„Nagle zapomnieliśmy o wszystkim, czego nas uczono. Znaleźliśmy się pod ostrzałem”. Olena walczyła w Awdijiwce. Opowiada o rzeczywistości na froncie

news.5v.pl 1 tydzień temu

Jak sama mówi, przed inwazją na pełną skalę żyła „w świecie różowych kucyków”, wydarzenia na wschodzie Ukrainy jej nie interesowały. — Wojna otworzyła mi oczy na wiele spraw. Chciałam spłacić dług wobec tych, którzy bronili kraju od 2014 r., kiedy ja prowadziłam dość wygodne życie w Kijowie – mówi Olena Iwanenko.

Do 2022 r. była „tak zanurzona we własnej rzeczywistości”, iż planowała choćby podróż do Moskwy. Rozmowy o możliwej rosyjskiej inwazji szczerze ją irytowały. Prosiła przyjaciół, by nie poruszali przy niej tego tematu. — A potem nadszedł 24 lutego… Byłam w Kijowie, ale nie słyszałam eksplozji, ponieważ wyłączyłam wszystkie komunikatory, słuchałam muzyki i przygotowywałam się do webinaru — relacjonuje Olena.

W końcu ktoś zadzwonił do jej współlokatorki, a ta postanowiła wyjechać. Olena nie chciała uciekać. Uważa, iż jeżeli ktoś atakuje jej dom, to ona powinna zostać, by go bronić. Zaczęła szukać informacji, gdzie mogłaby się przydać. Zgłosiła się na ochotniczkę do centrum krwiodawstwa. Znalazła osoby, z którymi ewakuowała się z Irpienia w obwodzie kijowskim, gdzie toczyły się walki. Dostarczali ludziom żywność i lekarstwa, a po wyzwoleniu obwodów kijowskiego i czernihowskiego ruszyli na pomoc ofiarom.

Po jakimś czasie Olena wróciła do pracy. Biznes restauracyjny w niektórych regionach zaczął się aktywnie odradzać, pojawiły się nowe projekty. W tym samym czasie została dyrektorką ds. obsługi gości w sieci restauracji.

Nowy rozdział w życiu Oleny

Kateryna Kopanewa: Pod koniec 2022 r. poszłaś jednak na front. Dlaczego?

Olena Iwanenko: Po czterech miesiącach pracy zdałam sobie sprawę z tego, iż robię coś nie tak. Po prostu nie mogłam żyć tak, jak przed 24 lutego.

Zapisałam się na szkolenie wojskowe. Chciałam zrozumieć, czy po wielu latach pracy na stanowiskach kierowniczych będę w stanie być podwładną, czy wojsko w ogóle mi odpowiada i czy będę umiała znosić czyjeś krzyki (myślałam, iż w wojsku to normalne, ale okazało się, iż nie).

Odpowiedzi na wszystkie te trzy pytania były pozytywne. Byłam pod wielkim wrażeniem 47. samodzielnej brygady zmechanizowanej „Magura”, o której pisał żołnierz i pisarz Walerij Markus. Postanowiłam do niej wstąpić – i zostałam przyjęta.

Na wojnie jesteś strzelczynią – sanitariuszką. Jakie są twoje obowiązki?

Jestem strzelczynią, która udziela pierwszej pomocy rannym towarzyszom podczas walki. Podczas szkolenia wojskowego zdałam sobie sprawę z tego, iż najprawdopodobniej będę mogła wziąć udział w walce – chociaż nie można mieć pewności, dopóki nie dojdzie do pierwszej bitwy.

Podczas szkolenia możesz być superbohaterką, a w prawdziwej bitwie płaczesz i szukasz miejsca do ukrycia. Znam takie przypadki.

Zdarza się, iż ktoś jest sportowcem w doskonałej formie fizycznej, a gdy wyrusza na wojnę, po prostu nie jest w stanie wytrzymać codziennych warunków: upału, okopów i braku możliwości umycia się. Dla niektórych jest to prawdziwy problem.

Sestry

Olena Iwanenko / archwium prywatne

Nasza brygada była przygotowywana do kontrofensywy, więc mieliśmy szkolenia zarówno w Ukrainie, jak i za granicą. To nie tajemnica, iż dużym błędem, który był jedną z przyczyn niepowodzenia kontrofensywy, było to, iż nie byliśmy „obyci z wojną”. 90 proc. wojskowych nie było wcześniej na prawdziwym polu bitwy.

Na poligonie wszystko jest jasne: strzelam przed siebie, za sobą mam instruktorów. Na froncie jest inaczej – zostajesz wyrzucony z Bradleya (amerykański bojowy wóz piechoty – red.) na pole w pobliżu lądowiska, z wybuchami, pociskami, granatami ze wszystkich stron… Jesteś w takiej sytuacji po raz pierwszy i wydaje ci się, iż twoje serce bije głośniej niż te wszystkie eksplozje. Zanim zdążyłam się zorientować, obok mnie leżał już ranny czołgista. Granat uderzył niemal natychmiast.

Powiedziałaś w jednym z wywiadów, iż pierwsza bitwa jest dla żołnierza decydująca.

Tak, ponieważ pokazuje, kim naprawdę się jest i kim są ludzie, którymi człowiek się otacza. Jedni potrzebują więcej czasu, by się przygotować, inni mniej. Niektórym nigdy się to nie udaje. Ktoś próbuje się ukryć, płacze, panikuje. Szanuję ludzi, którzy po pierwszej bitwie dochodzą do wniosku, iż nie radzą sobie ze strachem i przenoszą się do innych jednostek. To przynajmniej uczciwe.

Gorzej, gdy ktoś próbuje uchodzić w oczach innych za bohatera, a jednocześnie po cichu robi wszystko, by do walki ponownie nie stanąć. Na wojnie nie można nosić maski jak w cywilu. Wszystko jest obnażone, nie można odgrywać żadnej roli. Jesteś tam tym, kim jesteś.

Moja praca kierowniczki w czasie pokoju pokazała mi, iż gdy wokół panuje chaos, potrafię gwałtownie się pozbierać i skupić na rozwiązaniu problemu. Tak samo jest na polu bitwy. Na filmie przedstawiającym jedną z naszych bitew (znalazłam w sobie siłę, by choć raz go obejrzeć) dookoła jest piekło, a ja jestem skupiona i spokojnie wykonuję swoją pracę. Ten film został nakręcony 19 października 2023 r. To jedna z najczarniejszych dat dla naszej brygady, ponieśliśmy ciężkie straty pod Awdijiwką.

Inną czarną datą był dzień pierwszej bitwy: 17 czerwca 2023 r. w sektorze Zaporoża. Straciliśmy wielu ludzi i dużo sprzętu. Wtedy zginął mój towarzysz Dima, którego uważałam za brata.

Nie widziałam, jak to się stało, usłyszałam tylko krzyk. Znaleźliśmy go z oderwaną nogą wiszącą na kawałku skóry. Wciąż żył. Wyciągałam go z ziemianki i mimo iż z amunicją ważył 150 kg, w ogóle tego nie czułam. Zrobiłam wszystko, co mogłam. Gdyby zdążyli go ewakuować, straciłby nogę, ale najprawdopodobniej by przeżył. Ale nie mogli go wyciągnąć. Dima zmarł cztery godziny po tym, jak został ranny. Jego ciało zabrano dopiero dwa miesiące później.

Czy ty też zostałaś ranna w tej bitwie?

Od bycia ranną dzieliły mnie wtedy dwie minuty i 10 metrów. Po 12 godz. ciężkich walk byliśmy śmiertelnie zmęczeni i odwodnieni (adrenalina bardzo gwałtownie pochłania wodę z organizmu), a do tego poruszaliśmy się we mgle. Szliśmy przez pole, zapominając o wszystkim, czego nas uczono. I znaleźliśmy się pod ostrzałem.

Pamiętam pierwszą eksplozję – mój towarzysz nagle padł. Najprawdopodobniej zginął na miejscu. Potem była kolejna eksplozja: odłamek trafił mnie w udo, Andrijowi prawie odcięło rękę, a Dimie nogę. Wtedy zginęło trzech naszych ludzi, a czterech, w tym ja, zostało rannych.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W mediach społecznościowych krążą filmy, na których widać, iż ludziom po bitwie nagle odbiera mowę.

Tak się zdarza. Po bitwie zaczęłam opowiadać innym, co się stało, jak Dima został zabity. Po doświadczeniu ekstremalnej sytuacji, w której czasowo „wyłączyłam” swoje emocje, w końcu znalazłam się we względnie bezpiecznym miejscu. To było tak, jakby moje emocje były zamknięte w bezpiecznym pokoju, a potem drzwi nagle się otworzyły i zasypała mnie lawina. Mój mózg nie był w stanie sobie z tym poradzić i tymczasowo odebrał mi mowę, chroniąc moją psychikę.

Teraz wiem, jak to działa, ale wtedy bardzo się bałam, ponieważ nikt nas nie ostrzegł, iż tak może się dziać. Powiedziano nam, iż w warunkach tak silnego stresu, jakim jest walka, organizm ludzki może różnie reagować: wspomniano o niekontrolowanych wypróżnieniach, wymiotach, odrętwieniach, utracie przytomności. Okazuje się, iż można też stracić mowę. U mnie trwało to kilka godzin. Jeden z żołnierzy powiedział mi, iż nie mógł mówić przez dwa tygodnie.

‍Co pomogło ci poradzić sobie z szokiem, którego doświadczyłaś?

Dobry psycholog. Nie zwlekałam z tym, bo zdałam sobie sprawę z tego, iż sama nie wyjdę z tego emocjonalnego dołka. przez cały czas pracuję z terapeutą, to wspaniały profesjonalista, który sam przeżył wojnę. Każda sesja z nim pomaga mi znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie nurtują.

Powiedziałaś kiedyś, iż boisz się strzałów z bliskiej odległości.

Tak, wszystko zależy od tego, jak silny jest codzienny strach towarzyszący wojnie. Do tej pory były dwa momenty, kiedy naprawdę się bałam. Pierwszy raz, gdy musieliśmy opuścić okop i przebiec 70 metrów przez teren, który był nieustannie ostrzeliwany przez wrogi czołg i moździerze. Drugi raz również byliśmy pod ostrzałem i musieliśmy wsiąść do niezbyt dobrze opancerzonego pojazdu.

Nie chciałam do niego wsiadać tak bardzo, iż czułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Ale i tak musiałam to zrobić. Po wejściu do środka wzięłam głęboki oddech i pogrążyłam się w medytacji. Pomogło.

Mam trzy osobiste mantry, które pomagają mi przezwyciężyć strach. Pierwsza brzmi: „wszechświat dba o mnie”. Teraz dodaję: „ja i moi bracia”, którzy od dawna są moją rodziną. Druga: „życie toczy się dalej, bez względu na wszystko”. To pomogło mi w bitwie 17 czerwca. Nagle spojrzałam na słońce, usłyszałam śpiew ptaków wśród odgłosów eksplozji – i wszystko stało się łatwiejsze. I trzecia mantra: „będzie, jak ma być”. jeżeli przyjdzie śmierć, to przyjdzie.

Ale jeżeli zdarzy się tak, iż śmierć dopadnie mnie w młodości, to lepiej, żebym umarła godnej walce – a nie pod kołami samochodu czy od odłamków pocisku.

Jak zmieniła cię wojna?

Zmieniły się moje wartości. Im bliżej jesteś śmierci, tym bardziej czujesz, iż żyjesz. Po tym, jak znalazłaś się na skraju śmierci, zdajesz sobie sprawę z tego, jak nieistotne są drobne kłopoty i codzienne trudności. Spóźniłam się na pociąg? Nie szkodzi, pojadę następnym. Nie ma znaczenia, jaka jest pora dnia. Takimi rzeczami po prostu nie warto się denerwować czy martwić. Kiedy wracam do mojego ukochanego Kijowa, to chcę się nim nacieszyć: spotykam się z przyjaciółmi, idę do restauracji, na zakupy, manicure, pedicure, masaże. Do Kijowa przyjeżdżam zwykle na trzy lub cztery dni i chcę maksymalnie wykorzystać ten czas. Lubię patrzeć na ludzi, obserwować, jak żyją.

Sestry

Olena Iwanenko / archiwum prywatne

I nie nasuwa ci się wtedy pytanie: „dlaczego oni nie są na wojnie?”.

Nie, myślę o tym inaczej. jeżeli cały kraj stanie się polem bitwy lub wszyscy ludzie będą pogrążeni w głębokiej depresji, to wcale nie będzie łatwiej. Jak żołnierz, który przyjechał na urlop, może odzyskać siły i energię, jeżeli wszystko wokół niego jest szare?

Żołnierz ma dość szarości na froncie. W spokojnym mieście chce kolorów. Kiedy widzę silnego, dobrze zbudowanego mężczyznę w wieku poborowym, który cieszy się życiem, nie spieszę się z ocenianiem go.

Nic o nim nie wiem. Być może też jest żołnierzem, który przyjechał na urlop. A jeżeli jest jednym z tych, którzy uciekają przed poborem, to nie warto o nim myśleć.

Nie jestem zainteresowana komunikowaniem się z cywilami, którzy nie są zaangażowani w to, co dzieje się w kraju. Nie mamy o czym rozmawiać.

Czy kiedykolwiek spotkałaś się z seksizmem ze strony żołnierzy?

Nie było sytuacji, w których ktoś mnie obrażał lub poniżał. Podczas mojego pobytu na wojnie usłyszałam tylko kilka niepoprawnych stwierdzeń na temat tego, iż jestem kobietą – ale ludzie, którzy sobie na to pozwolili, natychmiast otrzymywali ostrą odpowiedź. Jestem bardzo otwartą osobą i – jak mówią moi przyjaciele – przez cały czas postrzegam ten świat jako całkiem różowe miejsce. Chociaż potrafię być twarda. Umiem jednym spojrzeniem sprawić, iż ktoś zrozumie, iż się myli. Dlatego nikt nie ośmiela się rozmawiać ze mną o płci, nie mówiąc już o nękaniu mnie (śmiech).

Powiedziałaś, iż jedną z głównych motywacji do pójścia na wojnę była chęć spłacenia długu wobec tych, którzy bronili kraju od 2014 r. Co jeszcze motywuje cię do walki?

W różnych momentach podawałam różne powody pójścia na wojnę. Powiedziałam kiedyś, iż robię to m.in. dla przyszłości moich ukochanych siostrzeńców – i nie wycofuję się z tych słów. Teraz jednak mogę stwierdzić, iż poszłam na wojnę przede wszystkim dla siebie. I chociaż życie nigdy nie będzie takie samo jak przed 24 lutego 2022 r., chcę, aby nadszedł czas, kiedy znów będzie wypełnione projektami, pomysłami i samorozwojem. Chcę znów mieć możliwości i chcę, by to wszystko było tutaj, w domu. Ukraina jest moim domem. Gdy został zaatakowany przez wroga, kategorycznie odmówiłam wyjazdu. Chcę zostać, móc tu żyć i realizować swoje plany.

Jeśli chodzi o motywację do spłaty długu wobec tych, którzy walczyli wcześniej, pamiętam jeden moment. Latem 2022 r. wraz z przyjaciółmi spacerowaliśmy po Placu św. Zofii w Kijowie i po raz pierwszy zauważyłam zdjęcia ludzi, którzy zginęli na froncie. Zobaczyłam daty ich śmierci: 2014, 2015, 2016… i tak dalej, aż do 2022 r. To wstrząsnęło mną do głębi: przez te wszystkie lata trwała wojna. Podczas gdy ja studiowałam, budowałam karierę, relacje, doświadczałam euforii i depresji, wzlotów i upadków, a to wszystko w zaciszu mojego ukochanego Kijowa, ktoś bronił Ukrainy na froncie. Niektórzy oddali swoje życie, abym ja mogła żyć w spokoju.

Tysiące ludzi chroniło mnie przez lata. Nadeszła moja kolej, by zrobić to samo.

Idź do oryginalnego materiału