NGO, transaktywiści i kasa z USA

kayaszu.pl 2 miesięcy temu

Czy amerykańscy grantodawcy wymuszali określony profil ideologiczny? Dużo wskazuje na to, iż tak, choć nie przesądzam. Może to była kwestia przypadku i splotu niekorzystnych wydarzeń…

Jednak kiedy spojrzymy na gwałtowną transformację prodemokratycznych, prorównościowych organizacji w Polsce w okolicach 2020 roku, trudno nie zauważyć pewnej zależności. Wiele z tych organizacji nagle przeszło na ideologiczny front „woke”, co w naszych realiach wyglądało jak absurdalne i bezrefleksyjne kopiowanie zachodnich trendów, zupełnie nie uwzględniających lokalnych potrzeb.

Kalka z USA narzucona na Polskę

Nie mieliśmy wtedy w Polsce tych samych wyzwań, co Stany Zjednoczone. Nasze problemy były inne – prawa kobiet i osób LGBT wciąż wymagały wsparcia, ale w inny sposób. Były to sprawy, które domagały się lokalnego kontekstu, a nie bezmyślnego kopiowania zachodnich narracji. W tamtym czasie kobiety protestowały w ramach Strajku Kobiet przeciwko zaostrzeniu przepisów aborcyjnych, co było kluczowym tematem debaty. Jednak w tle zaczęło pojawiać się coś nowego – importowany język „inkluzywności”, tropienie „wykluczających” feministek oraz próby narzucania radykalnych, obcych polskim realiom, dogmatów społecznych.

Na lewicy i w feminizmie rozpoczęło się na dużą skalę polowanie na „wewnętrznych wrogów”. Feministki, które przez lata walczyły o prawa kobiet, zaczęto oskarżać o „wykluczanie” i bycie TERF, co stanowiło rodzaj obelgi w tych kręgach. Obrywały jeżeli tylko używały słowa „kobieta” w sposób, który nie uwzględniał roszczeń osób transpłciowych.

Aborcja dla osób, nie dla kobiet

Ja sama, będąc działaczką, która przez lata znosiła prawicowy hejt za swoje poglądy prokobiece i pro LGB, nagle stałam się – według niektórych środowisk lewicowych – transfobką. Dlaczego? Bo napisałam „kobieta” zamiast „osoba z macicą”, w kontekście walki o aborcję.


A potem zamiast przeprosić odważyłam się dalej mówić o kobietach w biologicznym kontekście. niedługo hasło „feminizm” zaczęło oznaczać coś zupełnie nowego: włączenie mężczyzn, którzy identyfikują się jako kobiety, jako pełnoprawnych „kobiet”.

Nie było już feminizmu bez transaktywizmu


Hasło „nie ma feminizmu bez kobiet” zostało zastąpione przez „nie ma feminizmu bez trans kobiet”.

Wprowadzenie radykalnej agendy wymagało nowych cenzorów, którzy pełnili funkcję moralnych strażników i wyznaczali granice debaty publicznej. Czołowi polscy inkluzytorzy oczywiście okazali się być trans lub zażartymi sojusznikami i budowali swoje zasięgi na tropieniu „myślozbrodni” i wykluczaniu osób o odmiennych poglądach. Liderzy nowego kultu, z zapałem tropili „heretyków” w ruchach feministycznych i pro-LGBT, nie cofając się przed publicznymi atakami na każdego, kto nie wpisywał się w jego wizję „inkluzywności”. Donosy do pracodawców , pisanie do znajomych i współpracowników stały się normą tego środowiska. Sama byłam celem takich ataków.

NGO-sy na straży nowego kultu

Transaktywiści i lewicowi radykałowie właśnie z pomocą autorytetu największych organizacji „prawno-człowieczych” w Polsce wprowadzili kulturę nagonki, która zniszczyła wiele osób. W feministycznych kręgach zaczęły się pokazowe egzekucje – każdy, kto nie zgadzał się z nową linią ideologiczną, był publicznie piętnowany w social mediach, wyśmiewany, a potem deplatformowany. Ich celem było nie tylko podporządkowanie środowiska jednej wizji, ale też wyeliminowanie „nieczystych” poglądów, które odbiegały od dogmatów „woke”. Strach przed nagonką sprawił, iż wiele osób wycofało się z działalności publicznej, bojąc się, iż staną się następną ofiarą agresji.

Organizacje NGO, które dotąd miały chronić prawa człowieka, zaczęły przyjmować dogmaty „woke”, autorytarnie je narzucać i egzekwować. Wiele środowisk liberalnych dziennikarzy również obrało tę linię, co, jak się dziś okazuje, mogło mieć związek z finansowaniem z grantów zagranicznych.

Kasa na woke, czy woke z przypadku?

Czy to oznacza, iż amerykańscy grantodawcy narzucali ideologiczny kurs? Czy radykałowie po prostu wykorzystali moment, tworząc wewnętrzną presję i motywując organizacje i dziennikarzy do ulegania ich terrorowi, a może była to po prostu intuicyjna próba dostosowania się do niepisanych oczekiwań i mód, by otrzymywać więcej kasy?

Pytania pozostają otwarte.

Jedno jest pewne, narzucanie, pod groźbą, określonych ideologicznych ram przez wielki zachodni kapitał, nie jest do końca demokratyczne i utrudnia rozwój lokalnych organizacji skupionych wokół lokalnych problemów. Jako Polka, chcąca działać na rzecz kobiet w duchu klasycznego feminizmu (uznając biologiczną podstawę płci), nie mam szans z organizacjami na pasku woke, które są suto dotowane z Zachodu i jeszcze tworzą presję cancelu na każdym, kto chce działać w podobnym zakresie, ale nie chce przy tym uznać dogmatu o zmiennopłciowości lub innych woke wymysłów. Nie jest to z mojego punktu widzenia rozwijające dla tzw. „społeczeństwa obywatelskiego”, które rzekomo ma być przez te organizacje wspierane. Działa demotywująco i zniechęca do środowisk zgromadzonych wokół przebudzonych NGO-sów.

Patrząc na te wydarzenia, warto wyciągnąć wnioski z politycznej rzeczywistości w USA

Donald Trump zdołał wygrać wybory, ponieważ postawił się radykalnej agendzie „woke” i zyskał poparcie ludzi, którzy mieli dość ideologicznej cenzury, tropienia mikroagresji i ogólnej moralnej hipokryzji. Tę samą dynamikę możemy dziś zobaczyć w Polsce. jeżeli środowiska liberalne nie otrząsną się z tego ideologicznego zaślepienia, jeżeli przez cały czas będą koncentrować się na narzucaniu kulturowych kalek z Zachodu wbrew polskim realiom, bardzo łatwo mogą oddać władzę jeszcze bardziej prawicowej, a przy tym prorosyjskiej frakcji.

Ta prorosyjska prawica już teraz w całej Europie wykorzystuje błędy lewicy i liberałów – ich odcięcie się od rzeczywistego dialogu społecznego, ich moralną arogancję i ignorowanie lokalnych potrzeb – jako paliwo do budowania swojej narracji. jeżeli liberalni działacze nie zrozumieją, iż potrzeba więcej lokalnego kontekstu i mniej kopiowania zachodnich mód, może się okazać, iż kolejna władza nie tylko odetnie fundusze NGO, ale też wprowadzi realne ograniczenia wolności słowa. W imię obrony przed „woke” Polska może skręcić w kierunku autorytaryzmu.

Ostrzeżenie przed woke i trans dla polskich liberałów

Jeśli polskie środowiska liberalne nie wyciągną wniosków z tego, co wydarzyło się w USA, mogą ponieść równie spektakularną porażkę. Polska nie potrzebuje kalki amerykańskich wojen kulturowych – potrzebuje realnych działań, które odpowiadają na lokalne wyzwania. Walka o prawa człowieka nie może być jednocześnie walką przeciwko różnorodności poglądów i autorytarynym narzucaniem wiary. Ideologia „woke” przynosi więcej szkód niż pożytku, a jej ślepe forsowanie może oddać władzę w ręce tych, którzy naprawdę będą gotowi zmieść liberalną demokrację z powierzchni ziemi.

Blog powstaje dzięki wsparciu darczyńców.

Jeśli chcesz wesprzeć mój niezależny głos w debacie możesz postawić mi symbolicznie kawę. Możesz zrobić to jednorazowo na Suppi bądź zdecydować się na najbardziej stabilną formę wsparcia i ustawić stały przelew dla mnie przez Patronite.

🔂STAŁE Wsparcie ♥️




Zachęcam do wyrażania poparcia w ten sposób, ponieważ występując przeciwko poprawności politycznej i modnym bzdurom jestem regularnie oczerniana, co skutkuje ostracyzowaniem i poddawaniem dużej presji, a finansować swoje działania mogę tylko swoją własną pracą i oddolnie dzięki wsparcia niezależnych darczyńców.

Idź do oryginalnego materiału