Kobiety w Wojskach Specjalnych cz. 2/3

bezpieczenstwoistrategia.com 2 lat temu

Nasz pierwszy artykuł na temat służby kobiet w Wojskach Specjalnych odbił się szerokim echem Zdaje się, iż poruszyliśmy wrażliwy i istotny temat. Co więcej, emocje z nim związane zdają się być bardzo podobne w całym Wojsku Polskim. Dlatego zdecydowaliśmy, iż w drugiej części odejdziemy nieco od rozmowy wyłącznie na temat obecności pań w „specjalsach”.

Postaramy się Wam pokazać kontekst związany z podejściem do służby kobiet w całej armii, gdyż wywołuje to spore emocje, a czasem choćby i napięcia. Jest to jednocześnie zagadnienie, o którym ciężko jest żołnierzom dyskutować w sposób otwarty. Ten brak dialogu pomiędzy częścią służących w wojsku mężczyzn i kobiet podszyty jest też czasem wzajemnym żalem i niezrozumieniem.

Spróbujemy więc zarysować kwestie, które wywołują w tej chwili największe kontrowersje w relacjach damsko-męskich. W trzeciej części zastanowimy się z kolei nad tym, czy kobiety są w tej chwili traktowane w armii w sposób preferencyjny i jak można byłoby oczyścić związaną z tym atmosferę. Wtedy też w większym stopniu uwzględnimy specyfikę Wojsk Specjalnych.

Kobiety nie miały w armii łatwego początku

Początki kobiet w wojsku nie były łatwe. Spora grupa mężczyzn podchodziła do tego pomysłu, łagodnie to ujmując… z dystansem. Mamy wrażenie, iż wiele z pań, które „przecierały szlaki” dla swoich koleżanek w mundurze, mogła przynajmniej raz doświadczyć w swoim życiu dyskryminacji. Miało to miejsce zwłaszcza na początkowym etapie ich karier.

Form nierównego traktowania jest zaś w wojsku całkiem sporo. Najprostsze z nich dotyczą codziennego uprzykrzania wykonywanych obowiązków. „Laskę” można próbować np. wmanewrować we wszystkie najgorsze służby. Albo zlecić jej do wykonania zadanie z obszaru, w którym nigdy nie miała do tej pory okazji zdobyć doświadczenia.

Może to mieć na celu „udowodnienie” rzekomej niekompetencji kobiety, a w konsekwencji podważenie jej pozycji zawodowej lub skłonienie jej do przeniesienia się do innej jednostki. Naszej koleżance (jednej z pierwszych kandydatek przyjętych na funkcjonującą wtedy na Pomorzu szkołę podoficerską) powtarzano np., iż powinna zrezygnować z kursu, bo „nie wytrzyma” trudów służby.

Podczas robienia „rejonów” musiała więc np. wyciągać zwłoki szczura z zakamarków łazienki i czyścić sedesy. Na zajęciach próbowano ją z kolei „zagiąć” podchwytliwymi pytaniami. Niby nic takiego, bo niektórzy „starzy” podoficerowie z tej szkoły zawsze lubili sobie znaleźć w grupie jednego lub kilku „ulubieńców”…

Tak się jednak składało, iż to właśnie kobiety miały znacznie większe szanse na to, aby trafić do takiej grupy. Jeszcze innym przykładem nierównego traktowania pań w wojsku jest próba ich marginalizacji. Daje im się wtedy do zrozumienia, iż się „nie nadają” do „prawdziwej roboty” i odsuwa od wykonywania zadań. Zdarzały się jednak znacznie smutniejsze historie.

Kilkanaście lat temu, inna z naszych koleżanek musiała w trakcie odbywania praktyk w jednostce zamykać się od środka w pokoju. Wieczorami „dobijali” się do niej bowiem żołnierze krzyczący przez drzwi, aby im „dała d…”. Karygodne zachowanie, które powinno być surowo karane. W wojsku „przymykano” jednak wtedy na takie sprawy oko.

Czasy się jednak zmieniają i podejście do żołnierzy też ewoluuje

Nie mamy więc wątpliwości co do tego, iż w armii zdarzały się przypadki złego traktowania, a choćby molestowania kobiet. Ofiary były ponadto pozbawione w takich sytuacjach należytego wsparcia. Konsekwencje zgłoszenia nieodpowiedniego zachowania były ciężkie do przewidzenia i panie mogły obawiać się tego, iż taki epizod odbije się negatywnie na ich dalszej służbie w wojsku.

Nasze osobiste doświadczenia wskazują również na to, iż stosunek do równouprawnienia wyrażany przez panie, które doświadczyły w przeszłości dyskryminacji jest dosyć wyrazisty. Można chyba choćby powiedzieć, iż ich poglądy cechuje przesadne przeświadczenie o tym, iż kobiety są „zawsze” dyskryminowane w pracy. W kontekście ich przeżyć jest to jednak zrozumiałe.

Natomiast trzeba też uczciwie przyznać, iż początki kobiet w wojsku przypadły na czasy, w których panowało zupełnie inne podejście do żołnierzy. Na wspomnianej wcześniej przez nas szkole podoficerskiej kobieta musiała czyścić toalety, ale jej kolega mógł też od pewnego „krewkiego” instruktora „wyhaczyć bombę” na korpus za to, iż np. źle się ogolił.

Nie jest to oczywiście żadne usprawiedliwienie dla złego traktowania kobiet, ale warto pamiętać o tym, iż podejście armii do żołnierzy ewoluowało. Odnosi się to do obydwu płci. Ciężko jest nam sobie wyobrazić, aby dziś przytoczone przez nas wcześniej sytuacje mogły być przez wojsko tolerowane w sposób systemowy.

Armia nie może sobie ponadto pozwolić na złe traktowanie kobiet ze względu na panujące w niej braki kadrowe. Jedna z naszych znajomych z Wojsk Specjalnych, podkreśla, iż w ciągu kilku lat służby nigdy nie odczuła na swojej skórze przejawów dyskryminacji lub złego traktowania.

Jakiś czas temu inny znajomy opowiadał z kolei, iż jeden z żołnierz w sposób otwarty skrytykował swoją koleżankę w mało wyszukany sposób. Został za to natychmiast wezwany do dowódcy kompanii.

Wojsko Polskie charakteryzuje się własną specyfiką

Czy oznacza to, iż wojsko jest wolne od mobbingu, dyskryminacji i molestowania? Nie, ale zjawiska te odnoszą się chyba w tej chwili we w miarę równym stopniu do żołnierzy każdej z płci. Jakiś czas temu słyszeliśmy np. iż jeden „geniusz”, przyłożył na strzelaniu podległemu mu żołnierzowi z „plaskacza”. Sprawa się „rozmyła”. Czy podobnie byłoby gdyby uderzono kobietę? Raczej nie.

Z drugiej strony panie muszą się czasem borykać z tekstami, które choćby nas wprawiają w osłupienie. Pewnego razu jedna z nich zgłosiła się do swojego przełożonego z prośbą o jednodniowy urlop. Chciała go wykorzystać na zrobienie badań lekarskich. W odpowiedzi usłyszała: „To niech Ci przy okazji zrobią badania na obecność mojej spermy w Twojej gębie.”

Zdarzają się też historie „z pogranicza”. Jednak z kobiet rozmawiała swego czasu ze swoim dowódcą:

– Czy mogłabym dziś wcześniej wyjść z pracy? Muszę jechać z chorym dzieckiem do lekarza.

– A co? Ja Ci to dziecko zrobiłem? Twoje dziecko, Twój problem. – odparł oficer.

Nie minęło kilka chwil, a dowódca sypnął podobnym tekstem do innego żołnierza. Tym razem mężczyzny. Hmm… No i jak teraz ocenić takie zachowanie przełożonego? Brak empatii? Element mobbingu? Nieodpowiednie traktowanie? A może właśnie równouprawnienie, bo wspomniany przełożony tak samo „z buta” odnosi się do każdego, niezależnie od płci?

Wojsko rządzi się więc swoimi prawami. Dlatego kobiety, które cechują się na ogół wyższym poziom empatii i umiejętności komunikacji interpersonalnej niż mężczyźni, muszą liczyć się ze zdarzającym się tam obcesowym traktowaniem. Pytanie tylko na ile jest to kwestia dyskryminacji, a na ile jakości kadry dowódczej, a także sposobu jej kształcenia?

Nie należy też „przeginać” w drugą stronę

Naszym zdaniem, nie można też przesadzać w drugą stronę. Żołnierze powinni podchodzić do kwestii mobbingu w sposób rozsądny i nie nadużywać tego typu stwierdzeń. Wojsko to jednak wojsko… A więc obecni w nim ludzie nie mogą „płakać” z byle powodu. Czasem trzeba po prostu zebrać „opierd…” lub też zacisnąć zęby w obliczu trudów służby.

Nie możemy również doprowadzić do sytuacji, w której to podoficerowie i oficerowie nie będą mogli wykazywać się stanowczością i stawiać kobietom wysokich wymagań. Będą bowiem obawiać się o to, iż zostaną posądzeni o mobbing. A widzieliśmy już przypadki, w których przełożeni byli zbyt łatwo oskarżani o złe traktowanie podległych im osób.

Czasem też nie dogadywali się po prostu ze swoimi podwładnymi, a ci próbowali ich usunąć ze stanowiska. Co ciekawe, jedna ze znanych nam sytuacji tego typu miała miejsce właśnie w plutonie, w którym większość składu osobowego stanowiły kobiety. Z jakiś powodów nie mogły one jednak znaleźć wspólnego języka z zastępcą dowódcy plutonu, która to… również była kobietą.

Gdy skargi ze strony pań dotarły do dowódcy plutonu, ten rozpoczął własne „mini śledztwo”. Sprawa rozeszła się jednak po kościach, gdyż za zastępcą dowódcy wstawili się służący w plutonie mężczyźni.

Należy również pamiętać o tym, iż proces szkolenia w wojsku powinien uwzględniać elementy wywołujące u żołnierza stres i dyskomfort. Ma to na celu odpowiednie przygotowanie go do reagowania w sytuacjach bojowych. A więc jeżeli ktoś liczy na to, iż praca w armii będzie „łatwa i przyjemna” to nie powinien do niej wstępować.

Czy wojsko nadąża za zachodzącymi w kraju przemianami społecznymi?

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat obserwujemy w polskim społeczeństwie zmiany w zakresie podejścia do kwestii równouprawnienia. Jednak armia nigdy na dobre nie zastanowiła się nad tym, w jaki sposób należałoby się przygotować na coraz większą liczbę pojawiających się w jej szeregach pań.

Wiążące się z tym przeszkody (np. infrastrukturalne) są więc albo ignorowane, albo „łatane” doraźnie. Kobiety powinny posiadać m.in. dostęp do oddzielnych pryszniców i szatni. Ale nie zawsze tak jest, zwłaszcza na poligonach. W takim wypadku wyznaczane są „godziny na myjkę”. Panie i panowie otrzymują taki sam przedział czasu w kąpiel.

Tylko iż ich jest zwykle pięćdziesięciu, a kobiet siedem…Takie sytuacje generują tylko niepotrzebne napięcia. Armia nie odpowiedziała sobie ponadto na pytanie o to, na jakich zasadach funkcjonować będą w niej panie. Z jednej strony powtarza się więc, iż „są one takimi samymi żołnierzami”, ale z drugiej „przymyka oko” na uchylanie się części z nich od niektórych zadań.

Kwestiami, które wywołują u mężczyzn chyba największe emocje w zakresie traktowania kobiet na poziomie odgórnych, wojskowych regulacji są przede wszystkim normy sprawności fizycznej, a w dalszej kolejności – nieobecności związane z macierzyństwem.

Normy z WF

Poza zespołami bojowymi w „specjalsach” (gdzie obecność pań jest raczej ewenementem), wymagania sprawnościowe dla kobiet znacząco odbiegają od tych, które spełniać muszą w wojsku mężczyźni. Różnice są znaczące – w przypadku marszobiegu na 3 km sięgają np. dwóch – trzech minut. Wywołuje to negatywne reakcje wśród wielu panów.

Zdaniem naszej koleżanki, służącej w Wojskach Specjalnych, normy dla mężczyzn nie są na tyle „wyśrubowane”, aby przy regularnym treningu nie mogła ich spełnić kobieta. Dlatego uważa ona, iż kryteria oceny z WF powinny zostać zrównane. Inna dodaje: „Stworzyłoby to znacznie zdrowszą atmosferę pracy.”

Istnieje jednak spora cześć kobiet, która uważa iż obecny podział w zakresie wymagań odnoszących się do sprawności fizycznej jest sprawiedliwy. To naturalny i ludzki odruch. Każda grupa społeczna posiada bowiem własne interesy. Skoro można mieć łatwiej w pewnej dziedzinie to po co sobie utrudniać życie?

Na podobnej zasadzie niektórzy mężczyźni nie widzą nic niestosownego np. w „załatwianiu” pracy w wojsku członkom swoich rodzin lub traktowaniu ich w sposób preferencyjny. I też wywołuje to tarcia. Prowadzi ponadto do obniżenia ogólnego poziomu kompetencji kadr. WF nie jest w wojsku „wymysłem” i także przekłada się na przydatność żołnierza do wykonywanych przez niego zadań.

Obowiązujące standardy nie powinny być więc zróżnicowane ze względu na płeć, a jedynie funkcję jaką pełni dana osoba. Naszym zdaniem naturalne byłoby więc to, iż normy dla „rozpoznawczyków” ze „zmechu” są inne od tych, dotyczących osób służących w logistyce, a jeszcze inne dla specjalistów w zakresie cyberbezpieczeństwa.

I taki system już w pewnym zakresie w wojsku funkcjonuje. Z jakiś względów armia zdecydowała jednak, iż kobieta żołnierz może biegać w innym tempie od mężczyzny żołnierza. Zastanawiamy się, czy nie zdrowszym byłoby traktować panie dokładnie w ten sam sposób jak panów, przy jednoczesnym odgórnym „otworzeniu” im dostępu do wszystkich możliwych stanowisk?

Macierzyństwo w Wojsku Polskim

W dyskusji na temat kobiet nie uciekniemy również od kwestii macierzyństwa. Sporo mężczyzn zarzuca paniom, iż „rozwalają” one zdolności bojowe pododdziału zachodząc w ciąże. Przebywają wtedy na długotrwałym zwolnieniu lekarskim. Natomiast po powrocie, ze zrozumiałych względów nie są w stanie wykonywać wszystkich zadań i pracować w pełnym wymiarze czasowym.

Uważamy jednak, iż jest to hipokryzja. Skoro bowiem zdajemy sobie sprawę z ograniczeń jakie dla rozwoju armii stanowią niekorzystne trendy demograficzne w naszym kraju, to powinniśmy robić wszystko, aby ułatwiać kobietom macierzyństwo. Udogodnień z tym związanych nie postrzegamy więc jako przejawów preferencyjnego traktowania, ale jako inwestycję w umacnianie państwa.

Naszym zdaniem, wojsko tworzy jednak w zakresie macierzyństwa fikcję zamiast dopracować rozwiązania systemowe do specyfiki instytucji. Kobiety, które decydują się na ciąże pozostają bowiem często na stanie osobowym jednostki. W praktyce przypisane im zadania muszą być wykonywane przez innych.

W przypadku matek, które starają się o drugie i trzecie dziecko, taki stan potrafi utrzymywać się choćby i pięć lat. Jest to szczególnie uciążliwe, gdy pododdział uczestniczy w wielu wyjazdach, albo gdy osoba przebywająca na zwolnieniu zajmowała stanowisko specjalistyczne. Jednostka ma przy tym ograniczone możliwości pozyskania „zastępstwa”, gdyż etat jest teoretycznie obsadzony.

Wojsko musi dopasować się do matek, a one powinny być świadome wymagań służby

Sądzimy przy tym, iż kwestia podejścia do macierzyństwa jest dosyć łatwa do rozwiązania. Zarówno panowie jak i panie powinni wykazywać się w tym zakresie rozsądkiem. Paniom, powracającym do pracy po ciąży powinno się np. umożliwić zdawanie okresowego egzaminu z WF w późniejszym terminie. Zwłaszcza w sytuacji, w której data powrotu wypada tuż przed samym sprawdzianem.

Nie powinno się jednak pozwalać na to, aby kobiety nadużywały „systemu”. A to się zdarza, np. poprzez przejście na zwolnienie zaraz po uzyskaniu informacji o ciąży. Do momentu, w którym dziecko nie ukończy czwartego roku życia młoda mama jest też uznawana za osobę karmiącą. Używając tego argumentu, spora grupa pań próbuje przez cały ten okres „migać się” od poligonów, służb 24 h i ćwiczeń.

Dla porównania, w armii amerykańskiej analogiczny okres powrotu do pełni obowiązków przez młode mamy wynosi maksymalnie rok. jeżeli kobieta uważa więc, iż nie jest w stanie wykonywać swoich obowiązków w pełnym zakresie przez okres blisko pięciu lat, to być może jednostki liniowe nie są po prostu najwłaściwszym miejscem pracy dla takich osób?

Dlatego od dowództwa oczekiwalibyśmy z kolei stworzenia systemu, w którym kobiety decydujące się na długotrwałe L4 przenoszone są na ten okres do rezerwy kadrowej. Jednostki mogą przy tym obsadzać zwalniający się etat wedle uznania. Paniom umożliwia się następnie powrót do zadań w zależności od potrzeb armii, a także ich preferencji osobistych i możliwości wynikających z sytuacji rodzinnej.

Podsumowanie

Wojsko nigdy nie „przepracowało” na poważnie tematu obecności kobiet w armii. Odpowiedzialność za podejmowanie decyzji w tym zakresie została w dużej mierze zepchnięta na niższe szczeble. Ma to zaś swoje konsekwencje. Przede wszystkim w zakresie uznaniowości w traktowaniu pań. Prowadzi też do nieporozumień, które ulegają z czasem kumulacji.

Szerzej opowiemy Wam o tym w trzeciej części materiału. Uważamy jednak, iż w Wojsku Polskim brakuje przede wszystkim jasnej deklaracji w zakresie podejścia do służby kobiet. Za rozsądne uważamy stanowisko polegające na odgórnym otwarciu dla pań wszystkich dostępnych w armii stanowisk, oczekując od nich spełnienia wszystkich wymaganych na nich kryteriów.

Naszym zdaniem, normy z WF należałoby więc zrównać dla obu płci. Za tym powinno pójść również dostosowanie warunków pełnienia służby do niezbędnych wymagań w zakresie infrastruktury i wspierania macierzyństwa. Żołnierze obydwu płci nie zawsze powinni być więc traktowani jednakowo, ale zawsze w sposób równy i uczciwy.

Idź do oryginalnego materiału