Nasze felietony: Własny punkt widzenia (35). Protekcjonalne zachowanie Zachodu i Zełenskiego to policzek i woda na młyn sił prawicowych

podlasianin.com.pl 2 godzin temu

Zgoda buduje, niezgoda…

Jeżeli pis nie może obejść się bez Kaczyńskiego, przez kilka kolejnych lat będziemy musieli obejść się bez pis-u. Spadające notowania wzmiankowanej partii to oznaka zmian zachodzących na rodzimej scenie politycznej i nadzieja na jej normalizację. Co prawda do gry weszła konfederacja, która skutecznie rywalizuje z pis o miejsce w sondażach, ale na pocieszenie zasługuje fakt, iż obie partie żonglują tą samą grupą docelową, zagorzałych konserwatystów, co w konsekwencji nie zwiększa liczby zwolenników określonych (prawicowych, nacjonalistycznych) poglądów.

Niedawno członek AfD (partii złożonej z takich samych oszołomów, jak ta nasza prawica) wyraził swoją opinię o Polsce i o Polakach, i oprócz KO nikt nie zareagował na te haniebne słowa. Jak wspomniał Donald Tusk: to, co w czasach pokoju można traktować jako głupotę, w czasach „wojny” traktowane musi być jako zdrada! Pozorne oburzenie prawicowych polityków na akty dywersji Rosji wobec Polski, przeplata się ze źle ukrywaną satysfakcją wobec niepowodzeń wywiadowczych polskich służb, co jasno dowodzi ich prawdziwych intencji. Dla nich liczy się partykularyzm partyjny, nie bezpieczeństwo i polska racja stanu.

Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby doszło do narodowego zjednoczenia? Ile osób musi zginąć, aby wstrząsnąć sumieniami partyjnych aparatczyków? Skoro Rosja nie stanowi dla nas zagrożenia, to kto? Na pewno niemieccy nacjonaliści, którym marzy się rewizja granic, ale tego też prawica nie widzi. Dla nich Unia Europejska i Ukraina to wrogowie. A ja chcę przypomnieć prostą zasadę: „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Zarówno Unia, jak i Ukraina stoją po naszej stronie w walce z Rosją. A Rosja to nasz wróg śmiertelny.

Świadomość narodowa wśród obywateli jest coraz większa, i mimo chaosu i dezinformacji, jaką posługuje się prawica, wnioski nasuwają się same. o ile przywódcy prawicowych partii nie porzucą retoryki wrogiej wobec naszej ojczyzny i nie przystąpią do szeroko rozumianej koalicji przeciw zewnętrznym zagrożeniom, ich los będzie przesądzony (co mnie akurat nie martwi). Społeczeństwo odwróci się od nich, bo to jedyny dla Polski ratunek. Patriotyzm to nie słowa, a czyny i poświęcenie własnych ambicji dla dobra kraju. Czy stać ich na to?

Roma locuta, causa finita (Rzym przemówił, sprawa skończona)

Najnowszy temat, jaki zelektryzował opinię publiczną całego świata, to dwudziestoośmiopunktowy plan zakończenia wojny w Ukrainie. Znawcy tematu twierdzą, iż choć przedstawiony przez ekipę Trumpa, to jednak pisany cyrylicą, dlatego ma kilka mankamentów, które spędzają ludzkości sen z powiek. Mimo to, sama Ukraina zachowała spokój i wstrzemięźliwość w komentarzach, czekając na rozwój wypadków, zaś UE, której żywotne interesy zostały poważnie zagrożone, na szczycie G20 w Johannesburgu zajęła nader dyplomatyczne – żeby nie rzec ambiwalentne – stanowisko w tym względzie.

Troska przedstawicieli Wspólnoty o losy Europy oraz wdzięczność Zachodu dla niezłomnej postawy przywódcy USA wobec roszczeniowej polityki Putina zaowocowały wspólnym oświadczeniem, nawołującym do pogłębionej refleksji nad ostatecznym kształtem projektu. Znajomość tematu oraz negocjacyjne zdolności sekretarza stanu USA Marco Rubio to dyplomatyczny majstersztyk, machiaweliczny plan, który wbrew pozorom i powszechnej opinii nie dyskryminuje Ukrainy, a jedynie z niezrozumiałych względów zabezpiecza interesy Rosji na kolejne lata, co na przyszłość pozwoli uniknąć wybuchu podobnych konfliktów.

To ta nietuzinkowa postać, jej przenikliwość umysłu oraz troska o światowy pokój dyktowały kolejne punkty „zbawiennego” dla Ukrainy planu zakończenia wojny, po którym się nie podniesie i nie będzie stanowiła realnego zagrożenia dla pacyfistycznej federacji wolnych narodów, ale będzie pozbawiona 30% terytorium, zhańbiona, ze świadomością bezsensu poniesionej ofiary z ludzi i majątku, będzie martwym dowodem trampistowskiej polityki, ale zachowa tożsamość i nazwę państwa, co nie jest rzeczą błahą w wypracowanej formule ugody.

Czy najbardziej zainteresowani: Ukraina, Europa Wschodnia i Unia Europejska, nad głowami których uzgodniono agendę zakończenia wojny, powinni poczuć się pominięci? Nie! Obywatelami drugiej kategorii? W żadnym wypadku! Czy Ukraina i Wspólnota mogą mieć własne zdanie względem jednostronnego moratorium? Mogą, ale obnosić się z nimi już nie! Bo po co drażnić lwa.

Nader diaboliczna formułka, rozpoczynająca oświadczenie przedstawicieli G20, będąca podziękowaniem za troskę o przyszłość ludzkości i docenienie wkładu Trampa w ogólnoświatowy pokój, bez względu na koszty i brak pogłębionej analizy jego skutków, to zagrywka niemająca precedensu w dziejach nowożytnej dyplomacji, obliczona na zdrowy rozsądek negocjatora. Czy sztuczka się uda? Zobaczymy w Genewie. Znamienne słowa przywódcy wolnego świata o kompromisie negocjacyjnym powinny zamknąć temat – „ktoś musi być niezadowolony”. Tym razem padło na Ukrainę. Jak się nie podoba, to sami sobie wojujcie. W przyszłości konsekwencje mogą być o wiele dotkliwsze, nie tylko dla Ukrainy – „Roma locuta, causa finita”.

Na początku był chaos

Dzień bieżący – jakie to szczęście, iż nastał – a co przyniesie i jaki wpływ będzie miał na jutro, to się dopiero okaże. Wczoraj pracowaliśmy na dziś, dziś pracujemy na jutro, i tylko od nas zależy, jakie ono będzie. Czy aby na pewno od nas? Trochę to naciągane i pompatyczne, ale cóż, nie mamy wyjścia, wierzyć trzeba? Zdawać by się mogło, iż od dawna poukładany świat niczym nas zaskoczyć nie może. Tymczasem życie zaskakuje nas każdego dnia, na każdym kroku.

Kiedy najdzie nas refleksja i z braku lepszego zajęcia pochylimy się nad naszą sprawczością, dojdziemy do wniosku, iż w sumie do gadania mamy tyle, co nic, co Żyd za okupacji. Przy wyborach jedynie coś tam możemy, a później na powrót stajemy się trybikami i konsumentami rzeczywistości, którą ktoś nam urządza. Mniej boli, kiedy przez wybraną osobę czy partię realizowane są nasze postulaty, chociażby w minimalnym stopniu. Gorzej jest, kiedy na naszych oczach w pył obracają się marzenia.

Co prawda wszyscy rządzić nie możemy, bo i po co, wystarczy, iż do steru władzy dorwą się ci, którzy są do tego predestynowani, co broń Boże nie znaczy, iż mają ku temu predyspozycje. Zdarza się czasem, iż los płata komuś figla i stawia go tam, gdzie nigdy stać nie powinien, i nie jest to jego zasługa – to zrządzenie losu, za którym stoi siła sprawcza, na którą nie ma wpływu. „Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni”. Wierzę gorąco, iż tak jest, w przeciwnym razie tylko w łeb sobie palnąć!

Od czego zatem zależy przyszłość ludzkości? Czy ktoś nad tym panuje? Nie dalej jak wczoraj martwiłem się sytuacją w Ukrainie, i oto minęło kilka godzin i już się nie martwię. Jestem przerażony! Bo Polska i Ukraina to naczynia połączone. Komuś wydało się, iż jest jak ten przysłowiowy Obajtek, iż „wszystko może”. Cały świat wstrzymał oddech, kiedy usłyszał plan zakończenia wojny w Ukrainie, a później zadał sobie pytanie – jak to możliwe…? Ale odpowiedzi znikąd. Jedyny plus tego całego zamieszania, to wzmożona aktywność możnych tego świata. „Na początku był chaos…”

Nie można sobie pogrywać!

Do wyborów parlamentarnych pozostały bez mała dwa lata, ale to nie znaczy, iż możemy spać spokojnie, iż możemy zasypiać gruszki w popiele i odkładać pracę edukacyjno-wychowawczą na później. Czarne chmury, jakie zbierają się nad Rzeczpospolitą, to zapowiedź zmian, które mogą zagrozić bytowi naszej państwowości. Na scenę polityczną wkrada się coraz większy chaos, a zaskoczenie sondażowymi wynikami jeży włos na głowie. Dlatego najwyższy czas zająć się jej porządkowaniem.

Sondaże na tyle obiektywne są, na ile profesjonalizm ankietera i sondażowni pozwala, o ile w ogóle mogą być obiektywne, ale symptomów rysujących się trendów lekceważyć nie można. Dla KO, ze zrozumiałych względów, sondaże są całkiem niczego sobie, za to następni na liście, według preferencji respondentów, to już zaskoczenie, jakaś amba, qui pro quo, a choćby pornografia (obnaża społeczeństwo)! O ile dla pis słupki poparcia, z takich czy innych względów, tylko nieznacznie dołują, to kolejne pozycje w rankingu najpopularniejszych stanowią socjologiczną zagadkę.

Paradoks tego quasi prawicowego ugrupowania, sprzeniewierzającego się własnym ideom zawartym w swej nazwie, będącym fundamentem państwa prawa, polega na tym, iż mimo kompromitacji, nie zamiaruje zniknąć ze sceny politycznej i wciąż pojawia się w coraz to nowej odsłonie, nie tracąc przy tym wiernych fanów. Z kolei występujące gościnnie na narodowych deskach nowo powstałe trupy kuglarzy, wystawiając sztuki nie najwyższych lotów, często inspirowane obcymi wpływami, ale zaspokajające niewybredne gusta i oczekiwania rozwydrzonej gawiedzi, zyskują poklask i nakręcają emocje. Zaś klasyka, to brzmienie przeszłości, która stało się oldschoolowa i jest w odwrocie.

Ten niebezpieczny trend znajduje coraz większe poparcie wśród młodych obywateli naszej ojczyzny, dla których dzisiejsza rzeczywistość jest kanwą do pisania nowego scenariusza na nią. Dobrze się dzieje, iż losy kraju nie są obojętne dla przedstawicieli młodego pokolenia, i to jest wielki edukacyjny sukces i atut, który należy zagospodarować dla dobra państwa. Ale żeby tak się stało, potrzebna jest pogłębiona refleksja nad kierunkiem, w jakim ma ono zmierzać, aby narodowy interes nie rozmył się w populistycznej i mglistej wizji przyszłości, tworzonej na zamówienie obcych i wrogich nam sił.

Być w awangardzie zachodnich państw, to wielki sukces naszej klasy politycznej. Tu, gdzie jesteśmy, nigdy nie byliśmy, i tylko od nas zależy, czy pójdziemy do przodu wespół z krajami UE, czy cofniemy się w rozwoju i dołączymy do postsowieckich satelitów. Mimo różnego rodzaju turbulencji, udało się zmienić wizerunek państwa i ustabilizować gospodarkę, ale licho nie śpi. Nasz kraj wydaje się stabilny, bezpieczny i przewidywalny, ale wcale tak nie jest. Wystarczy jedna, niewielka zmiana, i cała misterna konstrukcja może runąć, i na długie lata pogrzebać marzenia naszych „zmienników” o wielkiej Polsce.

Zdolność adekwatnej oceny sytuacji i wyboru drogi, którą chcemy podążać, to teraz priorytet i główne zadanie tych wszystkich, którzy kształtują świadomość narodową i społeczną (która to, wbrew pozorom i ogólnie przyjętym stereotypom, wcale nie jest tak oczywista i tak ugruntowana w świadomości społecznej, jakby się zdawało). I nie myślę tu o propagandzie, indoktrynacji czy dezinformacji, raczej o rzetelnej informacji i adekwatnej edukacji, ukierunkowanej na nowoczesność, ale nieodcinającej się od korzeni. Zaś te populistyczne, pseudopatriotyczne, nacjonalistyczno-szowinistyczne pierdoły, wraz z ich głosicielami, winny być przestrogą dla tych, którzy na krótko zachłysnęli się demagogią płynącą z ust konfy i im podobnych. Jak można zmanipulować naród, aby oficjalnie występował przeciw polskiej racji stanu, i nie ponosić tego konsekwencji?

PS

Cóż, taka jest demokracja, jej zalety i wady, ale w świecie proponowanym przez prawicowych oszołomów, takich problemów nie będzie…

Świat to za mało!

Nareszcie, nareszcie, nareszcie doczekałem się, w końcu nastał ten dzień! Budzę się, i co słyszę: prezydent Trump ogłosił Nową Strategię Bezpieczeństwa Narodowego dla Stanów Zjednoczonych. Oj będzie się działo, świat zadrży w posadach, a Putinowi klapki spadną z…? Cóż za przełom, wreszcie poznamy prawdziwe priorytety naszego najbliższego sojusznika (chciałem napisać prawdziwe oblicze, ale to człowiek o dwóch twarzach, więc trudno zgadnąć, z której akurat skorzystał). Strzeżcie się łotry! – zachłysnąłem się nadzieją na bezpieczniejsze jutro.

Odwieczny strażnik demokracji przemówił głosem rozsądku. Drżyjcie wrogowie NATO, Chinczyki, Ruscy i inny elemencie wywrotowy, zagrażający ogólnoświatowemu pokojowi! Cóż za dzień – pomyślałem w euforycznym uniesieniu. Dwie największe ekonomiczne potęgi zewrą szyki i wytyczą nowe trendy strategii ekonomiczno-militarnej świata, takiej na miarę XXI wieku. Co za przełom, choć czasem wątpiłem – przyznałem w duchu – bowiem Donald Trump nieraz dowodził, iż jego słowa nie idą w parze z czynami, i na odwrót. Cóż zatem wymyślił tym razem? – zadałem sobie pytanie.

Pięciopunktowy, wizjonerski program bezpieczeństwa, a w nim preferencje, będące prawdziwym wyrazem troski prezydenta o przyszłość. Analizując kolejne punkty Strategii Narodowej USA, w pierwszej chwili zmroziło mnie, ale zaraz odpuściło i pomyślałem sobie – to jest Strategia Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, a nie plan pokojowy dla świata. America first – cytując słowa Trumpa, czyli Ameryka dla niego jest najważniejsza. No tak zachowuje się prawdziwy patriota, wszak bliższa koszula ciału – zrozumiałem, i zrazu rozgrzeszyłem prezydenta z jego egoistycznych pobudek.

A nasza głowa państwa? Czyż nie jest zagorzałym orędownikiem narodowych interesów? I tak jak jego odpowiednik zza wielkiej wody, czy nie widzi zagrożenia płynącego ze strony efemerydy, jaką jest wyimaginowana wspólnota? Obaj prezydenci wykazują podobny stosunek do Ukrainy i do Rosji, widząc w pierwszej punkt zapalny dla światowego pokoju, a w drugiej – gospodarczego partnera, którego interesy, z powodu prowadzonej wojny obronnej, zostały mocno nadwyrężone za sprawą ekspansywnej polityki NATO.

Bliski, aczkolwiek kontrowersyjny współpracownik Trumpa, niejaki Musk, poszedł jeszcze dalej, nawołując, a choćby wieszcząc rychły rozpad Wspólnoty, jako tworu niemającego racji bytu (Gdyby ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych mieli tyle samo wiary w powodzenie swojego projektu, co Elon Musk, Ameryka wciąż należałaby do prawowitych właścicieli lubo do Zjednoczonego Królestwa. Jaki jest cel tworzenia takich wspólnot chyba nie trzeba tłumaczyć, tak samo ma się sprawa z UE, to przyszłość Europy. W obecnej sytuacji geopolitycznej tylko silna Unia ma szansę odgrywać znaczącą rolę w świecie, a konfederacja samodzielnych państw, jaką sufluje Tramp swoim prawicowym zwolennikom i naśladowcom, to pułapka bez wyjścia). Ta godna podziwu troska o najbliższego ekonomiczno-militarnego sojusznika, jest niezaprzeczalnym dowodem na trwałość sojuszy, tylko ta forma jej wyrażania jakaś taka protekcjonalna i trudna do akceptacji.

Narastająca od jakiegoś czasu sprzeczność interesów między koalicjantami stała się przyczyną tarć, co w naturalny sposób wymusiło konieczność zmian w dotychczasowej, przestarzałej formule sojuszu, i zmianę warunków współpracy, którą to narzucił i na swój własny sposób postanowił wyegzekwować najsilniejszy z członków. Transakcyjność stosunków między dotychczasowymi partnerami, a także między partnerami a ich niedawnymi wrogami, zatarła różnice w mediacjach i wytyczyła ich nowe kierunki, w których przestały liczyć się wyższe wartości, chociażby dobro i zło, a pozostał interes (prywatny lub państwa), i ten stał się głównym, quasi politycznym motorem i wyznacznikiem celu.

Wychodząc z takich pobudek, trudno jest dziwić się Trampowi, Putinowi, Xi Jinpingowi i innym pomniejszym przywódcom państw, iż swój interes stawiają ponad interes publiczny, mimo powszechnie lansowanej na potrzeby opinii publicznej, a zwłaszcza rodaków, populistycznej tezy, iż jest zgoła inaczej. System rządów, gdzie pieniądz i najbogatsi ustanawiają prawo, to plutokracja. Zawiedzione oczekiwania – NIE. Pragmatyzm polityczny – TAK. I tego samego oczekuję od przywódców Unii Europejskiej!

Gdzie dwóch się bije..!

Na pewno nie będę pierwszym, który zapyta: dlaczego na rozmowach o pokoju w Ukrainie, prowadzonych w Londynie 8 grudnia 2025 roku, nie ma przedstawiciela Polski? Może to foux pas ze strony organizatorów, a może to tylko towarzyskie pogaduchy są, i Polska, jako jeden z najważniejszych, jak nie najważniejszy koalicjant Ukrainy, nie została zaproszona do negocjacyjnego stołu z przyczyn pragmatycznych – aby nie rozmieniać się na drobne i nie rozpraszać naszej uwagi na nikomu niepotrzebne, bezproduktywne pierdoły o pokoju. My tyle robimy w tym względzie, iż dokładanie nam nowych obowiązków byłoby nadużyciem. Z tego względu przedstawiciele Francji, Anglii i Niemiec postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i wyręczyć nas w trudnej sztuce mediacji.

Wszak cały świat widzi, jaką rolę pełni Polska w tym konflikcie, widzi walkę, jaką toczy w wojnie hybrydowej i widzi wysiłki militarne, jakie czyni, aby zabezpieczyć kraj i wschodnią flankę UE przed atakami Kremla. Czego wymiernym dowodem były słowa Petera Hegsetha o wiekopomnym wkładzie naszego kraju w walkę o światowy pokój. Miłe połechtanie naszej próżności w zupełności powinno nam wystarczyć. Czego jeszcze chcemy? Żeby ktoś nas poważnie potraktował?

Takie protekcjonalne zachowanie Zachodu, i nie powiem – Zełenskiego – to jednak policzek i woda na młyn prawicowych sił, niechętnych pomocy Ukrainie i zacieśnianiu współpracy ze Wspólnotą. Ciekaw jestem, jak na takie zachowanie zareagują przywódcy naszego państwa. Kogo tam zabrakło, premiera czy prezydenta? Już słyszę te wzajemne oskarżenia płynące z „małego pałacu” do „dużego”, i na odwrót. Miłej wymiany korespondencji życzę.

Wyliczanka

Czasem mam wrażenie, iż ten świat zwariował

Już nic się nie liczy

Liczą się pieniądze

Czasem mam wrażenie, iż Europa zwariowała

Liczy na nieobliczalnego

Zamiast liczyć na siebie

Czasem mam wrażenie, iż ten kraj zwariował

Nie liczą się wartości

Jeżeli się nie opłaca

Czasem mam wrażenie, iż to ja zwariowałem

Nie liczę na zrozumienie

Liczę na opamiętanie

Krypto demokracja

Wielu krypto autokratów, których ideologiczna metamorfoza stała się przyczynkiem do pogłębiania różnic wewnątrz Unii Europejskiej, zarzuca jej przywódcom nadmierną liberalizację demokracji, która to, wobec zmieniającej się geopolitycznej konfiguracji, staje się kulą u nogi dla co poniektórych, pseudo postępowych zbawców narodu i ich konformistycznego otoczenia. Przywódcy państw o rozchwianej, niestabilnej demokracji (której źródła biją na wschodzie), przesiąknięci nowomodnymi trendami rodem z Kremla, hołdując: plutokracji, kleptokracji, teokracji, interwencjonizmowi państwowemu i na koniec, neo nacjonalizmowi, postanowili odejść od ogólnie przyjętych i wciąż obowiązujących demokratycznych standardów Unii, i wytyczać nowe kierunki rozwoju w zawłaszczonych przez siebie krajach, tworząc dla nich własny model nowoczesnego państwa.

Według zmodyfikowanych przez nowoczesne socjotechniki teorii zarządzania potencjałem ludzkim, uwspółcześniona koncepcja państwa, oparta na liberalnej demokracji, wiedzie demokratyczne społeczeństwa na zatracenie, na ekonomiczno-polityczne manowce oraz obyczajowe wynaturzenia, czego nieuchronnym skutkiem będą: upadek moralny, zanik tożsamości narodowej, i w konsekwencji – samounicestwienie narodu. A bez narodu, bez poddanych, nie ma państwa, nie ma materii, którą można manipulować na własną modłę.

Globalizacja, którą tak szczyci się Wspólnota Europejska, dla wielu nacjonalistów to mit, to jaskrawy przykład na utopijność systemu, a implementowane, wciąż nowe, oderwane od rzeczywistości regulacje prawne, generują coraz większy chaos, którego skutki najbardziej odczuwają kraje próbujące wybić się na niezależność. Dlatego nie bez przyczyny grupa co światlejszych (umysłów) przywódców, nie tylko z państw Wspólnoty, widząc realne zagrożenie płynące z liberalnej demokracji, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przeciwstawić się jej zgubnym, anarchistycznym wpływom.

Silna władza to jedyny ratunek dla tożsamości narodowej! – głoszą populistyczne hasła, tworzące podwaliny pod przyszłą rzeczywistość, opartą na zmianie ustroju… Jaki on ma być? Tego nie wie nikt, ale na pewno lepszy od obecnego, tak zapewniają propagandyści i apologeci nowego ładu. Najnowszy ranking Politico, wyłaniający spośród największych demokratycznych autorytetów świata najbardziej wpływowych polityków w Europie, zdaje się potwierdzać pewną niepokojącą tendencję w sposobie postrzegania państwa jako wspólnoty, skutkiem której miałoby dojść do zmiany obowiązującego systemu prawnego, i zastąpienia go nowym, zwiększającym uprawnienia jednostki.

Od czasu zaprzysiężenia Donalda Trumpa, on i jego sposób rządzenia państwem (który próbuje zapożyczyć od Putina), stały się wzorcem dla co poniektórych „epigonów”, marnych naśladowców dyktatorów, dla których, jak wyżej wymienionym, demokracja jako taka obrzydła. Lista 28 najpotężniejszych, zauważonych, docenionych i wybranych spośród tysięcy innych demokratów robi wrażenie. Jest jednakowoż pewien feler. Pośród wielu zacnych osobistości, znalazły się na niej osoby, do których nijak nie pasuje przymiotnik „demokrata”, a jednak się na niej znalazły.

Kilka chociażby nazwisk przytoczę: Trump, Putin. Meloni, Farage, LePen, Orban, no i nasz orzeł znad Wisły, niejaki Batyr. Ten jegomość znalazł się na tej liście nieprzypadkowo, okrzyknięty największym szkodnikiem stał się antybohaterem, człowiekiem, który zamiast budować – burzy, zamiast wspierać i budować pozycję kraju – swoimi nieprzemyślanymi decyzjami buduje, i owszem, własną pozycję.

Głośne nazwiska tych antybohaterów to nie przypadek. Ci ludzie naprawdę mają ogromny wpływ na przyszłe losy Unii Europejskiej. Kto wie, czy ich działania, często podszyte złymi intencjami, nie będą momentem zwrotnym w dziejach Wspólnoty, a efekty knowań jej przeciwników, niej staną się jej siłą. Kto wie, czy paradoksalnie, to nie oni, którzy stali się największym zagrożeniem dla demokracji, są jej jedyną nadzieją!

Waldemar Golanko

Zobacz też poprzedni odcinek felietonów pana Waldemara:

Nasze felietony: Własny punkt widzenia (34). Kolejowa dywersja, czyli wszystkie drogi prowadzą do Brukseli…

Idź do oryginalnego materiału