Konał na kanapie, wśród zlęknionych dworzan. Ostatnie dni „Wodza Ludzkości”

news.5v.pl 1 tydzień temu
  • 70 lat temu zmarł Józef Stalin – dyktator Związku Radzieckiego, jeden z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Do swoich ostatnich dni napędzał kolejną kampanię terroru, wymierzoną w „kremlowskich lekarzy”, a pośrednio: w Żydów
  • Stalin od paru dobrych lat był schorowany i niedołężniał – ale w ostatnich miesiącach życia przestał adekwatnie korzystać z opieki lekarzy, bo obawiał się spisku. Śmierć Stalina dała początek politycznej „odwilży” w ZSRR i bloku wschodnim
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Onet

Materiał archiwalny

Przeżył 74 lata i dwa miesiące. Ostatnie 12 godz. wyglądało podobno straszliwie.

Opisywała to jego córka Swietłana: „Twarz i usta poczerniały… Dosłownie udusił się na śmierć na naszych oczach… W chwili, która wydawała się ostatnią, otworzył oczy i omiótł wzrokiem wszystkich obecnych. Było to straszne spojrzenie, obłąkane, a może gniewne, i pełne strachu przed śmiercią”.

Umarł 5 marca wieczorem.

Jak na ironię: był już wtedy formalnie „tylko” szeregowym członkiem prezydium Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Przez prawie trzy dekady sprawował rządy absolutne, posłał w tym czasie na śmierć miliony ludzi, miał przemożny wpływ na kształt powojennego świata. A kiedy leżał – częściowo sparaliżowany i półświadomy na kanapie w swojej daczy w Kuncewie, ale ciągle żywy – najbliżsi współpracownicy rozparcelowali jego władzę w kilkadziesiąt godzin.

Wstawiony i w świetnym nastroju

Cofnijmy się o kilka dni. 28 lutego 1953 r. to sobota. Wieczorem Stalin ze swojej daczy w Kuncewie udaje się na Kreml. Tam ogląda film wraz z ludźmi ze swojego najbliższego wówczas otoczenia: Berią, Malenkowem, Chruszczowem i Bułganinem. Potem wszyscy, zgodnie z wielokrotnie praktykowanym scenariuszem, zjeżdżają do Kuncewa na „kolację” – czyli ucztę solidnie podlewaną alkoholem.

Chruszczow będzie później wspominać, iż nic nie wskazywało na to, by Stalinowi coś wówczas dolegało – przywódca podśpiewywał, częstował Chruszczowa przyjaznymi kuksańcami, był „wstawiony i w świetnym nastroju”. Generalissimus odprowadza gości do samochodów mniej więcej o czwartej nad ranem. Mówi do ochroniarzy, iż mogą się zdrzemnąć, bo nie będzie ich wzywać – i kładzie się spać na kanapie w jadalni (od jakiegoś czasu często tam sypia).

Nie wstaje rankiem ani w południe. Ochroniarze z czasem zaczynają się niepokoić. Dopiero koło godziny 18 w pomieszczeniach zajmowanych przez Stalina zapala się jedna lampka. Ale przez cały czas panuje podejrzana cisza. Ok. godz. 22 dociera do Kuncewa partyjna poczta – ktoś musi ją zanieść, ale oficerowie ochrony są tak zlęknieni, iż wypychają się nawzajem. W końcu idzie do Stalina zastępca komendanta daczy, Łozgaczow. Celowo porusza się głośno – wie, iż inaczej wódz mógłby podejrzewać, iż ktoś się do niego „zakrada”.

Nikomu nie mówcie, nikogo nie wzywajcie

Łozgaczow widzi przywódcę leżącego na podłodze.

Stalin ma na sobie podkoszulek i spodnie od piżamy – mokre, bo nie był już w stanie panować nad pęcherzem. Jest półprzytomny, prawa ręka jest bezwładna i wykręcona, próbuje coś mówić, ale jedynie bełkocze. Ochrona próbuje zaalarmować szefa całej radzieckiej bezpieki, Siemiona Ignatiewa, który odpowiada za osobiste bezpieczeństwo Stalina. Ale ten się boi podjąć jakąkolwiek decyzję.

Dzwonią więc do Berii i Malenkowa. Beria jest nieosiągalny (prawdopodobnie spędza czas z kochanką), w końcu oddzwania do Kuncewa: „Nie mówcie nikomu o chorobie towarzysza Stalina. I nikogo nie wzywajcie”. Ochroniarze przenoszą tylko Stalina z podłogi na kanapę i przykrywają go kocem.

„Chorobą” był, jak się okazało niebawem, rozległy wylew krwi do mózgu. Stalin doznał go prawdopodobnie rankiem 1 marca, a więc niedługo po tym, jak pożegnał gości i położył się spać. Wiemy to, bo ochroniarz znalazł przy nim później stłuczony zegarek, który zatrzymał się na godz. 6.30.

Beria z Malenkowem pojawili się w Kuncewie parę godzin po pierwszym telefonie. Beria zobaczył nieprzytomnego Stalina, który rzęził – ale mogło to brzmieć jak chrapanie. Odwrócił się do ochroniarza i ofuknął go: „Czemu siejecie panikę? Nie widzicie, iż towarzysz Stalin śpi głęboko i mocno? Zostawcie go w spokoju i nie przeszkadzajcie mu”. W efekcie pierwsi lekarze pojawili się na miejscu dopiero kilkanaście godzin po tym, jak wódz doznał wylewu.

Starość, choroby i paranoja

Jedna z późniejszych interpretacji zachowania Ławrentija Berii będzie taka, iż przyłożył on rękę do śmierci Stalina – nie można tej hipotezy wykluczyć, ale nie sposób jej także potwierdzić.

Jest bowiem faktem, iż stan zdrowia Stalina był już wtedy fatalny. — Przeklęta starość nadeszła – powtarzał od jakiegoś czasu. Dokuczał mu reumatyzm, refluks i nadciśnienie. Arterioskleroza powodowała zawroty głowy i zaniki pamięci. Puchły mu dziąsła i wypadały popsute zęby. Jadł coraz więcej i niezdrowo, pić nie przestawał, a palenie rzucił ledwie na kilka tygodni przed śmiercią.

Niedołężniał fizycznie – ale dla otoczenia znacznie gorsza była jego postępująca paranoja. Zawsze był podejrzliwy, zagrożenie utratą władzy i osobiste bezpieczeństwo były dla niego obsesją, ale ostatnie lata były pod tym względem koszmarne choćby jak na niego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Był gotów szukać sabotażystów wśród meteorologów, bo zirytowała go błędna prognoza pogody. Szef ochrony (zwolniony przez Stalina na parę miesięcy przed jego śmiercią) przywiózł mu któregoś razu banany. Stalin obrał trzy, wściekł się, iż są niedojrzałe i kazał zwolnić ministra handlu jako „łapówkarza, który okrada kraj”. Rozpętał w ostatnich latach życia kampanię wymierzoną w lekarzy, rzekomo dybiących na życie najwyższych przywódców na Kremlu.

Esencja tej kampanii była w pierwszej kolejności brutalnie antysemicka. Ale w kontekście zdrowia Stalina istotniejsze jest to, iż przestał on ufać medykom jako takim. Symbolem było rzucenie bezpiece na żer wieloletniego osobistego medyka Winogradowa, który ośmielił się zasugerować Stalinowi odpoczynek od obowiązków. W ostatnich miesiącach życia dyktator na własne życzenie pozbawił się kompetentnej opieki medycznej – najwięcej do powiedzenia w kwestii jego zdrowia miał pewien major ze straży przybocznej, który był niegdyś weterynarzem.

Zapowiedź następnej czystki

— Zestarzeliście się, każę was wszystkich wymienić — rzucił któregoś razu Stalin do ścisłego kierownictwa partii przy kolacji. Stalin odsunął od władzy wieloletnich kompanów, Mikojana i Mołotowa, zarzucając im zgodnie z najlepszą radziecką tradycją szpiegostwo – a żona Mołotowa, naznaczona jako „agentka syjonistów”, trafiła do obozu.

Współpracownicy i podwładni dyktatora co rusz dostawali sygnały, iż mogą paść ofiarą kolejnej czystki, być może równie krwawej, jak te z okresu Wielkiego Terroru. choćby Berii Stalin kazał przeprowadzać czystki w gruzińskiej partii (Beria, praktycznie drugi człowiek w państwie, był pochodzenia gruzińskiego) – sygnalizując tym samym, iż i jego życie może zawisnąć na włosku.

Pojawiła się więc np. teoria, iż Beria 28 lutego zachęcił Stalina, by ten skorzystał z łaźni parowej – co wobec ogólnej kondycji dyktatora mogło mieć dla jego zdrowia tragiczne konsekwencje. Albo, iż Beria wręcz podtruwał Stalina, dorzucając mu przez kilka do wina środek na poprawę krzepliwości krwi – co osobę w takim stanie mogło doprowadzić do wylewu.

O „zabijaniu ojca” krzyczał np. Wasilij, syn dyktatora (przywieziono go do Kuncewa kompletnie pijanego, kiedy Stalin jeszcze żył). Do hipotezy otrucia wracał też Mołotow już w latach 80.

Gra na zwłoki

Znacznie bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż Beria, zobaczywszy w Kuncewie stan Stalina na własne oczy, po prostu postanowił przejść do ofensywy w walce o schedę po wodzu. I stąd wzięła się choćby decyzja Berii, by „grać na zwłoki” – tzn. odwlec wezwanie lekarzy najdłużej jak się da.

Nie było to aż tak podejrzane z uwagi na atmosferę, która panowała na Kremlu. Jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej Beria sam rozmawiał ze Stalinem o kontynuowaniu nagonki na lekarzy. Malenkow, Chruszczow i Bułganin również rozumieli, iż ktoś, kto naciskałby na jak najszybsze wezwanie do Stalina pomocy medycznej, nie brzmiałby jak głos rozsądku – ale właśnie jako potencjalny uczestnik „spisku lekarzy”.

Poza tym: gdyby Stalin przeżył, mściłby się na najbliższych współpracownikach za to tylko, iż widzieli go w takim stanie. Dyktator leżał więc na łożu śmierci, a wokół rozgrywały się tragikomiczne nieraz sceny.

Oto w końcu pojawiła się na miejscu grupa medyków. Ręce dosłownie trzęsły im się ze strachu – jeden z nich nie mógł przez to wyjąć Stalinowi sztucznej szczęki, a kiedy wreszcie zdołał, ta upadła na ziemię. Postawili najbardziej oczywistą diagnozę (tj. udar), ale wtedy przyjechała inna lekarka. Ona z kolei oceniła, iż Stalin miał atak serca. Medyków ogarnął paniczny strach – niedawno przecież ich kolegów oskarżono, iż mordowali swoich pacjentów na Kremlu m.in. właśnie poprzez stawianie rozmyślnie błędnych diagnoz!

Biograf Stalina Simon Sebag Montefiore pisze, iż w tych dniach stalinowscy oprawcy, przychodząc na przesłuchania do aresztowanych już lekarzy, nie dręczyli ich pytaniami. Ku ich zdziwieniu prosili o coś w rodzaju zdalnej diagnozy. — Wuj jest bardzo chory. Ma urywany i płytki oddech. Jak sądzicie, co to oznacza? – pytał śledczy. Jeden z profesorów, nie wiedząc, o kogo naprawdę chodzi, odpowiedział: — jeżeli spodziewacie się dziedziczyć po wuju, to macie spadek w kieszeni.

Pozbyliśmy się krwiopijcy

Beria, który w tych dniach miał najwięcej do powiedzenia, również zachowywał się momentami groteskowo. — Musicie zrobić wszystko, co możliwe i co niemożliwe! – strofował lekarzy. A potem prawie eksplodował radością, gdy w którymś momencie uznał, iż ze Stalinem nieodwołalnie koniec. Kiedy tylko konający wódz zawiódł jego nadzieje i otworzył oczy (miewał przebłyski poprawy), Beria padł na kolana i zaczął całować go w rękę.

Trzy ostatnie dni życia Stalin spędził na kanapie. Karmiono go łyżeczką, dostawał zastrzyki, przystawiano mu pijawki, robiono lewatywy. I dla kremlowskiej wierchuszki, i dla obecnych na miejscu lekarzy było jasne, iż chodzi tylko o przedłużenie mu życia na czas przeorganizowania władzy. Kilku ludzi z otoczenia Stalina, którzy jeszcze niedawno trzęśli się przed nim ze strachu, miało teraz jeszcze za jego życia rozkuwać beton jedynowładztwa.

Beria zaproponował, by fotel premiera i sekretarza partii przypadł Malenkowowi – a ten z kolei zaproponował, by Berii przypadło MSW i MGB (resort bezpieczeństwa). Do rządu wrócili Mikojan i Mołotow. Oddanie całego aparatu państwowej przemocy na powrót w ręce Berii nie było z kolei na rękę Chruszczowowi, ale on dostał poprzednią funkcję Malenkowa. Wpływy miał równoważyć bezbarwny Bułganin.

— Wszyscy baliśmy się tego krwiopijcy. Na szczęście się go pozbyliśmy – mówił Beria kilka tygodni po śmierci Stalina. Wydawało się, iż to właśnie Beria wyszedł najmocniejszy z tego przetasowania – chyba także jemu samemu. To było złudne. Nie minęły trzy miesiące, gdy został odsunięty i aresztowany (miał trafić pod ścianę) za sprawą porozumienia pozostałych ludzi z kierownictwa, w tym wojskowych, na czele z Chruszczowem. Nie docenił ich.

Żegnali się parami, jak dzieci w szkole

Tkwiły w tym dwa paradoksy. Pierwszy polegał na tym, iż Beria – onegdaj jeden z najstraszliwszych katów Stalina – akurat po jego śmierci próbował różnych sposób liberalizacji reżimu. Drugi: ci, którzy usuwali Berię, chcieli skończyć ze stalinizmem i rządami masowego terroru, ale nie z reżimem jako takim. — Społeczeństwo pozostało totalitarne, ale przestało tarzać się w krwi i wymiocinach – podsumował tę przemianę fizyk Jurij Orłow, słynny radziecki działacz praw człowieka.

Stalin miał przed sobą jeszcze godziny życia, gdy w Moskwie zjawili się zwołani członków Komitetu Centralnego partii. Słynny pisarz Konstantin Simonow (należał do KC) wspominał, iż kilkaset osób było na sali przed czasem – siedzieli i milczeli. Obywateli ZSRR poinformowano o „chorobie Stalina” dopiero poprzedniego dnia, i to bez szczegółów.

Kiedy posiedzenie KC się zaczęło, fotel Stalina był pusty. Simonow: — Wydawało mi się, iż ludzie w Prezydium uwolnili się od czegoś ciężkiego, przytłaczającego.

Przez cały 5 marca stan Stalina się pogarszał. Wymiotował krwią, wystąpiły skurcze kończyn, tętno spadało. Wieczorem cały „dwór” ustawił się w kolejce do pożegnalnego uścisku dłoni – „parami, jak dzieci w szkole”. Po 21. umierający zaczął się dusić – Beria chciał, żeby córkę Stalina wyprowadzono, ale patrzyła. W ostatnim geście dyktator „uniósł jeszcze lewą rękę, jakby wskazywał na coś w górze i przeklinał wszystkich”.

Niszczyć ludzi jeszcze zza grobu

— Jak to możliwe, iż przywódca narodów był chory? Czy Stalin był zwyczajną ludzką istotą? Wydawało się, iż większość obywateli spodziewa się apokalipsy – opisywał atmosferę w Moskwie po śmierci dyktatora polski student.

Co najmniej kilkaset osób zostało dosłownie zadeptanych w następnych dniach, kiedy ciało Stalina zostało wystawione dla publiczności w stolicy ZSRR. Jeden z biografów tyrana przytacza spostrzeżenie Martina Amisa: „Posiadał tak nieprawdopodobny talent uśmiercania, iż potrafił niszczyć ludzi jeszcze zza grobu”.

Ciało Stalina trafiło do mauzoleum na Placu Czerwonym. Chruszczow w 1961 r. nakazał je usunąć i pochować pod murami Kremla. Mogło się to wydawać ostatecznym domknięciem rozliczeń z „kultem jednostki”.

Mniej więcej w tamtym okresie powstał wiersz Jewgienija Jewtuszenki „Dziedzictwo Stalina”. Oto fragment: „Człowiek, który udawał tylko martwego / chciał zapamiętać wszystkich, / którzy go wynosili, / młodych rekrutów / z Orła i Kurska. / Miał zamiar / zebrać jakoś siły, żeby później im oddać, / żeby powstać z martwych / i dostać / ich, / nierozsądnych. / On coś knuje, / odpoczywa tylko w tej drzemce”.

Tyran nie żyje, tyrania „wściekle zaciska zabalsamowane pięści” – zdawał się mówić Jewtuszenko. Jego utwór w tej części Europy, 70 lat po śmierci Stalina, brzmi jak upiorne memento.

Idź do oryginalnego materiału