Postanowiłem wznowić substack – a przy okazji wrócić do tej tematyki na blogu. Wolałbym pisać notkę z okazji zburzenia mostu krymskiego ale trudno – luźnym pretekstem będzie wyjście Armenii z CSTO.
Publiczna deklaracja premiera Paszyniana, iż jego kraj wyjdzie z CSTO „gdy to uzna za stosowne”, wzbudziła wściekłość w Rosji. Ilustruję skrinem z Mardana, który w długim rancie pomstował na Paszyniana, Armenię oraz samą formułę „gdy to uzna za stosowne”.
Na wypadek gdybym poruszał ten temat na substacku, chciałbym crowdsourcowo crowdzapytać crowdkomcionautów. Jak myślicie, po co rosyjskiej propagandzie takie monologi?
Bo to oczywiście nie tylko Mardan, to przede wszystkim scream king Sołowiew oraz różne występujące u niego przepite oblechy. Gdy patrzę na Gurulowa czy Kulikowa, często mam wrażenie, iż oni nie są już choćby „wczorajsi”, tylko jak najbardziej dzisiejsi – z trudem trzymają pion, mają kłopot ze zbudowaniem zdania, w kółko powtarzają ten sam slogan („Zachód chce nas ubić i ograbić!”, Kulikow w ostatnim programie).
Kto jest odbiorcą takiej propagandy? jeżeli my na Zachodzie, to nie działa.
Łatwo mnie przestraszyć, ale groźne miny Sołowiewa czy Mardana raczej poprawiają mi humor. Przecież Rosja przez nich wygląda słabo.
Snują fantazje o tym, jak Rosja wymierzy karę Paszynianowi albo nam (często grożą Polsce), ale to przecież brzmi jak monolog pijaka w knajpie, co to krzyczy, iż „ja was wszystkich!”, ale nie ma siły stać. To raczej komiczne niż groźne.
Na domowym rynku to też chyba nie działa. Gdyby był Iwanem Iwanowiczem, nie czułbym się od tego mocarstwowo. Zastanawiałbym się raczej, iż skoro Armenia to takie nic, a Ukraina to jeszcze mniej, no to dlaczego jeszcze nasza flaga nie łopocze nad ruinami ich stolic?
Telegramowi blogerzy (którzy oczywiście zwykle mają oficerów prowadzących i choćby tego nie ukrywają) otwarcie już z tego kpią. Kolejny alkotwit Miedwiediewa, grożącego Zachodowi nieokreślonymi, ale straszliwymi konsekwencjami za nowe sankcje, spotkał się ze złośliwymi uwagami, iż przez cały czas czekamy na ten obiecany Armagedon za atakowanie celów na Krymie.
Po co to Putinowi? Moja jedyna hipoteza jest taka, iż na tle swoich ludzi wypada na mniejsze zło.
Jest trzeźwy, mówi składnie. Na forum w Petersburgu na fantazje jakiegoś meszuge o wojnie atomowej odpowiedział „róbcie to beze mnie”, wywołując falę oklasków. Jakby jego poddany zaserwował mu łatwą piłkę.
Gdybym więc był Iwanem Iwanowiczem, to w razie kolejnej ruchawki a la Prigożin (a raczej jakieś jednak będą), mimo wszystko bym popierał lojalistów. Bo inni pretendenci są albo jeszcze gorsi, albo martwi.
Ale to tylko moja hipoteza, nie upieram się i jestem ciekaw waszych. Ja się nie znam na propagandzie.
Co do innych spraw, zachowuję umiarkowany optymizm. Nie będziemy mieć Crimean Beach Party ‘24, ale ruscy też nie. Na razie ewakuują rodziny wojskowego personelu z Krymu, wakacyjnego sezonu w 2024 tam chyba nie będzie.
Za każdym razem gdy Zachód wyjmie głowę z dupy (nie umiem tego ująć uprzejmiej) i zniesie z Ukrainy kolejne bzdurne ograniczenie typu „nie wolno razić celów na terenie Rosji”, sytuacja na froncie się odwraca. Jaka szkoda, iż Ukraina nie dostała wszystkiego o co prosiła razem z carte blanche już 20 lat temu. Byłoby już po wojnie.
Gdy zaś zachodnia głowa opuści stosowną kiszkę w sprawie sankcji i je wreszcie zaostrzy – rosyjska gospodarka wpada w panikę. Na szczęście znów zaostrzono, choć to jak zwykle too little, too late.
W każdym razie, mamy kolejne dowody, iż sankcje działają. Ale tak jak z ATACMS-ami, trzeba im na to pozwolić.
Armenia to niby nic, jak twierdzi Mardan, ale jej piwot oznacza dla Rosji utratę całego Zakaukazia. „Mirotworców” nie chce tam już nikt.
Ich bezsilność to z kolei sygnał dla satrapów w ostatnich *stanach. Skoro Armenia się nie boi inwazji to oznacza także, iż rosyjskie wsparcie nie daje pewności utrzymania stołka dyktatora w Azji Środkowej. Więc on też musi piwotować w stronę szukania wsparcia gdzie indziej, choćby w Chinach.
Rozpad imperium nie będzie ładny, w Rosji to będzie oznaczało powrót do chaosu lat 90. No ale sami się w to wpakowali. Dla nas najważniejsze jest to, żeby Zachód pozwalał Ukrainie na jak najwięcej, a Rosji na jak najmniej.