Szczegóły „Pajęczyny” pewno na zawsze pozostaną tajemnicą, choć Ukraińcy ujawniają wyjątkowo dużo szczegółów o przygotowaniach do akcji. Najprawdopodobniej uznali, iż odpowiednia komunikacja jest nie mniej ważna, niż bezpośredni efekt w postaci zniszczonych i uszkodzonych samolotów. A dzielone z opinią publiczną informacje pokazują, jak głęboko ukraińskim służbom udało się wniknąć w głąb Rosji, mimo rozbudowanego aparatu inwigilacji i nadzoru obywateli.
Przeprowadzenie tak złożonej operacji – przypomnijmy iż w tym samym czasie zostało zaatakowanych pięć lotnisk odległych od siebie o tysiące kilometrów, znajdujących się w różnych strefach czasowych – wymagało współpracy z osobami znajdującymi się na miejscu. Jako broni użyto 117 dronów „Osa” produkcji ukraińskiej, sterowanych dzięki łączności w systemie 5G/LTE i wspomaganych odpowiednio „wytrenowanymi” modułami sztucznej inteligencji.
Mistrzostwo kamuflażu i koordynacji
Oficjalne ukraińskie komunikaty mówią o 41 zniszczonych oraz uszkodzonych rosyjskich samolotach, co by oznaczało wyeliminowanie 34 proc. stanu lotnictwa strategicznego. Te liczby nie znajdują potwierdzenia w niezależnych ocenach typu OSINT (Open Source Intelligence), polegających na analizie dostępnych materiałów wideo, fotograficznych i satelitarnych. Zostawmy jednak rachunki specjalistom od spraw wojskowych, bo choć każdy zniszczony rosyjski samolot ma znaczenie, to nie liczby są w „Pajęczynie” najważniejsze.
Ukraińcy już wielokrotnie pokazywali, iż potrafią prowadzić lub inicjować działania dywersyjne na terenie Rosji. Egzekucje oficerów armii rosyjskiej odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne, ataki na infrastrukturę krytyczną – to stały element wojny. Podobnie zresztą Rosjanie próbują destabilizować Ukrainę. „Pajęczyna” była jednak operacją o znacznie większej złożoności, wymagającą doskonałego rozpoznania wywiadowczego oraz koordynacji wielu osób przy zachowaniu pełnej tajemnicy. Nie wiadomo, czy Ukraińcy korzystali ze wsparcia wywiadowczego ze strony Stanów Zjednoczonych lub partnerów europejskich, ale wiemy, iż nie uzgadniali ze swoimi sojusznikami samego zamiaru ani czasu ataku.
Podobnie jak w przypadku ofensywy kurskiej w połowie 2024 roku, Ukraińcom udało się uzyskać efekt zaskoczenia. Przygotowanie tak złożonej operacji jak „Pajęczyna” wymagało istnienia rozbudowanej sieci agenturalnej w Rosji. Wątpliwe, by była ona tworzona pod to jedno zadanie, choćby jeżeli jego realizacja wymagała półtora roku przygotowań. Rosjanie zrobią wiele, by tę sieć rozpracować, zdając sobie sprawę, iż w każdej chwili może być wykorzystana do innych zadań. Zdaje się, iż to jest właśnie najważniejszy komunikat ze strony Ukraińców – pokazali, iż są w stanie penetrować Rosję na całym jej terytorium i wykorzystywać tę zdolność do realizacji celów o znaczeniu strategicznym.
Po operacji w ukraińskich mediach pojawiły się komentarze zwracające uwagę, iż naturalnym zapleczem dla podobnych działań są Ukraińcy mieszkający w Rosji. Ich liczbę szacuje się na 10 mln i choćby jeżeli większość to lojalni obywatele Federacji Rosyjskiej, to i tak jest wśród nich wystarczająco wielu potencjalnych „śpiochów”, gotowych do realizacji zadań na rzecz Ukrainy. Komentatorzy zwracają też uwagę na istnienie w Rosji antyputinowskiej partyzantki, współpracującej lub wręcz wspieranej przez ukraińskie służby. Struktury te jednak nie zawsze koordynują swoje akcje dywersyjne z Ukraińcami, co tylko komplikuje sytuację.
„Pajęczyna” wywołała mieszane reakcje w stolicach państw sojuszniczych, bo choć budzi respekt, to jednak jest odbierana jako sygnał o ryzyku eskalacji wojny poza dotychczasowe jej ramy i „umowę”, iż intensywne działania zbrojne prowadzone są na linii bezpośredniego kontaktu sił zbrojnych, a więc de facto w Ukrainie. Ukraińcy złamali tę „umowę” w 2024 r. wkraczają do obwodu kurskiego i teraz, dokonując ataku o charakterze strategicznym w głębi Rosji. Robią to oczywiście po to, żeby wzmocnić swoje pozycje negocjacyjne, pokazując iż są zdolni do inicjatywy strategicznej.
Ta zdolność nie prowadzi jednak do strategicznego przełomu, jakim byłaby zmiana układu sił na froncie. Tu Rosjanie realizują swoje cele, mozolnie wyrywając spod ukraińskiej kontroli kolejne kilometry kwadratowe terytorium. Wielu ekspertów twierdzi wręcz, iż rozpoczęła się lub lada chwila rozpocznie letnia ofensywa rosyjska, mająca z kolei zapewnić Rosji przewagę nie tylko na polu walki, ale także przy stole negocjacyjnym.
Ukraina ma całkiem mocne karty
Realizacja „Pajęczyny” 1 czerwca, tuż przed kolejną rundą rozmów w Stambule, miała zredefiniować warunki rokowań. Ukraińcy wzmocnili swój przekaz dodatkowym „bombogramem” – eksplozją ładunku wybuchowego zainstalowanego przy głównym filarze mostu kerczeńskiego, łączącego Krym z kontynentalną Rosją. To była kolejna spektakularna akcja Służby Bezpieczeństwa Ukrainy – po wcześniejszych atakach na most wydawało się, iż jest on najbardziej strzeżonym przez Rosjan obiektem. Mimo to ukraińskie służby zdołały umieścić 1100 kg materiału wybuchowego przy podwodnej części filara.
W ślad za tymi bombogramami Ukraińcy przypomnieli o swoim stanowisku negocjacyjnym, w którym odrzucają możliwość uznania de iure utraty terytoriów okupowanych przez Rosjan. Jednocześnie pokazują, iż są gotowi do rozmów, wzywając Putina do natychmiastowego, pełnego i bezwarunkowego zawieszenia broni. To z kolei wyraźny komunikat dla świata, a zwłaszcza dla Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa. Ukraińcy pokazują, iż chcą zakończenia wojny i są gotowi do rokowań pokojowych, ale – wbrew wypowiedziom amerykańskiego prezydenta – dysponują całkiem mocnymi kartami i nie dadzą sobie narzucić niekorzystnego dyktatu.
Operacja „Pajęczyna” ma też oczywiście znaczenie wewnątrzukraińskie – podobnie jak zatopienie krążownika „Moskwa” w pierwszej fazie wojny i ofensywa kurska w 2024 roku, dała mocny zastrzyk energii i nadziei. Coraz bardziej zmęczone wojną społeczeństwo desperacko potrzebuje impulsów pokazujących, iż Ukraina nie jest skazana na porażkę w toczącej się wojnie. I choć już dawne przekonanie, iż wojna zakończy się zwycięstwem polegającym na odzyskaniu terytoriów w granicach z 1991 roku wyparowało, to jednak ciągle większość Ukrainek i Ukraińców nie dopuszcza możliwości akceptacji utraty zajętych przez Rosjan ziem. Świadomość konieczności kompromisu rośnie, rośnie też poczucie osamotnienia.
Bo choć europejskie aspiracje ukraińskiego społeczeństwa nie gasną i nie maleje przekonanie, iż dobrze byłoby być w NATO, to już ponad połowa Ukraińców uważa, iż Ukraina musi być gotowa do samodzielnego radzenia sobie w nieprzyjaznym świecie, w którym musi dzielić granicę ze śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem, kwestionującym jej prawo do istnienia.
Operacja zdaniem wielu komentatorów pokazała, jak bardzo zmieniła się współczesna wojna. Drony przestały być już tylko formą uzbrojenia do realizacji zadań o charakterze taktycznym, ale można z ich pomocą realizować zadania o znaczeniu strategicznym. To oznacza, iż możliwość podejmowania takich zadań bardzo się „zdemokratyzowała” – to, co zdołały zrobić służby ukraińskie, potrafiłyby też przeprowadzić struktury niepaństwowe. Na przykład zasobne sieci terrorystyczne o takich ambicjach, jakie miała w 2001 roku Al-Ka’ida, gdy zaatakowała Nowy Jork i Waszyngton.
Jak zapewnić bezpieczeństwo w świecie, w którym można realizować takie operacje, jak „Pajęczyna”? Czy jest sens wydawać 5 proc. PKB, jak czyni to Polska, na rodzaje uzbrojenia zupełnie nieadekwatne w przypadku ataku przez rój dronów wspomaganych przez sztuczną inteligencję? Ukraińscy eksperci często mówią, iż Polska i kraje Zachodu przygotowują się do wojny, jakiej już nikt nie będzie prowadzić. Wojna, której „Pajęczyna” stała się spektakularnym symbolem, wymaga nie tylko innego zaopatrzenia, ale także nowego myślenia o zadaniach sił zbrojnych, obrony cywilnej i roli społeczeństwa w tworzeniu systemu odporności państwa w warunkach nowych, niezwykłych zagrożeń.
Sprawa bezpieczeństwa stała się zbyt poważna, by powierzyć ją samym generałom. Przypomina się anegdota z czasów, gdy Herman Kahn, jeden z twórców amerykańskich scenariuszy reagowania na wypadek ataku termojądrowego ze strony ZSRR, przekonywał do swoich opracowań oficerów. Gdy ci z góry patrzyli na cywila, zadawał im pytanie: panowie, a ile wojen termojądrowych wygraliście? W podobny sposób można pytać o wojnę dronową.