Od lat zajmuje się Rosją. Ujawnia, co musi zrobić NATO, by zatrzymać Putina. „Polska mistrzem”

news.5v.pl 4 godzin temu

Podczas gdy sąsiedzi Rosji pospiesznie się zbroją, pozostali członkowie NATO spierają się o to, ile procent PKB należy przeznaczyć na obronę. I tak naprawdę nie rozumieją, iż nie chodzi tu tyle o procenty, co o upadek zarządzania i dezorientację opinii publicznej.

Nowy sekretarz generalny NATO, Mark Rutte, wygłaszał w ostatnich tygodniach refleksje w stylu broszury.

Po zrelacjonowaniu zacofania militarnego USA („Chiny nabywają nowoczesne systemy uzbrojenia i sprzęt pięć do sześciu razy szybciej niż USA”) Rutte przeszedł do zachodniego sojuszu jako całości, którego produkcja wojskowa, jak się okazuje, jest cztery razy mniejsza niż rosyjskiego.

„Istnieją dane mówiące, iż produkujemy w ciągu roku tyle, co Rosja produkuje w ciągu trzech miesięcy. Czy można to sobie wyobrazić? Ale gospodarka Rosji nie jest większa niż gospodarka Belgii i Holandii razem wziętych. Czy można sobie wyobrazić, iż Belgia i Holandia produkują w ciągu trzech miesięcy to, co całe NATO, od Kalifornii po Turcję, produkuje w ciągu roku?” — stwierdził sekretarz generalny.

Czy powinniśmy traktować takie obliczenia poważnie? W końcu statystyki finansowe pokazują co innego.

Rosja kontra Zachód

Wydatki wojskowe Rosji są całkiem możliwe do oszacowania, choć pozostają niejawne. W 2025 r. Moskwa planuje wydać 13,5 bln rubli (według aktualnego kursu 556 mld zł) na tzw. obronę narodową. Oznacza to 6,3 proc. oczekiwanego PKB.

To prawda, iż to nie wszystko, co wydaje się na cele wojskowe. Rutte mówi o „7-8 proc., jeżeli nie więcej”. Zgódźmy się, iż więcej. Zwłaszcza iż plany wydatków wojskowych są zawsze przekraczane. Załóżmy więc, iż w rzeczywistości w tym roku sięgną one 200 mld dol. (813 mld zł).

Porównajmy to z obecnymi wydatkami Zachodu. Sztokholmski instytut SIPRI jest uważany za najbardziej miarodajne źródło w tej dziedzinie. Nie opublikował jeszcze danych za 2024 r., ale wydatki wojskowe większości państw zachodnich w 2023 r. (w przeliczeniu na obecne dolary) były w przybliżeniu takie same jak obecnie.

Stany Zjednoczone mają 916 mld dol. (3,7 bln zł), Wielka Brytania 75 mld (304 mld zł), Niemcy 67 mld (272 mld zł), Francja 61 mld (248 mld zł).

A Chiny 296 mld dol. (1,2 bln zł).

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ukraińskie potrzeby

Jeśli weźmiemy pod uwagę finansowanie armii i kompleksu wojskowo-przemysłowego jako miarę potęgi militarnej, to okazuje się, iż Stany Zjednoczone trzykrotnie przewyższają Chiny. A trzy najsilniejsze mocarstwa Europy Zachodniej już zainwestowały więcej w swoją potęgę przed rokiem, niż Rosja zamierza zainwestować w tym roku. W co powinniśmy wierzyć?

Powinniśmy wierzyć faktom wojennym. Wydatki wojskowe Ukrainy w 2025 r. osiągną 54 mld dol. (219 mld zł). Aby utrzymać równowagę na frontach, zachodnie dostawy w tym roku powinny dać Ukrainie ok. 100-150 mld dol. (406-609 mld zł) więcej na broń. Czy to zrobią? Nie wygląda na to, iż tak.

Przez trzy niepełne lata wojny cały eksport wojskowy państw zachodnich do Ukrainy wyniósł nie więcej niż 150 mld dol. (609 mld zł). Nic nie wskazuje na to, iż w tym roku wzrośnie. Na przykład dostawy amerykańskie zostały całkowicie wstrzymane od października 2023 r. do marca 2024 r. I nikt nie jest w stanie przewidzieć, co zrobi teraz administracja Donalda Trumpa.

Jednak zachodnia pomoc niewojskowa, w tym bezpośrednie wsparcie budżetowe, była i najwyraźniej pozostanie nie mniejsza niż dostawy wojskowe. Część tej pomocy może zostać przekształcona w produkcję wojskową w samej Ukrainie poprzez dodatkowe wykorzystanie zdolności lokalnego kompleksu wojskowo-przemysłowego i zlokalizowanie tam europejskiej produkcji broni.

Projekty te są jednak realizowane z wielkim trudem i w najlepszym razie obiecują wzrost ukraińskiej produkcji wojskowej o 10-12 mld dol. (40-48 mld zł) w tym roku.

Dyskusje o obronności

Porównując te liczby, widzimy, iż roczne zapotrzebowanie Ukrainy na zachodnie dostawy wojskowe jest prawie dwukrotnie (o dobre 50 mld dol., czyli ok. 203 mld zł) wyższe niż to, co faktycznie Kijów otrzymuje. Z biegiem czasu problemy raczej narastają, niż są rozwiązywane.

W pierwszym roku wojny dostawy zapewniły parytet militarny, co pozwoliło równowagę na frontach. Potem stare zapasy broni na Zachodzie się skończyły, a produkcja nowych, takich jak pociski, nie szła. Rzeczywista produktywność zachodnich arsenałów okazała się nie tylko mniejsza, ale wielokrotnie mniejsza od tego, co wydawało się wynikać z oficjalnych wydatków wojskowych.

Omar Marques / AFP

Ćwiczenia NATO w Polsce

Trump zażądał, by sojusznicy USA przestali być skąpi i podnieśli wydatki wojskowe z obecnych średnio 2 proc. PKB do 5 proc. Litwa i Estonia zasygnalizowały, iż to zrobią. Pozostali sojusznicy nie spieszą się ze składaniem obietnic, ale zgadzają się rozmawiać o podniesieniu wydatków do — powiedzmy — 3 proc. PKB na dorocznym szczycie NATO w czerwcu.

Członkowie NATO są podzieleni na cztery grupy pod względem wzrostu wydatków wojskowych.

Cztery grupy w NATO

Pierwszą z nich są Stany Zjednoczone (3,3 proc. PKB w 2024 r.). Nie jest jasne, czy Trump będzie walczył o pięcioprocentowe wydatki u siebie. Z jednej strony trzeba coś zrobić z nagle odkrytą chińską przewagą. Z drugiej, jeżeli liczyć w pieniądzach, Stany Zjednoczone już teraz wydają na zbrojenia znacznie więcej niż ChRL.

Po drugie, są kraje graniczące z Rosją. Nie trzeba ich do tego namawiać, ponieważ same pospiesznie się zbroją. Polska — obecny mistrz NATO pod względem wydatków (ok. 4,2 proc. PKB w 2024 r.) — jest najbardziej zdeterminowana. W porównaniu z przedwojennym rokiem 2021 jej wydatki na obronę wzrosły ponad dwukrotnie. Wydatki obronne Finlandii również podwoiły się w tym samym okresie. Kwoty w Estonii, Łotwy i Litwy przekroczyły 3 proc. PKB i mogą niedługo wzrosnąć do 5 proc

Trzecia grupa to mocarstwa położone w sercu Europy, głównie Niemcy i Francja. Są one świadome swojej potęgi gospodarczej i reagują na aktualne potrzeby na swój własny sposób. Podniosły choćby wydatki na obronę do 2 proc. PKB. Ale nie chcą ich dalej przyspieszać.

I wreszcie czwarta grupa — sprzyjające kraje, które znajdują się w bezpiecznej odległości od Rosji i nie mają zamiaru konkurować z Chinami. Są to Włochy, Hiszpania i Kanada. Ich wydatki wojskowe nie przekraczają 1,5 proc. PKB i raczej nie zostaną poważnie zwiększone.

Zachód musi się obudzić

Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Praktyczny zwrot choćby z obecnych wydatków NATO jest nieproporcjonalnie mały. Mark Rutte patrzy na sedno sprawy, gdy wzywa sektor wojskowy, by „nie bał się innowacji i podejmował ryzyko”.

Zdolność zachodniej biurokracji do podporządkowania produkcji obecnym potrzebom została poważnie ograniczona przez ogólny upadek zarządzania państwem i nagromadzenie przestarzałych lub sztucznych priorytetów, które blokują wszelkie nietypowe rozwiązania. Tym bardziej iż zdezorientowana opinia publiczna nie wysyła jasnych sygnałów na szczyt.

W takiej atmosferze wydatki na wojsko, jeżeli rosną, to z wielkim trudem, a to, co już jest, jest w większości wyrzucane w błoto.

Giganci zachodniego przemysłu i nauki stosowanej beztrosko trwonią pieniądze, produkując superdrogie systemy uzbrojenia, które nie przetrwają do użytku wojskowego, a czasem choćby nie są doprowadzane do gotowości.

Obecny zachodni kompleks wojskowo-przemysłowy dba o proces, podczas gdy rosyjski i chiński dbają o wynik. Stąd ich obecna przewaga, przy znacznie skromniejszych wydatkach oraz możliwościach ekonomicznych i technicznych.

Niestety, jedyną rzeczą, która może zmienić sytuację na Zachodzie, jest żywy i dobrze odczuwalny strach przed inwazją bezwzględnego wroga. Strach, który już zmusił bezpośrednich sąsiadów Rosji do pospiesznego przygotowania się do obrony.

Idź do oryginalnego materiału