Maciej Milczanowski: – to czas tragiczny nie tylko dla Ukrainy

supernowosci24.pl 1 rok temu
Trwająca w tej chwili wojna w Ukrainie została zapoczątkowana przez
agresywną inwazję Rosji 24 lutego 2022 r. Rakiety i bomby zaczęły
spadać wszędzie. Fot. NATO

Mija 365 dni od rozpoczęcia niczym nieuzasadnionej, rosyjskiej napaści na Ukrainę. 24 lutego 2022 roku w nocy Władimir Putin ogłosił rozpoczęcie „operacji specjalnej w Donbasie”. Według informacji ukraińskich władz, rosyjskie siły zaczęły ostrzał ukraińskich miast także z innych kierunków. Wybuchy słychać było w stolicy Ukrainy, Kijowie. Minął rok, a my codziennie słyszymy o kolejnych ofiarach, zwłaszcza wśród ludności cywilnej. Wszyscy zastanawiamy się, co nas czeka, jakie plany na kolejne dni może mieć rosyjski dygnitarz Putin. O tym rozmawiamy z dr. Maciejem Milczanowskim politologiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.

– Za nami równo 12 miesięcy od rosyjskiej napaści na Ukrainę. Jaki był to rok?
– Był to czas trudny i niestety tragiczny dla samej Ukrainy. Dla nas wszystkich z kolei był to moment wzrostu poczucia zagrożenia. Ostatnie 12 miesięcy pokazały, iż Rosja „wyszła” całkowicie z racjonalności swojego postępowania, działając nielogicznie, wbrew swojemu interesowi. Wiele rzeczy wynikających z kraju kierowanego przez Putina dzieje się niezgodnie z rachunkiem ekonomicznym, czy kalkulacją polityczną. To dla nas jest o tyle ważne, iż trudno nam cokolwiek przez to prognozować…

– Z czego obie strony konfliktu nie są zadowolone?
– Rosja na pewno nie jest dumna z tego, iż nie przeprowadziła symbolicznej dla niej defilady w Kijowie, a sam Putin „rozpacza”, iż nie pokonał, jak dotąd, kraju kierowanego przez Wołodymyra Zełenskiego. Ukraina jest wstrząśnięta dramatyczną liczbą ofiar, zwłaszcza tych cywilnych. Pamiętajmy, iż w tej wojnie giną nie tylko żołnierze walczący na froncie. Putin atakuje ludność cywilną zabijając dzieci, osoby chore, kobiety. I to raczej gwałtownie nie ustanie.

– Co musi zatem zrobić Ukraina, żeby „iść do przodu”?
– Akurat Ukraina robi wszystko. Natomiast wielka odpowiedzialność spoczywa tutaj na Zachodzie, który oprócz wysyłania większej liczby wszelkiego rodzaju broni, powinien zbudować szerszą koalicję międzynarodową, opartą nie tylko na NATO, ale też wywierając większy wpływ np. na Indie czy Chiny. Kraje demokratyczne muszą też bardziej izolować Iran. Tylko wtedy Rosja może być skłonna do poważnych negocjacji, a nie do stawiania warunków do kapitulacji Ukrainy.

– Czy Rosja jest dziś w stanie stworzyć nowe linie frontu?
– Putin jest nieobliczalny. Mogą pojawić się nowe kierunki ataku. Nie można całkowicie wykluczyć ponownej próby natarcia na Kijów, przynajmniej przez ostrzał i naloty. Istnieje obawa, iż wykorzystując tereny białoruskie, wojska rosyjskie będą atakować część Ukrainy leżącą bezpośrednio przy granicy z naszym krajem. Uważam jednak, iż główny kierunek militarny Rosji będzie w Donbasie. Tam koncentrować się będzie główna linia frontu, po to, żeby utrzymać chociażby korytarz lądowy na okupowany od 2014 r. Krym.
– Jest Pan w stanie wskazać dziś koniec tej wojny?
– Termin zakończenia ofensywy Putina w Ukrainie zależy tylko od niego samego. Może ją ciągnąć przez lata, prowadząc działania na różne sposoby. Oczywiście trzeba starać się go nakłaniać do zaprzestania tej agresji. Ku temu służą właśnie sankcje. Niemniej trzeba też odbierać Rosji inicjatywę działań, robić „krok do przodu”, np. dawać Ukraińcom konkretny rodzaj broni, taki, na jaki oczekują (np. myśliwce – przyp. redakcja).

– Patrząc na kontekst naszego kraju. Jaką rolę odegrała Polska w tych wydarzeniach?
– Działania polskich polityków, całego społeczeństwa, czy instytucji było bardzo racjonalne i odpowiedzialne. Wcale nie uważam, iż z czymś przesadziliśmy czy czegoś zrobiliśmy za mało. Sprostaliśmy wyzwaniu, które zostało nam automatycznie narzucone 24 lutego ub. roku.

– Kończąc, nasuwa mi się refleksja. Czy my, Polacy, jesteśmy bezpieczni?
– Niestety, Rosja prowadzi wojnę hybrydową. Wiele osób wciąż wypowiada się w interesie Putina także i w naszym kraju. Są to choćby członkowie niektórych partii politycznych czy organizacji społecznych. Bezpośredni konflikt militarny w tej chwili raczej wykluczam.

Rozmawiał Dominik Bąk

Idź do oryginalnego materiału