Młoda bohaterka, stracona w 1942 r. w Berlinie, została wreszcie upamiętniona. Wystarały się o to 80 lat później Polki z różnych pokoleń
20 marca, u progu wiosny, polska bohaterka otrzymała w Berlinie swoje drzewo, żywy pomnik pamięci, młodziutki grab. Z każdym listkiem, z każdą rosnącą gałęzią będzie przypominał o 22-latce z ruchu oporu z czasów II wojny światowej. Ten drzewny pomnik poznanianki Ireny Bobowskiej znajduje się w ruchliwym miejscu w dzielnicy Moabit, przy murze więzienia na Rathenower Strasse 79a.
Czy grab wybrał Irenę, Nenię? Czy ona lubiła graby? Na pewno lubiła pisać wiersze, tak długo, jak mogła, do śmierci przez zgilotynowanie; pisała w więzieniach: w Poznaniu, we Wronkach, w berlińskim Moabicie. Miała 20 lat, kiedy naziści aresztowali ją za podziemną działalność antyfaszystowską związaną z pisaniem, publicystyką i prowadzeniem pisma „Pobudka”, bo tak walczyła z okupantem. Jej sparaliżowane po chorobie Heinego-Medina ciało było zależne od wózka, szyn czy kul, ale nie rezygnowała z życia. Była wewnętrznie wolna, odważna, pisanie było jej bronią, a wózek narzędziem.
Została skazana przez Sąd Ludowy III Rzeszy za zdradę stanu i ścięta w berlińskim więzieniu Plötzensee 26 lub 27 września 1942 r. W więzieniu wciąż jest naznaczona cierpieniem przestrzeń, można ją odwiedzić, pobyć i spróbować unieść ciężar pamięci tylu niewspomnianych ludzi, bezimiennych, bez grobów. Bordowo-krwawego koloru podłoga przetrwała ponoć niezmieniona.
Drzewo pamięci
– Jak na tego typu wydarzenie, przyszło w środku tygodnia sporo osób. Świeciło wiosenne słońce. Nadałyśmy drzewu imię Ireny Bobowskiej w atmosferze ciepła, bez większych słów biczowania, przeczytałyśmy nasz ulubiony wiersz Ireny. Zapłakałyśmy, tak. Ten sam wiersz czytałam po raz pierwszy w przestrzeni miejskiej Berlina w 2019 r. na demonstracji 8 marca: „Bo ja się uczę największej sztuki życia: Uśmiechać się zawsze i wszędzie” – opowiadają architektka, ekolożka, artystka, performerka Anna Krenz z Berlina i poetka, pisarka Ewa Maria Slaska, współinicjatorki upamiętnienia Ireny.
W tym niecodziennym wydarzeniu uczestniczył m.in. prof. Johannes Tuchel, szef muzeum Niemieckiego Centrum Pamięci Ruchu Oporu, a to najważniejsza instytucja w Berlinie, która taką tematyką się zajmuje. Działania artystek wspierało niezawodne Stowarzyszenie Aktywne Muzeum Faszyzmu i Ruchu Oporu w Berlinie, była radna sejmiku dzielnicowego (BVV) z CDU, Klaudyna Droske, która zajmuje się kwestiami dotyczącymi Polaków i Polonii w Niemczech, a cykl działań na rzecz pamięci o Bobowskiej obserwuje od kilku lat.
Przyjechała delegacja Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Szkoły im. Dąbrówki w Poznaniu (dziś VII LO), którą kończyła Irena w 1939 r.: prezeska Anita Dałkowska, nauczycielka Anna Witczak-Noj, radna Justyna Kuberka. Był przy grabie emerytowany inżynier kolei Klaus Leutner, który pomógł przywrócić pamięci nazwiska 1370 ofiar nazizmu pochowanych na cmentarzu w berlińskim Altglienicke – 90 to ofiary egzekucji w więzieniu Plötzensee. Pośród nich być może „nasza” Irena, jak o niej mówią.
Irena Bobowska ma więc swój pomnik, grab kolumnowy. To drzewo o powolnym tempie wzrostu, osiąga wysokość 4-6 m i szerokość 1-1,5 m. Jest zwarte, z gęstą koroną, gałęzie wyrastają od wyraźnego przewodnika, wiosną liście ma świeżo zielone, jesienią słonecznie żółte. Grab Ireny to jeden z dwóch drzewnych pomników pamięci w Berlinie – pierwsze drzewo nosi nazwisko Michaela Jacksona. Grab to nie grób Ireny, choć po niemiecku grób to właśnie Grab.
Jak dotąd innych materialnych upamiętnień polskich ofiar II wojny w Berlinie wciąż nie udaje się zrealizować, zwłaszcza odnoszących się do kobiet i osób LGBTQ.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 14/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty
Fot. Anna Krenz