„Maestro Führera” dokonał masakry getta. Z podnieceniem opowiadał o zabijaniu ludzi

news.5v.pl 1 tydzień temu
  • Jürgen Stroop był fanatycznym nazistą. Porzucił katolicyzm i stał się wyznawcą pseudopogańskiej religii III Rzeszy. Zmienił choćby imię, by brzmiało bardziej „nordycko”
  • Gdy przyjechał do okupowanej Polski, doszło do zaskakującego incydentu. Jak sam twierdził, zaatakowała go… sowa. „Siedem kul wpakowałem w to chuchro” — opowiadał
  • To on kierował oddziałami pacyfikującymi getto, po czym sporządził dla Himmlera szczegółowy raport. Z treści wyłania obraz piekła na ziemi, jakie zgotował Żydom
  • Po wojnie siedział w celi z żołnierzem AK Kazimierzem Moczarskim, który sprowokował go do zwierzeń. Stroop z „podnieceniem” miał opowiadać o zabijaniu ludzi. Krzyczał wtedy „paf, paf” i imitował strzelanie do kaczek
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Cytaty wyszczególnione w tekście to słowa Jürgena Stroopa. Pochodzą one albo z raportu na temat pacyfikacji powstania w getcie, albo z książki Kazimierza Moczarskiego pt. „Rozmowy z katem”.

Onet

Josef Stroop urodził się w 1895 r. w katolickiej rodzinie pochodzącej z miasta Detmold w Nadrenii-Północnej Westfalii. Odebrał jedynie podstawowe wykształcenie i już w wieku 14 lat zaczął pracę w urzędzie katastralnym. Miał przy tym zadatki na żołnierza — interesował się jazdą konną, dużo ćwiczył. Imponował mu pruski ordnung i cenił posłuszeństwo. W końcu trafił do armii i walczył w I wojnie światowej. Później działał w organizacjach kombatanckich i zbliżył się do rosnącego w siłę nazizmu.

W lipcu 1932 r. wstąpił do SS, a dwa miesiące później do NSDAP. W kolejnych latach stopniowo awansował w nazistowskich szeregach i poznał osobiście najważniejszych dygnitarzy III Rzeszy — Adolfa Hitlera, Hermanna Göringa i Heinricha Himmlera.

Domena publiczna

Jürgen Stroop (na pierwszym planie).

„Cholera mnie brała, gdy to słyszałem”

Choć był katolikiem, ożenił się — mimo protestów matki — z protestantką o imieniu Kathe. Do religii chrześcijańskiej nie miał jednak nigdy szczególnego umiłowania. Ostatecznie porzucił ją i został wyznawcą pseudopogańskiej religii III Rzeszy, opierającej się na przedchrześcijańskich wierzeniach Germanów. Członkowie okultystycznego ruchu określali się w dokumentach jako „Gottgläubig” (pol. „wierzący w boga”).

To nie koniec. W 1941 r. Stroop zmienił imię z Josef na Jürgen. Powody były dwa. Po pierwsze nowe imię brzmiało oczywiście bardziej „nordycko”. Po drugie była to forma upamiętnienia jego pierworodnego syna, który zmarł zaraz po narodzinach i nosił właśnie to imię.

Gdy wybuchła II wojna światowa Jürgen Stroop został skierowany do okupowanej Wielkopolski. Już tam brał udział w mordowaniu ludności polskiej i żydowskiej. Przyjazd do Polski wspominał źle, wszystko zaczęło się bowiem od zaskakującego incydentu.

Rozkaz Himmlera

Od 1942 r. zwalczał partyzantów w Ukrainie i na Kaukazie, jako tamtejszy dowódca oddziałów SS i policji. Później — jako komendant policji w dystrykcie Galicja — współorganizował masową eksterminację Żydów. Gdy Niemcy zaczęli szykować się do ostatecznej likwidacji warszawskiego getta, został skierowany do okupowanej stolicy Polski. Przybył tam 17 kwietnia, a po dwóch dniach wkroczył ze swoimi oddziałami za mur. Tam jednak napotkał opór. Wybuchło powstanie.

Domena publiczna

Jürgen Stroop i oddziały tłumiące powstanie w getcie warszawskim, 1943 r.

Jürgen Stroop w trakcie kolejnego miesiąca potwierdził swoją absolutną bezwzględność, ślepo wykonując wszystkie ludobójcze rozkazy Berlina. Gdy najbardziej zacięte starcia pierwszych dni powstania wygasły, podlegające mu oddziały pacyfikacyjne zaczęły poświęcać czas głównie na wyłapywanie i mordowanie ukrywających się powstańców oraz cywilów, a także burzyć kolejne kwartały zabudowy getta. Powstańcze bunkry i inne kryjówki Stroop nakazywał podpalać, by w ten sposób zgładzić przeciwników lub zmusić ich do wyjścia na ulice.

Ze sporządzonego przez niego raportu z walk w getcie wyłania się obraz człowieka pozbawionego jakichkolwiek uczuć. W notatkach z kolejnych dni szczegółowo opisywał przebieg walk i sposoby na mordowanie i wyłapywanie kolejnych tysięcy Żydów. Zresztą takich właśnie czynów oczekiwali od niego przełożeni.

Stroop zapisał, iż 23 kwietnia 1943 r. Himmler wydał rozkaz przeszukania getta „z największą bezwzględnością i nieubłaganą surowością”. Stroop nie oponował i stwierdził, iż wtedy właśnie zdecydował się na „całkowite zniszczenie żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej przez spalenie wszystkich bloków mieszkalnych”.

Dalsza część tekstu znajduje się pod wideo.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Piekło na ziemi

Lektura raportu Stroopa mrozi krew w żyłach. Znajdują się tam opisy poszczególnych akcji przeprowadzanych przez okupantów. Jednego dnia ludzie Stroopa otwarli włazy do ponad 180 kanałów i wrzucili do środka świece dymne. Chodziło o to, by przebywający tam Żydzi — sądząc, iż to gaz — zaczęli uciekać i zbiegli się w jedno miejsce w centralnej części getta. Tam czekający już Niemcy mogli ich swobodnie wyciągnąć na powierzchnię.

Innego dnia Stroop raportował, iż rozkazał swoim wojskom podpalić jedną z kamienic, w której ukrywali się ludzie. Gdy ogień zajął ten i inne okoliczne budynki, przebywający tam Żydzi wybiegali na ulicę „częściowo płonąc”. Stroop przytaczał też zeznania ujętych Żydów, z których wynikało, iż „większa liczba przebywających w bunkrach osób na skutek żaru i dymu oraz wybuchów dostała pomieszania zmysłów”.

Domena publiczna

Funkcjonariusze SS i policji w trakcie powstania w getcie. W tle, z prawej, Jürgen Stroop omawia plany z adiutantem Karlem Kaleskem.

Jürgen Stroop był przy tym pełen podziwu dla swoich ludzi z SS, policji i Wehrmachtu, których chwalił za trwanie „w wiernym braterstwie broni” oraz „świecenie przykładem współtowarzyszom”.

Niezapomniana alegoria

„Wielka akcja” likwidacji getta została zakończona 16 maja 1943 r. To pod tą datą Jürgen Stroop zapisał w swoim raporcie słynne słowa: „Była żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie przestała istnieć”. Symbolicznym końcem istnienia żydowskiego życia w Warszawie było wysadzenie tego dnia, o godz. 20.15, Wielkiej Synagogi przy ul. Tłomackie. To Stroop wcisnął guzik uruchamiający materiały wybuchowe. Po prawie miesiącu Niemcy stłumili żydowski zryw, a ich dowódca został odznaczony Krzyżem Żelaznym I klasy.

Co dalej działo się z Jürgenem Stroopem? Od września 1943 r. przebywał w Grecji, gdzie przeprowadził deportację kilkunastu tysięcy greckich Żydów do Auschwitz-Birkenau i kolejnych kilku tysięcy do obozu „Gęsiówka” w Warszawie (część tych Żydów uwolnili powstańcy warszawscy w sierpniu 1944 r.). Od końca 1943 aż do marca 1945 r. był dowódcą SS i policji w niemieckim Wiesbaden. Pod koniec służby, gdy alianci opanowywali już tereny Rzeszy, przygotowywał utworzenie organizacji partyzanckiej Werwolf. 8 maja 1945 r. został aresztowany przez Amerykanów.

Domena publiczna

Jürgen Stroop w amerykańskim areszcie wojskowym w 1945 r.

Rozmowy z katem

Dwa lata później został skazany na karę śmierci za wydanie rozkazu mordowania zestrzelonych lotników alianckich na swoim terenie. Nie przyznał się do winy. Uszedł jednak z życiem, gdyż przekazano go komunistycznym władzom w Polsce. Tam miał zostać osądzony za zbrodnie popełnione na Polakach i Żydach. Pobyt w polskim areszcie poskutkował tym, iż dziś możemy postać Stroopa poznać bliżej. Wszystko dzięki Kazimierzowi Moczarskiemu.

Moczarski był żołnierzem Armii Krajowej, który po zakończeniu wojny został aresztowany przez komunistów. Ci wtrącili go do celi, w której przebywali Stroop i inny niemiecki żołnierz, Gustaw Schielke. Trzej mężczyźni siedzieli razem od 2 marca do 11 listopada 1949 r. Moczarski naciągnął Stroopa na zwierzenia i w czasie pobytu w celi rozmawiali długo na temat wojny, Żydów czy powstania w getcie. Niemiec opowiedział mu w zasadzie całe swoje życie. Moczarski z więzienia wyszedł w 1956 r. Miał doskonałą pamięć, sporządził liczne notatki, a po latach — na ich podstawie — wydał książkę: „Rozmowy z katem”.

Domena publiczna

Jürgen Stroop w polskim więzieniu, 1951 r.

To z niej dowiadujemy się m.in. wielu szczegółów na temat wydarzeń z pierwszych godzin powstania w getcie. Stroop ze szczegółami opowiedział też Moczarskiemu o tym, jak beztrosko zakończył ten dzień.

Pierwsze kwiaty w Łazienkach

Jürgen Stroop opowiedział też, jak przez pomyłkę… zwymyślał przez telefon Heinricha Himmlera. Otóż wieczorem 19 kwietnia 1943 r. Reichsführer w telefonicznej rozmowie pogratulował Stroopowi działań w getcie. Po rozmowie SS-man położył się spać, jednak już za chwilę telefon zadzwonił po raz kolejny. Rozwścieczony Stroop ryknął tylko do słuchawki: „jak śmiecie mnie budzić!”, po czym usłyszał głos roześmianego Himmlera.

„Niech się pan nie gniewa, mój drogi Stroopie, iż pana budzę i przerywam wypoczynek” — miał powiedzieć Himmler i ostrzec, iż 19 kwietnia był tylko „uwerturą do zdarzenia historycznego, które będzie nosić nazwę Grossaktion in Warschau”.

„Ponieważ lubię wagnerowskie opery i dzisiejszych, nacjonal-socjalistycznych muzyków i dyrygentów, pozwoli pan, iż powiem do niego: graj pan tak dalej, maestro, a nasz Führer i ja nigdy tego panu nie zapomnimy” — dodał. Stroop zatem „dawał koncert” każdego kolejnego dnia.

Kogo trzeba „rżnąć nożami”

Jürgen Stroop do końca pozostawał wierny nazistowskiej ideologii. Nienawidził Żydów i nie żałował ani jednej ze swoich zbrodni. Przeciwnie — Moczarski odnotował, iż z „podnieceniem” i „dumą” opowiadał o strzelaniu do „spadochroniarzy”, czyli Żydów, którzy wyskakiwali z okien płonących kamienic w getcie. SS-man krzyczał w celi „paf, paf!”, imitując strzelanie z dubeltówki do kaczek.

Konsekwentnie twierdził, iż III Rzesza przegrała wojnę, gdyż naród niemiecki był rozsadzany przez intrygi międzynarodówki: „reakcyjnej, anglosaskiej, żydowskiej, socjalistycznej, komunistycznej, masońskiej i katolickiej”. Jego zdaniem Niemcy byli wręcz „zbyt liberalni” i zbyt delikatnie obchodzili się ze „zdrajcami”, choćby takimi jak Wilhelm Canaris czy Claus von Stauffenberg. Sam uważał siebie za „wiernego syna Germanii”.

Stanisław Dąbrowiecki / PAP

Jürgen Stroop przed sądem w Warszawie, 1951 r.

„Gdyby nie znajdowały się w naszym narodzie jednostki słabe moralnie, obciążone zgnilizną, to dalibyśmy sobie radę z całym światem. Byliśmy zawsze zbyt tolerancyjni i nieostrożni, bo pozwoliliśmy degeneratom żyć pod wspólnym dachem ze zdrową masą narodu” — grzmiał w czasie rozmowy z Moczarskim i twierdził, iż wszystkich ich należało „rżnąć nożami” i „wieszać na hakach jak połcie w rzeźni, z rodzinami i przyjaciółmi”.

W trakcie powstania w getcie SS-Gruppenfuhrer Maximilian von Herff ze sztabu Himmlera, który przygotowywał raporty na temat SS-manów, tak scharakteryzował Stroopa: „Dobra żołnierska postawa. Typ raczej zamkniętego w sobie oficera. Duże mniemanie o sobie. Politycznie mniej wyrobiony. (…) Jest typowym żołnierzem, który działa według rozkazu. Jako dowódcy politycznemu brakuje mu trochę horyzontów i wyczucia. Stroop wydaje się czymś więcej, niż jest”. Von Herff w dokumencie dopisał jeszcze osobistą uwagę: „Ale dobry chłop!”.

Domena publiczna

Maximilian von Herff przesłuchuje złapanego powstańca. Na lewo od von Herffa stoi Jürgen Stroop.

Trzy hasła

Ten „dobry chłop” w trakcie procesu do niczego się nie przyznawał. Nie zaprzeczał, iż w Warszawie wymordowanych zostały dziesiątki tysięcy Żydów, a całe getto spalono. Jednak — jak to opisywał Moczarski — pewne fakty „naświetlał w sposób korzystny dla siebie, niekiedy sofistyczny, a czasami wręcz kłamliwy”. Gdy sąd zapytał go, po co przyjechał do Warszawy 17 kwietnia 1943 r., odpowiedział: „Nie zastanawiałem się. Otrzymałem po prostu taki rozkaz”.

Stroop wskazywał, iż pełnił służbę wojskową i musiał skrupulatnie wykonywać rozkazy. W celi chętnie miał powtarzać trzy hasła: „porządek musi być”, „rozkaz to rozkaz” oraz „lojalność to dla mnie zaszczyt”.

W 1947 r. w czasie pobierania próbek grafologicznych Stroop napisał dłuższą notatkę w której stwierdził, iż „dyktatura niemożliwa jest dla narodu”, a „wielopartyjność może sprawy życiowe narodu najlepiej zaspokajać”. Słowa te nijak jednak miały się do tez, które wygłaszał wobec współwięźniów, a także wcześniej, wobec amerykańskich śledczych. Kapitan Leroy Vogel napisał w raporcie z października 1945 r., iż Stroop jest „przekonanym i aroganckim nazistą”.

Sąd Wojewódzki w Warszawie w lipcu 1951 r. skazał Stroopa na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano 6 marca 1952 o godz. 19 w więzieniu na Mokotowie.

Gdy prokurator przybył tego dnia, by oznajmić mu, iż egzekucja nastąpi już za chwilę, SS-man początkowo był tą wiadomością zaskoczony. Później uśmiechnął się i stwierdził, iż nareszcie jego duch „połączy się z żoną i córką w RFN”. Nie miał żadnego ostatniego życzenia. Kilka dni wcześniej zapewnił też naczelnika więzienia, iż nie nękają go wyrzuty sumienia z powodu mordowania Żydów.

Idź do oryginalnego materiału