List, który swoje czasy wyprzedził

opolska360.pl 2 godzin temu

– W niezwykle trudnych warunkach politycznych przez ten znak gotowości do przebaczenia autorzy listu położyli solidny fundament pod dzieło polsko-niemieckiego pojednania – napisali członkowie Episkopatów Polski i Niemiec we wspólnym oświadczeniu 40 lat później.

Te słowa dziś brzmią jak oczywistość. Ale czy na pewno, skoro 60 lat po orędziu lider PiS-u uważa i mówi głośno, iż Niemcy chcą nam zabrać państwo, a jeden z emerytowanych biskupów głosi ze szczytu Jasnej Góry, iż nie będzie Niemiec Polakowi bratem? Dwadzieścia lat po wojnie na pewno wyciągnięcie rąk do Niemców, przebaczenie i prośba o nie były aktem odwagi.

Ślązak napisał list po niemiecku

Autorem listu był abp Bolesław Kominek, w latach 1945-1951 administrator kościelny Śląska Opolskiego, a potem metropolita wrocławski. Ślązak urodzony w 1903 roku w Radlinie edukację, poza maturą, odbył po niemiecku. Umiał napisać obszerny i skomplikowany w treści tekst w tym języku. On też zaproponował użycie sformułowania: udzielamy przebaczenia i prosimy o nie, które przeszło potem do historii. Zanim dokument trafił na biurko abp. Kolonii, kardynała Fringsa, prymas Wyszyński konsultował jego treść z polskimi delegatami na Sobór Watykański II. Było dla nich oczywiste, iż list w takiej postaci rekomenduje. Pod orędziem podpisało się ponad 30 polskich biskupów, w tym cieszący się największym autorytetem metropolici – krakowski, Karol Wojtyła i poznański, Antoni Baraniak.

Biskupi próbowali poprzez orędzie wprowadzić do polityki składnik etyczny. Nie wahali się przypomnieć dobrych kart w polsko-niemieckiej historii, przemilczanych lub zakłamywanych przez oficjalną propagandę: cesarza Ottona i zjazd gnieźnieński, niemieckich osadników oraz świętych z Niemiec, którzy pozytywnie wpisali się w polską historię (Brunona Bonifacego z Kwerfurtu czy pochodzącej z bawarskiego Andechs Jadwigi Śląskiej, którą wiele lat później Jan Paweł II ogłosił patronką polsko-niemieckiego pojednania). Ale też bezkompromisowo przypomnieli niemieckie zbrodnie wojenne i śmierć 6 milionów obywateli polskich, a wśród nich także biskupów i księży (w niektórych polskich diecezjach wymordowano ich ponad połowę).

Zanim przebaczyli nazwali krzywdy

Poruszyli też bezpośrednio palącą wówczas sprawę granicy: Polska granica na Odrze i Nysie jest, jak to dobrze rozumiemy, dla Niemców nad wyraz gorzkim owocem ostatniej wojny, masowego zniszczenia, podobnie jak jest nim cierpienie milionów uchodźców i przesiedleńców niemieckich. (…) Dla naszej Ojczyzny, która wyszła z tego masowego mordowania nie jako zwycięskie, ale krańcowo wyczerpane państwo, jest to sprawa egzystencji (nie zaś kwestia większego „obszaru życiowego”) – pisali. (…) A jeżeli Wy, niemieccy biskupi i Ojcowie Soboru, nasze po bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojnym sumieniem obchodzić nasze Millenium w sposób jak najbardziej chrześcijański.

Kiedy pięć lat później, w 1970 roku, premier Cyrankiewicz i kanclerz Brandt będą podpisywać układ normalizujący granicę na Odrze i Nysie, prymas Wyszyński w swych zapiskach „Ku pamięci” zanotuje, iż biskupi – zanim powiedzieli przebaczamy – jasno nazwali niemieckie zbrodnie i krzywdy. Rząd poprzestał na prośbie o uznanie granicy.

W roku 1965 reakcja komunistycznego rządu była jednoznacznie niechętna orędziu. Dla ekipy Gomułki jedynym gwarantem polskiej granicy był Związek Radziecki, a racje etyczne nie miały znaczenia. W dodatku list rządzący uznali za element walki o rząd dusz w Polsce. Kontekstem był program Wielkiej Nowenny i Tysiąclecie. Dla prymasa i biskupów Chrztu Polski, dla władz Państwa Polskiego.

List zbrodni nie przekreśla

„Żadne dokumenty biskupie nie mogą wymazać hitlerowskich zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości. Nie zostaną one ani zapomniane, ani wybaczone. Nie jest to problem zemsty czy moralności, ale sprawiedliwości” – pisał premier Józef Cyrankiewicz. „Prośba autorów Orędzia o udzielenie przez biskupów niemieckich przebaczenia narodowi polskiemu, który nie ma na sumieniu żadnych win, nie dopuścił się żadnych zbrodni wobec Niemców, a tylko stanął w obronie swej ojczyzny napadniętej przez Niemcy […] – jest dla narodu polskiego wprost obrażająca i poniżająca jego godność […] część episkopatu, na czele z kardynałem Wyszyńskim, pozostała na swoich dawnych, […] pozycjach walki z socjalizmem, […] antykomunizm zaćmił w ich umysłach poczucie patriotyzmu, zaćmił fakt, iż walka z komunizmem uderza rykoszetem w granice Polski na Odrze, Nysie i Bałtyku, godzi w niepodległy byt narodu polskiego”.

Dwie dekady po wojnie także w społeczeństwie rany były świeże, a niechęć do Niemiec i Niemców ogromna.

Arcybiskup Alfons Nossol, emerytowany biskup opolski, nie ma wątpliwości, iż list był heroizmem członków Episkopatu Polski. Tym większym, iż byli wśród nich także więźniowie obozów koncentracyjnych. Jego zdaniem, bez ingerencji Ducha Świętego obecnego na Soborze Watykańskim II, nie byłoby to możliwe.

– Ludzie byli gotowi ostatecznie zrozumieć, iż powinni jako chrześcijanie przebaczyć Niemcom – mówił w wywiadzie-rzece „Miałem szczęście w miłości”. – Ale prosić Niemców o przebaczenie? To było dla wielu niezrozumiałe. Pracowałem wtedy na KUL-u, a do seminarium w Nysie i w Opolu dojeżdżałem z wykładami. Pod opolskim gmachem seminarium natknąłem się na studencką manifestację: Episkopat, zdrajcy narodu! – krzyczeli protestujący. Po chwili te same okrzyki zabrzmiały pod kurią. Protesty były podsycane przez władze, ale trafiły na wyjątkowo podatny grunt. Może jedyny raz w PRL-u znaczna część, może i większość społeczeństwa poparła partię, a nie biskupów.

Niemieckie reakcje nie pomogły

Sprawie listu na pewno nie pomogły niemieckie reakcje. I te będące skutkiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, i te wynikające z polityki. Najpierw list długo leżał na biurku kardynała Fringsa z Kolonii, a ten był w jakiejś podróży. W efekcie odpowiedź biskupów niemieckich była, po pierwsze, mocno spóźniona (nosiła datę 5 grudnia), a po wtóre – dla wielu Polaków mocno rozczarowująca.

Znalazło się w nim wprawdzie uznanie niemieckich win wojennych i skrucha za nie, a także deklaracja serdecznego i już trwałego uściśnięcia wyciągniętych do zgody polskich rąk. Zabrakło jednak spodziewanej po polskiej stronie akceptacji powojennej granicy i jednoznacznego „przepraszam”. Tymczasem niemieccy biskupi odnieśli się wprawdzie ze współczuciem do cierpień Polaków wysiedlonych ze wschodu. Ale równocześnie przypomnieli o niemieckim prawie do „stron rodzinnych”. Choć zapewniali, iż wysiedleni nie chcą go realizować w sposób agresywny, zaś biskupi uznają, iż mieszkający tam Polacy też uważają już te tereny za swoje.

Słowem, list był wyzwaniem dla obu społeczeństw. Polacy nie byli – w swej masie – gotowi wybaczyć Niemcom, Niemcy wciąż uważali sprawę granicy za otwartą.

Ruchy pojednania i zadośćuczynienia

Rodziły się w Niemczech i rozwijały ruchy nastawione na pojednanie i zadośćuczynienie – Znaki Pokuty czy Maximilian Kolbe Werk, ale sprawa granicy wciąż była drażliwa dla polityków i obywateli.

Pozytywnym wyjątkiem było napisane już w 1961 roku, a więc na długo przed listem ewangelickie „memorandum z Tybingi”, wzywające władze Niemiec do uznania, iż ziemie zachodnie Polski są wobec jej strat na wschodzie gospodarczą podstawą utrzymania wielu obywateli.

Wyrazistą i w pewnym sensie przełomową deklarację stanowiło katolickie „memorandum z Bensbergu” powstałe już po wymianie listów. W roku 1968 podpisało je 160 intelektualistów (wśród nich ks. prof. Joseph Ratzinger, przyszły papież Benedykt XVI).

Napisali oni: „My Niemcy musimy pogodzić się z myślą, iż nie możemy już żądać powrotu tych obszarów do państwa niemieckiego. Nikomu z nas nie wolno zamykać oczu na to, iż naród, którego kierownictwo polityczne rozpętało i przegrało wojnę, musi ponieść odpowiedzialność nie tylko faktycznie, ale i w imię sprawiedliwości. (…) Uregulowanie pokojowych stosunków z Polską nie wydaje się możliwe bez strat terytorialnych”.

Nie była to wówczas w Niemczech refleksja oczywista. Część sygnatariuszy zapłaciła za tę odwagę utratą pracy. Dopiero przyszłość miała polskim i niemieckim architektom pojednania przyznać rację.

Czytaj także: 67 zmarłych opolskich bezdomnych nie zostało zapomnianych

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału