Polska rakieta miała zniszczyć dom na Lubelszczyźnie. Szokujące ustalenia dziennikarzy

warszawawpigulce.pl 2 godzin temu

Dom w Wyrykach stał się symbolem rosyjskiej prowokacji. Teraz okazuje się, iż prawda może być zupełnie inna. Nieoficjalne ustalenia sugerują, iż za zniszczenia odpowiada polska rakieta, nie rosyjski dron. Przez tydzień wszyscy myśleli, iż zniszczenia w domu państwa Wesołowskich w Wyrykach Woli na Lubelszczyźnie to efekt rosyjskiego ataku. Prawda może być jednak znacznie bardziej skomplikowana – i niewygodna dla polskich władz.

Fot. Warszawa w Pigułce

Jak nieoficjalnie ustaliła „Rzeczpospolita”, powołując się na źródła w najważniejszych strukturach bezpieczeństwa państwa, w budynek mogła uderzyć rakieta AIM-120 AMRAAM wystrzelona z polskiego F-16. Miała prawdopodobnie służyć do zestrzelenia rosyjskiego drona, ale prawdopodobnie coś poszło nie tak.

Awaria rakiety mogła skończyć się tragedią

Według informacji „Rzeczpospolitej” trzymetrowa rakieta ważąca ponad 150 kilogramów spadła na dom małżeństwa Wesołowskich podczas nocnej obrony przed rosyjskimi dronami. Tylko szczęśliwy przypadek mógł uratować ludziom życie – pani Alicja opuściła sypialnię zaledwie chwilę przed uderzeniem.

Jak podaje źródło „Rzeczpospolitej”, w trakcie lotu mogło dojść do dysfunkcji układu naprowadzania rakiety. „To była rakieta powietrze-powietrze AIM-120 AMRAAM z naszego F-16, która w trakcie lotu miała dysfunkcję układu naprowadzania i nie zadziałała. Na szczęście nie uzbroiła się i nie wybuchła, ponieważ zabezpieczenia zapalnika zadziałały” – wskazuje jedno ze źródeł dziennika.

Rakieta prawdopodobnie przełamała dach budynku i przebiła żelbetowy strop. Zniszczenia okazały się na tyle poważne, iż mieszkańcy stracili dach nad głową. Wstępne koszty naprawy oszacowano na 50 tysięcy złotych.

Prokuratura milczy, rząd broni żołnierzy

Prokuratura Okręgowa w Lublinie od początku unikała nazywania obiektu dronem. W oficjalnych komunikatach używano sformułowania „niezidentyfikowany obiekt latający”, który „nie został zidentyfikowany ani jako dron, ani jako jego fragmenty”.

Jak informuje „Rzeczpospolita”, rzeczniczka prokuratury Agnieszka Kępka przez cały czas odmawia komentarza. „Na ten moment nie mogę wiążąco powiedzieć, co spadło na dom w Wyrykach, jest to przedmiotem śledztwa” – powiedziała w rozmowie z gazetą.

Tymczasem premier Donald Tusk stanął w obronie polskich żołnierzy. „Cała odpowiedzialność za uszkodzenia domu w Wyrykach spada na autorów dronowej prowokacji, czyli Rosję” – napisał na platformie X, dodając: „Łapy precz od polskich żołnierzy”.

Czy to przypadek czy systemowy problem?

Jak przypomina „Rzeczpospolita”, w nocy z 9 na 10 września doszło do bezprecedensowego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Na nasze terytorium wleciało co najmniej kilkanaście rosyjskich dronów, z których większość to były niegroźne „wabiki” typu Gerbera.

Wiceszef MON Cezary Tomczyk potwierdził wcześniej zestrzelenie trzech dronów, nie podając jednak lokalizacji. Rzecznik ministerstwa Janusz Sejmej odmawia w tej chwili komentarza w sprawie doniesień „Rzeczpospolitej”.

Sytuacja w Wyrykach przypomina tragedię w Przewodowie z listopada 2022 roku, gdy na polskie terytorium spadła rakieta zabijając dwie osoby. Wtedy również początkowo winiono Rosję, zanim okazało się, iż była to ukraińska rakieta obrony powietrznej.

Co to oznacza dla ciebie?

Wydarzenia w Wyrykach pokazują, iż choćby najnowocześniejszy sprzęt wojskowy może zawodzić w najmniej odpowiednim momencie. Dla mieszkańców wschodniej Polski oznacza to, iż zagrożenie może pochodzić nie tylko od wroga, ale także od własnych systemów obrony.

Polskie F-16 to stosunkowo nowe maszyny, ale używane w nich rakiety AIM-120 AMRAAM to sprawdzona technologia. jeżeli potwierdzi się awaria układu naprowadzania w tak kluczowym momencie, może to postawić pytania o stan polskiego sprzętu wojskowego i procedury jego obsługi.

Mieszkańcy pogranicznych miejscowości mogą teraz liczyć się z tym, iż podczas operacji obrony przeciwlotniczej mogą paść ofiarami „bratobójczego ognia”. To pokazuje, jak złożone jest prowadzenie obrony w czasie rzeczywistego zagrożenia.

Sprawa może mieć również wymiar polityczny – jeżeli potwierdzą się doniesienia „Rzeczpospolitej”, władze przez tydzień pozwalały opinii publicznej obwiniać Rosję za zniszczenia, wiedząc prawdopodobnie o prawdziwej przyczynie. To może osłabiać zaufanie społeczeństwa do komunikacji rządowej w sprawach bezpieczeństwa.

Najważniejsze jednak, iż nikt nie zginął. Historia mogła się skończyć znacznie gorzej, gdyby nie szczęśliwe okoliczności i prawdopodobnie sprawnie działające zabezpieczenia rakiety. Rodzina Wesołowskich może liczyć na odszkodowanie ze strony wojska – na takich samych zasadach jak w przypadku szkód powstałych podczas ćwiczeń wojskowych.

Idź do oryginalnego materiału