Wybory zostały zorganizowane w atmosferze braku realnej konkurencji. Główni liderzy opozycji zostali uwięzieni lub zmuszeni do wyjazdu za granicę, co skutkowało ich nieobecnością w procesie wyborczym. W efekcie tylko jeden kontrkandydat był uznawany za realnego (o ile można tu użyć tego sformułowania) rywala Łukaszenki. Wyniki exit poll wskazały na dominację obecnego prezydenta, co „potwierdziły” późniejsze oficjalne dane.