Kolej na historię: Esesmani to też ludzie?

wolnadroga.pl 2 tygodni temu

Są tacy, którzy mówią, iż holokaust, to mistyfikacja. Bo trudno uwierzyć w to, iż jakiś inżynier zaprojektował piec krematoryjny służący do masowej zagłady; iż ktoś opracował projekt komory gazowej i wpadł na pomysł; iż mordowanie ludzi gazem będzie po prostu tańsze i bardziej ekonomiczne. Ktoś też wymyślił rampę ułatwiającą rozładunek transportu ludzi niemal prosto do pieca. Ot po prostu – przyjeżdża pociąg, następuje szybka selekcja i trzy godziny później jest już po sprawie. Można iść na kawę, zajrzeć do domu, pobawić się z dziećmi, wszak esesmani to też ludzie…

Naprawdę? To da się pogodzić? Jak bardzo trzeba odhumanizować te transporty mężczyzn, kobiet, dzieci i starców, aby nie widzieć w nich ludzi? A przy tym systematycznie pozbawić ich wszystkiego, co mogłoby przydać się III Rzeszy: złotych zębów, bucików, okularów, zegarków, a choćby włosów… Rzeczy osobiste, które przywieźli ze sobą Żydzi, były sortowane przez więźniów i przechowywane w miejscu określanym jako „Kanada”, czyli ostateczna kraina obfitości. Nic nie mogło się zmarnować, wszak III Rzesza funkcjonowała według niemieckiego systemu zarządzania. Ordnung muss sein.

Istnieje „Album Auschwitz” – jedyny zachowany dowód zbrodni. To bezcenny dokument podarowany Yad Vashem przez Lilly Jacob-Zelmanovic Meier. Album zawiera pięćdziesiąt sześć stron i sto dziewięćdziesiąt trzy zdjęcia. Zostały wykonane pod koniec maja lub na początku czerwca 1944 r. przez dwóch esesmanów: Ernsta Hofmanna i Bernharda Waltera. Wiele zdjęć powstało na rampie kończącej specjalną linię kolejową, wiodącą od stacji kolejowej bezpośrednio do wewnątrz Auschwitz. Po przyjeździe Żydzi przechodzili selekcję, którą przeprowadzali lekarze i strażnicy SS. Tych, których uznano za zdolnych do pracy – kierowano do obozu, gdzie rejestrowano, odwszawiano i rozprowadzano do baraków. Pozostałych wysłano do komór gazowych i zagazowywano. Ciała kremowano, a popioły rozsypywano na pobliskich bagnach.

Proces selekcji przeprowadzany przez lekarzy i strażników SS odbywał się dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, systematycznie. Większość Żydów wysyłano natychmiast na śmierć. Zdjęcia w albumie pokazują cały proces: przybycie transportu, rozładunek, selekcja i droga wybranych do komór gazowych. Zwłaszcza te fotografie są przerażające. Pokazują ostatnie chwile bliskich razem, zanim zostaną wpędzeni do komór gazowych i zamordowani. Na zdjęciach nie pokazano samego zabijania. Nie jest do końca jasny cel wykonania tego albumu, wszak sam proces zagłady objęty był tajemnicą. Przypuszcza się, iż został on sporządzony jako oficjalny dokument dla zwierzchniej władzy, podobnie jak albumy fotograficzne z innych obozów koncentracyjnych.

To był swoisty precedens w historii ludzkości. Nigdy wcześniej nie miała miejsca masowa zagłada ludzi trującym gazem na tak masową skalę. Włączony w to został cały przemysł, logistyka i system komunikacji. Efektem końcowym była śmierć. Powstaje pytanie – jak to możliwe, wszak ci stojący po drugiej stronie, z bronią gotową do strzału i z psami to też ludzie, tacy jak my.

Jednym z pierwszych esesmanów oddelegowanych do pracy w KL Auschwitz w maju 1940 r. był Gerhard Palitzsch. Był odpowiedzialny za przeprowadzanie egzekucji przez rozstrzelanie pod Ścianą Śmierci na dziedzińcu bloku nr 11. Stał się jednym z najokrutniejszych katów Auschwitz. Znęcał się nad więźniami, wykonywał egzekucje, brał udział w mordowaniu Żydów w komorach gazowych. Był opanowany i obojętny. Swą pracę wykonywał bez pośpiechu i z niewzruszoną twarzą. Mógł zabijać bez przerwy, o niczym nie myśląc.

Tak pisał o nim w swojej autobiografii Rudolf Höss, komendant obozu. Helena Kłysowa, jako nastolatka pracowała w jego domu. Wspominała: Mieszkał z żoną i córeczką Helgą, która miała trzy latka. Żona esesmana była wysoka, miała ładne oczy, miły uśmiech i zawsze mówiła łagodnym tonem. On także był przystojny. Był blondynem, jedynie oczy miał trochę dziwne. Wyglądali na normalną, kochającą się rodzinę. Podczas pobytu w Auschwitz urodził im się syn. Żyli ze sobą w zgodzie i nikt, kto nie widział Palitzscha podczas „pracy” w obozie, nie mógł podejrzewać jak okrutnym potrafił być człowiekiem. (…) Przy Palitzschowej odważyłam się rozmawiać z więźniami. Robiłam to ostrożnie. Wtedy dowiedziałam się, jakim postrachem w obozie jest Palitzsch. Nie mogłam w to uwierzyć. W domu był najlepszym człowiekiem. Do mnie też odnosił się dobrze. Swoje dzieci kochał szalenie.

Danuta Rzempiel, pracująca w domu komendanta obozu wspominała: Höss w domu był ideałem. Dzieci kochał. W ich pokoju lubił kłaść się z nimi na kanapie. Całował je, pieścił i pięknie do nich przemawiał. To ten sam Höss, który był komendantem Auschwitz od 1940 do 1943 roku i odpowiadał za śmierć ponad miliona osób. W 1947 roku został skazany na karę śmierci i powieszony na szubienicy obok budynku dawnego krematorium.

To człowiek wymyślił ów system, działający jak w zegarku. Przyjeżdża pociąg i po trzech godzinach można przyjąć następny. Kreatywność człowieka sprawia, iż fabryka śmierci funkcjonuje bez zarzutów. Każdy z esesmanów rano wychodził do pracy. Niektórzy w środku dnia przychodzili do domu na obiad. Wszyscy wracali wieczorami do swoich rodzin. Mieli żony, dzieci, przydomowe ogródki i zwierzęta. Mieli normalne życie. Zło może obudzić się w każdym, a najnowsze dzieje pokazują, iż masowe mordy przez cały czas się zdarzają.

Krzysztof Wieczorek

[email protected]

Idź do oryginalnego materiału