Bo – i to trzeba wyraźnie i głośno powiedzieć – niewykonanie takiego ruchu przez rząd oznaczałoby, iż Polska bez walki oddała Rosji jedno ze swoich najcenniejszych aktywów – swoją przestrzeń informacyjną. Ponieważ kupno TVN przez przychylne Putinowi węgierskie lub inne spółki, to by właśnie oznaczało.
Sprzeciw PiS wobec tej decyzji wskazuje, iż PiS, największa polska partia opozycyjna, niestety wciąż jeszcze legalna, bardziej dba o interesy Putina niż własnego kraju. W tym kontekście nie dziwi, iż partia Kaczyńskiego krytykuje tę decyzję premiera Tuska, a choćby liczy na pomoc Trumpa i Andrzeja Dudy.
Czynią to wbrew interesom Polski, wbrew temu, co sami jeszcze przed chwilą głosili i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ich wściekłość i bezsilność dowodzą, iż ruch Tuska naprawdę skutecznie zablokował Putina.
Obajtek i Ogórek już się szykowali do TVN
Pytanie – czemu PiS smuci się, iż wrogowie Polski nie przejmą polskich mediów? Zwłaszcza iż jak celnie zauważył na X mecenas Jakub Wende, PiS do niedawna sam głośno krzyczał o konieczności kontrolowania przez Polskę i polski kapitał polskich mediów?
I pomyśleć, iż Obajtek już zdążył zasugerować, iż będzie prezesem TVN, a Magda Ogórek, iż zostanie dyrektor programową TVN….
W świetle tego, jak zachowuje się wobec jedynej możliwej decyzji premiera PiS, nikt nie może już mieć wątpić w prorosyjskość i proputinowskość tej formacji, co oznacza, iż są to politycy skrajnie niebezpieczni dla Polski.
Piszę to nie po raz pierwszy, ale naprawdę mam nadzieję, iż owa "prorosyjskość" PiS przestanie być publicystycznym zarzutem, a zacznie być przez polskie służby traktowana tak, jak na to zasługuje: czyli jak zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski.
Co by się stało, gdyby Rosja, przez podstawione firmy kupiła na przykład TVN?
Po pierwsze zaczęłaby agresywnie wpływać na poglądy Polaków, kształtować polską opinię publiczną. A zatem Putin nie tylko decydowałby w sporej mierze o tym, co o różnych wydarzeniach i politykach myślą Polacy, ale i mógł z łatwością zachwiać naszą stabilnością wewnętrzną i bezpieczeństwem zewnętrznym oraz zagrozić wiarygodności rozmaitych instytucji i osób.
Oczywiście Kreml szerzyłby także bez przeszkód swoją dezinformację i propagandę, w czym byłby ochoczo wspierany przez rozmaite prawicowe media i część polityków PiS i Konfederacji. Polska jako kraj nie miałaby żadnej suwerenności ani wiarygodności informacyjnej. Nasze zbiorowe myślenie zaczęłoby być w sposób trwały i na wiele lat nieodwracalny spaczone i zmanipulowane. Dokładnie tak, jak pisał Orwell, zaczęlibyśmy żyć w odwróconej rzeczywistości i posługiwać się odwróconym językiem. Po jakimś czasie nikt nie wiedziałby już, co jest prawdą.
Nie odkryję też Ameryki, mówiąc, iż oczywiście w czasie konfliktów media są olbrzymim i bezcennym zasobem każdego państwa. Pozwolenie Rosji, żeby używała polskich mediów jako narzędzia nacisków politycznych i destabilizacji wewnętrznej, tworzenia chaosu, równałoby się więc praktycznie samobójstwu. O wolności słowa, a w efekcie różnorodności głosów i opinii w dębcie publicznej, moglibyśmy zapomnieć. W kontekście pozycji Polski w UE zaś, gdy odgrywamy (a na pewno chcemy odgrywać) kluczową rolę w przeciwdziałaniu dezinformacji rosyjskiej w regionie – to byłaby całkowita kompromitacja.
Co pokazała decyzja Tuska?
Decyzja premiera Tuska na szczęście pokazała coś przeciwnego: iż Polska jest odporna na rosyjskie próby zawłaszczania swoich strategicznych sektorów.
Nie jest żadną tajemnicą, iż Rosja inwestuje w media od wielu lat, jeżeli nie dekad, wyłożyła i wykłada dużo pieniędzy na rozszerzanie swoich wpływów w Europie. Cieszę się, iż w Polsce, przynajmniej na razie jej się to nie uda.
Na marginesie: tak się właśnie wygrywa wojny hybrydowe. Panie premierze - chapeau bas.