

Po kilkugodzinnym spotkaniu na konferencji prasowej pojawił się polski premier Donald Tusk. Jego słowa potwierdziły, iż konkretów wciąż brak.
„Wrażenie chaosu” zamiast konkretnego planu
Usłyszeliśmy więc, iż wszyscy uczestnicy szczytu byli zgodni, iż Ukraina wymaga wsparcia, Europa musi wziąć na siebie coraz więcej odpowiedzialności, a państwa kontynentu muszą rozbudowywać przemysł obronny i zwiększać wydatki na obronność. O tym wszystkim słyszymy od lat.
Z najbliższych Polsce tematów uczestnicy zgodzili się także, według słów premiera, iż priorytetem dla Europy jest wzmocnienie flanki wschodniej. W tej sprawie także nie usłyszeliśmy jednak żadnych szczegółów.
– Nikt nie miał też wątpliwości, iż absolutnie najważniejszą sprawą dla polskiego i europejskiego bezpieczeństwa oraz przyszłości Ukrainy jest utrzymanie bliskich relacji z USA – podkreślił premier, kilkukrotnie zaznaczając, jak ważne jest utrzymanie tych relacji. – Trzeba zrobić wszystko, aby Europa i USA mówiły jednym głosem – dodał.
To pokazuje, jak bardzo po dekadach bezmyślnego rozbrajania się, Europa jest uzależniona dziś od Stanów Zjednoczonych. Po ostatnich wydarzeniach wydaje się, iż słowa premiera Tuska o mówieniu jednym głosem przez Europejczyków i Amerykanów odnoszą się do życzeń, ale nie faktów.
A czy Europa ma jakiś konkretny plan na ten kryzys? – Wszyscy mamy wrażenie chaosu, prowizoryczności, spontaniczności działania – stwierdził premier Tusk, dodając, iż najlepsza dla nas jest w tej chwili „próba spokojnego, systematycznego przedstawienia pewnego wspólnego projektu”.
Ale jakiego projektu? Tego się nie dowiedzieliśmy. Usłyszeliśmy tyle, iż na posiedzeniu Rady Europejskiej 6 marca będą oceniane różne propozycje. – Dobrze się stało, iż rozpoczął się proces, na początku chaotyczny i spontaniczny, spotkań w różnych formatach, abyśmy mogli znaleźć wspólne stanowisko – powiedział premier.
W tym właśnie cały problem. Kiedy działania Ameryki opierają się na decyzjach, z reguły podejmowanych ponad głowami Europejczyków, Europa wciąż opiera się na trwających w nieskończoność procesach. A my mamy się cieszyć, iż kolejny z takich procesów właśnie się rozpoczął?
Trudno nie czuć się zmęczonym deklaracją polskiego premiera, iż „mamy solidarność tak wielką, jak nigdy dotąd”. To też już słyszeliśmy.
W relacji Donalda Tuska z obrad szczytu nie można było dostrzec śladu konkretów.
Co z rosyjskimi pieniędzmi?
Jeszcze smutniej zrobiło się, kiedy padło konkretne pytanie od dziennikarza: czy jest rozmowa o odblokowaniu rosyjskiego kapitału zmrożonego w Europie?
– Akurat w tej sprawie nie ma jedności poglądów – odpowiedział Donald Tusk, przypominając, iż owszem, Polska nalega na to, ale ponieważ nie jesteśmy w strefie euro, to nasz głos nie będzie ważący w tej dyskusji.
Następnie premier powiedział, iż najważniejsze będzie przedłużenie zamrożenia w czerwcu, bo taka decyzja wymaga jednomyślności, a wiadomo, jakie jest stanowisko Węgier w tej sprawie. – Podejrzewam, iż stanowisko Budapesztu będzie w dużej części zależało od sugestii Waszyngtonu – powiedział.
Okazuje się więc, że o ile szanse na odmrożenie rosyjskich pieniędzy jest praktycznie żadne, to dodatkowo istnieje możliwość zdjęcia z Rosji tej sankcji.
Ile państw jest w NATO?
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż mimo dramatycznych wstrząsów i lawinowo wzrastającego zagrożenia Europa wciąż tkwi w zaklętym kręgu dyskusji, rozmów, deklaracji — ale nigdy decyzji.
Tymczasem pośród wielkich międzynarodowych szczytów i awantur uwadze wielu mogło umknąć spotkanie ministrów obrony Słowacji i Polski – Roberta Kalinaka i Władysława Kosiniaka-Kamysza – z 25 lutego. Ministrowie podpisali memorandum o zacieśnieniu współpracy w przemyśle zbrojeniowym, a następnie wystąpili na konferencji prasowej. Wtedy Kalinak zaczął przekonywać, iż lepiej jest się nie bronić, jeżeli wejdą Rosjanie, bo Słowacji nie przyniosło to nic dobrego, a „na końcu, jak to zawsze bywa, Rosjanin odejdzie. I tak się zawsze dzieje”.
Ilu zatem mamy realnie członków NATO, a więc państw, które staną do walki, jeżeli Rosja zaatakuje? Postawa USA wydaje się mocno niepewna, podobnie jak na przykład Węgier. Czy możemy być pewni działań usadzonych na końcu kontynentu Hiszpanii i Portugalii? A może podobne pytania należy zadać też największym europejskim członkom Sojuszu?
Mimo iż jeden z przedstawicieli należących do Sojuszu Północnoatlantyckiego państw otwartym tekstem mówi, iż nie warto się bronić w przypadku rosyjskiej agresji, to przywódcy europejskich członków NATO jak ognia unikają decyzji o uczciwym przeliczeniu się. A przecież od tego w ogóle należy zacząć, jeżeli chce się racjonalnie zwiększać własne bezpieczeństwo.
Jeżeli „Europa się obudziła”, jak napisał na portalu X premier Tusk, to na realne dowody tego przebudzenia wciąż czekamy.