Ambasadę Federacji Rosyjskiej wyprowadzić

krytykapolityczna.pl 4 miesięcy temu

Czy nie szkodziłoby nam, gdyby w centrum Warszawy powiewały sobie dumnie sztandary III Rzeszy? Czy nie robiłoby na nas żadnego wrażenia, iż kilka hektarów w centrum polskiej stolicy zajmuje przedstawicielstwo Hezbollahu, Boko Haram albo Proud Boys? Pewnie nie, skoro bez mrugnięcia okiem akceptujemy fakt, iż na jednej z atrakcyjniejszych posesji w mieście, dumnie i na bogato, prezentuje się ambasada zbrodniczego reżimu, dla niepoznaki nazywanego Federacją Rosyjską.

Moskiewskie poselstwo zajmuje w Warszawie cztery hektary. To atrakcyjne działki położone obok Łazienek Królewskich. Spacerując czy jadąc do pracy Belwederską lub Spacerową, nie da się nie zauważyć obecności, a choćby pewnej nachalności olbrzymiego gmachu sławiącego największe państwo świata. Przyzwyczailiśmy się do tego. Łatwo wzruszyć ramionami: przecież to dyplomaci, ambasada pełni funkcje reprezentacyjne; musi być podniośle i z pompą; Rosja to istotny sąsiad; Puszkin, Czajkowski i te klimaty. Normalizacja, naturalizacja, racjonalizacja i intelektualizacja. Można spokojnie jechać dalej na Plac Unii Lubelskiej lub na Sielce.

Tymczasem to, na co się zgadzamy, wcale normalne nie jest. Czy wieszamy sobie w domu portrety zabójców naszych przodków? Czy towarzyszą nam na co dzień dumnie eksponowane pamiątki po naszych ciemiężycielach? Czy oddajemy reprezentacyjne pomieszczenie w domu komuś, kto nam grozi? Czy dobrowolnie oddajemy nasze dobra w użytkowanie komuś, kto terroryzuje naszą rodzinę?

Usuńmy Rosjan z tego zakątka Warszawy. Odzyskajmy tę przestrzeń dla Warszawiaków, miast oddawać ją najemnikom dyktatora mordującego niewinnych ludzi kilka kilometrów za naszą granicą.

Na gruncie prawa międzynarodowego przeniesienie (łagodnie rzecz ujmując) rosyjskiej placówki w inne miejsce nie powinno być problemem. Po pierwsze, Putin i jego kompradorzy to nie jest grupa przejmująca się zbytnio honorowaniem traktatów międzypaństwowych. Ich krzyku, iż Polska łamie konwencje dyplomatyczne, raczej nikt na arenie międzynarodowej nie potraktuje poważnie.

Po drugie, konwencja wiedeńska o stosunkach dyplomatycznych posługuje się instytucjami i słownictwem z innej, kolonialnej epoki, takimi jak „prywatny służący” czy „personal służby”. Kreatywne odejście od litery tej umowy przez zaproszenie reprezentantów Kremla do Ursusa lub na Targówek dostosuje tylko przytoczony akt do dynamicznie zmieniających się kanonów dyplomacji w „przedwojennej” erze XXI wieku. Artykuł 22. wspomnianej konwencji ustanawia co prawda zasadę nietykalności pomieszczeń dyplomatycznych, ale regułę te należy w tej chwili rozumieć kontekstowo, to znaczy: nie przyznawać jej pierwszeństwa w sytuacji, gdy wykorzystuje ją zorganizowana grupa przestępcza.

Na gruncie prawa cywilnego nasze władze mają już temat przećwiczony. W 2022 r. udało się przecież przejąć niesławne „Szpiegowo” przy Sobieskiego, a rok później miasto odzyskało wykorzystywany przez kremlowskich dyplomatów budynek przy Kieleckiej.

Co najważniejsze, nieruchomości zajęte teraz przez ambasadę Federacji Rosyjskiej przy Belwederskiej i tak stanowią własność Skarbu Państwa, a Moskwa korzysta z nich zaledwie jako użytkownik wieczysty. Rozwiązanie użytkowania wieczystego, na drodze na przykład punktowego wsparcia legislacyjnego, to nie są jakieś prawnicze Himalaje. Całej akcji można zatem przydać cywilnego, cywilistycznego i cywilizacyjnego sznytu na miarę średniej wielkości europejskiej metropolii.

Co więcej, polskie władze potrafiły już wykorzystywać przeciwko rosyjskim dyplomatom choćby instrumenty prawa karnego. W 2022 r. prokuratura (za aprobatą sądu) zablokowała przecież na koncie moskiewskiej ambasady blisko 5 milionów złotych argumentując, iż zatrzymane środki mogły być wykorzystywane do finansowania terroryzmu lub prania brudnych pieniędzy. A do czego, jeżeli nie do wspierania państwowego terroryzmu i prania ociekających ukraińską krwią pieniędzy, służy budynek przy Belwederskiej?

Pójdźmy tym tropem. Zgodnie z art. 13 Konstytucji RP zakazane jest istnienie organizacji, których działalność zakłada nienawiść rasową i narodowościową oraz stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa. Czy rosyjscy dyplomaci przy Belwederskiej nie są przypadkiem członkami takiej mafijnej organizacji?

Zgodnie natomiast z art. 256 paragraf 1 kodeksu karnego kto publicznie propaguje totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych podlega karze więzienia do lat 3. Czy dumne prezentowanie rosyjskich symboli państwowych na terenie moskiewskiej ambasady w Warszawie, z równoczesnym ich obfitym i z premedytacją wykorzystywaniem przez Kreml do brutalnego tłamszenia ukraińskiej państwowości po 24 lutego 2022 r., nie wyczerpuje znamion wskazanego przestępstwa?

Naszym podłym już relacjom z Moskwą imperatywne zaproszenie kremlowskich gości do wyprowadzki z działek przy Belwederskiej nie zaszkodziłoby nic a nic, choćby gdyby rosyjska ambasada miała się teraz znaleźć daleko poza centrum, gdzieś na zaciszu Tarchomina lub Rembertowa (powiat piaseczyński). Mieszkańcy tych miejscowości w zamian za sąsiedztwo putinowskich symboli mogliby otrzymać znacząco większą pulę wsparcia finansowego w ramach budżetu partycypacyjnego.

Nawet jeżeli w ramach retorsji rosyjskie władze nakazałyby zmianę siedziby polskiej ambasady w Moskwie, to w żaden negatywny sposób nie wpłynęłoby to na fatalne relacje obu państw. Jedynie polscy dyplomaci w rosyjskiej aglomeracji musieliby zmienić swoje nawyki. To nie jest jakaś nadmierna cena za wolność od zbrodniczej symboliki dominującej między Belwederską i Spacerową.

W światowych rankingach wolności, walki z korupcją lub poszanowania praw człowieka Rosja tradycyjnie szoruje po dnie tabel obok takich piewców humanizmu jak Arabia Saudyjska, Chiny, Azerbejdżan, Indie czy Wenezuela. Jakoś nie przyszło nam do głowy by akurat te państwa honorować, przyznając im najbardziej reprezentacyjne działki w mieście na ich poselstwa. Można zresztą puścić wodze wyobraźni i wyobrazić sobie ambasadę Syrii w miejsce amerykańskiej na Pięknej, Iranu zamiast włoskiej przy Placu Dąbrowskiego czy północnokoreańską zamiast ukraińskiej na Szucha. Dałoby się to przecież obronić sarmacką proweniencją i „zorientowaniem na orient”.

Wartość dodana całej operacji – cztery hektary wolności w centrum miasta. Na miejscu można po prostu zostawić park albo przeznaczyć na przestrzeń dla osób mniej w naszym kraju uprzywilejowanych. Można teren udostępnić artystom – naszym, lokalnym i prowincjonalnym, lub obcym – modnym i zglamurowanym.

Można wreszcie zmaterializować na tym miejscu ideę prometejską i ten ogromny areał oddać pamięci wszystkich narodów gwałconych historycznie przez Romanowów, Stalinów i Putinów od Bałkirów, Azerów, Osetyjczyków i Buriatów, przez Nieńców, Tatarów i Kałmuków, po Finów, Łotyszy i Czechów. Można też, idąc najprostszym kluczem, po prostu oddać tę nieruchomość w użytkowanie wieczyste dyplomacji ukraińskiej albo przekazać uchodźcom (będzie ich wszak tylko w Polsce przybywać). Win-win dla wszystkich.

Teren jest obszerny, pomieści wiele funkcji. Przeznaczanie go w tej chwili na to, by łopotała tam sobie imperialna flaga i lansowało się kilkudziesięciu wspólników Putina, to oldskulowy pomysł. A jeżeli ci dyplomaci będą tam sobie wywieszać lub domalowywać „zetkę”, to też zwycięży w nas szacunek dla relacji dyplomatycznych i przez cały czas będziemy udawać, iż nie widzimy? Przecież zrobiliśmy już pierwszy krok i ciąg pieszo-rowerowy wzdłuż Belwederskiej dostał w 2022 r. nazwę Alei Ofiar Rosyjskiej Agresji.

Obecny czas wojny to idealny moment na podziękowanie Rosjanom za opiekę nad czterema hektarami oddanymi im przy Belwederskiej na cele reprezentacyjne. Lubimy i mamy spore doświadczenie w delektowaniu się traumami historycznymi i kulturowymi. Tu mamy świetną, odświeżającą nasze nawyki i praktyki okazję, by przełamać dyktaturę tego schematu i dokonać drobnej, uzdrawiającej i wzmacniającej transgresji.

**
Dr Radosław Skowron – adwokat, konstytucjonalista, artywista.

Idź do oryginalnego materiału