Netflix wypuszcza dziś serial "Heweliusz" w 190 krajach, przywołując najtragiczniejszą katastrofę morską w powojennej Polsce. W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku prom "Jan Heweliusz" zatonął na Bałtyku podczas sztormu.
W katastrofie zginęło 56 osób - 36 pasażerów i 20 członków załogi. Ratownicy uratowali tylko dziewięciu marynarzy.
Prom wyruszył ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad w warunkach narastającego sztormu. Wiatr osiągnął siłę 12 w skali Beauforta, z porywami do 160 km/h. Kapitan promu bliźniaczego "Mikołaj Kopernik" Edward Bieniek wspominał w rozmowie z portalmorski.pl: "To był morderczy huragan, morza już nie było widać. To była całkowicie rozpylona wielka woda".
Około 4:12 rano stacje ratunkowe w Polsce, Niemczech i Danii odebrały sygnał SOS.
Historia awarii i zaniedbań
"Jan Heweliusz" miał za sobą serię około trzydziestu incydentów w ciągu 15 lat eksploatacji. Szwedzkie źródła nazywały prom "Jan Haverelius", czyli "Jan Awaryjny".
Cztery dni przed ostatnim rejsem rufowa rampa załadunkowa uległa uszkodzeniu w szwedzkim porcie. Rampa miała najważniejsze znaczenie dla szczelności kadłuba. Załoga wykonała naprawę tylko prowizorycznie, a nikt nie zgłosił szkody administracji portowej.
Kontrowersje wokół wyroku
Odwoławcza Izba Morska w Gdyni orzekła w 1999 roku, iż przyczyną katastrofy było asymetryczne balastowanie i przejście przez linię wiatru, co spowodowało gwałtowny przechył i przemieszczenie ładunku.
Jednak zdaniem prawnika Romana Olszewskiego, cytowanego w książce Adama Zadwornego "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku": "Izba Morska w Gdyni, obarczając winą właściciela i armatora, wydała sprawiedliwy wyrok, a Odwoławcza Izba Morska go upudrowała, maskując prawdziwe oblicze tej tragedii".
Armator Euroafrica uniknął odpowiedzialności, a rodziny ofiar przegrały wieloletnie batalie o odszkodowania.
Uwaga: Ten artykuł został stworzony przy użyciu Sztucznej Inteligencji (AI).







