. Nie mniej u zdecydowanej większości ludzi, pomimo trudnej sytuacji usłyszymy raczej dobre słowa na temat rodaków, a choćby na temat polityków, co w Ukrainie dotychczas stanowiło absolutny ewenement.

Naród hartuje się w ogniu walki

Ukraińcy sami przyznają, iż z konfliktu wyjdą znacznie silniejsi jako naród. Fascynujące jest, jak po raz kolejny Rosjanie dostarczają Ukraińcom kolejnych bohaterów i podwalin do funkcjonowania jako naród niezależny od tradycji rosyjskiej. A wręcz tej tradycji wrogi. W uśmiechach ludzi spotykanych na ulicach widać siłę do tego, aby wojnę dociągnąć do zwycięskiego końca. Wierzą w to naprawdę wszyscy i chyba to przekonanie jest najistotniejszą rzeczą, którą przywiozłem z Kijowa.

Co interesujące i warte podkreślenia, wrogość wobec Rosji nie sprawia, iż język rosyjski jest w mieście w jakiś szczególny sposób dyskryminowany. Ponad połowa Kijowian, co sami przyznają, rozmawia po rosyjsku na co dzień. Coraz częściej słyszalny jest surżyk, który świadczy o próbach przechodzenia na język ukraiński u osób, które na co dzień się nim nie posługiwały. Jednak powtarzane w propagandzie rosyjskiej (czy niestety też białoruskiej) przekonania, iż język rosyjski został w kraju zakazany, można między bajki włożyć.

Ukraińcy nie zamierzają się poddawać

Optymistyczne, mimo wszystko, nastroje Ukraińców znajdują również odzwierciedlenie w ich stosunku do kontynuowania walk. Powtarzane przez zachodnie media spekulacje o próbie “przymuszenia” Ukrainy do rozmów pokojowych nie są traktowane tutaj zbyt poważnie. Jako powód podaje się… demokrację. Moi rozmówcy przekonywali mnie, iż władza nie może zmusić obywateli do złożenia broni i prezydent Zełenski doskonale o tym wie. Bo gdyby jednak spróbował, to musi liczyć się z kolejnym Majdanem i ogólnokrajowymi protestami. Te mogłyby być szczególnie groźne, zważywszy na fakt, ile w tej chwili w rękach Ukraińców znajduje się broni.

Zdobycie Chersonia, chociaż ważne, w żaden sposób nie wyznacza dla Ukraińców momentu, gdy mogliby zacząć rozmawiać z Rosją. Warunki pokoju (które muszą funkcjonować gdzieś w obiegu medialnym, bo słyszałem je od kilku osób) to powrót do granic z 1991 roku, reparacje od Rosji za poniesione straty i sąd dla zbrodniarzy wojennych.

Jak widać, są to warunki, które na Rosji mogłaby wymusić chyba jedynie całkowita porażka i kapitulacja. Naturalnie to nie mieszkańcy Ukrainy, a ich reprezentanci będą musieli negocjować z Rosją (i z zachodnimi sojusznikami, którzy prawdopodobnie będą musieli wziąć na siebie w jakimś stopniu odpowiedzialność za pokój) i prawdopodobnie te warunki z pozycji Ukrainy stanowić będą “maksimum” oczekiwań. Nie jest to miejsce na to, aby zastanawiać się, czy takie warunki mogą w ogóle być spełnione. Wojna trwa i wiele jeszcze może się w niej zmienić. Nie zmienia to jednak faktu, iż na ten moment Ukraina pozostaje zdeterminowana, aby obronić swoje ziemie. Bo jak wszyscy mi tutaj powtarzali, Rosja nie cofa się nigdy, a jakikolwiek pokój w tej chwili będzie dla nich tylko przerwą na złapanie oddechu.

Idź do oryginalnego materiału