Uznanie przez Sąd Najwyższy Kolumbii Brytyjskiej prawa tamtejszych Indian do cudzej własności ziemskiej znajdującej się na ich „historycznych” terenach to naturalna konsekwencja kanadyjskiej „propagandy wstydu” wbijanej do głów młodzieży przez lewaków od kilku pokoleń. To naturalne wyniesienie na piedestał i zmitologizowanie kultury Indian, rzekomo bardziej „pokojowej” i harmonijnej, szukającej łączności z przyrodą i zrównoważonego „ekologicznego” rozwoju”. To naturalny rezultat autopotępienia cywilizacji, którą przynieśli Europejczycy.
W tamtym przedkolumbijskim świecie wyidealizowanym dzisiaj na użytek polityczny; gospodarka Indian była zrównoważona, zdecentralizowana i oparta na zasobach naturalnych, bez pojęcia własności prywatnej w europejskim sensie – ziemia należała do wspólnoty. Na północy – gospodarka myśliwsko-zbieracka; na południu – mieszana z elementami rolniczymi; prerie – nomadyczna oparta na bizonach. Brak waluty; dominował barter i system darów (potlatch u Haidów – ceremonie obfitości). Zasady “wzięcia tylko tyle, ile potrzeba” zapobiegały wyczerpaniu zasobów; ogień kontrolowany do zarządzania lasami, rotacja pól w rolnictwie. Te gospodarki były dynamiczne i efektywne – koniec cytatu. Dopiero kontakt z Europejczykami rzekomo zniszczył tę idyllę – Tak uczą nasze dzieci. Przyjechaliśmy do raju niosąc alkohol, ogień i choroby…
Jednym słowem, Kanadyjczycy doprowadzili do obecnej samobiczowania przez własną głupotę i rozmiękczenie wynikające z dobrobytu. Dzisiaj sądy opanowane przez lewaków i potępiających „kolonizację” ideologicznych funkcjonariuszy będą wydziedziczać właścicieli posesji w oparciu o to, co tam jacyś plemienni „starsi” opowiadają o tym, gdzie ich przodkowie strzelali do wiewiórek z procy.
Głupota zawsze kroczy przed upadkiem.
Nic to, iż do tego samego terenu prawa roszczą sobie jeszcze dwa inne plemiona – no bo wiadomo, nikt w tamtym świecie słupów granicznych nie stawiał i dzisiaj każdy może sobie opowiadać historyjki przekazywane przy biesiadzie.
Sąd w Kolumbii Brytyjskiej podkopał nam sam fundament normalnej gospodarki – własność prywatną i własność gruntów podważając nadania królewskie w Kanadzie i uznając, iż „historyczna”, a więc choćby nie ta potwierdzona traktatami z Koroną, a tylko anegdotyczna – własność terenów ludności rdzennej ma pierwszeństwo.
Daje to wiatr w żagle koncepcji, w myśl której prywatni właściciele i firmy zajmujące te grunty powinni Indianom zapłacić jakieś odszkodowanie, a na co dzień wypłacać rentę gruntową za użytkowane tereny. Oznacza to również nowe żerowisko dla różnej maści szarlatanów prawnych. No i pięknie! Pozwólmy sobie dalej obalać pomniki Królowej Wiktorii, wmawiać ludobójstwo dzieci w szkołach z internatami, i na każdym kroku ogłaszajmy na naszych imprezach do jakich Indian „należały” jakieś tereny, a niedługo zostaniemy goli i weseli, oskalpowani (według podręczników to też była praktyka, jaką Indianie nabyli dopiero w kontakcie z kolonistami, którzy płacili za skalpy) z dorobku życia…
Ale hola, hola, przecież tak, ma być! Przecież mamy nic nie mieć i być szczęśliwi, czyż tego nie zakłada świetlany plan przyszłości? No to może powrócimy wszyscy do indiańskiej idylli? Problem tylko w tym, iż wówczas średnia długość życia wynosiła 30 lat. Ale to nam wystarczy, wszak będziemy w ten sposób chronić planetę naszą, matkę Ziemię…
Jeśli Sąd Najwyższy Kanady utrzyma orzeczenie z Kolumbii Brytyjskiej w mocy będzie to oznaczało, iż kanadyjski porządek prawny przestał istnieć. Opiera się on przecież m.in. na założeniu prawa do własności. jeżeli kupując w Kanadzie jakikolwiek grunt lub nieruchomość będziemy podszyci strachem, czy czasem za moment nam ktoś jej nie odbierze, prawa tego kraju stracą sens.
Andrzej Kumor















