O buncie Prigożina

zorard.wordpress.com 1 rok temu

Dziwny bunt Prigożina – dziwny, bo wyglądał na groźną próbę przejęcie władzy a zakończył się jak zdmuchnięta świeczka po włączeniu się… Łukaszenki – zaskoczył i podzielił większość analityków. Od niedzieli próbują jakoś wyjaśnić swoim czytelnikom i słuchaczom co się adekwatnie wydarzyło. Niestety, czytając ich z żalem stwierdzam, iż wszystkie analizy, z jakimi miałem okazję się zapoznać, są mocno zdeterminowane przez to, w którym obozie dany analityk się znajduje. [1]

I tak analitycy „rządowo-amerykańscy” zgodnie opowiadają, iż świadczy to o słabości Rosji jako całości a Putina osobiście w szczególności. Mają na to całkiem rozsądne argumenty np. iż oddziały „muzykantów” (jak nazywa się czasem najemników CzWK Wagner) bez problemu zajęły siedzibę sztabu okręgu w Rostowie i inne rządowe budynki w tym mieście. A także bez specjalnych trudności dojechały przez Rosję na 200 km od Moskwy, w której prowadzono całkiem poważnie wyglądające przygotowania do obrony (np. obsadzono mosty na rzece Oka – ostatniej naturalnej przeszkodzie na drodze oddziałów Wagner).

Z kolei analitycy „alternatywno-prorosyjscy” (czy „antysystemowi”) kiedy otrząsnęli się z pierwszego szoku (większość z nich w sobotę po prostu milczała) widzą w tym koronkową robotę rosyjskich służb która umacnia Putina, pozwala na przemieszczenie oddziałów Wagnera na Białoruś skąd blisko do Kijowa a także ujawniła przeciwników Putina, których teraz będzie można ze struktur władzy usunąć. Czyli tzw. „ustawkę”, teatr na użytek wrogów na Zachodzie i wrogów wewnętrznych.

Czyli – w uproszczeniu i uproszczeniu – „car słabnie, Rosja słaba” vs. „car silny, Rosja silna, wszystko pod kontrolą”. Niestety, smutna to obserwacja, iż wyznawane idee czy też zwykłe chciejstwo jest silniejsze od faktów a analizę zastępuje tworzenie nieprawdopodobnych konstrukcji mentalnych mających uzasadnić głoszoną linię. Tym smutniejsze w wykonaniu analityków „niezależnych”, którzy – chyba – nie są opłacani za wciskanie ludziom bredni tak jak funkcjonariusze medialni głównego ścieku.

Ja oczywiście nie jestem analitykiem ani też nie mam dostępu do informacji tajnych i niejawnych, niemniej chcę zwrócić uwagę na pewne fakty, które analitycy nie wiadomo czemu pomijają.

Fakt pierwszy to „korzenie” CzWK Wagner.

Realnym założycielem tej formacji jest Dmitrij Utkin, który wcześniej służył długie lata w Specnazie – specjalnych jednostkach komandosów podlegających GRU czyli wojskowemu wywiadowi (który zachował ciągłość mimo „transformacji ustrojowej”). W tej formacji służył w obu wojnach w Czeczenii i dosłużył się rangi podpułkownika. Pod koniec służby dowodził oddziałem numer 700 w ramach 2 Gwardyjskiej Brygady Specnazu (700-й отдельный отряд специального назначения (в/ч 75143)). W 2013 roku Utkin oficjalnie odszedł do rezerwy, ale nie zajął się jakąś cywilną działalnością tylko uczestniczył w przejęciu Krymu przez Rosję a potem w szkoleniu bojowników oddzielających się od Ukrainy republik Donieckiej i Ługańskiej. W ramach tego brał udział w walkach w okolicach Melitopola – i wtedy właśnie pojawia się „Grupa Wagner” – nazywana tak od kryptonimu czy przezwiska, którym Utkin się wtedy posługiwał. Potem był rozwój formacji, jej formalizacja jako bytu komercyjnego a następnie użycie w Syrii.

Dodajmy, iż to Utkin do dziś realnie dowodzi operacyjnie oddziałami CzWK „Wagner” i to on podobno był autorem planu w ramach którego kolumny „muzykantów” zbliżyły się na 200 km do Moskwy.

Kolejną poszlaką, jest to gdzie adekwatnie znajdują się obozy treningowe CzWK „Wagner” gdzie trafiają zapisujący się tam ochotnicy (a może „ochotnicy”). Główna taka placówka znajduje się na terenie poligonu Молькино (Mołkino) w okolicach Krasnodaru, który… oczywiście należy do sił zbrojnych Rosji. Co więcej, zewnętrzną ochronę zapewnia właśnie regularna rosyjska armia – żeby dotrzeć do „matecznika” CzWK Wagner osoba uprawniona jest najpierw legitymowana przez pilnujących z zewnątrz tego terenu żołnierzy regularnej armii. A tak zupełnie „przypadkiem” po sąsiedzku jest… poligon 10 brygady Specnazu (в/ч 51532).

Pozwolę sobie zauważyć, iż zasadniczo nie istnieje taki byt jak „były oficer wywiadu wojskowego” chyba, iż zdradzi i przejdzie na stronę przeciwnika (a i to nie zawsze, bo znane są przypadki podsuwania fałszywych dezerterów). To i inne poszlaki pozwalają wywieść logicznie, iż CzWK Wagner jest po prostu zakamuflowaną formą Specnazu, w ten czy inny sposób podległą GRU.

Fakt drugi to zestrzelone podczas „marszu na Moskwę” helikoptery i… samolot. Informacje na ten temat są sprzeczne i niekompletne, niemniej jednak za potwierdzone można uzać informacje o zestrzeleniu w sumie 9 statków powietrznych, w tym:

  • 2 bojowych śmigłowców – jeden Mi-35M i jeden Ka-52,
  • jednego transportowego śmigłowca Mi-8,
  • 3 śmigłowców walki radioelektronicznej Mi-8 MTPR-1,
  • powietrznego punktu dowodzenia – IŁ-22M.

Były to największe straty wojskowego lotnictwa rosyjskiego poniesione w jeden dzień od dawna – nie jestem pewien czy wręcz nie od czasu II wojny światowej, w każdym razie podczas wojny na Ukrainie nigdy rosyjskie siły powietrzne nie utraciły tylu statku powietrznych na raz (w najgorszym dniu w maju b.r. stracili 4 szt.). Załogi w większości zginęły (były raporty, iż pojedyncze osoby przeżyły) – co prowadzi do gorzkich komentarzy wśród Rosjan, iż w imię czego lotnicy ci poświęcili życie skoro nikt nie poniósł żadnych konsekwencji i w tej chwili w propagandzie udaje się, iż nic się nie stało. Mnie jednak szczególnie zastanowiło jakie to statki powietrzne zostały zestrzelone.

Śmigłowce walki radioelektronicznej służą do zagłuszania komunikacji – łączności – przeciwnika, a także zagłuszania sygnałów nawigacji satelitarnej. Do czego mogły służyć tutaj? Kwestia nawigacji raczej odpada, bo zbuntowane oddziały Wagnera jechały po prostu autostradą M4 do czego wystarczy zwykła mapa samochodowa i korzystanie ze znaków drogowych. Musiało zatem chodzić o łączność – i to widać było dla dowodzących kolumnami oficerów Wagnera na tyle poważnym problemem, iż zdecydowali się na użycie rakiet przeciwlotniczych by te helikoptery zestrzelić.

Ale jeszcze ciekawszy jest temat samolotu IŁ-22M1 – powietrznego punktu dowodzenia.

Po pierwsze, to w relacjach gdzie w ogóle mówi się o poległych rosyjskich lotnikach wymienia się około 10-cio osobową załogę – a więc pilotów, mechaników i techników radiowych. Problem w tym, iż samolot – powietrzny punkt dowodzenia ma sens tylko o ile na jego pokładzie znajdują się oficerowie, którzy dowodzą operacjami wojskowymi. Nie wchodzą oni w skład „lotniczej” załogi samolotu ale to dość istotna grupa.

Pisze o tym szczegółowo Wiktor Ałksnis, pułkownik sił powietrznych ZSRR w stanie spoczynku, a przy tym rosyjski nacjonalista:

Najtrudniejszym problemem jest określenie liczby ofiar śmiertelnych w wyniku zestrzelenia samolotu Ił-22.

Należy zauważyć, iż jest to bardzo nietypowy samolot. Jest wyposażony w specjalny sprzęt, który umożliwia dowodzenie i kontrolę wojsk podczas działań bojowych, w tym po użyciu broni jądrowej i zniszczeniu naziemnych stanowisk dowodzenia. Jest to mobilne powietrzne stanowisko dowodzenia na poziomie frontu i połączonych grup wojsk.

W kabinie samolotu znajduje się oddzielne miejsce pracy i pomieszczenie dla odpoczynku dla dowódcy frontu, w warunkach pokoju jest to dowódca okręgu. Kabina wyposażona jest również w stanowisko dowodzenia ze wszystkimi niezbędnymi nowoczesnymi urządzeniami, znajdują się tam stanowiska pracy operatorów, których zadaniem jest odbieranie i przetwarzanie informacji operacyjnych, a także wydawanie informacji i poleceń różnym strukturom i jednostkom.

Ponadto samolot posiada miejsca do odpoczynku i życia, niezbędne do długotrwałej służby bojowej. Jednocześnie warunki pracy i odpoczynku dla personelu są bardzo dobre.

Siły Powietrzne ZSRR miały dziesięć takich samolotów. Ale po rozpadzie ZSRR Federacja Rosyjska miała tylko pięć, reszta dostała się byłym republikom radzieckim i gwałtownie zamieniła się tam w kupę złomu. W latach 2019-2021 prowadzono prace nad modernizacją przestarzałych pięciu powietrznych stanowisk dowodzenia Ił-22 do wersji Ił-22M-11. Prace nad naprawą i konwersją samolotów do wersji IŁ-22M-11 miały zakończyć się w 2021 roku. Nie wiem, czy zestrzelony 24 czerwca samolot został zmodernizowany do wariantu Ił-22M-11. Przyjmuję jednak, iż był to właśnie ten wariant.

ZAKŁADAM, iż to właśnie z tego samolotu prowadzono generalne dowództwo operacji stłumienia buntu CzWK Wagner podczas ich natarcia na Moskwę. Trudno uwierzyć w oficjalną wersję, iż samolot ten był używany tylko jako przekaźnik łączności. To jak wbijanie gwoździ mikroskopem.

Załoga IŁ-22 starej modyfikacji, a także nowej, składa się z dwóch części. Jest to personel lotniczy, który obsługuje samolot oraz grupa operacyjna znajdującą się w kabinie, która wykonuje dowodzenie i kontrolę wojsk dzięki specjalnego sprzętu.

Grupa operacyjna składa się również z dwóch części. Pierwszym z nich są specjaliści techniczni, którzy zapewniają działanie specjalnych urządzeń komunikacyjnych i kontrolnych. Drugi to generałowie i wyżsi oficerowie, którzy bezpośrednio kontrolują podległe im oddziały.

Typowa dla samolotu IŁ-18 załoga pokładowa składała się z 5 osób: dowódcy samolotu, adekwatnego pilota, nawigatora, radiooperatora i mechanika pokładowego.

Wielkość grupy zadaniowej w kabinie jest mi nieznana. Na podstawie osobistych doświadczeń z eksploatacji bałkańskich samolotów i śmigłowców Mi-9, Mi-22 i Tu-134 w latach 80-tych mogę ZAŁOŻYĆ, iż ich liczba wahała się od 10 do 15 osób. Nie sądzę, aby któryś z dowódców okręgów wojskowych był na pokładzie zestrzelonego powietrznego stanowiska dowodzenia.

Być może grupą zadaniową kierował wysoki rangą generał na poziomie zastępcy dowódcy okręgu wojskowego, a grupa zadaniowa obejmowała innych generałów, a także oficerów w randze pułkownika lub wyższej.

Na podstawie powyższych okoliczności ZAKŁADAM, iż całkowita liczba personelu lotniczego i grupy operacyjnej na pokładzie IŁ-22 wahała się od piętnastu do 20 osób. Wszyscy zginęli.

W sumie, z powyższych argumentów i wyliczeń, ZAKŁADAM, iż w wyniku zniszczenia sześciu śmigłowców i jednego samolotu przez rebeliantów grupy Wagner, zginęło od 17 do 22 załóg. ZAKŁADAM też, iż wśród poległych mogą być choćby żołnierze w randze generała.

Tyle Wiktor Ałksnis, który swoje wywody opierał na informacjach pozyskanych dzięki wciąż posiadanym kontaktom w siłach powietrznych Rosji.

Czyż to nie interesująca sprawa z tym samolotem – punktem dowodzenia?

No bo tak:

  • w dzisiejszych czasach twierdzenie, iż potrzebny był powietrzny repeater sygnału radiowego dla koordynacji działań nie trzyma się kupy – rząd miał do dyspozycji nie tylko normalną łączność wojskową (rzecz odbywała się przecież na własnym terenie), nie tylko łączność satelitarną ale też działającą łączność komórkową itp., Czemu zatem użyć do „przekazywania sygnału” unikalny samolot dowodzenia, jeden z 5 sztuk w ogóle znajdujących się w dyspozycji sił powietrznych (przy czym niektóre pewnie są w trakcie modernizacji) – na co zwraca uwagę W. Ałksnis swoją uwagą o „wbijaniu gwoździ mikroskopem”,
  • czemu adekwatnie koordynacja działań jednostek mających stawić opór kolumnom grupy „Wagner” miałaby się odbywać z powietrza? Czemu nie mogły jej prowadzić normalne, „stacjonarne” sztaby okręgów wojskowych, przez które przejeżdżali, koordynowane z centrum w Moskwie? Czyżby obawiano się, iż mogą one zostać zajęte – i wyeliminowane – jak sztab w Rostowie nad Donem? Czy też może obawiano się o ich lojalność? Takie obawy wyjaśniałyby użycie lotniczego punktu dowodzenia, w teorii nieosiągalnego dla nie mających sił powietrznych buntowników.
  • jeśli już choćby – to czemu ten samolot zbliżył się do tych kolumn na tyle blisko, by mógł być zaatakowany rakietą ziemia-powietrze z przewoźnej wyrzutni (nie były to skomplikowane systemy klasy S300 – S400 – S500 o dużym zasięgu, ale najpewniej Pancyr o zasięgu do 40km)? Przecież w dzisiejszych czasach obecni na pokładzie oficerowie nie musieli wyglądać przez okno, żeby orientować się w sytuacji. Jak w ogóle się to stało, iż buntownicy wiedzieli w co strzelać – może ktoś im pomógł i poinformował o tym, iż dowodzenie operacją mającą ich powstrzymać prowadzone jest z tego akurat samolotu? No bo raczej nie ogłaszano tego na FlightRadar24.

No i czym adekwatnie dowodzili oficerowie zebrani na pokładzie IŁ-22M1? No bo jakiegoś zorganizowanego, poważnego oporu buntownicy z Wagnera nie napotkali w ogóle na swojej trasie – pokazywano jakichś bezradnych milicjantów przyglądających się przejazdowi kolumny czy też paniczne rozkopywanie autostrady M4 albo stawianie na niej ciężarówek w celu powstrzymania kolumny Wagnera. Te działania raczej nie były koordynowane z powietrznego stanowiska dowodzenia.

Dopiero na linii rzeki Oka (znanej starszym Polakom z piosenki z czasów słusznie minionych) a więc około 200 km od Moskwy zorganizowano linię obrony złożoną z oddziałow „Rossgwardii” i regularnej armii. Samolot jednak operował dużo dalej na południe (w przeciwnym razie nie byłoby możliwe jego zestrzelenie).

Powstają zatem dwie możliwości:

  • albo tajemniczy samolot miał zupełnie inną rolę niż się wydaje (może choćby właśnie… koordynacji działań buntowników i armii?),
  • albo też faktycznie poleciał jako „repeater” bez grupy dowodzenia, co z kolei dowodziłoby pełnej desperacji i paniki (bierzemy co jest pod ręką i używamy, nie ważne, iż to cenny i rzadki sprzęt o innym przeznaczeniu).

Dodajmy, iż grupa Wagnera to w moim przekonaniu ramię GRU, a więc „twardego jądra” armii rosyjskiej. Armia – żadna armia – nie jest monolitem, są tam różne klany i grupy o różnych interesach, które walczą ze sobą. Przeplata się to ze znaną rywalizacją tajnych służb wojskowych (GRU) z cywilnymi (KGB/FSB-SVR) oraz polityką. Jest więc całkiem możliwe, iż realnie pewne grupy zakulisowe o dużym oparciu w armii postanowiły dokonać przewrotu, co wyjaśniałoby czemu bardzo długo regularna armia nie zrobiła adekwatnie nic by powstrzymać oddziały Wagnera jadące na Moskwę.

Dodajmy, iż wielu Rosjan a w szczególności wojskowych poparło by przewrót. Myślę, iż wielu wojskowych nie rozumie dlaczego wojnę na Ukrainie Rosja prowadzi niejako z zawiązaną za plecami jedną ręką, używając półśrodków, nie dokonując logicznych działań zgodnych ze sztuką wojenną, które mogłyby dać zwycięztwo (o pewnych dziwnych aspektach już pisałem). I jestem pewien, iż wielu oficerów i żołnierzy tej armii nienawidzi Szojgu – cywila, długoletniego aparatczyka, który dostał rangę generalską kierując obroną cywilną i nie przeszedł ścieżki awansu od lejtnanta, nigdzie nie walczył i nie ma żadnego wojskowego doświadczenia.

Coś jednak się wydarzyło za kulisami, co spowodowało, iż plan został przerwany. Nie wiemy co to było i pewnie się nie dowiemy – no, może za 100 lat jakiś historyk dokopie się do jakichś źródeł, może ktoś z aktorów wydarzeń coś powie na stare lata przed śmiercią itp. Nam pozostaje wróżenie z fusów – i propagandowe bajeczki.

Dodam, iż osobiście nie trafia mi do przekonania wersja o tym, iż bunt był „udawany”. Jak by był udawany to nie byłoby paniki, nie byłoby ostrego w tonie pierwszego przemówienia Putina, nie byłoby rządowych samolotów uciekających z Moskwy (opuściły ją m.in. prezydencki IŁ-96 RA-96022, Tu-214 RA-64520 czy używany przez Siergieja Ławrowa A319 RA-73025) no i ogłaszanego stanu wyjątkowego, nawoływania ludności do pozostania w domach itp. Nie byłoby też użycia samolotu IŁ-22M1.

Ale przede wszystkim nie trafia mi to do przekonania z tego powodu, iż w kulturze Rosji władza albo jest absolutna albo jej nie ma. Nie może być tak, iż rzuca się carowi zbrojne wyzwanie, podnosi bunt i nie grożą za to konsekwencje. Ba! Buntownik został podniesiony do poziomu, w którym godzien był tego by negocjowała z nim głowa innego państwa czyli prezydent Łukaszenka. I wyniki tej mediacji zostały zaakceptowane przez Putina, który jeszcze dziękował Łukaszence za wsparcie. To absolutnie nie pasuje do tego, co w kulturze Rosji rozumie się pod pojęciem „władza”. [2]

W silnej Rosji buntownicy powinni byli być starci z powierzchni ziemi a liderzy zginąć w trakcie walk lub zostać straceni po pojmaniu. Ewentualna łaska mogłaby być okazana wyłącznie szeregowym żołnierzom Wagnera w postaci skierowania ponownie na front na Ukrainie. Tylko wtedy obraz silnej władzy i silnego cara by się utrzymał. W przeciwnym razie całe społeczeństwo rosyjskie widzi, iż władza jest słaba. Widzą to również ci, którzy chcieliby przejąć tą władzę lub – co jeszcze bardziej niebezpieczne dla państwa – oderwać od Rosji jakiś region czy prownicję. Widzą, iż w sumie to nie wiele brakowało i by się udało ale – i co więcej – nie było konsekwencji dla buntowników.

Zresztą, żeby to lepiej zrozumieć spróbujmy sobie wyobrazić co by się stało gdyby taka akcja odbyła się za cara Mikołaja I albo za towarzysza Stalina. Idea, iż car czy tow. Stalin puściliby buntowników wolno jest absurdalna. Szczerze pisząc choćby w „demokratycznych” krajach Zachodu podobna akcja skończyłaby się bardzo podobnie – jak sądzicie, co by spotkało Blackwater gdyby tak spróbowali urządzić sobie rajd na Waszyngton przez USA? Czy sądzicie, iż choćby zramolały Joe Biden pozwoliłby na to, by z przywódcą takiej formacji negocjował prezydent Meksyku?

Ten punkt jest absolutnie kluczowy. Różne bajania o tym, iż „dzięki” temu Putin sprawdził kto go popierał itp. są zaklinaniem rzeczywistości. Rzeczywistości, która jest niestety taka, iż struktury władzy w Rosji są w tej chwili słabe a samo państwo w efekcie nie było zdolne do ostrej i zdecydowanej reakcji. To budzi duże obawy na przyszłość.

Obawy, bo Rosja to mocarstwo nuklearne – niestabilność w takim kraju, ewentualność jakichś przewrotów czy wojen domowych może budzić obawy czy broń ta nie zostanie użyta lub nie dostanie się w niepowołane ręce. Obawy, bo może to oznaczać, iż sprzeciw władz Rosji wobec NWO, globalizacji i degeneracji szerzonej przez Zachód jest pozorny a w najlepszym razie mocno ograniczony.

Obawy wszakże także, iż nasze, polskie kierownictwo może uznać, iż to już, iż to jest ten moment, kiedy Polska powinna się wprost, militarnie włączyć w konflikt bo Rosja się sypie. Zwłaszcza, iż amerykańscy panowie naszych lokalnych marionetek mogą je do takich działań zachęcać. W tym kontekście powściągliwa reakcja 24.06 kiedy to Morawiecki i Duda podkreślali, iż to „wewnętrzna sprawa Rosji” była pozytywnym zaskoczeniem, jakże kontrastującym z wojowniczymi wypowiedziami Dudy raptem dzień wcześnie kiedy to na naradzie ambasadorów bredził o tym, iż celem Polski jest pokonanie Rosji.

Bezpośrednie zaangażowanie w wojnę z Rosją byłoby mocno nierozsądne. Rosja choćby słaba jest dla Polski współczesnej zbyt silna by móc myśleć o jej pokonaniu w walce. I warto przypomnieć, iż rewolucja 1917 roku (zresztą antyrosyjska, zachodnia dywersja z żydowskim „pakietem kontrolnym”) pogrążyła Rosję w dużo gorszym chaosie doprowadzając do rozpadu imperium, a i tak już parę lat później powstrzymanie Armii Czerwonej na przedpolach Warszawy było tak trudne, iż nazwaliśmy je „cudem nad Wisłą”. Zaś w 1939 a więc ledwie dwadzieścia lat później ZSRR było militarną potęgą, czego dowiódł wynik II wojny światowej.

Warto, żeby nasi decydenci o tym pamiętali. Zwłaszcza w kontekście obiecywanych przez Polskę i Litwę „niespodzianek” dla Ukrainy na szczycie NATO 11 lipca.


[1] Wyjątek to długa analiza Tomasza Grygucia (znanego jako Pan Nikt), z której głównymi punktami się zgadzam. Nie załączam linku do niej, bo była przedstawiona w zamkniętej grupie czyli nie przeznaczona do publikowania.

[2] Polecam w tym konktekście książkę Nikołaja Starikowa zatytułowaną „Władza” – studium historyczne czym jest władza w Rosji.

Idź do oryginalnego materiału