Główny Zarząd Wywiadu (HUR) ukraińskiego wojska zaczął publikować nagrania znad Krymu w drugiej połowie marca. Do końca minionego tygodnia pojawiły się cztery. Przedstawiają łącznie ponad 20 ataków na różne rosyjskie cele na Krymie. Głównie wspomniane radary i systemy przeciwlotnicze.
REKLAMA
Nagrania są prawdopodobnie kompilacjami uderzeń wykonanych przez dłuższy czas i niekoniecznie w ciągu ostatniego miesiąca. Ukraiński portal Kyiv Post twierdzi, powołując się na swoje źródła, iż przynajmniej jedno z nagrań przedstawia wydarzenia ze stycznia. Najwyraźniej HUR trzymał dość długo ataki za zasłoną milczenia, zanim postanowił się nimi pochwalić.
Delikatne i cenne cele
Ewidentnie Ukraińcy mają z czego być zadowolonym. Na nagraniach można policzyć co najmniej kilkanaście zaatakowanych różnych stacji radarowych (w tym te najcenniejsze jak Niebo i Podlet), po kilka systemów przeciwlotniczych (od S-300, przez Tor, po Pancyr), systemów walki elektronicznych (Kasta), małych okrętów, jednego śmigłowca i kilku mniej istotnych pojazdów. Trudno uznać jednak wszystkie za zniszczone albo choćby poważniej uszkodzone. Tylko w jednym wypadku pokazano nagranie, na którym widać płonący radar Podlet, najwyraźniej skutecznie trafiony w ataku poprzedzającego drona. Praktycznie wszystkie nagrania urywają się tuż przed uderzeniem lub bliskim przeleceniem maszyny obok celu. Wiele dronów wydaje się też celować w ostatniej chwili tuż nad albo nieco obok rosyjskiego sprzętu. Być może ukraińskie maszyny mają głowice odłamkowe, które powinny być bardzo skuteczne w atakach na nieopancerzone i wrażliwie cele w rodzaju radarów. Wówczas bezpośrednie trafienie nie jest konieczne. Tak czy inaczej, trudno jednoznacznie określić wszystko, co widać na nagraniach jako trafione i uszkodzone lub zniszczone.
Nie ulega jednak wątpliwości, iż życie rosyjskich przeciwlotników na Krymie nie jest usłane różami. Ukraińcy ewidentnie systematycznie na nich polują. Zwłaszcza na ich najcenniejszy sprzęt, czyli radary. Można spekulować, iż pomagają w tym zachodnie samoloty i drony rozpoznawcze, które regularnie kręcą się kilkaset kilometrów od Krymu. choćby z takich odległości mogą wychwytywać emisje z rosyjskich radarów i w ten sposób wskazywać Ukraińcom ich rejony działania. Najpewniej dodatkowo pomagają to ustalić też satelity. W efekcie operatorzy dronów wiedzą, gdzie szukać. Działają przy tym w grupach, bo nagrania jasno wskazują, iż ataki przeprowadzane są przez co najmniej kilka maszyn w krótkich odstępach czasu.
Na wideo widać też, iż rosyjskie systemy przeciwlotnicze mają problem z przechwytywaniem ukraińskich maszyn. Na jednym system Pancyr odpala kolejno dwie rakiety, które najwyraźniej nie są w stanie namierzyć celu i jedna po drugiej wlatują w ziemię. Na innym rakieta eksploduje za wcześnie i dron wydaje się przelatywać bez poważniejszego uszczerbku przez chmurę odłamków. Inne rakiety mijają ukraińskie maszyny w małych odległościach i nie wybuchają. Nie sposób jednak ocenić, czy to uniwersalny problem Rosjan, czy Ukraińcy po prostu pochwalili się tymi kilkoma nagraniami, na których wszystko skończyło się dobrze dla ich dronów. Może wiele więcej zostało strąconych, ale na ten temat brakuje informacji. Nie ulega przy tym wątpliwości, iż niewielkie i latające nisko drony są trudnym celem dla systemów przeciwlotniczych projektowanych z myślą o większych i szybszych obiektach jak rakiety, śmigłowce i samoloty.
Brak pewności co do dronów
Bardzo ciekawą kwestią w całej tej historii jest to, w jaki adekwatnie sposób ukraińskie drony są w stanie operować tak daleko od terytorium kontrolowanego przez Ukraińskie wojsko. Maszyny są ewidentnie zdalnie sterowane do ostatnich momentów, a przekazywany obraz jest dobrej jakości (na tyle dobry, iż na jednym z nagrań widać, jaki operator unika mewy, która przypadkiem zbliżyła się do maszyny). Wskazuje to na utrzymywanie bardzo dobrego połączenia. Pytanie, w jaki sposób. Pierwsze spekulacje mówiły o tym, iż maszyny są wypuszczane z dronów morskich podpływających pod wybrzeże Krymu, które potem służą jako stacje przekaźnikowe, korzystające z anten łączności satelitarnej. Filmy pokazują jednak, iż maszyny uderzeniowe wlatują głęboko nad ląd. Ich ruchy wskazują raczej na posiadanie skrzydeł, a nie standardowego układu wielowirnikowego. Wskazuje to na zdolność pokonywania dużych odległości, bez konieczności startu z dronów morskich.
Rosjanie dostarczają na ten temat sprzecznych informacji. Niektóre kanały na Telegramie twierdzą, iż są to drony zdolne samodzielnie dolatywać nad Krym znad terytorium kontrolowanego przez Ukraińców, co oznacza ponad 100 kilometrów na najkrótszej możliwej trasie. Inne wskazują jednak na specjalne morskie drony-lotniskowce. Pojawia się przy tym rzekoma nazwa ukraińskiego drona Rubaka-20 (w innych miejscach Khaki albo HaKi), ale kilka o nim informacji w sieci. Ukraińcy pisali o czymś o takiej nazwie pierwszy raz pod koniec 2023 roku, kiedy miała się zacząć ich produkcja. Wówczas twierdzono, iż mają zasięg do 500 kilometrów, ale proste naprowadzanie inercyjne na wprowadzone przed startem koordynaty. Czyli coś zupełnie innego, niż widać na opisywanych nagraniach. Możliwe, iż mamy do czynienia z ulepszoną wersją. Rosyjskie źródła opisujące ataki na Krym twierdzą, iż pierwszy raz zaobserwowano je w akcji w grudniu 2024 roku, co pasowałoby do twierdzeń Kyiv Post, iż przynajmniej część nagrań pochodzi ze stycznia.
Wspólnym elementem twierdzeń Rosjan jest to, iż ukraińskie maszyny mają zainstalowane anteny systemu łączności satelitarnej Starlink Mini. To ma im umożliwiać długie kontrolowane loty i przekazywanie dobrej jakości obrazu do operatora. Oznaczałoby to jednak, iż Starlink działa nad Krymem. Dotychczas była jednak raczej mowa o tym, iż amerykański system firmy SpaceX Elona Muska jest dezaktywowany nad terytorium kontrolowanym przez Rosjan. W 2023 roku dodatkowo wybuchła afera z tym związana, kiedy Starlink został wyłączony nad Krymem i Morzem Czarnym w jego okolicach, co storpedowało ówczesne ukraińskie plany ataków na rosyjską Flotę Czarnomorską. Być może od tego czasu został przywrócony albo Rosjanie piszą nieprawdę odnośnie do używania przez nowe ukraińskie drony łączności satelitarnej. Choć byłoby to najłatwiejsze wytłumaczenie ich umiejętności utrzymywania dobrej łączności na znacznych odległościach.
Ciągle nowe pomysły na Krym
Nagrania są na pewno dowodem na ciągłą ewolucję ukraińskich dronów. To pierwsze, które prezentują zdolność do lotów na odległości znacząco przekraczające standardowe 20-40 kilometrów za linię frontu z zachowaniem wysokiej jakości łączności. Sądząc po zdjęciach szczątków mających jakoby przedstawiać maszyny atakujące Krym (podobno wykonanych w grudniu), nie są to ani duże urządzenia, ani szczególnie skomplikowane. Rozpiętość ich skrzydeł musi wynosić około półtora metra, a na przykład za zbiornik paliwa służy zwykły kilkulitrowy plastikowy baniak. Na pewno nie przenoszą więc silnej głowicy, która na przykład zagroziłaby pojazdom opancerzonym, budynkom albo infrastrukturze. Nieopancerzone i delikatne cele jak te opisane na początku to już coś innego. Jest więc to w praktyce broń do polowania na systemy przeciwlotnicze i walki elektronicznej. Dron wart najpewniej tysiące dolarów przeciw systemom wartym choćby dziesiątki milionów.
Pytanie, czy Rosjanie nie znaleźli już jakiejś recepty na ten problem, skoro Ukraińcy postanowili z najwyraźniej kilkumiesięcznym opóźnieniem opublikować serię nagrań z ataków i nagłośnić temat. Nie wiadomo, czy ataki przy pomocy tych dronów ciągle trwają. Rosjanie tego rodzaju stratami i problemami sami z siebie się nie chwalą. Ukraińcy informacje dozują podług swoich potrzeb.
Ewidentnie realizowane są jednak ukraińskie starania, aby uczynić Krym jak najmniej przyjaznym środowiskiem dla rosyjskiego wojska. Zwłaszcza dla floty, oddziałów odpowiedzialnych za kontrolę przestrzeni powietrznej i walkę elektroniczną. Im są słabsze na okupowanym półwyspie, tym łatwiej Ukraińcom działać w obwodach chersońskim oraz odeskim i na Morzu Czarnym. Przekłada się to na utrzymywanie względnie bezpiecznej żeglugi handlowej do portów w Odessie, która po załamaniu w latach 2022-23 ustabilizowała się w 2024 roku na poziomie około połowy przedwojennego ruchu. Niewątpliwie to spore osiągnięcie Ukraińców mimo braku formalnego porozumienia z Rosją w tym zakresie.
Zobacz wideo