Pierwszą myślą jest chęć pomocy

rotary.org.pl 2 lat temu

Rotariankę Krystynę Wilczyńską Ciemięga z RC Puławy znają chyba wszyscy Rotarianie w polskim Dystrykcie. To ciepła, przyjazna i dobroduszna osoba, która podzieliłaby się tym, co ma z każdym potrzebującym pomocy.

Gdy podczas spotkania z Rotarianami mówię, iż wybieram się z wizytą do Krysi wszyscy proszą, aby ją pozdrowić. Zawożę jej zatem całe mnóstwo serdecznych pozdrowień od Rotarian z Lublina i Zamościa.

Krystyna (w środku) wraz z synową Weroniką (po lewej) i Dorotą Wcisła (po prawej stronie zdjęcia)

Bez chwili wahania

Późnym rankiem przyjeżdżamy do Puław, do pięknego, położonego tuż pod lasem domu. Choć pogoda nie jest szczególnie dobra i zapowiada się na deszcz, naszą uwagę przykuwa przepiękny, pełen kwiatów ogród, który sprawia, iż aż nie chce się wchodzić do domu.

Krystyna mieszka tu z synem Grzegorzem i synową Weroniką. W chwili, gdy zaczęła się wojna w Ukrainie, bez chwili wahania zdecydowała się wziąć do siebie ukraińskie matki z dziećmi, a Weronika zgłosiła gotowość przyjęcia uchodźców do bazy lokalowej w Puławach.

Zapytana o powody swojej decyzji Krystyna odpowiada: – Moje dzieci są wrażliwe i mają dobre serca i moje też takie jest. A więc pierwszą myślą, gdy ktoś jest w potrzebie, jest chęć pomocy. Trochę to górnolotne, ale prawdziwe choć…. banalne. A w sytuacji wojny? ….konieczne! – dodaje Krystyna.

Także synowa Weronika nie ma wątpliwości, iż była to słuszna decyzja:

– Rozmawialiśmy o tym wspólnie. Na początku Grzegorz powiedział, iż przecież jest tu tyle pokoi to może kogoś weźmiemy, a ja odpowiedziałam mu, iż już zgłosiłam naszą chęć pomocy. Uważałam, iż właśnie tak powinnam postąpić. Koleżanki mówią mi, iż chcę zbawić cały świat. Ale dla mnie to normalne, bo nie można siedzieć bezczynnie, kiedy inni ludzie cierpią. – podkreśla Weronika.

Ołena wraz z dziećmi: 21. letnią Alisą – studentką (pierwsza od lewej), 18-letnią Sonią (pierwsza od prawej) i 6-letnim synkiem Witalikiem (drugi od lewej)

Obecnie w domu Krystyny i jej dzieci przebywa 6 osób – dwie matki z dziećmi. Są to sąsiadki z Zaporoża. Pierwsza z nich to 50. letnia Ołena z zawodu farmaceutka. Mieszka tam wraz z dziećmi: 21. letnią Alisą – studentką, która w tym roku robiłaby dyplom z wydawnictw; 18. letnią Sonią, która skończyła policealne studium zawodowe na kierunku malarstwo i 6. letnim synkiem Witalikiem. Mąż i syn Ołeny zostali w Zaporożu.

Druga mama to 27. letnia Ulzana, która jest przedszkolanką (mówi też po angielsku) i mieszka w Puławach wraz z 4. letnim synkiem Timurem.

Ulzana z 4-letnim synkiem Timurem

Rodzinna atmosfera i wzajemny podział obowiązków

W domu panuje wspaniała rodzinna atmosfera. Domownicy traktują mamy z dziećmi jak rodzinę, jakby mieszkali razem już bardzo długo. Jedzą wspólnie posiłki, rozmawiają i razem spędzają czas.

Weronika, uczy gości języka polskiego. Razem dzielą się obowiązkami domowymi. Rano Weronika odwozi dzieci do przedszkola, a po południu, gdy jest ładna pogoda mamy same je odbierają. Wspólne obowiązki sprzątania, prania i gotowania dzielą między siebie i bez problemów dochodzą do porozumienia. Niczym dobra i szczęśliwa rodzina.

W domu panuje wspaniała rodzinna atmosfera. Domownicy jedzą wspólnie posiłki, rozmawiają i razem spędzają czas.

– Nasze życie płynie tak, iż każdy robi swoje – podkreśla Krystyna. – Nie traktujemy naszych Pań jak gości, a sami nie zrezygnowaliśmy z naszych codziennych obowiązków i cotygodniowych zwyczajów. Myślę, iż udało się osiągnąć – chociażby w przybliżeniu – stan, o którym mówi się, iż „czują się jak u siebie w domu”. Ukrainki mają też niestety okresy przygnębienia. Wolą wtedy być ze sobą. My też mamy okresy niepokoju. Bo czy pospolite ruszenie ludzi dobrej woli wystarczy, żeby utrzymać długotrwale stan pomocy na wystarczająco dobrym poziomie? – martwi się Krystyna.

Rodziny dzielą się obowiązkami domowymi i bez problemów dochodzą do porozumienia. Niczym dobra i szczęśliwa rodzina.

Sonia pięknie maluje. Ma swój zeszycik z rysunkami. Jest bardzo wrażliwa i przez cały czas przeżywa trudną sytuację, która ich spotkała. Młodsze dzieci chodzą do przedszkola, a kobiety w tym czasie dorabiają sprzątaniem domów u innych ludzi. Niestety, znalezienie pracy znacznie utrudnia im bariera językowa.

Sonia pięknie maluje. Zgodziła się pokazać nam swój zeszycik z rysunkami.

Początki

Jednak początki pobytu w Polsce nie były dla nich tak miłe. Gdy dwie rodziny przyjechały do Puław miały za sobą 72 godziny podróży w bardzo trudnych warunkach.

– Po otrzymaniu zawiadomienia, iż jadą do nas 2 panie i 4 dzieci czekaliśmy razem we troje, by ich przywitać i przyjąć. Zostali przywiezieni po północy. Ja z moim rosyjskim miałam szczególnie być potrzebna, ale choćby o krótkiej rozmowie nie było mowy. Wszyscy byli sztywni ze zmęczenia. Dzieci płakały z zamkniętymi oczami, wszyscy byli mocno przeziębieni. Nie chcieli nic jeść, nic pić, nie myć się, tylko spać, spać, spać… Czekały na nich dwa pokoje (sypialnia syna i jego żony oraz pokój córki mieszkającej w Warszawie) z dodatkowymi materacami, pościelą, ręcznikami, kapciami, szczoteczkami do zębów, itp. Około pierwszej w nocy już byli w łóżkach – wspomina pierwsze spotkanie Krystyna.

Utrzymanie

Krystyna wraz ze swoimi domownikami zapewnia uchodźcom całkowite utrzymanie z własnych środków. Zaraz po przyjeździe Ukrainek przyjaciółki i koleżanki Krystyny zrobiły zrzutkę i otrzymała 692 zł, które przeznaczyła na zakup lekarstw (antybiotyki i sterydy) dla chorych gości.

– Na początku otrzymałam od znajomych dużo ubrań do wyboru dla Ukrainek: trochę pościeli, zabawek, przetworów. Moja synowa Weronika „obkupiła” ich w tzw. „szmaciakach”. Nie mieli cienkich kurtek ani lżejszych butów. Weronika skorzystała też z uprzejmości znajomej, która jest dyrektorem przedszkola integracyjnego, dzięki czemu dwaj chłopcy zostali przyjęci do przedszkola. Sprawa opłat za przedszkole pozostało omawiana. Uzyskałam także zapewnienie siostry przełożonej zakonu Benedyktynek w Puławach, iż w razie potrzeby panie i chłopcy mogą przychodzić na bezpłatne obiady w piątki, soboty i niedziele. Dyrektorka Domu Pomocy Społecznej w Puławach była gotowa przyjąć naszych gości na nisko odpłatne obiady. Z tych dwóch możliwości nie korzystaliśmy, ponieważ panie wolą gotować obiady w domu. Chodzi przede wszystkim o to by „coś robić”. W ramach wypełniania czasu przy braku zatrudnienia (chociaż o to też zabiegamy) panie gotują, sprzątają w naszym domu, pracują w ogrodzie, chętnie poznają miasto, chodzą na spacery. Raz w tygodniu sprzątają u moich koleżanek, a jedna sprawuje kilkugodzinną opiekę nad niepełnosprawną osobą. W ten sposób zarabiają sobie pieniądze. Nasze panie mają już pesele, mają konta w banku, złożone aplikacje w biurze wysokiego komisarza ds. uchodźców przy ONZ, ale… na razie nic z tego nie wynika – informuje Krystyna.

Smutne przeżycia, jeszcze silniej wzmocniły rodzinną miłość. Mama musi teraz zastępować także tatę, który został w Ukrainie. Na fot. Ołena z synkiem Witalikiem.

Koledzy Rotarianie z RC Puławy zaproponowali Krystynie pomoc finansową, ale jej nie przyjęła. – Nasz klub jest mały i niezasobny. Prowadzimy kilka projektów i na nie są nam potrzebne fundusze – podkreśla Krystyna.

Na pytanie, czy gdyby miała podjąć tę decyzję jeszcze raz, to postąpiłaby tak samo odpowiada stanowczo: tak. I gwałtownie dodaje: – Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Powinniśmy pomagać ludziom, którzy potrzebują naszej pomocy i zgodnie z rotariańskim mottem: Służyć innym ponad własne interesy.

Dorota Wcisła, RC Elbląg Centrum

Fot. Monika Łozińska, Rotary International

Dziękuję koleżankom z międzynarodowego teamu medialnego: Monice Łozińskiej i Kim Widlicki za wspaniałą współpracę.

Idź do oryginalnego materiału