Najgłębsze jaskinie w Albanii. Wyprawę dokumentował brzeski grotołaz z kamerą

opolska360.pl 1 godzina temu

– Speleologiem to nie, ale już pełnoprawnym uczestnikiem wyprawy jak najbardziej mogę się nazwać. Miałem przyjemność być w wielu miejscach, przyglądać się pracy speleologów oraz działalności powierzchniowej naukowców, jak i poszukiwać nowych jaskiń na powierzchni. Tak jak każdy miałem swoje obowiązki i je realizowałem – tłumaczy Sebastian „Szopen” Lipiński, filmowiec samouk i emerytowany żołnierz.

– Moim głównym zadaniem było tam nagrywanie ile się tylko da. Konsultowałem, kiedy co będzie się działo, kto i kiedy wychodzi do jaskini lub na jakieś badania. I tak sobie to wszystko próbowałem poukładać żeby nagrać wszystko, na czym im i mnie zależało. Żeby pokazać, jak wygląda wyprawa – opowiada.

A jej geneza – jak podaje renomowane pismo „National Geographic” – sięga 2021 roku. Wtedy to na północ Albanii ruszyła ekspedycja blisko 30 osób z różnych klubów jaskiniowych, polskich i nie tylko. Badali oni, czy tamtejsza Dolina Valbony, po tym jak inna ekipa odkryła tam Shpella Sportive o głębokości 270 metrów, jest perspektywiczna z punktu widzenia obecności nowych jaskiń. I jak się okazało, była. W trakcie rozeznania natknęli się na jaskinię niemal trzy razy głębszą niż do tej pory.

Ostatecznie w 2023 roku głębokość Shpella Valbones, roboczo nazywanej „stodziesiątką” ustalono na 725 metrów, ale może być jeszcze głębsza (dla porównaniu najgłębsza jaskinia w Polsce Wielka Śnieżna w Tatrach ma 824 metry głębokości). Wyprawy w kolejnych latach zaowocowały odnalezieniem nowych korytarzy, choć ich rezultatem nie było już aż tak spektakularne „pogłębienie”. Prace ciągle trwają.

Wyprawa na poziomie

– Gdy wybrałem się tam z całą ekipą pierwszy raz w 2024 roku, miałem poczucie, iż uczestniczę w czymś naprawdę dużym. A jeszcze bardziej zdałem sobie z tego sprawę, gdy już byłem na miejscu i zobaczyłem, jak to wszystko wygląda. Na jak wysokim poziomie i jak wielu ciekawych ludzi przy tym działa – wspomina i dodaje, iż zobaczył wszystko, co chciał, poza jedną rzeczą, na której mu zależało.

– Ze względu na kilka spraw logistycznych i z powodu mojej obawy, wynikającej z braku doświadczenia, nie udało mi się zejść na biwak do najgłębszej jaskini w Albanii, który znajduje się na głębokości minus 400 metrów. Ale jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze. I już to nadrobiłem. Zapraszam do obejrzenia filmu z wyprawy z tego roku, który właśnie się ukazał – zachęca.

Na przeszkodzie w realizacji niektórych pomysłów stawały również czas, pogoda i różne aktywności uczestników wyprawy w różnych miejscach. No i oczywiście nie mógł poruszać się po jaskiniach samemu. Na uczestników takiej wyprawy czyha wiele niebezpieczeństw, nie tylko ciemności czy poczucie klaustrofobii. Poruszanie się w jaskiniach wymaga doświadczenia, także wspinaczkowego, choćby przy osadzaniu punktów asekuracyjnych. Do tego nie raz nie dwa kamień może się skruszyć i po prostu spaść na kogoś lub na linę i ją przeciąć. Sama lina może się przetrzeć. Zagrożenie stanowi również woda, która podczas ulewy błyskawicznie potrafi wypełnić jakiś fragment groty.

Bywało groźnie…

– Bywały podczas pierwszej wyprawy momenty, gdy się bałem. Z tego też powodu nie upierałem się i za wszelką cenę nie chciałem schodzić do tego wspomnianego biwaku na minus 400 metrach. Ponadto poruszanie się w tamtym górzystym terenie, położonym zupełnie poza szlakiem, jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Co jakiś czas spadają kamienie – nie kryje nasz rozmówca.

– Najgorszą sytuację miałem wtedy, kiedy wraz z ówczesną narzeczoną, a teraz żoną, zeszliśmy do dolnej bazy po niezbędny sprzęt. I w połowie drogi, na wysokości około 1800 metrów nad poziomem morza, weszliśmy dosłownie w środek burzy w chmurach, gdzie miały miejsce wyładowania i pioruny. Należało gwałtownie opuścić to miejsce. Dodatkowo było naprawdę spore zagrożenie z powodu spadających kamieni. A do tego zaczął padać grad. Ale zachowaliśmy zimną krew i ostatecznie „tylko” zupełnie przemokliśmy – wspomina. – Bardzo ciężkie były też ostatnie dni nagrywania, praktycznie bez snu. Do późnej nocy nagrywałem m.in. działalność naukowców z nietoperzami.

Sporym wyzwaniem dla całej wyprawy była także logistyka. I nie chodziło tylko o wniesienie w wysokie góry niemalże tony, standardowego w takich sytuacjach, sprzętu bazowego potrzebnego do rozbicia i funkcjonowania bazy oraz do eksploracji jaskini (kaski, uprzęże, kombinezony, liny). Trzeba było zabrać też namioty czy różnej maści lekarstwa. No i rzecz jasna jedzenie.

…bywało ciężko

– Do posiłków zawsze byli wyznaczani dyżurni, którzy spędzali dany dzień „na bazie”. jeżeli ktoś chciał coś sobie zjeść między posiłkami, kuchnia była otwarta dla wszystkich o każdej porze dnia i nocy – wyjaśnia. – Najpotrzebniejsze rzeczy dla wszystkich, w tym jedzenie, było zabierane do górnej bazy dzięki koni. Nieśli je też niektórzy uczestnicy grupy, którzy później wracali po sprzęt osobisty. Na szczęście mój zestaw do nagrywania, który swoje waży, był wliczany do tej pierwszej grupy. Na miejscu już sporo zależało od planu działania. Dobierało się odpowiedni sprzęt, a ja musiałem nosić swoje kamery, aparaty plus baterie, co zawsze skutkowało tym, iż i tak miałem najcięższy plecak – śmieje się.

Jako filmowiec Sebastian miał dodatkowe utrudnienia, bo w celu nagrywania wielu istotnych ruchów ekspedycji starał się być praktycznie „wszędzie”. I kiedy niektórzy odpoczywali po jakimś wypadzie, on szedł dalej np. nagrywać zachód słońca na przełęczy, która była oddalona ponad kilometr od bazy. Dodatkowo z bardzo stromym podejściem.

– jeżeli ktoś jest zainteresowany, jak wygląda taka wyprawa, serdecznie zapraszam na swój kanał na YouTube „Akademia SLS”. Wszystko jest pokazane od A do Z, do tego w klarowny sposób – tłumaczy „Szopen”, który niedługo zaczyna pracę w Akademii Wojsk Lądowych jako instruktor.

Pierwszy raz do Albanii z ekspedycją pojechał wskutek zbiegu okoliczności. Na wojskowym kursie specjalistycznym dla instruktorów SERE poznał instruktora z GOPR-u, który prowadził zajęcia, m.in. z techniki poruszania się w jaskiniach.

– Pokazał nam też film z takiej wyprawy eksploracyjno-naukowej. Po projekcji powiedziałem, iż wszystko super, ale nagrałbym lepszy. Dostałem więc zaproszenie do udziału w kolejnej wyprawie i skorzystałem – tłumaczy.

Z żołnierza filmowiec

O sobie śmiało mówi, iż jest filmowcem-samoukiem, choć już po odpowiednich kursach, które zapewniła mu… jego ówczesna jednostka wojskowa, albowiem dostrzeżono w nim przydatne umiejętności. Przez lata kształcił się też we własnym zakresie, choćby poprzez kursy online.

– Wysłali mnie na trzytygodniowy kurs realizacji filmów w studium dla żołnierzy oraz pracowników wojskowych. Składał się z trzech etapów i ukończyłem zajęcia zdjęciem na ocenę celującą. Przez lata kształciłem się tez we własnym zakresie, choćby poprzez kursy online – wspomina.

To wszystko przydaje mu się także teraz, gdy już nie jest zawodowym żołnierzem, ale łącząc swoje pasje i zainteresowania prowadzi wspomniany kanał na YouTube o tematyce survivalowej, militarnej i outdoorowej. W jego ramach uczy nawigowania, jak zbudować szałas czy też pokazuję różnego rodzaju ogniska i metody ich rozpalania. Ponadto dzieli się interesującymi filmami o tematyce outdorowej, np. z wypraw do Albanii czy też na Alaskę.

jeżeli chodzi o survival, to wydaje mi się, iż nasiąkłem tym za młodu, gdy wraz z rodzicami spędzałem dużo czasu w łonie natury, pod namiotem. I wyjazdy na ryby paradoksalnie też zrobiły swoje, bo jako bardzo ruchliwe dziecko gwałtownie nudziłem się ich łapaniem, więc szukałem sobie innego zajęcia. I tak zacząłem konstruować szałasy, łuki, dzidy – opowiada. – Natomiast nagrywaniem zaraził mnie mój przyjaciel Tomek, który zrobił film z małego wypadu naszej ekipy. Tak mi się to spodobało, iż też chciałem spróbować. Kupiłem sobie małą kamerkę, wówczas GoPro i zacząłem pracować nad swoimi pierwszymi produkcjami. Szło mi coraz lepiej, więc inwestowałem w sprzęt i w wiedzę – wspomina.

Akademia Survivalowo-Militarna

Sebastian Lipiński Prowadzi również Akademię Survivalowo-Militarną SLS Lipiński, której działalność skupiona jest na różnego rodzaju szkoleniach oraz warsztatach, zarówno dla dzieci, młodzieży, jak i dorosłych. Ich forma zależy od wymagań i oczekiwań klienta. Wtedy można skupić się na nawigacji, orientacji w terenie, czy na typowym survivalu. Oczywiście można to wszystko połączyć.

– Wygląda to tak, iż wychodzimy w teren, pokazuję i objaśniam jak zrobić rozpałkę do drzewa, jak rozpalić ogień kiedy pada deszcz, czy skąd pozyskać wodę oraz w jaki sposób ją uzdatnić. Aby w tym uczestniczyć należy po prostu się do mnie zgłosić poprzez maila bądź telefoniczne oraz śledzić moje media społecznościowe – wyjaśnia dodając, iż wszystko to się może przydać. – Zawsze w różnych kryzysowych sytuacjach lepiej wiedzieć, jak się zachować i jak sobie poradzić. Oczywiście, lepiej abyśmy nie musieli wykorzystywać tej wiedzy i umiejętności. Niemniej dobrze taką wiedzę posiadać – zauważa. – Ponadto możemy również zabrać swoją połówkę na randkę w „dzicz”, rozpalić ogień, przygotować kiełbaskę i miło spędzić czas – obrazuje.

Piękna pamiątka

Sam jest przykładem, iż te dwa światy da się połączyć. O czym świadczy choćby sesja ślubna w jaskini lodowej w której wziął udział ze swoją żoną. Ale już nie jako fotografowie, a główni bohaterowie, którym pomogli przyjaciele po fachu.

– To jej pomysł, zakiełkował podczas wyprawy sprzed roku, gdy byliśmy jeszcze narzeczeństwem. I choć wtedy każdy potraktował to jako niewykonalną fantazję, to jak się uparcie dąży do celu i stawia na swoim, to można zrobić wszystko – wspomina z przymrużeniem oka. – Niebawem z tego też ukaże się film na moim kanale.Było śmiesznie, ale i strasznie, gdyż w jednym miejscu naprawdę zaryzykowaliśmy, ale jak to mówią „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Ja osobiście czułem się zestresowany, za to moja żona całkiem wyluzowana… ba, wręcz się śmiała ze mnie, iż tak się boje. Całość była ukłonem w stronę naszej pasji i wzajemnej miłości, bo tak naprawdę ta druga rozwinęła się też dzięki naszym zainteresowaniom.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału