Premier ogłosił czasowe zamknięcie granicy z Białorusią. Wszystko to w związku z przygotowaniami do największych tegorocznych ćwiczeń wojskowych Zapad 2025, które za kilka dni mają rozpocząć się na Białorusi. Armia Radziecka tj. rosyjska, znów będzie prężyć muskuły tuż za naszą granicą.
Państwo polskie zareagowało więc stanowczo: zamknęło granicę. Zaiste, skuteczny to sposób na powstrzymanie nie tylko czołgów, ale i dronów, które – jak wiadomo – mają obowiązek zatrzymać się przed szlabanem, okazać paszport i poprosić o stempel wjazdowy.
I co się stało? W nocy z 9 na 10 września na terytorium Polski wleciały drony. Skąd? Tego nie wie nikt. Rosyjskie? Białoruskie? A może dostarczone kurierem z Chin albo statkiem przewożącym owoce z Izraela? Rząd wstrzymuje oddech, a mieszkańcy Sulejowa i Mniszkowa przecierają oczy, bo właśnie tam jeden z tych „niezidentyfikowanych obiektów” spadł. Inne maszyny zakończyły podróż w okolicach Białej Podlaskiej, Suwałk, powiecie włodawskim – wygląda więc na to, iż drony przetestowały naszą obronę na całej długości wschodniej granicy.
Wojsko melduje sukces: część dronów udało się zestrzelić i to przy pomocy holenderskich pilotów w myśliwcach F-35. Tylko iż – jak zwykle – szczegóły pozostają tajemnicą. Nie podano, ile dronów naruszyło polską przestrzeń powietrzną, jakiego były typu, ani choćby czym zostały strącone. Można się jedynie domyślać, iż jeżeli do zniszczenia latających „zabawek” wykorzystano rakietę wartą miliony, to w razie prawdziwego ataku pozostanie nam co najwyżej proca i modlitwa.
Bo rodzi się kolejne pytanie: czy Polska w ogóle dysponuje obroną przeciwdronową? Sprzętem, który neutralizuje drony – zagłuszając, przejmując sterowanie, unieszkodliwiając elektronikę – ale nie wymaga użycia rakiet przeznaczonych do zestrzeliwania bombowców. Izrael testuje już lasery, Niemcy stawiają na działa elektromagnetyczne, Amerykanie – na całe systemy „parasolowe”, które wyłapują drony niczym komary przy lampie UV. A Polska? Polska ma rakiety i dobrą wolę. I teraz pytanie: jeżeli neutralizatory dronów u nas istnieją, to czy stoją faktycznie wzdłuż wschodniej granicy, czy może kurzą się gdzieś w hangarach, w magazynach pod Warszawą, albo – jak w polskich opowieściach bywa – „pochowane po stodołach i bunkrach”?
Na szczęście drony spadły już po żniwach. Bo gdyby było inaczej, rząd – w trosce o bezpieczeństwo obywateli – mógłby wprowadzić zakaz wykonywania prac polowych. A wtedy importerzy zboża z Rosji i Ukrainy zacieraliby ręce, bo nic tak nie poprawia humoru na giełdzie, jak krajowy zakaz używania kombajnów.
Na miejsce, do Mniszkowa, udała się białą Cuprą niezawodna ekipa ŁOWCÓW DRONÓW z portalu „epiotrkow.pl” pod kierownictwem Iwo Stachaczyka – syna Tomasza Stachaczyka, właściciela stacji Strefa FM i portalu , którego matka z ojcem narazili na wielkie niebezpieczeństwo. Bo gdyby dron, podobnie jak piorun, uderzył dwa razy w to samo miejsce – strach pomyśleć. Trzeba przyznać, iż dwudziestolatek jest bardzo oddanym reporterem i już można stwierdzić, iż choćby reporterem wojskowo-wojennym. Towarzyszył im ekspert od militariów, Jakub Czerwiński, ale – niestety – niczego nie ustalili, bo wojsko ich tam nie wpuściło.
Dziwi natomiast, iż na miejsce nie udał się znany dziennikarz, historyk, naukowiec, politolog i adiunkt w Akademii Piotrkowskiej, dr Artur Wolski, którego wiedza i umiejętności śledcze na pewno zostawałyby odpowiednio spożytkowane.
Tymczasem na zachodniej granicy Ruch Obrony Granic pod kierownictwem Roberta Bąkiewicza skupił się na wyłapywaniu… Murzynów i innych nielegalnych. Drony przeleciały niezauważone. To samo Beata Dróżdż – powinna stać tam razem z członkami piotrkowskiej agendy Klubu „Gazety Polskiej”, machać szmatą jak na gołębie i krzyczeć: „Bujaj się! Bujaj się!”. Ale najwyraźniej skuteczniejsza jest kontrola ludzi niż obiektów latających.
W tej sytuacji jedyną osobą, która może zapobiec dalszemu łamaniu przepisów dotyczących prawa lotniczego i nielegalnego wstępu i „parkowania” dronów na terytorium Polski, pozostaje redaktor Baryła. Obiecał, iż zajmie się tematem od razu po tym, jak zakończy ujawnianie i prowadzenie spraw dotyczących łamania przepisów drogowych przez policję, straż miejską, urzędników samorządowych, radnych, posłów, funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, pracowników Krzysztofa Rutkowskiego i innych celebrytów.
→ K. Kozielski
10.09.2025
• grafika: barma / monica.im / Gazeta Trybunalska
• czytaj także: > „Minister Błaszczak nie wiedział, iż pod Bydgoszczą uderzyła rosyjska rakieta”