Od lat bada Rosję. Wyjaśnia, czy Putin zgodzi się na zawieszenie broni. „Ekonomia śmierci”

news.5v.pl 6 godzin temu

Trzy miesiące temu podjąłem pierwszą próbę oceny, jakie mogą być konsekwencje zawieszenia broni w Ukrainie dla rosyjskiej gospodarki — i zakończyłem ją stwierdzeniem, iż zobaczymy je wyraźniej latem przyszłego roku. Dziś jednak pojawia się coraz więcej powodów, by doprecyzować tę niejasną i uproszczoną prognozę — zwłaszcza iż coraz to nowi eksperci wypowiadają się na ten temat.

Nie jest tajemnicą, iż na początku czwartego roku wojny w rosyjskiej gospodarce uwidoczniły się poważne problemy. Pomimo wysokiego deklarowanego tempa wzrostu gospodarczego (3,6 proc. w 2023 r. i 4,1 proc. w 2024 r.), gwałtownego wzrostu płac nominalnych, stosunkowo skutecznego oporu wobec sankcji i bardziej niż zadowalającego budżetu gospodarka znajduje się pod presją wysokiej inflacji, wyższych podatków i oczywiście nieproporcjonalnie wysokich stóp procentowych.

Tymczasem problemy, o których wielu ekspertów i polityków myślało, iż będą nie do pokonania, wcale takie nie były.

Ograniczenia w eksporcie energii, jak można było przewidzieć, nie zadały śmiertelnego ciosu rosyjskiemu przemysłowi naftowemu. Próba ograniczenia rozliczeń z Chinami nie zmniejszyła wzajemnych obrotów handlowych w ubiegłym roku. Embargo na komponenty high-tech nie spowodowało zauważalnej dezorganizacji kompleksu wojskowo-przemysłowego. Wielu przeciwników reżimu Putina musiało przyznać, iż sankcje miały znaczący negatywny wpływ na same zachodnie gospodarki.

Ocieplenie stosunków z Waszyngtonem

Jednak, jak widać w ostatnich tygodniach, konsekwentni bojownicy nie stracili nadziei: zmienili podstawowy paradygmat i zaczęli zakładać, iż jeżeli rosyjska gospodarka nie została dotknięta sankcjami, to z pewnością uderzy w nią przejście do pokoju. To śmiałe twierdzenie opiera się na założeniu, iż skoro cały wzrost gospodarczy w ostatnich latach był napędzany zastrzykami budżetowymi dla gospodarki, to zawieszenie broni umożliwi ich drastyczne ograniczenie, a tym samym „wyciszenie” wciąż działającego „silnika” gospodarczego.

Hipoteza ta jest błędna i może jedynie pogłębić przepaść między rzeczywistością a prognozami tych, którzy nie mogą pożegnać się z iluzją rychłego upadku reżimu Putina. Jedną z najwyraźniejszych oznak było gwałtowne odwrócenie szeregu trendów na rosyjskich rynkach, w następstwie pewnych oznak ocieplenia stosunków między Waszyngtonem a Moskwą.

W przeddzień pierwszej oficjalnej rozmowy telefonicznej między Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem RTS, indeks na moskiewskiej giełdzie papierów wartościowych, zamknął się na poziomie 992,4 punktu, a indeks MosBirch na poziomie 3018 punktów, w tej chwili znajdują się one odpowiednio 15,2 proc. i 6,2 proc. powyżej tych poziomów (odpowiednio 60,1 proc. i 34,6 proc. od połowy grudnia).

W tym samym czasie rubel umocnił się o 13,4 proc. wobec dolara i o 9,1 proc. wobec euro. Wzrosły ceny nie tylko rosyjskich akcji, które są wrażliwe na ewentualne zmiany w polityce sankcji, ale także akcje zachodnich firm działających w Rosji (Raiffeisen Bank wzrósł na giełdzie w Wiedniu o 39 proc.; OTP Bank Nyrt na giełdzie w Budapeszcie o 23 proc.). Inwestorzy zaczęli aktywnie skupować rubla (sprzedaż waluty w lutym przekroczyła styczniową wartość o ponad jedną czwartą) — w tym umieszczać aktywa rublowe na depozytach bankowych. Inwestorzy rzadko się mylą — i jak dotąd nie wygląda na to, by wiązali upadek rosyjskiej gospodarki z prawdopodobnym sukcesem rozmów pokojowych.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Skutki dla gospodarki Rosji

Rosyjska gospodarka niewątpliwie skorzysta na pokoju (chociaż uważam, iż jego nadejście w tym roku jest dalekie od gwarantowanego). Zgodnie z budżetem na 2025 r. wydatki wojskowe powinny wynieść ok. 13,5 bln rubli (według aktualnego kursu 607 mld zł), czyli 4,2 razy więcej niż w 2021 r. choćby jeżeli działania wojenne ustaną, Kreml będzie w stanie zmniejszyć tylko część budżetu przeznaczoną na bezpośrednie wsparcie operacji frontowych (ok. 2,5 bln rubli, czyli ok. 112 mld zł) oraz częściowo na wypłatę wynagrodzeń dla wojskowych poprzez wyeliminowanie wypłat trumiennych, dodatków za udział w działaniach wojennych i demobilizację, choć nieznaczne — oszacowałbym tę oszczędność na 1,5 bln rubli (67 mld zł) z obecnych 3 bln rubli (134 mld zł).

Wojsko będzie przez cały czas wydawać między 9 a 10 bln (ok. 404-449 mld zł), głównie dlatego, iż zamówienie obronne zajmie kolejne sześć do ośmiu lat, aby zrekompensować utratę sprzętu i dostaw. Wydatki na obronę nie spadną, ale zmniejszą się mniej więcej o kwotę, jaką w tym roku może wynieść deficyt budżetu federalnego.

Warto pamiętać, iż w tej chwili istnieją przesłanki do zmiany dynamiki inflacji i stóp procentowych. Umocnienie rubla spowoduje napływ depozytów do banków, a ograniczone opcje obniżą oprocentowanie depozytów. Prawie jedna trzecia towarów konsumpcyjnych sprzedawanych na rynku rosyjskim pochodzi z importu, więc ich ceny przynajmniej przestaną rosnąć, a to spowoduje spowolnienie inflacji począwszy od kwietnia-maja tego roku.

Należy również wziąć pod uwagę, iż w przeciwieństwie do gospodarek rozwiniętych, w Rosji ok. 60 proc. wszystkich kredytów komercyjnych jest udzielanych po zmiennej stopie procentowej, a wzrost podstawowej stopy procentowej banku centralnego nie tyle zmniejsza popyt na nowe kredyty, co pogarsza warunki istniejących. Od listopada firmy starają się więc spłacać swoje kredyty przed terminem i gromadzić wolne środki na wypadek poprawy sytuacji.

Depozyty ludności w bankach są również na rekordowym poziomie, zbliżając się do 60 bln (2,7 bln zł) brutto. Oba te czynniki sugerują, iż gdy stopy procentowe spadną, aktywność inwestycyjna gwałtownie wzrośnie, co nie może nie prowadzić do wzrostu gospodarczego.

Oleksandr GIMANOV / AFP

Działania wojenne w Ukrainie, 11 marca 2025 r.

Zastrzyk dla rosyjskiego rynku

Przejście do pokoju przyniesie również zmiany na rynku pracy: z jednej strony zmniejszy się awaryjny popyt na siłę roboczą, a liczba pracowników wzrośnie zarówno ze względu na częściową demobilizację, jak i powroty innych. Z drugiej strony warto założyć, iż rosyjski rynek ponownie stanie się popularny wśród przyjezdnych pracowników ze względu na umocnienie rubla i malejące ryzyko mobilizacji. Zwiększona podaż pracy nie może nie przyczynić się do wzrostu gospodarczego.

Ponadto jest niemal pewne, iż po zakończeniu wojny ujawni się stłumiony popyt ludności na wiele towarów i usług, a niektóre sektory gospodarki będą miały okazję przywrócić normalne zagraniczne stosunki gospodarcze — na przykład import części zamiennych do zachodnich samolotów pasażerskich.

Wreszcie, ostatnio pojawia się coraz więcej dowodów na trend powrotu zagranicznych firm do Rosji, co początkowo wydawało mi się wątpliwe — jeżeli po pierwszych oznakach zakończenia wojny proces ten się nasili, jego znaczenie będzie trudne do przecenienia.

Rosyjska gospodarka jest w tej chwili ściśnięta i nie może działać z pełną wydajnością ze względu na nadzwyczajny charakter sytuacji. Zastrzyki budżetowe dla sektora wojskowego były bardzo ważne i wsparły również gospodarkę jako całość — ale deregulacja, na którą pozwoliły władze — od importu równoległego po liberalizację samozatrudnienia — wsparła ją równie mocno.

Najprawdopodobniej w okresie przejściowym władze nie będą w stanie natychmiast zacząć ponownie dokręcać śruby, ponieważ zadanie utrzymania wzrostu i zwiększenia dochodów budżetowych niewątpliwie pozostanie priorytetem. Dlatego, jeżeli gorąca faza wojny zakończy się przed latem, do końca 2025 r. rosyjska gospodarka nie popadnie w kryzys, ale najprawdopodobniej wykaże wzrost co najmniej na poziomie ubiegłego roku.

Ekonomia śmierci

Wszystko to rodzi dla mnie bardzo poważne pytania o przyczyny odwrócenia ocen ekspertów na korzyść przesłanki „powojennej katastrofy”. Tak, nie jest przesadą stwierdzenie, iż znaczną część wzrostu w 2023 i 2024 r. zapewnia sektor wojskowy — ale czy wynika z tego, iż ożywienie w innych sektorach jest niemożliwe po zakończeniu wojny? Oczywiście płatności na rzecz wojska — które opisuję jako system „ekonomii śmierci” — zwiększają efektywny popyt ludności, ale czy wynika z tego, iż „wyciszenie wojskowego silnika rosyjskiej gospodarki wywoła w Rosji kryzys, jakiego nie widziano od lat 80.”?

Warto pamiętać, iż sektor wojskowy w ZSRR odpowiadał za co najmniej 16 proc. PKB w porównaniu z obecnymi 8 proc. — a poza tym ówczesna planowana gospodarka państwowa nie mogła gwałtownie reagować na zmieniające się warunki, w przeciwieństwie do dzisiejszej gospodarki prywatnej i rynkowej. Tak, można nazwać rosyjską gospodarkę „domkiem z kart”, ale zadziwiające jest to, iż inwestorzy oceniają perspektywy świata niezwykle pozytywnie, podczas gdy eksperci wylewają wodospady łez. Jedynym tego powodem, jak sądzę, jest rosnąca stronniczość ekspertów badających Rosję, często motywowana względami ideologicznymi lub etycznymi, a nie poszukiwaniem prawdy.

Na zakończenie chciałbym podkreślić, iż jestem sceptyczny co do perspektywy szybkiego rozwiązania konfrontacji Rosji z Ukrainą. Stanowiska stron są zbyt rozbieżne, a niefrasobliwość i niekompetencja głównego „rozjemcy” zbyt oczywista, by spodziewać się przełomu. Dlatego bardziej prawdopodobna wydaje mi się opcja kontynuowania wojny — a co za tym idzie, postępująca degradacja rosyjskiej gospodarki, dla której przejście do pokoju może być nieoczekiwaną szansą na zbawienie.

10 marca publicysta Sławomir Sierakowski oraz światowej sławy historyk Timothy Snyder ogłosili zorganizowanie zbiórki na karetki wojskowe dla walczącej z Rosją Ukrainy. „Gdy inni zaprzestają pomocy, my ją wznawiamy!” — przekazał Sierakowski.

Idź do oryginalnego materiału