Jak wiecie, ostatnie dni spędziłem na Charkowszczyźnie i Chersońszczyźnie, sporo czasu w miejscach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji. Mijają właśnie dwa lata od spektakularnych sukcesów armii ukraińskiej, a zmian na lepsze – poza samym wyzwoleniem – nie widać. Wiele wsi w obu regionach wygląda niczym plan filmu postapo.
Na wojenne zniszczenia nakładają się kolejne, wynikłe z porzucenia. Nie wiem, które z obrazków bardziej mnie przygnębiły – czy te zarejestrowane w całkowicie opuszczonych osadach, czy te, które widziałem w poharatanych, ale wciąż zamieszkałych siołach. We wsi Ukrainka na Charkowszczyźnie do dziś nie działa uszkodzony podczas okupacji wodociąg. Sklepu brak, obwoźny nie dojeżdża, bo fatalny stan dróg czyni prywatną inicjatywę nieopłacalną. Mieszkańcy to osoby w mocno średnim i podeszłym wieku – młodzi wyjechali, służą w armii, albo nie ma ich już pośród żywych. Gdyby nie organizacje pomocowe (pośród nich Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej), Ukrainka byłaby zdana sama na siebie. Rząd ma bowiem inne priorytety.
W pełnej okazałości zobaczyłem je na Chersońszczyźnie – to ciągnące się kilometrami umocnienia i okopy, powstające na wypadek rosyjskiej kontrofensywy. Jej prawdopodobieństwo pozostaje niskie (co piszę w oparciu o rozmowy ze źródłami w ukraińskiej armii, na przekór alarmistycznym doniesieniom mediów), tym niemniej w Ukrainie wiedzą, iż należy „dmuchać na zimne”. Podobne inwestycje realizowane są na Zaporożu, choć tam buduje się szybciej i z większym rozmachem. Bo i ryzyko, iż rosjanie spróbują uderzyć jest większe – wolną część Chersońszczyzny chroni wstęga Dniepru, a forsowanie rzeki to koszmarny wysiłek. Tymczasem na Zaporożu tak poważnych przeszkód terenowych nie ma. Więc jako się rzekło, lepiej „dmuchać na zimne”.
Praktyczne skutki tej strategii da się obejrzeć w Posad Pokrowskie, wsi w obwodzie chersońskim wytypowanej swego czasu do pilotażowego programu odbudowy. Ów program objął cztery osady, patronował mu Wołodymyr Zełenski, który Posad Pokrowskie odwiedził wiosną 2023 roku. Wbito wówczas pierwszą łopatę w miejscu, gdzie miało powstać kilkadziesiąt jednorodzinnych domów. Do dziś powstało pięć, i kilka fundamentów. Koparki „robią przy okopach”, miejscowi to rozumieją, ale i tak czują się porzuceni i oszukani. No i coraz bardziej zmęczeni tym, jak żyją, zwłaszcza gdy znów nie ma prądu…
—–
Piszę o tym więcej w tekście dla „Polski Zbrojnej”, napiszę w materiale dla portalu Interia – oczywiście podrzucę Wam linki. Gonią mnie dziś inne obowiązki, z konieczności więc poprzestanę na tym krótkim wpisie. Dziękuję za lekturę i udostępnienia. Z wdzięcznością przyjmę „kawy” i subskrypcje, bo to dzięki nim możliwe jest moje pisanie, zwłaszcza to bezpośrednie z Ukrainy. Zainteresowanych wsparciem mojego raportu odsyłam poniżej:
Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
A jeżeli zechcielibyście nabyć moją najnowszą książkę pt. „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, w wersji z autografem, oraz kilku innych wcześniejszych pozycji (również z bonusem), zapraszam tu.
Nz. Dystrybucja pomocy humanitarnej we wsi Ukrainka/fot. własne