Martwi

bezkamuflazu.pl 8 godzin temu

Komendant, którego odwiedziliśmy, był postawnym jak na afgańskie warunki mężczyzną. Wyprostowany niczym struna, miał czyściutki mundur i starannie przystrzyżoną brodę. Gdy śmiał się – a uśmiech adekwatnie nie schodził mu z twarzy – obnażał garnitur równiusieńkich białych zębów. Chłop mógłby robić za reklamę swojej formacji – Afgańskiej Policji Narodowej – tak dobrze się prezentował.

Ale nie za wygląd mu płacono, a za utrzymanie porządku w jednym z sektorów miasta Ghazni. Był 2013 rok, talibska rebelia rozkręciła się już na dobre, więc nie o zwykłą policyjną robotę tu chodziło. ANP de facto pełniła rolę lekkiej piechoty i brała udział w antypartyzanckich akcjach. Jej przeciwnikiem byli bojownicy, nie złodzieje czy inni pospolici przestępcy. Policjanci regularnie się z nimi strzelali, regularnie ginęli i zostawali ranni.

Robota niebezpieczna, ale przyzwoicie płatna, rzecz jasna jak na realia ówczesnego Afganistanu (szeregowy funkcjonariusz dostawał jakieś 150 dolarów za miesiąc).

Niech Was jednak nie zwiedzie ton tych akapitów – ANP to nie byli dobrzy chłopcy, a łobuzy. Najbardziej skorumpowana i inwigilowana przez talibów struktura w Afganistanie. Nasze wojsko współpracowało z nią – tak jak z afgańską armią – z konieczności. Przy czym kooperacja to duże słowo, wszak wszelkie wspólne działania regulowała zasada bardzo ograniczonego zaufania. W praktyce wyglądało to tak, iż afgańscy dowódcy dowiadywali się o zadaniach w ostatniej chwili. I choćby wówczas ich wiedza była szczątkowa. Kablowali bowiem ile wlezie…

No ale mimo wszystko to byli swoi i to im, my – NATO, ISAF, Zachód – płaciliśmy. Walizkami żywej gotówki, którą odbierali lokalni komendanci, po to, by rozprowadzić hajs pośród podwładnych. Tak to powinno było wyglądać.

A jak wyglądało? Gość, którego wizytowałem w towarzystwie wysokich rangą oficerów WP, miał pod sobą 120 chłopa; tak przynajmniej deklarował. ale z jakiegoś powodu, mimo tego ludzkiego dostatku, nie potrafił upilnować swojego kurnika, co zrodziło wątpliwości naszych sztabowców. Jednym z celów wizyty było policzenie oddziału, na co ów komendant z ochotą przystał. A potem wystawił na dziedzińcu posterunku trzydziestu paru ludzi. Część nieobecnych miała być na mieście (choć wszystkie wozy stały na parkingu), a część – no cóż, pojechała do domów w innych prowincjach, wykonywała jakieś tajne zadania, pochorowała się i wylądowała w szpitalu; jakich tam nieszczęść, dramatów i nieoczekiwanych historii nie było… „Ju-noł mister, jak przyjedziecie następnym razem, będą miał ich wszystkich pod ręką”.

Taaaaa…

W afgańskiej armii i policji przez lata funkcjonował system tzw. „martwych dusz” – fikcyjnych żołnierzy i funkcjonariuszy, których nazwiska widniały w dokumentach, ale którzy nie istnieli, dawno zginęli, zdezerterowali albo zostali odesłani do domów. Dowódcy pobierali za nich pensje, premie i racje żywnościowe.

Według raportu SIGAR (Special Inspector General for Afghanistan Reconstruction) z 2023 roku, system „ghost soldiers” funkcjonował przez całą misję NATO w Afganistanie, a jego istnienie było znane zarówno afgańskim władzom, jak i zachodnim doradcom.

W sierpniu 2021 roku, gdy talibowie rozpoczęli ofensywę, okazało się, iż wiele jednostek ANA i ANP nie istnieje. Dowództwo w Kabulu operowało na danych, które były fikcyjne – liczba żołnierzy, dostępnego sprzętu i amunicji była zawyżona choćby o 30–50 proc. W efekcie fronty się załamały, a talibowie zajmowali kolejne miasta niemal bez walki.

Tak się ten pic na wodę skończył.

Zostawmy Afganistan i zerknijmy na armię rosyjską w Ukrainie.

Wojna obnażyła nie tylko jej brutalność wobec przeciwnika. Z coraz częstszych doniesień wynika, iż rosyjscy oficerowie dopuszczają się morderstw na własnych żołnierzach – nie z powodów dyscyplinarnych, ale dla pieniędzy. Żołd, który frontowcy otrzymują za udział w walkach, stał się łakomym kąskiem dla dowódców, którzy w warunkach chaosu i bezkarności traktują podwładnych jako źródło dochodu.

Według danych niezależnego rosyjskiego portalu Mediazona, od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę prawie tysiąc rosyjskich żołnierzy zostało oskarżonych o morderstwo lub umyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym. Rosyjskie sądy wojskowe notują stały wzrost takich spraw, a rok 2025 wskazuje na dalsze przyspieszenie tego trendu. Choć wiele z tych zbrodni dotyczy przemocy wobec cywilów lub jeńców, coraz częściej pojawiają się przypadki wewnętrznych egzekucji – dokonywanych przez oficerów na własnych żołnierzach.

Rosyjscy żołnierze w Ukrainie zarabiają co najmniej sześciokrotność średniej pensji w kraju. Pozorny dostatek, bo żołnierze płacą oficerom za urlopy, za przeniesienie do bezpieczniejszych sektorów, za dostęp do narkotyków i alkoholu. Albo po prostu płacą – za to, iż oddychają. Ci, którzy nie płacą, znikają. W niektórych przypadkach ich śmierć jest tuszowana jako „polegli w boju”, choć nie ma żadnych dowodów na udział w walkach.

Wiosną 2025 roku ukraiński wywiad wojskowy HUR opublikował przechwycone rozmowy rosyjskich żołnierzy z jednostki stacjonującej pod Bachmutem. Jeden z rozmówców opowiadał, iż dwóch młodych rekrutów zostało zastrzelonych przez oficera po tym, jak odmówili oddania premii bojowej. Ich ciała miały zostać wrzucone do leja po bombie, a oni zgłoszeni jako „zaginieni w akcji”.

W rosyjskiej armii nie istnieje realny system kontroli wewnętrznej. Oficerowie są chronieni przez hierarchię, a żołnierze – często rekrutowani z biednych regionów – nie mają żadnych narzędzi, by dochodzić sprawiedliwości. System martwych dusz ma się więc dobrze.

Nie bez powodu zacząłem od Afganistanu – i nie chodziło mi tylko o ilustrację pt. nihil novi. Znając rosyjską pogardę dla „dzikich ludów” chciałbym podkreślić różnicę między ANP/ANA a armią putina. Afgańscy komendanci nie robili krzywdy swoim ludziom – po prostu kazali im spierdalać do domów. Albo ich wymyślali, co w kraju analfabetów i szczątkowej biurokracji gwarantowało bezkarność. „Cywilizowani” rosyjscy oficerowie łasi na kasę podwładnych sięgają po przemoc i śmierć. Co kraj, to obyczaj…

—–

A gdybyście chcieli wesprzeć mój ukraiński raport, polecam się poniżej.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef Fizzlewick, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „kawoszom” z ostatniego tygodnia: Julii Dubno i osobie o nicku Mar bli.

Szanowni, to dzięki Wam powstają także moje książki! W sklepie Patronite możecie nabyć je w wersji z autografem i pozdrowieniami. Szeroka oferta pod tym linkiem.

Nz. Funkcjonariusze ANP z prowincji Ghazni, zdjęcie ilustracyjne/fot. własne

Idź do oryginalnego materiału