Ze względu na zachodzące zmiany w języku polskim nie pozostaje nic innego jak się do nich dostosować.
— Kijem Wisły nie zawrócimy — oznajmił w Polskim Radiu RDC polonista i filozof z Uniwersytetu Warszawskiego dr Tomasz Kowalczuk.
W audycji „Teleobiektyw” Jarosława Gugały mówił on o zmianach w języku polskim i zapożyczeniach. Jak wskazał, takie procesy następują każdego dnia. Pokazał to na przykładzie końcówki „-ów”.
— Forma meczów w tej chwili jest formą obowiązującą i jak ja bym w podstawówce za formę meczów dostał jedynkę, tak dzisiaj będzie odwrotnie. To jest taki przykład pewnych zmian, które następują. W pewnym momencie jednak mówimy trudno, skoro nam nie brzmi, ale 99 proc. Polaków mówi tak, a nie inaczej, to my mówimy dobra, to się na to zgadzamy — podkreśla.
Podkreśla, iż Polacy nie szanują struktury języka polskiego „jako takiego”.
— Ze zdumieniem stwierdzam, iż w tej chwili nie zmieniamy form fleksyjnych przy przeczeniu. Znaczy zwracam uwagę, nie zwracam uwagę. Mówią nasi politycy na przykład z pierwszych stron gazet. Kompletnie zapomnieliśmy o polskim wołaczu, który nie jest już samym przypadkiem. I to jest rosyjskie. Dlaczego mówię o rusofilstwie? Dlatego, iż to jest forma rosyjska. Język rosyjski nie wyróżnia wołacza — wskazuje.
Główną instytucją ws. używania języka polskiego jest Rada Języka Polskiego. W jej skład wchodzą znawcy m.in. dziennikarstwa, historii, językoznawstwa, literatury czy oświaty.














