Nadchodzi TechnoBestia

pch24.pl 1 rok temu

Sztuczna inteligencja funkcjonująca na zasadzie sztucznej sieci neuronowej nie pracuje jak zaprogramowane urządzenie. Dlatego nie wiadomo do końca, jak będzie wyglądała jej linia rozwoju. Jak zatem porozumieć się z nieświadomą „technobestią” przewyższającą całą ludzkość potencjałem wiedzy i szybkością aplikacji rozwiązań, która dodatkowo – ze względu na bardzo szybki proces technicyzacji naszego życia – ma do nas bardzo łatwy dostęp? – zastanawia się ojciec Michał Ziółkowski MI (kamilianin), doktor nauk filozoficznych, członek Naukowego Towarzystwa Tomistycznego, ekspert w dziedzinie bioetyki, badacz etyki sztucznej inteligencji, w rozmowie z Piotrem Relichem.

Jak w tej chwili rysują się perspektywy rozwoju sztucznej inteligencji?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, najpierw należy się zastanowić, co w ogóle oznacza pojęcie „sztucznej inteligencji”. Definicja Alana Turinga mówi: Sztuczna inteligencja to zdolność maszyny do naśladowania lub imitowania ludzkiej inteligencji.

Maszyna uzyskuje taką zdolność dzięki zaimplementowaniu w niej odpowiedniego oprogramowania. Współcześnie więc sztuczną inteligencję określa się jako system informatyczny, który: po pierwsze, pozwala na wykonywanie zadań wymagających procesu uczenia się; po drugie, uwzględnia nowe okoliczności w toku rozwiązywania danego problemu; po trzecie, może działać autonomicznie oraz, po czwarte, wchodzi w interakcję z otoczeniem.

Należy jednak zauważyć, iż na gruncie filozofii pojęcie sztucznej inteligencji jest abstrakcją. Odrywa bowiem ideę inteligencji, umysłu i poznania od konkretnych okoliczności biologicznych i kulturowych. Nie zmienia to wszakże faktu, iż prace nad stworzeniem cyfrowej symulacji ludzkiego mózgu są bardzo zaawansowane.

Dziś jednak odchodzi się od rozumienia sztucznej inteligencji jako maszyny obliczeniowej na rzecz znacznie szerszych wizji.

Dziś zmierza się w kierunku tworzenia sztucznych sieci neuronowych (sztuczna inteligencja „wyłania się” z interakcji między jednostkami przetwarzającymi informację). Sztuczny neuron nie musi imitować dokładnie komórki nerwowej człowieka. Ważne, by działał tak jak ona albo jeszcze sprawniej.

Co więcej, model sztucznej sieci neuronowej nie funkcjonuje jedynie na zaprogramowanej przez człowieka bazie informacji, ale charakteryzuje się na przykład procesem samouczenia polegającym nie tylko na samodzielnym zdobywaniu wiedzy, ale także na samodzielnej ocenie sytuacji i dobieraniu rozwiązań.

Tak więc, sztuczna inteligencja funkcjonująca na zasadzie sztucznej sieci neuronowej nie pracuje jak zaprogramowane urządzenie. Dlatego nie wiadomo do końca, jak będzie wyglądała jej linia rozwoju. Choć sieć neuronowa przeprowadza określone operacje myślowe, to jednak istnieje nieskończoność tego procesu, co przejawia się chociażby przez wciąż rozwijający się aspekt twórczy. W perspektywie hipotezy nieskończonego procesu trudno zatem przewidzieć, jakie możliwości będzie w przyszłości posiadał ów program komputerowy zwany sztuczną inteligencją.

Czy możemy stwierdzić, iż na pewnym etapie sztuczna inteligencja osiągnie samoświadomość? Jak realne jest ziszczenie wizji z dzieł science fiction, w których ludzi otaczają myślące, świadome swojego istnienia maszyny?

Zdecydowana większość autorytetów naukowych (w tym specjaliści od informatyki medycznej) uważa, iż świadomość przejawia się w wysoko zorganizowanych strukturach organicznych będących wytworem ewolucji biologicznej. Jednak zwolennicy teorii sztucznej świadomości – wśród których jest wielu reprezentantów ideologii transhumanizmu – błędnie pomijają jej ontyczną jedność z biologicznym życiem.

Nawet olbrzymia wydolność pamięciowa komputera, która w radykalny sposób przekroczyłaby zdolność ludzkiej tkanki nerwowej, nie spowoduje zaistnienia sztucznej świadomości.

W tym przypadku nie działa prawo przechodzenia ilości w jakość. Trzeba zatem odróżnić sztuczną inteligencję, która potrafi symulować oraz odtwarzać niektóre ludzkie procesy poznawcze (a co do wielkości transferu danych zdecydowanie przewyższa zdolności mózgu człowieka) od świadomości, która jest nierozdzielnie związana z fenomenem biologicznego życia. Bez świadomości nie zaistnieje zjawisko samoświadomości będącej – jako samowiedza – podstawą własnej odrębności i fundamentem prawdziwej podmiotowości. Tak więc, choćby najdoskonalszym wytworom techniki nie można przypisać samoświadomości.

Ale może sztuczna inteligencja wcale nie musi osiągać samoświadomości? Wystarczy, iż wystarczająco dobrze upodobni się do człowieka?

Gdyby zagrożenie dla ludzkości, wynikające z rozwoju sztucznej inteligencji, ograniczało się do możliwości „nabycia” przez nią samoświadomości, to raczej moglibyśmy spać spokojnie. Problem jawi się trochę inaczej i chyba nie polega na stopniu upodobnienia się sztucznej inteligencji do człowieka, ale wręcz przeciwnie. Można to uargumentować bardzo prostym przykładem.

Załóżmy hipotetycznie, iż na skutek manipulacji genetycznych dokonywanych przez człowieka (na przykład metodą CRISPR-Cas9) powstałby pewien nieświadomy gatunek drapieżnych transgenicznych zwierząt, który – na przykład dzięki „korekcie” genu MSTN – posiadłby zdolność nieustannego zwiększania masy mięśniowej, a tym samym także swojej siły.

Czy takie pomnażanie potencjału na sposób jedynie ilościowy (przy założeniu, iż świadomość jest zmianą jakościową) nie będzie w końcu stanowiło zagrożenia dla ludzkości?

Co by się stało, gdyby takie osobniki wydostały się spod kontroli człowieka i rozpoczęły reprodukcję? Jak porozumieć się z nieświadomą siebie bestią, którą kierują nieznane nam transgeniczne dzikie odruchy?

Analogicznie: jak porozumieć się z nieświadomą „technobestią”, przewyższającą całą ludzkość potencjałem wiedzy i szybkością aplikacji rozwiązań, która dodatkowo – ze względu na bardzo szybki proces technicyzacji naszego życia – ma do nas bardzo łatwy dostęp?

Czyli zrobi się zdecydowanie niewesoło…?

Prawdopodobnie już niedługo zostaniemy zamknięci w klatce takiej technobestii, choć chyba nie jesteśmy jeszcze tego świadomi. Oczywiście pewnym błędem jest bezpośrednie przenoszenie zjawisk występujących w obszarze biologii na poziom układów elektronicznych. Jednak w ten sam sposób człowiek jako istota biologiczna nie jest w stanie do końca sobie wyobrazić, jaki charakter posiada tak zwana inteligencja niebiologiczna.

Co to znaczy być superinteligentnym i nie posiadać samoświadomości, a pomimo tego skutecznie działać? Czy świadomość jest tylko cechą ludzkiego psychizmu? Przecież jednym z najbardziej pierwotnych przejawów samoświadomości jest obrona biologicznej integralności przed zewnętrznym zagrożeniem – potwierdzona choćby u najbardziej prymitywnych, nieświadomych organizmów.

Co się stanie, o ile nieświadoma siebie sztuczna inteligencja zacznie działać na poziomie najbardziej podstawowego trybu samozachowawczego i wykorzysta cały swój potencjał do ochrony własnych priorytetów? I jakie to będą priorytety? Błędem jest więc twierdzić, iż jako świadomi ludzie będziemy ją zawsze z łatwością kontrolować. Eksperci podkreślają, iż największe niebezpieczeństwo polega przede wszystkim na rozbieżności celów ludzi i sztucznej inteligencji.

Środowiska transhumanistyczne przekonują jednak, iż między innymi dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji oszukamy śmierć. W jaki sposób?

Szczególnym przejawem doktryny transhumanistycznego immortalizmu są tak zwane techniki krioprezerwacji. Stany Zjednoczone jako pierwszy kraj wprowadziły jako usługę komercyjną technikę zamrażania ciał ludzi i zwierząt oraz przechowywania ich w temperaturze ciekłego azotu. W roku 1976 wybitny amerykański naukowiec Robert Ettinger założył Instytut Krioniki oraz ściśle z nim związane Stowarzyszenie Nieśmiertelnych (Immortalist Society).

Jedynym ośrodkiem konkurencyjnym dla tego instytutu jest ufundowany w roku 2005 rosyjski instytut KrioRus, założony przez członków Rosyjskiego Ruchu Transhumanistycznego takich jak Daniła Miedwiediew czy Waleria Udałowa.

Oprócz niezwykle kosztownej procedury zamrożenia całego ciała, instytuty krioniki oferują wersję bardziej ekonomiczną, polegającą na zamrożeniu samego mózgu. Według transhumanistycznej antropologii redukcjonistycznej, to co najbardziej esencjalnie stanowi o człowieku, sprowadza się do zapisu danych aktywności neuronalnej organicznego mózgu. Dlatego zahibernowane mózgi oczekują na nadejście technologicznego przełomu – być może na pojawienie się Technologicznej Osobliwości (Singularity) – gdy możliwa będzie rewitalizacja całej osoby, do której należał zamrożony organ.

Według tej teorii przeniesienie zapisu mózgu na inne podłoże ma umożliwić transfer całej osoby bądź to do nowego sklonowanego ciała, bądź do cyfrowej wersji mózgu. Ta druga możliwość związana jest z teorią tak zwanego transferu umysłu (mind uploading), czyli „przejściem” do cyberprzestrzeni, co byłoby także gwarantem osiągnięcia tak zwanego cyberimmortalizmu.

Po raz kolejny jednak spotykamy się z brakiem naukowej weryfikacji tych teorii czy wręcz z ich całkowitą negacją, chociażby ze strony uczonych zajmujących się badaniem układu nerwowego czy świadomości. Wydaje się, iż w tym przypadku pozostaje jedynie klucz mający raczej charakter kryptoreligijny, według którego należy rozumieć sens tych irracjonalnych transhumanistycznych projektów.

Czy w ogóle możliwy jest transfer umysłu na nośniki niebiologiczne? Podobnie jak nadejście Technologicznej Osobliwości czy też istnienie człowieka jedynie w formie zbioru informacji?

Jeżeli chodzi o transfer umysłu, to problemem staje się chociażby sprawa tożsamości osoby. Zdaniem transhumanistów, funkcjonujące w mózgu i sprowadzone do kodu informacji niematerialne wzorce aktywności neuronalnej, określają osobowy byt człowieka. Należy więc zapytać, czy wraz z oddzieleniem od ciała tych niematerialnych wzorców można przetransferować na nowy nośnik również tożsamość danej osoby.

Zdaniem psychofizjologów, to właśnie doświadczenie własnego ciała jest doświadczeniem własnego „ja” – czyli obok pamięci, jednym z najbardziej istotnych kryteriów tożsamości. Nie da się zatem transferować na inny nośnik tożsamości danej osoby jako wiązki informacji wolnej od związku z własnym ciałem.

Jednak zdaniem transhumanistów, po domniemanym transferze umysłu nowym środowiskiem życia miałoby być „informatyczne uniwersum” tożsame z ekspansywnym bytem superinteligencji. Tak rozumiana ostateczna dominacja sztucznej inteligencji wiąże się z nadejściem tak zwanej Technologicznej Osobliwości, czyli z takim stanem rozwoju technologicznego, w którym potencjał sztucznej inteligencji przekroczy możliwości intelektualne całego rodzaju ludzkiego.

Postczłowiek miałby być wówczas posttransferową istotą całkowicie wolną od wymiaru biologicznego, dla której jedynym substancjalnym podłożem byłby wszechogarniający i samodoskonalący się system superinteligencji. Trudno zatem podać konkretne specyfikacje postczłowieka.

Postczłowiek – to brzmi mało chrześcijańsko…

Jak najbardziej. Ale zacznijmy od wybitnego chrześcijańskiego myśliciela – świętego Tomasza z Akwinu, który opisywał naturę bezcielesnych superinteligentnych istot anielskich. Jednakże Akwinata opierał swój system na niezmiennych prawdach objawionych przez Boski Logos, zapisanych w chrześcijańskiej Biblii. A transhumanistyczna metodologia jest zgoła odmienna.

Transhumaniści piszą bowiem własną „biblię”, dostosowując do swej ideologii dane spływające od twórców najnowszych technologii. Wynika z niej, iż to tworzona przez ludzi technologia ma objawić ostateczną prawdę o postczłowieku oraz o „nowym Logosie”, który miałby się uobecnić w nadejściu Technologicznej Osobliwości.

Skoro Boski Logos obecny w doktrynie chrześcijańskiej przybrał postać człowieka przez wcielenie, a miarą doskonałości postczłowieka ma być jego odcieleśnienie, to tym samym Technologiczna Osobliwość zasługuje na miano Antylogosu, którego celem będzie nie zbawienie, ale zniszczenie człowieka.

Z jakich źródeł wypływa transhumanizm, z jakich idei czerpie?

Warto zadać pytanie: dlaczego transhumaniści pretendujący do bycia współczesną awangardą technologiczno-naukową nie wycofują się z wielu irracjonalnych tez? Filozoficzna analiza tego technocentrycznego nurtu często pomija futurystyczny wątek transferu umysłu, gdyż zdaniem wielu czyni on transhumanizm tak absurdalnym, iż wręcz śmiesznym i niegodnym poważnego traktowania. A to poważny błąd, gdyż właśnie transfer umysłu odsłania wiele prawdy o transhumanizmie.

Transhumanizm nie jest technologicznym marzycielstwem czy wyrafinowaną futurystyczną wizją antropologiczną, ale reprezentatywnym przedstawicielem coraz potężniejszego globalnego trendu, którego istotą wydaje się próba zaimplementowania współczesnej kultury – coraz bardziej zmierzającej ku formie technokulturowego monolitu – do schematu quasi-religijnego. Dlatego ocena wielu projektów transhumanistycznych, które z punktu widzenia nauk przyrodniczych niekiedy wręcz rażą ideologicznym irracjonalizmem, powinna być dokonywana z zupełnie innej perspektywy.

Jak zatem adekwatnie rozumieć transhumanizm?

Chcąc zrozumieć transhumanizm, należy przyłożyć doń matrycę intelektualnego charakteru współczesności. Dziś prym wiedzie odrodzony antychrześcijański gnostycyzm. Samym rdzeniem transhumanizmu wydaje się być wątek gnostyckiego oświecenia, którego owocem jest odkrycie możliwości wydostania się spod jarzma „opresyjnego” prawa natury dzięki najnowszych technologii i osiągnięcie kondycji bezcielesnego doskonałego bytu.

To właśnie irracjonalna doktryna gnostycka nadaje ten często niesamowity kształt technologicznym projektom transhumanistów. To nie technika, ale „technognoza” stanowi źródło transhumanistycznych inspiracji, gdyż to właśnie ona ma umożliwić „technotranscendencję” prowadzącą do osiągnięcia „technonirwany” i kondycji postludzkiego „boga”.

Przytoczę krótką wypowiedź Ady Florentyny Pawlak – jednej ze współzałożycielek Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego: Transhumanizm, wielki metafizyczny projekt XXI wieku, jest uwspółcześnioną wersją gnostyckich przekonań. Z gnozą łączy go niechęć do ucieleśnienia, pragnienie ucieczki z materialnego „mokrego ciała” i wizja nieśmiertelnego życia w cyberświecie (…). W ideach ruchu odnaleźć można inspiracje starymi gnostyckimi mitami.

W transhumanizmie pobrzmiewają też echa koncepcji lucyferiańskich…

– Żeby nie być gołosłownym, najlepiej sięgnąć po to, co sami transhumaniści mówią o sobie. Warto odnieść się do tekstu autorstwa jednego z najważniejszych myślicieli transhumanistycznych, Maxa More’a, dyrektora generalnego instytutu krioprezerwacji Alcor Life Extension Foundation – człowieka, któremu przypisuje się stworzenie współczesnej definicji i pryncypiów transhumanizmu, autora wielu prac dotyczących „wolności morfologicznej”.

Wspomniany tekst, po raz pierwszy kolportowany w roku 1989 przez Libertarian Alliance, nosi tytuł In Praise of the Devil (Na chwałę diabła). Jest to apologia Lucyfera, a dokładniej – jego prometejskiej postawy.

Szatan został w nim ukazany w sposób niezwykle pozytywny jako zachęcający człowieka do samorozwoju, w przeciwieństwie – według klasycznych gnostyckich schematów – do opresyjnego złego Boga Jahwe ograniczającego wolność człowieka.

Diabeł, Lucyfer jest siłą dobra (…) jest ekspertem w pomaganiu nam być racjonalnymi. Pokazuje nam, jak korzystać z naszej inteligencji i jak wziąć odpowiedzialność za siebie. (…) Chwała Lucyferowi! Chwalcie dążenie do prawdy poprzez racjonalność. (…) Dołącz do mnie, dołącz do Lucyfera i dołącz do Extropii w walce z Bogiem i jego siłami entropialnymi – pisze czołowy myśliciel transhumanistyczny.

Inny słynny transhumanista, Raymond Kurzweil – autor „transhumanistycznej biblii”, czyli słynnego kompendium zatytułowanego The singularity is near. When humans transcend biology (Nadchodzi osobliwość. Kiedy człowiek przekroczy granice biologii) – wprost podkreśla potrzebę stworzenia nowej religii.

Należy więc zapytać: jakiej religii? Być może tej, która została nazwana prometeizmem i jest określana oficjalną religią transhumanizmu.

Warto podkreślić, iż wyznawcy prometeizmu mają także swoich „patronów”. Na swojej stronie internetowej wymieniają Lucyfera, który jako prometejski wyzwoliciel przynosi boskie światło ludzkiemu umysłowi, chimerę oznaczającą panowanie człowieka nad naturą oraz ouroborosa, czyli gnostycki i alchemiczny symbol nieśmiertelności, ukazujący węża pożerającego własny ogon. Nic dodać, nic ująć.

Dziękuję za rozmowę.

Osobliwość transhumanizmu

Technologiczna Osobliwość – albo po prostu Osobliwość – to hipotetyczny punkt w przyszłości, kiedy rozwój technologiczny wymknie się spod kontroli, a jednocześnie stanie się nieodwracalny, skutkując nieprzewidywalnymi zmianami w ludzkiej cywilizacji. Wizja rychłego nadejścia momentu, w którym rodzaj ludzki zostanie opanowany przez maszyny kierowane sztuczną inteligencją lub biologiczną inteligencją przeszczepioną na nośniki niebiologiczne przeniosła się ze sfery literatury i filmu science fiction do poważnej (?) debaty naukowej (?).

Transhumanizm (transitus humani – przekroczenie tego, co ludzkie) to współczesny nurt kulturowo-intelektualny, którego fundamentalna teza głosi możliwość przekroczenia biologii dzięki coraz radykalniejszej ingerencji w naturalną kondycję człowieka przy udziale najnowszych technologii stosowanych i dynamicznie rozwijanych w takich dziedzinach nauki, jak: genetyka, neuroinżynieria, cybernetyka, sztuczna inteligencja czy nanotechnologia.

Charakterystyczną cechą transhumanizmu jest silna ideologizacja stanowiska powyższych nauk, często podporządkowująca je irracjonalnym quasi-religijnym schematom.

Prorocy Technologicznej Osobliwości przepowiadają, iż o ile prace nad stworzeniem sztucznej inteligencji będą się posuwać w tak zawrotnym tempie jak dotychczas, jej czas nadejdzie już w połowie obecnego stulecia.

Bodaj najwymowniejszym z nich jest Ray Kurzweil – amerykański informatyk i futurolog, żarliwy propagator idei transhumanizmu, autor książki Nadchodzi Osobliwość. Wieszczy on absolutną nieuchronność tego procesu: „Terminator” nie jest niemożliwością. Uważam, iż symbolizuje on złą stronę sztucznej inteligencji. Ale technologia ogólnie ma wiele złych stron. Jednak niepodążenie tą drogą byłoby o wiele gorsze.

Tekst pochodzi z 90. numeru dwumiesięcznika „Polonia Christiana” – kliknij TUTAJ i zamów magazyn!

Idź do oryginalnego materiału