Odkrył tajemnice jednostki 29155, która jest asem w rękawie Putina. „Ci szpiedzy prowadzili życie, którego można było im pozazdrościć. Znamy ich lepiej niż ich żony”

news.5v.pl 2 miesięcy temu
Onet

Materiał archiwalny

Simon Ostrowski: Będziemy rozmawiać o jednostce 29155 rosyjskiego Głównego Zarządu Wywiadowczego (GRU). Kim są ci szpiedzy?

Christo Groziew: 29155 jest bardzo dużą jednostką w rosyjskim wywiadzie wojskowym. W jej skład wchodzi mniej więcej 400 osób. Powstała ok. 2007, 2008 r. Putin zdecydował się wtedy na bardziej konfrontacyjny kurs z Zachodem.

W ramach tej jednostki istnieje podgrupa. Czasami nazywa się ją K2, niekiedy K200. Wykonuje ona dla GRU operacje międzynarodowe wymierzone we wrogów. Wrogiem jest dla Putina zasadniczo każdy poza Rosją.

My odkryliśmy ich tożsamości. Oto kim są i jak działali.

„Jest to bardzo dziwna sytuacja, choćby jak na rosyjski wywiad”

Jaka jest różnica między Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB) a GRU, agencją, do której należy jednostka 29155?

Główna różnica, przynajmniej nominalnie, polega na tym, iż GRU powinien pracować tylko za granicą. FSB, która jest spadkobiercą KGB, powinna działać tylko w Rosji i w krajach, które wcześniej były częścią Związku Radzieckiego.

Istnieje pewna rywalizacja między tymi organizacjami o niektóre lokalizacje, na przykład kraje byłego Związku Radzieckiego. Obie struktury starają się być dominującą siłą wywiadowczą. Rywalizują one choćby na obrzeżach Rosji, takich jak Dagestan i Czeczenia. Oficerowie GRU od czasu do czasu udają się tam w celu przeprowadzenia zamachów, ale FSB pozostaje przede wszystkim organizacją działającą na terytorium Rosji.

Na przykład próby zamachów na przywódców politycznych w Rosji lub przywódców opozycji w Rosji, takich jak Aleksiej Nawalny i Władimir Kara-Murza, były przeprowadzane przez FSB. Gdyby te same osoby były celami za granicą, to zamach odpowiedzialny byłby GRU. Oficerowie tej służby przeprowadzają niektóre z najbardziej znanych ataków na Zachodzie. Polują na tych, których Putin postrzega jako swoich wrogów.

Część agentów to nielegałowie, ludzie tacy, jak przedstawieni w serialach pokroju „Zawód: Amerykanin” — Rosjanie żyjący pod fałszywą tożsamością przez całe swoje dorosłe życie za granicą, jako np. Kanadyjczycy lub mieszkańcy Ameryki Południowej.

Ludzie z jednostki 29155 są z kolei krótkoterminowymi nielegalnymi imigrantami. Są wysyłani na kilka tygodni za granicę, a ich fałszywa tożsamość jest rosyjska. Wielu z nich przez lata żyje w Rosji pod fałszywą tożsamością. Jest to więc bardzo dziwna sytuacja, choćby jak na rosyjski wywiad, bo nielegałowie są również obecni w samej Rosji, a nie tylko poza jej granicami.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ci ludzie muszą być obecni w mediach społecznościowych pod fałszywym nazwiskiem. Czasami muszą zdobywać wykształcenie pod fałszywą tożsamością. Jeden z nich, na przykład, podaje się za reżysera filmowego. Potrzebował tego, ponieważ musiał podróżować i spędzić trochę czasu, infiltrując środowiska artystyczne w Barcelonie, w Hiszpanii.

Inny ma tożsamość wyszkolonego brokera ubezpieczeniowego i fałszywe nazwisko. Mieszka w Rosji i podróżuje za granicę pod tą fałszywą tożsamością.

Skąd wiesz tak dużo na ten temat?

Mój zespół i ja zaczęliśmy przyglądać się temu, co stało się w Salisbury w Wielkiej Brytanii w 2018 r. Wówczas to Siergiej Skripal i jego córka zostali otruci, a zupełnie przypadkowa, niewinna Brytyjka została zamordowana — została zabita przez tych ludzi, ponieważ byli tak nieostrożni, iż zostawili jeden z flakonów perfum w sprayu, który był używany do przenoszenia trucizny.

Zaczęliśmy więc przyglądać się tej jednostce. Przeprowadziliśmy kilka dochodzeń z Romanem Dobrochotowem. Ujawniły one na istnienie tej jednostki. Ustaliliśmy, kim naprawdę byli ci ludzie, jakie były ich prawdziwe tożsamości.

23 lutego, w Dniu Obrońcy Ojczyzny (wywodzące się z czasów ZSRR święto obchodzone w krajach byłego Związku Radzieckiego — red.), agenci rywalizowali ze sobą, kto pierwszy zadzwoni do ich szefa.

W ten sposób poznaliśmy tożsamość ich przywódcy. Dowiedzieliśmy się też, kto był szefem ich szefa. Z powodu tego jednego poranka, kiedy wszyscy chcieli być pierwsi i zaczęli wydzwaniać do szefa.

Co więcej, podróżowali na paszportach, które można było łatwo zidentyfikować jako fałszywe, ponieważ wszystkie oznaczone były kolejnymi numerami seryjnymi. Właśnie w ten sposób znaleźliśmy wielu z nich. Więc tak, znamy ich życie lepiej niż ich żony.

„Ten facet uratował Ukrainę w pierwszych dniach wojny w 2014 r.”

Macie dostęp do metadanych telefonicznych. W jaki sposób uzyskujecie tego typu informacje?

Jak często powtarza mój kolega Roman, Rosja jest prawdopodobnie najbardziej przejrzystym społeczeństwem na świecie, ponieważ można kupić dane o każdym, nie tylko o zwykłych ludziach, ale także o szpiegach. Dzieje się tak z powodu skorumpowanych organów ścigania w Rosji.

Myślę więc, iż zamach w Salisbury, gdzie doszło do pierwszego przypadku użycia nowiczoka w tak publiczny sposób, był swego rodzaju coming outem dla jednostki 29155. W co jeszcze była zaangażowana?

To, co się stało w Salisbury, ich ujawniło, ale nie był to pierwszy raz, kiedy zrobili coś publicznie. Odkryliśmy, iż ta sama grupa zabójców, w tym jedna z osób, które były w Salisbury, była trzy lata wcześniej w Bułgarii.

Zjawili się tam dokładnie w dniu, w którym bułgarski handlarz bronią, producent broni, zachorował z objawami bardzo, bardzo podobnymi do objawów zatrucia nowiczokiem.

Sprzedawał on broń i amunicję dla Ukraińców w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na wschodnią Ukrainę w 2014 r. Jednak w tamtym czasie nikt nie wiedział o nowiczoku ani o istnieniu tej rosyjskiej jednostki. Bułgarscy śledczy zlekceważyli to zdarzenie jako zatrucie rukolą podczas kolacji.

Rukolą?

Tak. Ofiara, która ledwo przeżyła, krzyczała: „Nienawidzę rukoli! Nigdy, nigdy bym jej choćby nie spróbował!”. Prokuratorzy powiedzieli tylko: „Nie, nie, on jadł rukolę i w rukoli w restauracji było trochę pestycydów, co prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego mężczyzna źle się poczuł”.

Tych trzech prokuratorów znajduje się teraz na liście poszukiwanych przez Interpol.

Lecz broń i tak została sprzedana Ukraińcom.

Tak. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy byli zaangażowani w zamówienia dla Ukrainy w tamtym czasie i powiedzieli, iż ten facet uratował Ukrainę w pierwszych dniach wojny w 2014 r.

Sergii Kharchenko/NurPhoto) (Photo by Sergii Kharchenko / NurPhoto / NurPhoto via AFP / AFP

Ukraiński żołnierz w Donbasie, 2014 r.

Zatem agenci wiedzieli, po kogo idą.

Tak.

Myślę, iż jest to ta sama jednostka, która była zaangażowana w atakowanie bułgarskiego przemysłu zbrojeniowego dzięki ładunków wybuchowych.

Zgadza się.

„Ten atak na NATO nie spotkał się z odpowiedzią”

Były one ukryte w bardzo sprytny sposób. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?

Uzyskaliśmy dostęp do oryginalnych planów, w jaki sposób jednostka 29155 zamierzała przeprowadzić zdalne eksplozje w Bułgarii. Okazało się, iż rosyjscy agenci opracowali zdalny detonator, który był umieszczony w routerze Wi-Fi. Aby móc przekraczać z nim granice bez wzbudzania alarmu, detonator był w rzeczywistości alarmem samochodowym, który został wbudowany w router. Dzięki temu można było użyć pilota do alarmu samochodowego, aby spowodować eksplozję.

Taki mechanizm służył do detonowania większych ładunków wybuchowych

Czuję się, jakbym widział to w dziesięciu filmach, w których ktoś wkłada w kluczyki do samochodu i auto eksploduje.

Pytanie brzmi: kto kogo skopiował? Czy byli to rosyjscy szpiedzy, którzy obejrzeli zbyt wiele filmów i postanowili działać w taki sposób? Jednak w tym konkretnym przypadku to, co było szczególnie innowacyjne, to fakt, iż podłożyli materiał wybuchowy oraz zdalny detonator w jednym kraju, w oczekiwaniu na przewiezienie ładunku do innego państwa.

Tak więc podłożyli ładunek w Czechach i wiedzieli, iż trzy dni później ładunek wybuchowy zostanie przewieziony do Bułgarii, a oni będą w stanie zdalnie go zdetonować, choćby nie będąc tam i nie pozostawiając śladu.

Próbowali także ukryć detonator w opakowaniu soku jabłkowego. Innym razem miał być on ukryty w obudowie komputera. Ukrywali go w wielu różnych przedmiotach, ale w każdym przypadku elektronika była oparta na alarmach samochodowych, po prostu dlatego, iż taki sprzęt jest łatwo dostępny.

Aby zrobić taki detonator, szpiedzy mogą polegać na tym, co znajdą w terenie, nie muszą za każdym razem jechać po zaopatrzenie do Moskwy. To bardzo ważne dla tej jednostki.

The Insider

Tak może wyglądać ekwipunek agentów GRU

To wszystko dzieje się po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę w 2014 r. Czy uważasz, iż reakcja NATO była proporcjonalna do aktów sabotażu przeprowadzanych przez rosyjskich agentów w państwach członkowskich NATO?

Atakowanie obiektów, które są najważniejsze dla NATO — a każdy magazyn amunicji jest najważniejszy dla Sojuszu Północnoatlantyckiego — w dowolnym kraju członkowskim i zabijanie ludzi jest w rzeczywistości atakiem na suwerenność NATO. Organy ścigania nigdy się tego jednak nie domyśliły aż do niedawna.

Dopiero teraz czescy i bułgarscy prokuratorzy uznają Rosję i GRU za winowajców, ale to zdarzyło się już dawno. Nie było publicznego poparcia dla żadnej konfrontacji z Rosją, zadawania pytań i pociągnięcia Kremla do odpowiedzialności. A w 2022 r. rozpoczęła się inwazja na Ukrainę na pełną skalę, więc Rosja nie ponosi już żadnych kosztów związanych z reputacją.

Mam zatem wrażenie, iż ten atak na NATO nie spotkał się z odpowiedzią.

Rosyjscy szpiedzy mieli wpływ na to, kto zostanie objęty sankcjami

Zachodnie agencje wywiadowcze nie stanęły na wysokości zadania.

Tak, ponieważ przez co najmniej dekadę ci ludzie wysadzali w powietrze różne rzeczy w Europie, Azji i Ameryce, pozostawiając po sobie ślady. Aż się prosili o to, aby ich złapano, ale nikt tego nie zrobił.

Obecnie toczy się nowe dochodzenie w sprawie jednej z ostatnich operacji jednostki 29155. Opinia publiczna nie zna szczegółów tej sprawy. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?

Jednostka 29155 składa się z ok. 70 osób. W przypadku ok. połowy szpiegów byliśmy w stanie stwierdzić, iż byli przeszkoleni w zakresie materiałów wybuchowych. Podróżowali do miejsc, w których dochodziło do podejrzanych wydarzeń. Było jednak kilku członków, co do których nie mieliśmy pojęcia, co robili i dokąd podróżowali.

Jedna z tych osób, ku naszemu zdziwieniu, okazała się członkiem wielu opozycyjnych grup w rosyjskiej diasporze. Osoba ta została zaakceptowana jako członek co najmniej dwóch organizacji walczących o prawa człowieka w Europie i USA. Jedną z tych organizacji było Centrum Sacharowa na rzecz Ochrony Praw Człowieka. Drugą było Forum Wolnej Rosji.

Osoba ta choćby proponowała zachodnim rządom, kto zostanie objęty sankcjami w Rosji, co jest niezwykle cyniczne. Zauważyliśmy, iż ten konkretny człowiek podróżował nie na każde spotkanie fundacji, ale szczególnie na te, w których uczestniczył Garri Kasparow, mistrz świata w szachach.

FRANK HOERMANN / SVEN SIMON / SVEN SIMON / DPA PICTURE-ALLIANCE VIA AFP / AFP

Garri Kasparow

„Miną lata, zanim Rosja będzie w stanie wyszkolić nową grupę podobnie zwerbowanych szpiegów”

Kasparow, który jest teraz dysydentem…

Dysydentem i prawdopodobnie jednym z najbardziej szczerych krytyków Putina. To osoba, którą Putin mógłby chcieć zabić.

Ujrzenie tego szpiega podróżującego pod fałszywą tożsamością, wyszkolonego w zabójstwach, tak blisko Kasparowa, było mrożącym krew w żyłach odkryciem.

Zanim przystąpiliśmy do opublikowania tego śledztwa, zadzwoniłem do Garriego Kasparowa i ostrzegłem go.

Jak zareagował?

Byłem zaskoczony tym, jak rzeczową jest osobą. „Tak, wiedziałem, iż to się stanie. Dziękuję, iż mi powiedziałeś. A oto wszystkie informacje na temat tej osoby, które moi koledzy mogli znaleźć. Skorzystaj z nich i dokończ swoją pracę” — powiedział.

Czy myślisz, iż ten szpieg wie, iż odkryliście jego prawdziwą tożsamość?

Myślę, iż tak. Upubliczniliśmy wzorce działania jednostki 29155. Znamy prawdziwą tożsamość ok. 70 agentów. W jednostce 29155 jest ich ok. 100. Może nie znamy ich wszystkich, ale większość została wykryta. Miną lata, zanim Rosja będzie w stanie wyszkolić nową grupę podobnie zwerbowanych szpiegów.

To spore osiągnięcie.

Dlatego ja również znalazłem się na liście celów.

„Żyli życiem, na które niewielu Rosjan mogło sobie pozwolić, a nagle utknęli w małej wiosce pod Moskwą”

Jak się o tym dowiedziałeś?

Po pierwsze, podobnie jak Garri Kasparow, zawsze zakładałem, iż prędzej czy później znajdę się na liście celów.

Fan mojej pracy lub naszej pracy z Romanem Dobrochotowem dał nam bardzo wyraźne ostrzeżenie, iż właśnie zobaczył dowody na to, iż jesteśmy na liście osób do wyeliminowania.

A potem zachodnie organy ścigania — nie zamierzam powiedzieć, które dokładnie — znalazły ludzi z instrukcjami, które mówiły, jak inwigilować mnie i Romana Dobrochotowa. Niektórzy z tych ludzi zostali aresztowani.

Jeśli ty i Roman Dobrochotow jesteście odpowiedzialni za wykrycie całej jednostki rosyjskich szpiegów GRU, to nic dziwnego, iż agenci Kremla chcą się was teraz pozbyć.

Ci szpiedzy prowadzili życie, którego można było im pozazdrościć. Podróżowali po całym świecie. Mieli nieograniczone limity na kartach kredytowych. Podczas swoich podróży zagranicznych, które miały być w narodowym interesie Rosji, urządzali imprezy z prostytutkami. Ze środków na kartach kredytowych wydanych przez GRU kupowali ubrania, drogie perfumy i biżuterię.

Wygląda na to, iż naprawdę ich wkurzyłeś.

Cóż, czasami jest to dobre uczucie. Czasami pytam sam siebie: „Czy coś w życiu osiągnąłem?”. Cóż, zdemaskowanie grupy zabójców nie jest złą rzeczą.

Umarł Prigożyn, niech żyje Awerianow

Dowódca jednostki 29155 został niedawno sfotografowany, siedząc obok Putina. Czy możesz powiedzieć trochę o kontekście, w którym zrobione zostało to zdjęcie i dlaczego jest to ważne wydarzenie?

Głównym dowódcą jednostki 29155 jest gen. Andriej Awerianow, urodzony w 1967 r. w Duszanbe. Założył jednostkę w 2007 lub 2008 r. Wszystko, co ta grupa zabójców zrobiła, można przypisać właśnie jemu. On sam lubił brudzić sobie ręce. Osobiście, pod fałszywą tożsamością, podróżował na niektóre z najważniejszych operacji.

Podejmowanie ryzyka jest czymś, co Putin najwyraźniej docenia. Kiedy Prigożyn rozpoczął swój bunt, stało się jasne dla Kremla i Putina, iż nie można ufać żadnej osobie ze sfery prywatnej.

Prigożyn, czyli założyciel i lider Grupy Wagnera.

Zgadza się, człowiek, który zginął po nieudanym puczu przeciwko wojsku, buncie, który sam zainicjował.

Putin po katastrofie samolotu Prigożyna musiał rozejrzeć się po swoim wewnętrznym kręgu, po ludziach z elity władzy Rosji, w poszukiwaniu kogoś, komu całkowicie ufa — kogoś, kto nie jest wystarczająco bogaty, aby być niezależnym graczem.

Awerianow przejmuje od Prigożyna i Grupy Wagnera wiele funkcji, sieci i powiązań na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Wagnerowcy maczali palce w wielu reżimach w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Zapewniali bezpieczeństwo wszystkim tym dyktatorom.

Kiedy Prigożyn został zabity, ludzie zaczęli zadawać sobie pytanie: czy rosyjskie wpływy w tych regionach po prostu znikną? Co będzie dalej? Wygląda na to, iż właśnie następuje zmiana.

Ważne jest, aby zrozumieć, dlaczego Putin musiał pokazać Awerianowa. Jest to rzadkie zdarzenie. Putin nigdy nie pokazał Prigożyna fizycznie siedzącego obok siebie. Publiczne pokazywanie ściśle tajnego agenta nie jest dobre pod względem operacyjnym.

Jednak kiedy Prigożyn zginął, wszyscy ci ludzie w Afryce, wszyscy ci dyktatorzy, poczuli przypływ nieufności do Rosji, ponieważ szef Grupy Wagnera był ich człowiekiem. To był facet, który w wielu przypadkach pomagał im dochodzić do władzy. To był facet, który uchronił ich przed upadkiem, a Rosja nagle się go pozbyła.

Każdy inny, kto pojawiłby się i powiedział: „Hej, jestem nowym Prigożynem”, napotkałby mur nieufności. Putin musiał fizycznie postawić Awerianowa obok siebie i powiedzieć: „Jestem za niego odpowiedzialny”.

Niezależnie od tego, czy Awerianow przejmie wszystkie rynki, wszystkie kraje, w których armia Prigożyna świadczyła swoje nikczemne usługi, nie sądzę, iż Putin zaufałby teraz komukolwiek, kto trzymałby klucze do całej Afryki, całego Bliskiego Wschodu.

Jednak przynajmniej w dużej części Afryki i Bliskiego Wschodu, Awerianow jest dla Rosji teraz bardzo ważnym człowiekiem.

The Insider

Andriej Awerianow

„Niewielki zespół zabójców został wysłany do Kijowa, aby zabić prezydenta Zełenskiego”

Jak myślisz, co motywuje ludzi, którzy działają w tajnych organizacjach za granicą, narażając się na wielkie osobiste ryzyko, ale także robiąc naprawdę nikczemne rzeczy, takie jak zabijanie ludzi bronią chemiczną? Dlaczego ktoś chciałby być zaangażowany w coś takiego?

Z grubsza można podzielić tych ludzi na dwie różne. Większość z nich to osoby pochodzące z małych wiosek, z biednych rodzin, czasami są to sieroty. Wszyscy z nich uczęszczali do szkół wojskowych, ale nie mieli przed sobą żadnych perspektyw. Zostali wybrani do elitarnej jednostki i oczekiwano od nich lojalności wobec armii oraz państwa, ponieważ zostali wyciągnięci z biedy.

Jeden z facetów, który brał udział w otruciu Siergieja Skripala, dorastał w wiosce liczącej 400 osób. Była to osada położona w wiecznej zmarzlinie, do której przez większą część roku nie prowadziła żadna droga. Wyobraź sobie, iż ten facet nagle ma kartę kredytową z nieograniczonym debetem i może podróżować do Londynu oraz Paryża.

Udało nam się przeczytać e-maile jednego z najważniejszych członków jednostki 29155. Na początku inwazji na Ukrainę na pełną skalę w 2022 r. został oddelegowany jako członek niewielkiego zespołu zabójców, który został wysłany do Kijowa w celu zabicia Zełenskiego oraz jego ludzi.

Zabójcy oczywiście myśleli, iż będzie to 5-dniowa operacja. Jednak kiedy okazało się, iż inwazja się przedłuża, utknął on tam na wiele miesięcy i zaczął komunikować się z żoną za pośrednictwem poczty elektronicznej.

Niektórzy rosyjscy hakerzy byli w stanie zdobyć te wiadomości i podzielili się nimi z nami. To, co przeczytałem, było bardzo wymowne. Zabójcy wierzyli, iż wojna potrwa tydzień. Byli bardzo rozczarowani, gdy tak się nie stało. Ta osoba poinstruowała swoją żonę, aby poszła do skrytki z gotówką, którą ukrył za biblioteką i wzięła paczki po 10 tys. dol. (ponad 40 tys. zł). Żona miała za to kupić mieszkania, ponieważ szpieg nie był pewien, co stanie się z rosyjskim rublem i chciał przynajmniej zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny.

To jest facet, który przez lata otrzymywał oficjalną pensję w wysokości może 20 tys. dol. (ponad 80 tys. zł) rocznie. To, co był w stanie zgromadzić przed spadkiem wartości rubla, to z pewnością co najmniej 1 mln dol. w gotówce (ponad 4 mln zł). Takie korzyści przynosi kooperacja skorumpowanych pracowników rosyjskiego wywiadu z grupami przestępczymi. To jest dla tych ludzi podstawowa motywacja.

Idź do oryginalnego materiału