Kolejne przejawy dziwnej wojny

zorard.wordpress.com 1 rok temu

W tekście o buncie Prigożyna cytowałem Wiktora Ałksnisa, emerytowanego pułkownika lotnictwa ZSRR. Od tamtej pory jego kanał na Telegramie dołączył do innych rosyjskich kanałów, które monitoruję. Jak już pisałem ponad rok temu kanały rosyjskich patriotów-nacjonalistów, zwłaszcza mających jakieś osiągnięcia w tym zakresie są szczególnie interesujące, bo zwracają oni uwagę na różne aspekty tej wojny, których nie poda oficjalna narracja Rosji.

Kilka dni temu Wiktor Ałskinis napisał tak:

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odwiedził Wyspę Węży. Wizyta odbyła się rok po wycofaniu się rosyjskich wojsk z wyspy. Wideo z podróży zostało opublikowane na kanale Telegram Wołodymyra Zełenskiego.

Przypomnę, iż nasze wojsko opuściło Wyspę Węży rok temu w geście dobrej woli, aby ułatwić realizację porozumienia zbożowego.

Sądząc po tej wizycie, nie kontrolujemy choćby Morza Czarnego. Albo udajemy, iż nie mamy nad nim kontroli. A wizyta Zełenskiego na wyspie została przeprowadzona w porozumieniu ze stroną rosyjską.

Tak jak 8 czerwca, kiedy Zełenski odwiedził Chersoń i rosyjska artyleria przestała ostrzeliwać obiekty wojskowe w mieście.

Dziwna wojna, dziwna

Wpis oryginalny na kanale Telegram

Rzeczywiście, dziwna to wojna, w której „wódz” jednej z walczących stron, która dodajmy praktycznie nie posiada już marynarki wojennej odwiedza sobie wyspę na morzu kontrolowanym przez drugą stronę. Albo ten dziwny zbieg okoliczności kiedy to artyleria jednej strony przestaje strzelać kiedy „wódz” drugiej zbliża się do linii frontu.

Ale na tym „dziwy” się nie kończą.

No bo przecież przez cały czas działa sobie bez przeszkód kolej ukraińska, a więc nie tylko bez przeszkód jeżdżą sobie z Rzeszowa do Kijowa oficjele i gwiazdeczki na sesje foto z Żeleńskim ale jeżdżą też przez cały czas pociągi wyładowane zaopatrzeniem. I to nie tylko Kijowa, ale i wprost na front. przez cały czas – mimo „straszliwych ostrzałów rakietami” – funkcjonuje system energetyczny Ukrainy, czyli elektrownie i sieć dystrybucyjna.

Co więcej, regularnie pojawiają się informacje o brakach w uzbrojeniu i zaopatrzeniu nie tylko jednostek DNR i ŁNR (republiki powstałe na Ukrainie w części rosyjskojęzycznej które w tej chwili wchodzą w skład Rosji) ale i regularnej armii rosyjskiej. I dla jednych i dla drugich prowadzone są różne zbiórki, w których ofiary składa rosyjskie społeczeństwo. I tak np. tutaj możemy zobaczyć wyniki zrzutki na sprzęt łączności dla dywizjonu artylerii 132 brygady DNR. Tego rodzaju akcji jest wiele, są one odpowiednikiem różnych zbiórek na radia i drony dla Ukraińców prowadzonych m.in. w Polsce (w Rosji zresztą też zbierają na drony dla wojska).

Inna interesująca sprawa: po filmie pokazującym śmierć dwóch rosyjskich żołnierzy w wyniku tego, iż nawalił silnik w starej łodzi, którą posługiwali się na Dnieprze pojawiły się firmy produkujące odpowiedni sprzęt w Rosji i które oferują jego natychmiastową dostawę lub choćby oddanie paru sztuk za darmo (link). Podobnych newsów jest więcej w rosyjskim „nieoficjalnym” Internecie (czyli głównie na Telegramie).

A z drugiej strony mamy doniesienia o słabych postępach ofensywy ukraińskiej, o niedoborach w sprzęcie i wyposażeniu (i to choćby ze źródeł oficjalnych, połączone wtedy z kierowanymi na Zachód żądaniami żeby wysłać jeszcze więcej). Mamy ostatnie nagranie na kanale Tomasza Drwala gdzie polski ochotnik walczący po stronie Ukrainy opowiada o korupcji i kolesiostwie w ichniej armii.

Problem jest taki, iż to się wszystko skleja w dość dziwny obraz – obraz konfliktu ściśle zlokalizowanego tak co do terytorium (wszystko wciąż odbywa się na wschodzie Ukrainy, blisko granic republik ludowych – DNR i ŁNR) jak i co do osób (strzelamy do zwykłych żołnierzy, wyższe rangi mogą spokojnie sobie jeździć gdzie chcą). Konfliktu, w którym Rosja mogłaby użyć większych sił i środków – ale jakoś tego nie robi, walczy jakby jedną ręką – i to do tego lewą, z drugą założoną z tyłu za pas. Konfliktu, w którym jedyne co prawdziwe to pot i krew żołnierzy – bo świadectwa niezależne od mediów, po prostu od cywili z Ukrainy potwierdzają, iż złapani w łapankach poborowych mężczyźni i chłopcy wracają w trumnach – albo w ogóle.

Dziwna to wojna.

Czyżby faktycznie nie chodziło o wygraną ale o to, żeby oczyścić ten teren z ludności, której z jakiegoś powodu już tam możni tego świata nie potrzebują?

Idź do oryginalnego materiału