Po ataku terrorystycznym w Crocus City Hall rosyjski rząd poważnie zaostrzył swoją politykę migracyjną.
W kraju pojawił się rejestr osób kontrolowanych, do którego wpisywani są cudzoziemcy przebywający w Rosji nielegalnie. Można tam trafić przez pomyłkę, a wpisanie do rejestru grozi deportacją. Władze rosyjskie ograniczyły również uproszczoną procedurę uzyskiwania zezwolenia na pobyt dla małżonków obywateli rosyjskich. Wiosną 2025 roku deputowani Dumy Państwowej zażądali od dzieci migrantów zdania testu z języka rosyjskiego, bez którego nie będzie można zapisać dziecka do szkoły. Od 1 września od cudzoziemców zamieszkałych w Moskwie i obwodzie moskiewskim będą pobierane odciski palców i robione zdjęcia biometryczne oraz będą musieli także zgłaszać miejsce zamieszkania dzięki specjalnej aplikacji mobilnej. Ponadto funkcjonariusze policji stale przeprowadzają obławy i zmuszają migrantów zarobkowych do podpisywania umów z Ministerstwem Obrony. Rosyjski portal internetowy na uchodźctwie Meduza rozmawiała z obywatelami Kirgistanu, Tadżykistanu i Uzbekistanu, którzy przeprowadzili się do Rosji, o tym, jak wszystkie te zmiany wpłynęły na ich życie.
Achmad przeprowadził się z Uzbekistanu i pracuje w branży gastronomicznej w Moskwie. W listopadzie minie 15 lat, odkąd mieszka i pracuje w Rosji. Przez większość tego czasu mieszka w Moskwie, pracując w restauracjach i cateringu. Kiedy zaczął, wszystko było świetnie: dużo pracy, korzystny kurs dolara — wysyłał dużo pieniędzy do domu. Organy ścigania nie bardzo go nękały. Jednak jego zdaniem przez ostatnie 15 lat sprawy potoczyły się bardzo źle. Najpierw Krym, potem koronawirus, w tej chwili Ukraina i sankcje. Teraz wysyła znacznie mniej środków swoim krewnym: kurs walutowy jest niekorzystny, płacą mniej, a jego rodzina jest już dość duża. Kilka razy grożono mu wysłaniem na Ukrainę. Pewnego ranka, kiedy odprowadzał dziecko do przedszkola, podeszło do niego dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach i poprosiło o okazanie dokumentów. Spojrzeli na jego dowód rejestracyjny, a potem kazali mu iść do wojskowego biura rejestracyjnego i poborowego, żeby się zarejestrować. Później okazało się, iż w rosyjskiej bazie danych był Tadżyk z obywatelstwem rosyjskim, którego nazwisko i data urodzenia były podobne do Achmada. Achmad nie pamięta, żeby w Rosji żyło się tak źle, jak przez ostatnie półtora roku. Według niego, lepiej nie wychodzić z domu choćby na pięć minut bez paszportu i rejestracji. Każdego dnia wzrasta. Dużo pytań budzi ustawa o geolokalizacji. Zdaniem Achmada, jeżeli wszystko działa według założeń – najpierw migranci rejestrują się w centrum migracyjnym w Sacharowo, a potem, gdy płacą za patent lub podpisują umowę o pracę, rejestracja migracyjna jest przedłużana – to jest w porządku. Jego zdaniem nie ma nic złego, jeżeli władze wiedzą o miejscu przebywania migrantów, skoro tamci pracują oficjalnie i płacą na czas. Być może ta ustawa zamknie policji kanały przekupstwa. Teraz na przykład właściciele mieszkań często nie rejestrują migrantów, aby nie płacić podatków. W związku z tym migranci zarobkowi muszą kupować fikcyjną rejestrację w innym miejscu. A jeżeli policja ich na tym złapie, to muszą dać łapówkę. Być może dzięki nowej ustawie migranci będą mogli rejestrować się bezpośrednio i zapłacić jedną łapówkę mniej.
Jednak sami pracownicy służby migracyjnej nie wiedzą, jak to będzie wyglądać w praktyce. Nowe prawo o testowaniu dzieci migrantów pod kątem znajomości języka rosyjskiego jest normalne. Zdaniem Ahmeda, jeżeli migranci chcą kształcić swoje dzieci w Rosji, to muszą je na to przygotować. Wszystkie dzieci Achmada urodziły się i wychowały w Rosji, i nie mają problemów z językiem rosyjskim. Jego najstarszy syn jest w czwartej klasie, niedawno zdał egzamin z języka rosyjskiego i znalazł się w pierwszej dziesiątce wśród swoich rówieśników w Moskwie. Achmad przez cały czas nie ma obywatelstwa rosyjskiego. Może się o nie ubiegać, ale nie chce. Nie myśli też o powrocie do Uzbekistanu. Może jak dzieci skończą szkołę i staną na nogi. Chociaż teraz często słyszy dobre wieści z domu i podoba mu się, jak Uzbekistan zaczął się rozwijać pod rządami obecnego prezydenta Szawkata Mirzijojewa.
Saidbek przeprowadził się z Tadżykistanu i pracuje w branży gastronomicznej w Rostowie. Aby utrzymać rodzinę, jego tata zaczął jeździć do Rosji na sezonowe prace w 2002 roku, dwa lata po jego urodzeniu. Tadżykistan podnosił się po wojnie domowej, pracy było niewiele, a rodzina duża. Pracował wszędzie – w restauracjach, na budowach, jako taksówkarz. Jako dziecko Saidbek widywał ojca tylko przez trzy lub cztery miesiące w roku. W 2019 roku Saidbek miał ładny ślub za pieniądze, które jego tata zarobił i zaoszczędził w Rosji. Ojciec Saidbek jest bardzo dumny, iż był w stanie wychować swoje dzieci i iż tak dużo podróżował po Rosji.. Saidbek nigdy nie znalazł normalnej pracy w Tadżykistanie i po pandemii zaczął też jeździć do Rosji, żeby zarabiać pieniądze. Opowieści jego ojca o przygodach w Rosji nakładały się na rzeczywistość już na lotnisku – tam obywatele Azji Środkowej są długo przeszukiwani i upokarzani. Saidbek twierdzi, iż to od razu przygotowuje do życia w Rosji, bo człowiek wie, czego się spodziewać. W każdym urzędzie obywatele Azji Środkowej teraz są traktowani tak samo.
Teraz Saidbek pracuje w gastronomii w Rostowie. Pensja jest niewielka, ma do wyboru albo to, albo jechać na Ukrainę jako żołnierz kontraktowy. Jest w tej sprawie duża presja – przy wypełnianiu każdego dokumentu proponują podpisanie umowy, oferują pieniądze, grożą. Kilku mężczyzn, których zna z Azji Środkowej, trafiło na Ukrainę – niektórzy pracowali w aneksowanym Mariupolu, niektórzy byli jeszcze bliżej linii frontu.
Saidbek widział doniesienia o obowiązkowej rejestracji geolokalizacji w Moskwie. Jego ojciec mówi, iż za rok lub dwa zostanie to wprowadzone dla obywateli z Azji Środkowej w całej Rosji. W Rostowie jeszcze nie obowiązuje takie prawo.
Ałmaz przeprowadził się z Kirgistanu i pracuje w branży budowlanej w Moskwie. Pierwszy raz przyjechał do Rosji w 2000 roku. Gospodarka w kraju pod rządami byłego prezydenta Askara Akajewa była w opłakanym stanie, wszędzie korupcja, niepewność. Jego wujek przeprowadził się do Rosji w latach 90. i pomógł mu znaleźć pierwszą pracę w Moskwie na placu budowy. Przez pierwsze dziesięć lat Ałmaz przyjeżdżał do Rosji do pracy sezonowej.
Podczas kryzysu gospodarczego w 2008 roku trudno było znaleźć pracę, ale przed aneksją Krymu i po niej było dobrze. Dużo pracował i wysyłał dużo pieniędzy rodzinie w Kirgistanie. Jego żona i dzieci przez cały czas mieszkają w Kirgistanie, nie chce ich sprowadzać do Rosji. Twierdzi, iż ciężko się żyje obywatelom Kirgistanu w Rosji. Mieszka w Rosji na stałe od 2010 roku i już dostał obywatelstwo. Rzadko wraca do domu, ale może to jest jego ostatni rok w Rosji. Zaczęto tu traktować migrantów bardzo źle. Od razu biorą go za migranta, bo w wygląda bardzo azjatycko i przez cały czas ma akcent. Często musi dawać łapówki policjantom, którzy od razu żądaj od niego dokumentów.
Po ataku terrorystycznym w Crocus City Hall sytuacja bardzo się pogorszyła. Ałmaz został zwolniony z restauracji, w której wówczas pracował. Wie, iż wielu młodych Kirgizów aresztowano i deportowano bez powodu. Od tego czasu przeżywa trudne chwile. Daje sobie radę z pracą na budowie, ciężko pracuje. Kilka razy w pobliżu metra proponowano mu bu zapisał się na wyjazd na Ukrainę, ponieważ tam dobrze płacą. Ałmaz stara się trzymać od takich rzeczy z daleka. Jednak policjanci sprawdzający dokumenty widząc, iż ma rosyjskie obywatelstwo mówią, iż Rosja dała mu schronienie, zrobiła ze niego człowieka, a teraz to on musi spłacić dług i jechać służyć na Ukrainę.
Teraz w Moskwie wprowadzono ustawę o geolokalizacji. Ałmaz nie wie w jaki sposób będzie egzekwowana i jakie będą jej konsekwencje.
Źródło: Meduza
Opracowanie BIS – Biuletyn Informacyjny Studium