Rosyjski dyplomata Andriej Ordasz skarżył się w rozmowie z rosyjską agencją Ria Novosti, iż został wezwany przez polskie MSZ do "stawienia się w siedzibie ministerstwa o godz. 12:00 (13:00 czasu moskiewskiego)".
Polskie MSZ zwróciło się do charge d'affaires Rosji
Jak stwierdził, "Polska nie przedstawiła żadnych dowodów" na to, iż zestrzelone drony były pochodzenia rosyjskiego. – Uważamy te oskarżenia za bezpodstawne – mówił zastępca ambasadora Rosji. Próbować przekonać, iż "Moskwa absolutnie nie jest zainteresowana jakąkolwiek eskalacją konfliktu z Polską".– Ale niestety nie możemy liczyć na to, iż polskie władze wysłuchają nas w ich antyrosyjskim szale – ocenił.
Rzecznik MSZ Paweł Wroński w rozmowie z WP potwierdził, iż d'affaires Rosji został zaproszony i zostanie mu wręczona nota protestacyjna. W sprawie "wielokrotnego naruszenie przestrzeni powietrznej Polski" głos zabrał także szef ministerstwa Radosław Sikorski.
"Przypominam i apeluję: 1. Zagrożenie Polski jest ze Wschodu, nie z Zachodu. 2. Dzielna, umęczona Ukraina jest naszym sojusznikiem w trzymaniu armii Putina z dala od polskich granic. 3. Zachowajmy spokój, jednoczmy się, dawajmy odpór rosyjskiej agenturze" – napisał na platformie X.
Przypomnijmy, iż Donald Tusk w swoim wystąpieniu w Sejmie wskazał, iż rosyjskie drony nie wleciały do Polski w wyniku ich błędu, dezorientacji lub "małych rosyjskich prowokacji na minimalną skalę".
– Po raz pierwszy w czasie tej wojny (drony nadleciały – przyp. red.) nie znad Ukrainy, jako efekt błędów, dezorientacji dronów, czy małych rosyjskich prowokacji na minimalną skalę. Po raz pierwszy spora część tych dronów nadleciała nad Polskę bezpośrednio z Białorusi – zaznaczył premier. Podziękował też Wojsku Polskiemu i naszym sojusznikom za sprawne przeprowadzenie akcji neutralizacji dronów, które mogły zagrażać obywatelom.