Ogromny transport czołgów zmierza prosto na Ukrainę

menway.interia.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Ogromny transport czołgów zmierza na Ukrainę /Conflict Intelligence Team /materiały prasowe


Rosyjska armia wysyła na Ukrainę ogromny transport "starożytnych" czołgów T-54, które mają wziąć udział w realizowanej w tej chwili ofensywie w obwodzie charkowskim i donieckim. To kolejny dowód na coraz większą desperację Kremla w imperialnych planach na podbicie Ukrainy.

W serwisach społecznościowych pojawiło się najnowsze nagranie opublikowane przez niezależny projekt śledczy Conflict Intelligence Team (CIT), na którym uwieczniono pociąg z rosyjskimi czołgami T-54. Tym razem zauważono go niedaleko Moskwy, co bardzo zastanawia analityków.

CIT dowiedział się, iż pociąg wyjechał z miasta Arsenjew w Kraju Nadmorskim na Dalekim Wschodzie Rosji, w którym mieści się Centralna Baza Rezerw i Składowania Czołgów. Maszyny prawdopodobnie zmierzają na Ukrainę. Ich transport w okolicach stolicy Rosji oznacza, iż dostarczone zostaną w okolice miasta Biełgorod, które leży zaledwie 2 kilometrów od granicy z Ukrainą.

Reklama

Ogromny transport najnowszych czołgów zmierza na Ukrainę

Obecnie to właśnie na granicy i w ukraińskich miejscowościach, jak np. Wołczańsk, prowadzone są najbardziej zaciekłe walki. Analitycy CIT tłumaczą, iż armia Kremla jak zwykle chce wykorzystać te maszyny do realizacji swoich słynnych "mięsnych szturmów". Mają one służyć jako wabiki do ukraińskich ataków dronami kamikadze czy artylerią.

Maszyny nie trafią do muzeum, a docelowo Rosjanie będą próbowali za ich pomocą zdobyć np. Charków. Analitycy podkreślają, iż użycie tak starych czołgów, które pamiętają jeszcze tłumienie antysowieckiego powstania na Węgrzech w 1956 roku, to dowód na opłakany stan rosyjskiej armii po wyczerpujących dla niej ponad 29 miesiącach wojny na Ukrainie.

Rosjanie dotychczas stracili na Ukrainie aż 3243 czołgi. Głównie są to nowsze T-72 czy T-80, ale uzbierało się też ponad 100 supernowoczesnych T-90M. Wysyłka do Ukrainy zabytkowych czołgów T-54 czy T-55 nie mieści się w głowie. Te maszyny to trupiarki na gąsienicach. Nie mają odpowiedniego pancerza czy systemów obrony. Rosjanie często wykorzystują je jako platformy dla swojej artylerii, co przynosi różne rezultaty.

Rosjanie sięgają po zabytkowe czołgi z lat 40. ubiegłego wieku

— choćby przestarzały czołg może być bardziej przydatny niż żaden, ale za najważniejsze wady tych modeli uważany jest brak dalmierzy i systemu kierowania ogniem. Ponadto mają prymitywne celowniki, a T-54 ma niepełną stabilizację działa — podał Conflict Intelligence Team. — Wskazuje to na poważne problemy z zaopatrzeniem rosyjskich sił zbrojnych w sprzęt wojskowy — dodano.

Niedawno pojawiły się choćby informacje, iż to właśnie w tych maszynach używa się niskiej jakości pocisków dostarczonych z Korei Północnej. Gdyby taki pocisk eksplodował jeszcze w lufie czołgu i go poważnie uszkodził, to nie będzie to taki problem, jak w przypadku nowych konstrukcji.

Szykuje się pacyfikacja rosyjskich żołnierzy w czołgach T-54

Zniszczenie takich maszyn będzie możliwe choćby najprostszymi wyrzutniami przeciwpancernymi czy większymi granatami zrzucanymi z dronów. Rosyjskie załogi będą przemieszczały się nimi z duszą na ramieniu. Jednak to nic nowego, bo jak wszyscy wiemy, Kreml od zawsze stawia na ilość żołnierzy i sprzętu, a nie na jakość.

Produkcja czołgów T-54 ruszyła w 1946 roku. Zostały one opracowane przez Charkowskie Biuro Konstrukcyjne w mieście Charków, które dziś znajduje się w granicach Ukrainy. W sumie wyprodukowano ponad 40 tysięcy sztuk maszyn. W swoich armiach miało je wiele państw Europy, w tym również Polska.

Idź do oryginalnego materiału