Kawalerzysta z Battle of Britain

polska-zbrojna.pl 20 godzin temu

O lotnikach często się mówi, iż mają kawaleryjską fantazję. Nic dziwnego – legendą obrosły opowieści o lotach pod mostem, akrobacjach tuż nad ziemią. Słynne jest też powiedzenie, iż dobry pilot poleci choćby na drzwiach od stodoły. To działało na wyobraźnię i bywało impulsem do starań o zdobycie podniebnych ostróg. Zdecydował się na to także kawalerzysta Eugeniusz Szaposznikow.

Droga do lotnictwa wojskowego – a zwłaszcza kształcenie w pilotażu – była ściśle wytyczona. Oficerowie musieli najpierw ukończyć Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, choć zdarzały się przypadki przesunięć z innych rodzajów broni. Piloci-podoficerowie wywodzili się natomiast z żołnierzy przyjmowanych do służby zasadniczej w pułkach lotniczych. Spośród młodych żołnierzy wybierano najbardziej ambitnych i predysponowanych do służby w powietrzu, a następnie poddawano ich sprawdzianowi pozwalającemu wybrać najlepszych. Od tej reguły odstąpiono po raz pierwszy w 1935 roku, kiedy wśród odbywających służbę w innych rodzajach broni ogłoszono ochotniczy zaciąg do lotnictwa. Odzew był naprawdę spory, a wśród chętnych do zmiany specjalizacji nie zabrakło także kawalerzystów.

Jednym z ochotników był pochodzący ze stolicy, zaledwie dziewiętnastoletni Eugeniusz Szaposznikow. Na świat przyszedł 17 lipca 1916 roku w Warszawie. W 1930 roku ukończył szkołę powszechną, następnie przez dwa lata kształcił się w szkole handlowej. Kolejne dwa lata – jak sam to określił – w „Szkole Metalowej”, gdzie uczył się w trybie wieczorowym. Po ukończeniu osiemnastego roku życia zgłosił się jako ochotnik do wojska i został do niego przyjęty 1 marca 1935 roku. Przydzielono go do 2 Samodzielnej Brygady Kawalerii w Brodach, gdzie trafił do plutonu łączności. Marzenia młodego Eugeniusza sięgały jednak nieba i kiedy pojawiła się wspomniana możliwość przekwalifikowania, chętnie z niej skorzystał. Od samego zgłoszenia się do służby w lotnictwie upłynął prawie rok i niejeden z ochotników zapomniał o swoim akcesie, gdy latem 1936 roku sprawa się wyjaśniła: rozpoczęto pierwszy odsiew przyszłych adeptów powietrznych zmagań.

REKLAMA

W elitarnej eskadrze

16 sierpnia Szaposznikow wraz z grupą innych żołnierzy został skierowany do Ustjanowej w Bieszczadach, gdzie znajdował się Wojskowy Obóz Szybowcowy. Tam miał okazję po raz pierwszy wzbić się w powietrze i samodzielnie sterować szybowcem. Żołnierzy, którzy zaliczyli ten kurs, skierowano do rozsianych po całej Polsce pułków lotniczych. Ponieważ Szaposznikow pochodził ze stolicy, przydzielono go do 1 Pułku Lotniczego w Warszawie, gdzie miał przejść kolejne etapy szkolenia. Dzień wcześniej został awansowy do stopnia starszego szeregowego.

W pułkowej Eskadrze Treningowej zameldował się już 14 września, rozpoczął kurs pilotażu podstawowego. Robił postępy, więc 21 marca 1937 roku awansowano go do stopnia kaprala. 12 kwietnia rozpoczął kolejny kurs, który odbywał się w pułkowej Eskadrze Ćwiczebnej Pilotażu. Gdy go zakończył 30 lipca, wrócił do Eskadry Treningowej. Było to związane z bardzo dobrymi wynikami dotychczasowej pracy, które sprawiły, iż Szaposznikow został wyznaczony do przeszkolenia na samolotach myśliwskich, co było marzeniem każdego pilota. Dlatego od 16 sierpnia uczestniczył w I kursie strzelania z samolotów myśliwskich w Lotniczej Szkole Strzelania i Bombardowania (24 sierpnia placówka została przemianowana na Szkołę Pilotażu) w Grudziądzu. 1 października został mianowany podoficerem nadterminowym. Choć kurs trwał do 15 listopada, już 3 listopada został oficjalnie przesunięty z pułkowej Eskadry Treningowej do 111 Eskadry Myśliwskiej. Jednostka ta kultywowała tradycje 7 Eskadry Lotniczej, walczącej zarówno w wojnie polsko-ukraińskiej, jak i polsko-bolszewickiej. Była to jedyna polska jednostka, w której służyli ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych, dlatego wyróżniała się charakterystycznym godłem, nawiązującym do powstania kościuszkowskiego i amerykańskich walk o niepodległość (krakowska rogatywka i dwie skrzyżowane kosy na tle flagi USA). Sama eskadra otrzymała imię bohatera obu krajów, czyli Tadeusza Kościuszki. Często była uznawana za eskadrę elitarną. Przydział do 111 Eskadry oznaczał nie tylko normalną pracę w jednostce, ale także ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Dlatego w 1938 roku Szaposznikow wziął udział w odbywającym się w 1 Pułku kursie doskonalenia wstępnego pilotażu myśliwskiego, który ukończył 6 czerwca. We wrześniu przebywał na ćwiczeniach letnich, podczas tzw. manewrów wołyńskich. 1 października przedłużono mu służbę nadterminową na kolejny rok. Od 6 do 26 maja 1939 roku uczestniczył w szkole ognia na poligonie Trauguttowo. 30 maja reprezentował we Lwowie 1 Pułk Lotniczy na uroczystości ku czci poległych podczas walk z Rosją bolszewicką amerykańskich lotników z Eskadry im. Tadeusza Kościuszki.

Pod niebem Francji

We wrześniu 1939 roku Szaposznikow walczył w ramach Brygady Pościgowej osłaniającej Warszawę. Pierwszego dnia wojny uczestniczył w porannym starciu z niemiecką wyprawą kierującą się na stolicę i prawdopodobnie ostrzelał jeden z bombowców. Zgłosił wówczas zwycięstwo zespołowe, ale zestrzelenie to nie zostało oficjalnie uznane. Tego samego dnia, po południu, znalazł się w zespole pilotów, którzy napotkali rozpoznawczego Do 17 z 4.(F)/121. Samolot ten został zestrzelony, ale zapisano go na konto porucznika Stefana Okrzei.

W 1939 roku Szaposznikow wykonał 21 lotów bojowych i za udział w walkach we wrześniu został odznaczony Krzyżem Walecznych. Wyróżnił „osobistą dzielnością w walce powietrznej z nieprzyjacielem”.

Ewakuował się do Rumunii, a następnie przedostał się do Francji. W lutym 1940 roku został przydzielony do kadrowego polskiego I Dywizjonu Myśliwskiego, znalazł się w kluczu porucznika Arsena Cebrzyńskiego. 3 maja został awansowany do stopnia plutonowego. Po ataku Niemiec na Francję zapadła decyzja, aby polskich pilotów myśliwskich z dwóch kadrowych dywizjonów przydzielić na staż do jednostek frontowych sojusznika lub do kluczy broniących ośrodków przemysłowych. Szaposznikow początkowo miał trafić do klucza chroniącego Nantes, ostatecznie jednak 19 maja wyjechał na front w kluczu por. Cebrzyńskiego, z przydziałem do GC II/6 stacjonującej w Chartres. niedługo jednostka została wysłana do Châteauroux, gdzie przezbroić się miała w samoloty Bloch MB.152. Kiedy GC II/6 miała wrócić na front, 6 czerwca miasto zaatakowały He 111 z 5./KG 55. Przeciwko nim wystartowały zarówno samoloty jednostki, jak i maszyny oddziału mającego chronić znajdujące się tu fabryki. Jedną z nich pilotował Szaposznikow, który w starciu wystrzelał całą amunicję, a kiedy wylądował na lotnisku, wystartował ponownie innym samolotem, sukcesu jednak nie odniósł.

Wieczorem 15 czerwca Polacy z GC II/6 wykonali podczas kampanii francuskiej swój ostatni lot bojowy. Porucznik Cebrzyński tak opisał to zadanie w swoim sprawozdaniu z działalności pod francuskim niebem: „Lot na wymiatanie w rejonie Troyes – Estissac. W czasie patrolowania Francuzi przepuszczają bez atakowania Henschla 126, którego atakuję wraz z całym kluczem na wysokości około 4000 metrów. Samolot zestrzelony i doprowadzony do ziemi w rejonie Estissac. Nad ziemią dostajemy się w silny ogień broni maszynowej. Zadanie wykonane około 50 km w głąb terenu zajętego przez Niemców. Samolot zestrzelony należał prawdopodobnie do jednostki pancernej, której posuwanie się stwierdziliśmy w kierunku na Auxerre”. Francuscy historycy przypisują to zwycięstwo sześciu pilotom, w tym trzem Francuzom.

Walą jak świeczki…

Szaposznikow opuścił Francję 24 czerwca, po zaokrętowaniu się na statek „Apapa” dotarł do Wielkiej Brytanii. Za udział w kampanii francuskiej nadano mu Krzyż Walecznych po raz drugi. 2 sierpnia został przydzielony do pierwszego składu 303 Dywizjonu Myśliwskiego, który kultywował przedwojenne tradycje 111 Eskadry Myśliwskiej. Była to jedna z dwóch pierwszych polskich jednostek myśliwskich utworzonych na Wyspach Brytyjskich – obie rozpoczęły działalność bojową podczas Battle of Britain. 24 sierpnia Szaposznikow wykonywał swój pierwszy lot operacyjny pod angielskim niebem – była to osłona własnego lotniska w Northolt.

Do pierwszego kontaktu Eugeniusza Szaposznikowa z nieprzyjacielem doszło 31 sierpnia. Sześć Hurricane’ów 303 Dywizjonu brało wówczas udział w przechwyceniu wyprawy bombowej kierującej się na lotniska Croydon, Biggin Hill oraz Kenley, a Szaposznikow leciał w kluczu brytyjskiego dowódcy jednostki – S/Ldr Ronalda Kelletta.

Anglik słusznie ocenił, iż samotny atak sześciu myśliwców na bombowce eskortowane przez niemieckie Messerschmitty równałby się misji samobójczej. Dlatego podlegli mu piloci uderzyli na myśliwce osłony i po powrocie do bazy meldowali zestrzelenie sześciu Me 109. Jednego z nich zapisał na swoje konto Szaposznikow, który tak przedstawił to starcie: „Każdy łapie swojego, no i mnie w udziale przypadł lewoskrzydłowy. Nim się zorientował, postraszyłem go serią, robi wywrót. (…) Robię to samo, ale niepotrzebnie, bo za parę sekund wyciąga świecą do góry. Jestem trochę wyżej od niego i to go gubi. Sam wchodzi na celownik i tylko pocisnąć i już koniec. Przechodzi na plecy i z białą smugą wali do ziemi. Tak skończyło się to bardzo szybko, czas wracać, ale już sam, bo znaleźć się jest trudno. W drodze powrotnej mijam skoczka, ale muszę przelecieć koło niego spokojnie”.

Na kolejne spotkanie z Luftwaffe Szaposznikow czekał do 7 września, kiedy niemiecka nawała po raz pierwszy w dużej masie uderzyła na Londyn. Polacy z Dywizjonu 303 przechwycili niemiecką wyprawę w okolicy stolicy Wielkiej Brytanii i korzystając z faktu, iż eskortą zajęły się przybyłe wcześniej dywizjony brytyjskie, uderzyli na bombowce, które rozpoznali jako Do 215. Eugeniusz odniósł wówczas podwójne zwycięstwo, które tak opisał w kronice dywizjonu: „Gorączka mija dopiero na 20 000 stóp i kiedy widzi się npla. O, dziś jest ich niemało, posuwają bezczelnie długimi szeregami, czarne jak złe duchy. Nad nimi jak własne dusze kręcą się Me 109. Decyzja krótka: walimy w sam środek, nie zważając na resztę. Dosuwamy się do Do. Dwie serie i żebrak leci do ziemi. Dca klucza strzela również, ale Me nie dają
skończyć ataku, musimy uciekać. Rój maszyn po pierwszym ataku rozleciał się na wsze strony. Wracam, 300 m niżej, oświetlone słońcem, z białymi nosami lecą Me. Jest i szósty! Ostatni sposobem starego Wencla leci jakieś 200 metrów za swoimi luterskimi kolegami. Pociągam spust i przechodzi nosem przez całą serię. Atak jak do rękawa. Pięciu kolegów stara się mnie okrążyć. Nad nami były. Ten sposób p. Wojtka jest świetny – skrzydło na budynek i do ziemi. Uciekam zdrów i cały – jeszcze jeden dzień dłużej może coś się uszczerbi”.

Na kolejne spotkanie Szaposznikow nie musiał długo czekać. 11 września Dywizjon 303 przechwycił w rejonie Reigate niemiecką wyprawę bombową, która kierowała się na Tunbridge Wells. Polacy uderzyli wprawdzie na bombowce, ale niedługo do walki wmieszała się eskorta złożona z Me 109 i dwusilnikowych Me 110. To właśnie te ostatnie padły ofiarą Szaposznikowa, który tak opisał tę walkę: „Wystartowałem wczoraj jak zwykle na lewym skrzydle i jak przeważnie w kluczu por. Henneberga. Po dość długim bezcelowym szukaniu upragnionego celu, odstawiamy defiladę pomiędzy dwoma falami widzów niemieckich. Natrętni są jak zwykle, przeto cztery Me 109 walą się nam na łeb. Rozlatujemy się i każdy swojego. Widzę jednak, iż nie ma najmniejszego celu tracić wysokości i ganiać uciekiniera. Walę przeto do sedna wyprawy. Lecą jak zwykle kupą. Dwa Me 110 idą za nimi. Wchodzę w ogon jednego i zaczynam strzelać. Ponieważ byłem dość blisko, zaczęło mnie dosyć solidnie poniewierać po przestworzach i seria moja przeniosła się bezwiednie na drugą maszynę. Przyjąłem to jako dobry znak i zaczynam już sam strzelać podobnym systemem. Przycisk km puściłem dopiero po ich umilknięciu. W międzyczasie prawy zwalił się z palącymi silnikami, po paru sekundach drugiego spotkało to samo. Obydwa Messerschmiciaki walą do ziemi jak świeczki. W ogóle wczoraj było dużo świeczek do tego stopnia, iż myślałem o większym rzucaniu bomb oświetleniowych. Teraz noszę się z zamiarem nieprzywożenia zestrzeleń, bo największą tragedią to jest te wywnętrzanie się na ten niewinny papier”.

Powietrzne sukcesy Eugeniusza Szaposznikowa nie umknęły uwadze dowództwa. Po zgłoszeniu zestrzeleń pięciu samolotów przeciwnika podoficer uzyskał nieformalny tytuł asa, który ustanowiono jeszcze podczas I wojny światowej. Ponieważ piloci Dywizjonu 303 odnieśli wiele spektakularnych sukcesów, 18 września jednostkę odwiedził w Northolt Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski. Spotkanie to było okazją do wręczenia odznaczeń, a jedno z nich – Srebrny Krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari – zawisło na piersi Szaposznikowa.

Nie był to jednak koniec sukcesów Eugeniusza. 23 września w rejonie wyspy Sheppey Dywizjon 303 zaatakował grupę Me 109, Szaposznikow meldował później zestrzelenie jednego z nich. I gdy 27 września podczas pościgu za bombowcami Luftwaffe Szaposznikow odłączył się od kolegów, został zaatakowany przez niemiecki samolot i zestrzelił kolejny Me 109 w pobliżu Brighton.

Przemęczony pilot

S/Ldr Ronald Kellett złożył 2 października wniosek o uhonorowanie Szaposznikowa brytyjskim odznaczeniem przeznaczonym dla podoficerów – Distinguished Flying Medal. W uzasadnieniu napisał: „Szaposznikow wziął udział w wielu powietrznych starciach, w których udowodnił, iż jest pilotem o wyjątkowych umiejętnościach i wielkiej odwagi. W ciągu ostatniego miesiąca zestrzelił sześć samolotów nieprzyjaciela, a kolejnego zestrzelił prawdopodobnie. Będąc numerem 3 w sekcji, nie tylko bez lęku atakował będące w przewadze samoloty wroga, ale również dzięki swojemu opanowaniu i szybkości w podejmowaniu decyzji często ratował swojego dowódcę oraz kolegów z jednostki”.

8 października kandydaturę tę poparł dowódca 11 Grupy Myśliwskiej A/V/M Keith Park, który w swojej rekomendacji napisał: „Polski sierżant pokazał swoją wielką brawurę. Jego opanowanie i szybka ocena sytuacji pozwoliła w wielu przypadkach, kiedy był w sekcji numerem 3, uratować dowódcę i innych pilotów. Zestrzelił sześć samolotów nieprzyjaciela. choćby w odnoszącym spektakularne sukcesy dywizjonie wyróżnia się odwagą i energią w działaniu”.

Dzień wcześniej, 7 października, podoficer stoczył swoją ostatnią walkę w czasie Battle of Britain. Dywizjon 303 poleciał wówczas z kanadyjskim 1 Dywizjonem (RCAF) na patrol w rejonie Kenley-Brooklands. niedługo po swojej prawej stronie dojrzeli samoloty nieprzyjaciela: ponad pięćdziesiąt Me 109, które znajdowały się wyżej, i niedługo zaatakowały z przewagi wysokości. Niemcy uderzyli na Kanadyjczyków i Polacy próbowali ich dogonić, ale bezskutecznie. Podczas pościgu dostrzegli jednak inną, lecącą na zachód grupę Messerschmittów, które zawróciły, żeby zaatakować samoloty Dywizjonu 303, korzystając z przewagi wysokości. Piloci Hurricane’ów byli jednak czujni, zdołali uniknąć uderzenia, gdy jednak podjęli próbę walki kołowej z przeciwnikiem, Niemcy wykorzystali prędkość swoich maszyn i odlecieli. I tylko niektórym lotnikom udało się ostrzelać przeciwnika. Był wśród nich Szaposznikow, który po powrocie do bazy napisał w raporcie bojowym: „Spotkaliśmy lecącą niżej od nas formację Me 109. Nagle pod nami zauważyłem kolejne trzy Me 109, a za nimi kolejne dwa. Zaatakowałem jednego z nich i po oddaniu jednej serii przeciwnik zaczął nabierać wysokości. Poleciałem za nim i wystrzeliłem kolejne dwie serie, po których Messerschmitt zaczął dymić, ale zdołał mi uciec. Wówczas znalazłem się nad wybrzeżem i spotkałem kolejne dwa Me 109. Zaatakowałem jednego z nich i po jednej serii przeciwnik zaczął nurkować. Strzelałem z odległości 150 jardów i mimo iż nie widziałem ani dymu, ani płomieni, samolot wpadł do morza zaraz przy Brighton”.

Pod koniec 1940 roku walki nad Wielką Brytanią wygasały – intensywnym działaniom nie sprzyjały warunki atmosferyczne. W połowie października Dywizjon 303 został przesunięty na tyły, by odpocząć po wyczerpujących starciach z Luftwaffe. 1 listopada Szaposznikow awansował do stopnia sierżanta. Natomiast 31 grudnia został odznaczony wnioskowanym trzy miesiące wcześniej Distinguished Flying Medal. W tym czasie otrzymał też Krzyż Walecznych po raz trzeci.

12 maja 1941 roku Szaposznikow odszedł na odpoczynek do Szkoły Podstawowego Pilotażu w Montrose. 1 listopada był promowany do stopnia oficerskiego. W marcu 1942 roku został skreślony z listy pilotów myśliwskich. Wyznaczono mu rolę instruktora, a w uzasadnieniu napisano: „Pilot b. dobry. Przemęczony. Nie zdradza chęci powrotu do jednostki bojowej”. Do latania bojowego Szaposznikow wrócił 14 grudnia 1943 roku, otrzymał wówczas przydział do 316 Dywizjonu Myśliwskiego. Już tydzień później przeniósł się do Dywizjonu 303. Chwile grozy przeżył 8 kwietnia 1944 roku: podczas alarmowego startu jego maszyna zderzyła się z samolotem porucznika Ludwika Kraszewskiego, ale obaj piloci wyszli z kolizji bez szwanku. 6 lipca Szaposznikow został mianowany dowódcą Eskadry A w 303 Dywizjonie. Odznaczono go wówczas Krzyżem Walecznych po raz czwarty. 14 listopada powrócił do szkolnictwa i ponownie został instruktorem w szkole podstawowego pilotażu. Gdy wojna się zakończyła, Szaposznikow zdecydował się pozostać w Wielkiej Brytanii. Podobnie jak wielu lotników, którzy po wojnie nie wrócili do Polski, zdecydował się zmienić trudne do wymówienia przez Brytyjczyków imię i nazwisko na Eugene Sharman. Przyczyny tej decyzji były wśród Polaków pozostających w Wielkiej Brytanii indywidualne, ale prawdopodobnie chodziło o lepsze wtopienie się w środowisko.

Zmarł 8 lipca 1991 roku w Nottingham.

Grzegorz Śliżewski
Idź do oryginalnego materiału