„Ludzie potencjalnie niebezpieczni”. Żołnierze sieją postrach na ulicach Rosji. „Zamieniają się w bestie”

news.5v.pl 1 dzień temu

Samolot przygotowuje się do startu. Znajduję swoje miejsce. Siedzę w środku, po prawej stronie przy oknie bardzo młoda dziewczyna, po lewej — rosyjski wojskowy w kamuflażu z plakietką „za Rosję”. Wygląda na ok. 35 lat.

Startujemy, dziewczyna odwraca się do wojskowego i mówi:

— Wow, teraz trafiłeś na front?

— Nie teraz, jestem na wakacjach, byłem w domu. Ale wracam. Jestem prawie od pierwszych tygodni — odpowiada.

Siedząc między nimi, zdaję sobie sprawę, iż następne kilka godzin nocnego lotu z Uralu do Moskwy będzie niezapomniane. Lecimy do tzw. specjalnej operacji wojskowej pod każdym względem.

W takich chwilach wydaje się, iż to tzw. nowa elita. Ten wojskowy był jednym z nielicznych w klasie ekonomicznej Aerofłotu. Nieustannie dzwonił do stewardessy, aby coś zamówić i za to zapłacić. Przez całe dwie godziny mówił dość głośno o tym, z której brygady pochodzi, jak wkroczyli na Ukrainę wiosną 2022 r., jak niesprawiedliwe było stwierdzenie, iż „Rosjanie to zboczeńcy”, ponieważ wchodzili do sklepów i domów miejscowych, a ci hojnie oddawali im wszystko. — Czy tak należy zachowywać się wobec zboczeńców? — powiedział.

Mógł publicznie opowiadać historie o swojej służbie, a choćby dyskredytować armię bez narażania się na ryzyko. Ja, jako dziennikarka publikacji uznanej w Rosji za „zagranicznego agenta”, nie mogłam tego zrobić. Mogłam ukończyć szkołę dziennikarską, pracować w mediach przez lata, zbudować karierę, ale możliwość mówienia głośniej w tych warunkach należała do niego — niewykształconego człowieka z uralskiej wioski, który poszedł na wojnę za duże pieniądze. W tym sensie można go nazwać elitą.

„Udręczone sumienie jest główną konsekwencją wojny”

Po półgodzinnej rozmowie o froncie dziewczyna przy oknie zapytała tym samym entuzjastycznym tonem: „a jakie to uczucie zabić człowieka po raz pierwszy?”. — Tak po prostu… — odpowiedział wojskowy.

Początkowo wielu ludzi interesowało się tym, co siedzi w głowie uczestnika tzw. specjalnej operacji wojskowej. W pierwszym roku wojny, kiedy znajomi moich znajomych z Uralu wracali na wakacje, rzeczywiście byli zasypywani takimi pytaniami. Ale wracali kolejni — i ludzie przestali pytać. Moja przyjaciółka powiedziała mi, iż kiedy jej kolega wrócił z wojny, była zainteresowana rozmową o jego doświadczeniach. A on opowiedział jej, jak po tym, jak został ranny, budził się w nocy z przerażeniem, a najważniejszą rzeczą, z jakiej zdał sobie sprawę, było to, iż człowiek zamienia się na wojnie w bestię. Na początku inwazji ksiądz, który walczył w Afganistanie, powiedział Hołodowi to samo: „udręczone sumienie jest główną konsekwencją wojny”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Myślę, iż wiele osób usłyszało od swoich znajomych tak wiele strasznych, wcale nie bohaterskich, a miejscami niemoralnych szczegółów, iż nie chce się już prowadzić takich rozmów. Na Uralu, gdzie według danych statystycznych doszło w czasie wojny do wielu kradzieży, było to szczególnie odczuwalne. Oprócz tego, w czwartym roku wojny znam niewielu mieszkańców Uralu, którzy choć raz nie uścisnęliby dłoni człowieka, który został później ranny lub zabity na wojnie. Zainteresowanie zastąpiła chęć zdystansowania się.

Widząc człowieka w kamuflażu na korytarzu przychodni, w autobusie czy w centrum handlowym, wiele osób siada lub odsuwa się i raczej się spina. Pośrednik, który sprzedaje moje wynajmowane mieszkanie, prosi mnie, żebym nie mówiła nowym nabywcom, iż kilka pięter dalej są wojskowi — z jakiegoś powodu ludzie nie chcą kupować mieszkań obok nich. Jeden z moich kolegów, dziennikarz, który regularnie filmuje żołnierzy w miejscach publicznych, stwierdził, że „oczekuje się, iż będą sprawiać kłopoty”. Oprócz tego, iż powracający z wojny dopuszczają się na przykład zabójstw, pojawiają się konflikty wewnętrzne.

Społeczeństwo pod presją

W zeszłym roku wojskowy na przepustce wyłamał drzwi w moim korytarzu. Rano grzecznie zgodził się zapłacić za wszystko i zrekompensować szkody, a swoją agresję tłumaczył tym, iż zbyt długo nie otwierano mu domofonu. W tym roku o czwartej nad ranem pijany sąsiad w kamuflażu z literką „Z” pomieszał piętra i najpierw próbował otworzyć moje drzwi kluczem, a gdy mu się nie udało, zaczął je kopać.

W Moskwie takie rzeczy zdarzają się rzadziej. Ale uczestnicy tzw. specjalnej operacji wojskowej są już znanym widokiem w stolicy.

Idąc do kancelarii notarialnej, słyszysz, jak zbierana jest tam pomoc humanitarna. Na wjeździe do niektórych miast w sylwestra pojawiły się ogłoszenia o zbiórce puszek kukurydzy i grochu dla „naszych bojowników”. Mieszkańcy regionów przygranicznych od dawna odczuwają działania wojskowe na własnej skórze. W centrum Moskwy można spotkać młodych mężczyzn z amputowanymi kończynami, a drony uderzają w moskiewskie przedmieścia.

Ale to tak, jakby w społeczeństwie panował niewypowiedziany konsensus. Wojskowi zamykają się w sobie, zakładają słuchawki, by oglądać tiktoki lub prowadzą wideorozmowy z towarzyszami z frontu, by uciec w swój znajomy świat. A ludzie wokół nich prześlizgują się obok, udając, iż nie istnieją. Konsensus działa, dopóki żołnierze nie stracą panowania nad sobą — z powodu alkoholu lub PTSD — i nie zaczną głośno mówić.

ALEXANDER ZEMLIANICHENKO / AFP

Rosyjscy żołnierze z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, luty 2025 r.

Ludzie potencjalnie niebezpieczni

Człowiek w kamuflażu we współczesnej Rosji nie wzbudza wokół siebie szacunku ani poczucia bezpieczeństwa. Jadę taksówką w mieście na Uralu, a kierowca opowiada mi, jak wrócił z PTSD i teraz pracuje w taksówce w celach terapeutycznych — jego psychiatra powiedział, iż musi bardziej towarzysko podchodzić do ludzi.

— Z PTSD bardzo gwałtownie przechodzisz od spokoju do agresji — mówię mu.

Jakoś sobie radzę, ludzie mnie nie irytują, ale niedawno był taki przypadek: do samochodu wsiadło kilku gejów, oczywiście wyrzuciłem ich na mróz.

Mamie mojej koleżanki taksówkarz, który wrócił z wojny, zaproponował zmianę trasy w nocy, żeby uprawiać seks. W metrze, na stacjach kolejowych i lotniskach, zbyt beztroskie spojrzenie może być sygnałem dla innego zagubionego żołnierza, który podejdzie i prosi cię o eskortowanie go, pijanego, do pociągu.

To ludzie potencjalnie niebezpieczni, lepiej nie zwracać na nich uwagi i trzymać się od nich z daleka. Nie mówi się o tym głośno — w dzisiejszych czasach w ogóle nie można mówić głośno. Ale, jak sądzę, odczuwają to również żony mężczyzn, którzy zginęli na wojnie. Narzekają, iż szkoły ich dzieci nie zapewniają wystarczającej edukacji patriotycznej, nie honorują wystarczająco bohaterskich czynów wojskowych.

W 2024 r. słyszałam od wielu żołnierzy, iż chcą, aby wojna się skończyła. Ale koniec wojny ostatecznie wykluczy ich ze społeczeństwa. Mało kto będzie w stanie zarobić te same pieniądze, które dostaje na kontrakcie. A zainteresowanie tym, co siedzi w ich głowach, już teraz jest coraz mniejsze. Zamiast programów resocjalizacyjnych prawdopodobnie pomoże im „terapia” alkoholowa, której doświadczyli powracający z Afganistanu i Czeczenii.

Idź do oryginalnego materiału