Piątka

bezkamuflazu.pl 1 godzina temu

21 grudnia 2011 roku Rawza, maleńka wioska tuż przy głównej drodze Afganistanu Highway 1, stała się miejscem największego dramatu w historii misji zagranicznych Wojska Polskiego.

Tego dnia, w eksplozji miny-pułapki, zginęło pięciu polskich żołnierzy. Najmłodszy z nich miał 22, najstarszy 33 lata. Jechali jednym wozem – pojazdem M-ATV, popularnym „mrapem”. Nie brali udziału w operacji bojowej, ochraniali pracowników PRT (Provincial Reconstruction Team), zespołu odbudowy prowincji; cywilno-wojskowej struktury zajmującej się projektami pomocowymi.

Szokujące meldunki medyków

Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Konwój czterech mrapów dotarł do wioski bez problemów, sama wizyta przebiegła sprawnie. Gdy się zakończyła, specjaliści i ochraniający ich żołnierze wrócili do pojazdów. Kolumna ruszyła i wówczas nastąpiła eksplozja co najmniej kilkudziesięciokilogramowego IED. Plac spowiły tumany kurzu, kamienie i odłamki tłukły w pancerze wozów. Minę „wyłapał” czwarty w kolumnie „mrap”. Medycy, którzy dotarli do wraku jako pierwsi, podali dramatyczną ocenę stanu załogi…

Tysiące kilometrów dalej, w Warszawie, rozdzwoniły się telefony. Jeden z nich na biurku ówczesnego ppłk. Mirosława Ochyry, rzecznika Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. „Skontaktował się ze mną oficer z dyżurnej służby operacyjnej”, opowiada Ochyra. „Pierwszy komunikat mówił o trzech zabitych i kilku rannych; takie informacje spłynęły od zaatakowanych do centrum dowodzenia w Afganistanie. Zaraz potem zadzwonił do mnie dowódca operacyjny, wtedy był nim gen. Edward Gruszka. »Przyjdź, mamy poważną sprawę«, powiedział krótko. Już u szefa dowiedziałem się, iż wszyscy polegli byli z tej samej 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej”, wspomina.

Szczęściem w nieszczęściu nie doszło też do eskalacji napięcia po ataku. Zaraz po wybuchu trzy pozostałe wozy zajęły pozycje obronne, a niebawem do Polaków dołączył patrol ANA (Afghan National, czyli armii afgańskiej). niedługo na miejsce dotarły też polskie Rosomaki. W Afganistanie eksplozja IED zwykle była wstępem do kolejnych działań. Napady często miały postać zasadzek kombinowanych, w trakcie których używano również broni manualnej, a niekiedy moździerzy i dział bezodrzutowych. W tym przypadku prawdopodobnie wiadomość o zbliżającym się wsparciu odstraszyła napastników. Zaczęła się ewakuacja – zabitych i żywych. Ciała poległych zabrały śmigłowce i wozy ewakuacji medycznej, a reszta patrolu, osłaniana przez Rosomaki, wróciła do Ghazni.

Najsmutniejsza wigilia w życiu

Gdy zdziesiątkowany patrol dotarł do bazy, jego uczestnicy uformowali pieszą kolumnę za WEM-em wiozącym ciało Piotra Ciesielskiego, dowódcy, odprowadzając je do dyżurnego punktu medycznego. „Potem były oficjalne pożegnania i wigilia… najsmutniejsza w życiu”, przyznaje Przemysław Kapuściński, w 2011 roku specjalista w PRT.

A jeszcze potem były pogrzeby w Polsce. Wszyscy polegli zostali pośmiertnie awansowani. Spoczęli w swoich rodzinnych miejscowościach. Pogrzeb mł. chor. Piotra Ciesielskiego odbył się w Ostródzie. Sierż. Marcin Szczurowski został pochowany w Morągu, sierż. Krystian Banach w Pieckach koło Mrągowa, sierż. Marek Tomala w Borowie koło Annopola, a sierż. Łukasz Krawiec w Jelnie koło Nowej Sarzyny.

Ale to wcale nie był koniec tej historii. W połowie listopada 2012 roku, w prowincji Ghazni, w starciu z sojuszniczymi siłami specjalnymi został zabity Hafiz Sardar. Jego śmierć stanowiła zwieńczenie kilkumiesięcznej operacji wywiadowczej, rozpoczętej po zamachu w Rawzie. „Zabity talibski dowódca odpowiedzialny był m.in. za organizację i przeprowadzenie (…) ataku na patrol z 21 grudnia 2011 roku, w wyniku którego zginęło pięciu polskich żołnierzy”, podano w komunikacie Dowództwa Operacyjnego RSZ. „Sardar był nierozważny”, mówi Mirosław Ochyra. „Po takich atakach ich organizatorzy zwykle uciekali z Afganistanu, on został. Kilka razy wymknął się komandosom, ale ci ostatecznie go dopadli”.

Rozmiar tragedii nie przeszedł w Polsce bez echa. „Mam wrażenie, iż po 21 grudnia Polacy zaczęli trochę inaczej myśleć o naszym udziale w misjach zagranicznych”, dzieli się swoim spostrzeżeniem Przemysław Kapuściński. „Zaczęło to bardziej przypominać postawę charakterystyczną dla Amerykanów, ujętą w haśle »szacunek i wsparcie«”. Społecznym nastrojom poszli w sukurs politycy, „szacunkowi i wsparciu” nadając zinstytucjonalizowanej formy. By uczcić zabitych, w 2015 roku ustanowiono 21 grudnia Dniem Pamięci o Poległych na Misjach. „Cieszy mnie to upamiętnienie”, przyznaje Kapuściński. „Chłopaki na to zasłużyły”, dodaje. „To nie byli zwykli wojskowi”, napisała w swojej książce „Jej Afganistan…” Magdalena Pilor, która w 2011 roku również pracowała w PRT. „To byli przyjaciele, koledzy. Mieli rodziny, marzenia, mieliśmy wspólny cel – wrócić”.

Piątce z czwartego wozu się nie udało…

Rozszerzoną wersję tego reportażu opublikowałem w „Polsce Zbrojnej” – oto link do tego materiału.

—–

PS. Informacja o ataku pojawiła się w depeszy Reutersa już kilkanaście minut po fakcie. Do dziś nie wiadomo, skąd agencja miała tak gwałtownie informację o wydarzeniach z 21 grudnia 2011 roku. Jest to o tyle istotne, iż depeszę zilustrowano wykonanym na miejscu zdjęciem, przedstawiającym zniszczonego „mrapa”. „Agencja zasłoniła się niejawnością źródeł, podkreślając, iż dane pochodziły od współpracowników na miejscu, ale nie od dziennikarzy”, mówi były rzecznik DO.

Nz. Świąteczny stół upamiętniający poległych, przygotowany w Ghazni, podczas wigilii w 2011 roku, trzy dni po tragedii/fot. archiwum blogu zAfganistanu.pl

Idź do oryginalnego materiału