Bolesna historia Polski powinna uczulić Polaków na wszelkie pomysły i strategie obronne zawarte w haśle” „za wolność naszą i waszą”. Na przestrzeni dziejów tylko dwa sojusze posłużyły nam dłużej nie parę chwil, pierwszy z Litwą, drugi z Węgrami. Wszystkie pozostałe próby łączenia wspólnych interesów kończyły się tragicznie, czego dobitnym przykładem jest krwawa rzeź na terenach dzisiejszej Ukrainy i to zarówno ta z czasów powstania Chmielnickiego, jaki i z czasów II Wojny Światowej.
Niestety Polacy nie są uczuleni na punkcie własnych interesów, a w każdym razie większość z nas przez cały czas żyje w świecie naiwnych diagnoz i pobożnych życzeń. Gdy Putin zaczął ostrzeliwać Ukrainę w Polsce momentalnie narodziły się bzdurne teorie o tym, iż „Ukraińcy biją się za nas”, a skala rosyjskiej agresji da się porównać tylko ze zniszczeniem Warszawy po Powstaniu. Prócz tego słyszeliśmy, iż przyjęcie milionów Ukraińców da nowy impuls polskiej gospodarce i stanieniem się potęgą gospodarczą. W ramach tej samej potęgi mieliśmy też być pierwszym graczem w Europie, bo „Niemcy się skompromitowały” i Francja nie wypadała dużo lepiej. Wreszcie wdzięczność ukraińska i przyjaźń miała nas otaczać ze wszystkich stron i do tego stopnia, iż uznamy rzeź wołyńską za nieistotną przeszłość.
W 2022 roku nieliczna grupa trzeźwo myślących Polaków opisywała i ostrzegała przed całym szeregiem zagrożeń, prostowała niedorzeczne teorie, ale w zamian słyszała tylko dwa słowa „ruska onuca”. Dziś wszystkie pobożne życzenia się sfalsyfikowały i potwierdzają to choćby najbardziej żarliwi głosiciele tych życzeń, chociaż zapomnieli wybąkać jedno zwykłe „przepraszam”. Polska udzieliła Ukrainie pomocy ponad swoje społeczne, polityczne, gospodarcze i przede wszystkim militarne siły. W zmian zostaliśmy zalani cynizmem, brudnymi biznesami oligarchów i „zbożem przemysłowym”. Wisienki na tym torcie „wdzięczności” regularnie też stawia Wołodymyr Zełeński, kiedyś komik wypromowany przez skorumpowanego oligarchę, teraz dla wielu mąż stanu. Ostanie słowa wdzięczności brzmią następująco:
Kiedy zdecydowali się nie zestrzeliwać tych rakiet dzięki MiG-ów, które mają w Polsce, poprosiliśmy ich – to dajcie je nam, staną gdzieś na zachodniej Ukrainie i je zestrzelimy. (…) Zgodziliśmy się na to, a potem co, czy Polska dała nam samoloty? Nie. Czy był inny powód? Tak! (…) Nie mamy wystarczających systemów do ochrony magazynów gazu. Czy Polacy zestrzeliwują rakiety? Nie. Polacy powiedzieli, iż są gotowi zestrzelić, jeżeli nie będą sami w tej decyzji, jeżeli NATO ich wesprze.
Wołodymyr Zełeński od samego początku próbował wciągnąć Polskę do konfliktu i czyniły to wszelkimi sposobami, nie wyłączając prowokacji podsycanej propagandą. Jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności wpieranym interwencją europejskich struktur NATO polskie władze nie dały się w tę pułapkę wciągnąć. Zmienia się też na szczęście stanowisko, przynajmniej części polskich polityków, dlatego kolejny raz wypada pochwalić Władysława Kosiniaka-Kamysza:
Polska przekazała tyle sprzętu wojskowego Ukrainie, ile było możliwe – granicą są jednak zdolności obronne i bezpieczeństwo Polski. Decyzja o zestrzeliwaniu rakiet jest zawsze odpowiedzią całego @NATO, nie jednego państwa. Dziś takiej decyzji Sojuszu nie ma.
— Władysław Kosiniak-Kamysz (@KosiniakKamysz) October 31, 2024
Stanowisko Polski powinno być jeszcze bardziej dosadne, ale powyższe minimum i tak jest postępem, którego warto się trzymać. Gorzej, iż minister MON nie ma posłuchu u ministra MSZ, który głośno rozważa możliwość zestrzeliwanie przez Polskę rosyjskich rakiet na terenie Ukrainy. Z drugiej strony pocieszające jest to, iż Radosław Sikorski słynie z wypowiadania niemądrych zdań nie znajdujących potwierdzenia w działaniach i rzeczywistości.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!