Rosja nie chce ani nie może użyć broni jądrowej. Polska nie jest zagrożona

news.5v.pl 2 tygodni temu
  • Rosja od lat nuklearyzuje język, ale broni jądrowej w istocie ani nie chce, ani nie może użyć
  • Broń jądrowa na Białorusi tylko pozornie zwiększa zagrożenie dla Polski
  • Rosja straszy atomem, bo rozumie, iż opinia publiczna na Zachodzie — w tym również w Polsce — nie rozumiejąc technicznych aspektów sprawy, boi się rosyjskiego blefu
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Jedną z podstawowych cech systemu putinowskiego jest uprawianie atomowej propagandy i tzw. nuklearyzacja języka. Rosja, w odróżnieniu od Sowietów, znacznie częściej daje do zrozumienia, lub też grozi użyciem broni jądrowej. W rzeczywistości ryzyko jej użycia jest skrajnie niskie.

Rosyjskie elity i osobiście prezydent Rosji Władimir Putin są z jednej strony oczywiście skrajnie zdemoralizowane i jak już wiemy zdolne do mordu, ale równocześnie są też niezmiennie skorumpowane i dążące do powrotu status quo sprzed wybuchu wojny, tj. takiej sytuacji, w której mogłyby one korzystać z uroków życia i zagrabionego majątku, niekoniecznie wyłącznie na terenie Rosji.

Nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek w rosyjskiej elicie władzy, w tym również sam Putin dążył czy to do wojny nuklearnej z Zachodem (ta oznaczałaby bowiem ryzyko czegoś w rodzaju rozszerzonego samobójstwa), czy też choćby szantażu dzięki ataku z użyciem małego taktycznego pocisku jądrowego.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż moc najmniejszych głowic jądrowych wynosi około jednej kilotony, czyli 1/15 ładunku zrzuconego na Hiroszimę. Jego niszczycielska moc jest oczywiście w porównaniu z konwencjonalnymi bombami ogromna, ale zarazem jej użycie skutkuje katastrofalnymi zniszczeniami o bardzo jednak ograniczonym zasięgu.

Przede wszystkim jednak nic nie wskazuje na to, by Rosjanie chcieli takiej broni użyć. Oto konkretne powody:

Po pierwsze, tak jak już było to wspomniane, dążą do powrotu do swoich willi na Lazurowym Wybrzeżu, a nie do stania się już na zawsze pariasami.

Po drugie, nic nie wskazuje na szaleństwo czy też chorobę psychiczną któregokolwiek z rosyjskich przywódców.

Po trzecie, Rosjanie rozumieją, iż użycie choćby taktycznej broni jądrowej spotka się z odpowiedzią ze strony Zachodu, który może – nie atakując bezpośrednio rosyjskiego terytorium – zniszczyć przy pomocy konwencjonalnych systemów wszystkie rosyjskie siły znajdujące się w tej chwili na terenie Ukrainy.

Po czwarte, iż Rosjanie nie chcą wojny z Zachodem, o czym pisaliśmy jakiś czas temu w Onecie.

Po piąte, iż rosyjscy przywódcy rozumieją, iż użycie taktycznej broni jądrowej spowoduje odwrócenie się od Moskwy również państw jej życzliwych, czy też neutralnych, w tym takich jak Chiny i Indie, bez których niemożliwe jest omijanie zachodnich sankcji.

I wreszcie po szóste, przywódcy Zachodu, w tym przede wszystkim mający na szczęście ogromne doświadczenie w polityce międzynarodowej prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden z jednej strony udzielają jednoznacznego wsparcia Ukrainie, ale z drugiej bardzo starannie unikają sytuacji, która mogłaby doprowadzić do rosyjskiej klęski. Czyli takiej, w której Rosjanie mogliby nie mieć innego wyjścia jak zastosować broń jądrową.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Opinia publiczna na Zachodzie, w tym również w Polsce w istocie nie rozumie, iż ma do czynienia z blefem

Kolejnym bardzo charakterystycznym rysem Rosji Putina jest stosowanie gróźb oraz blefu jako metody działania. Rosjanie doskonale rozumieją, iż nie mając w istocie niczego w zanadrzu, są w stanie szantażować Zachód nie swoją siłą, a słabością owego Zachodu. Dokładnie temu służą pojawiające się co chwilę informacje o dyslokacji broni jądrowej w pobliżu granic czy to Polski, czy Finlandii.

Kalkulacja Moskwy sprowadza się do tego, iż opinia publiczna, która nie rozumie, iż ma do czynienia z blefem, za którym nic tak naprawdę nie stoi, wystraszy się i zacznie naciskać na polityków, by jak najszybciej – w imię odsunięcia ryzyka rzekomo grożącej nam nuklearnej katastrofy- przestali wspierać Ukrainę lub też zmusili ją do jak najdalej idących koncesji w stosunku do Rosji.

Niestety kalkulacja ta ma solidne podstawy. Opinia publiczna na Zachodzie, w tym również w Polsce w istocie nie rozumie, iż ma do czynienia z blefem. Bardzo negatywną rolę pełnią też liczni publicyści, którzy co rusz strasząc wojną, a szczególnie wojną nuklearną, w istocie działają jak pudła rezonansowe Kremla. Straszenie wojną przynosi bowiem im samym wymierne, ale mizerne zyski. Moskwa korzysta znacznie bardziej.

Iluzja zwielokrotnienia

SPUTNIK POOL / PAP

Szef rosyjskiego MON Siergiej Szojgu

Cechą współczesnej rosyjskiej polityki jest kłamstwo, które można nazwać umownie iluzją zwielokrotnienia. Rosjanie, ilekroć tylko zakończą modernizację np. jednej sztuki bombowca strategicznego Tu-160, informują o tym fakcie w chwili, gdy samolot opuszcza hangar, dokonuje pierwszego lotu, przekazywany jest do jednostki bombowców, kończy procedury przyjęcia na stan jednostki, leci w pierwszy lot w ramach jednostki i wreszcie leci w lot z Władimirem Putinem na pokładzie. W efekcie informacja choćby przecież nie o budowie, a ledwie modernizacji i to nie całej floty bombowców, ale jednej sztuki, trafia do mediów kilka, w niektórych wypadkach choćby kilkanaście razy.

Powstaje wrażenie nieprawdopodobnego wprost narastania ofensywnego potencjału Moskwy. W rzeczywistości Rosjanie tak jak byli, tak pozostają cieniem NATO, na co zresztą trafnie zwrócił uwagę w swoim wystąpieniu w Sejmie Radosław Sikorski.

Rosja w porównaniu z Zachodem jest nie tylko gospodarczym, ale również militarnym karłem. Opisana wyżej iluzja zwielokrotnienia stosowana jest, rzecz jasna, również w stosunku do omawianego w tym tekście zagrożenia nuklearnego. Zmianę dyslokacji np. przenoszących głowice jądrowe rakiet Iskander, których ilość jest ograniczona, Moskwa ogłaszała w ciągu ostatnich 20 lat tyle razy, iż gdyby zliczyć wszystkie komunikaty, rakiety te powinny w zasadzie stać przy każdej większej rosyjskiej wiosce. Tak się oczywiście nie dzieje.

Blef wszystkich blefów

YURI KOCHETKOV / PAP

Rosyjski system rakiet S-300 prezentowany podczas parady

Samo przesunięcie Iskanderów nie jest też niczym istotnym z tego powodu, iż są to rakiety wystrzeliwane z transporterów kołowych. Innymi słowy, fakt, iż rakiet tych nie ma w danej chwili w pobliżu tej czy innej granicy, nie ma żadnego znaczenia, bo istotą systemu jest to, iż o ile będzie taka polityczna wola, Iskandery można postawić w dowolnym miejscu w dowolnej chwili.

To z kolei, iż się Iskandery w danej chwili gdzieś znajdują – o ile w ogóle jest prawdą – też nie ma znaczenia, bo, jak zauważa w rozmowie z Onetem były dowódca wojsk lądowych generał Waldemar Skrzypczak: w razie wojny nie ma dla nas większego znaczenia, czy Rosjanie zaatakują nas rakietą wystrzeloną z tej, czy innej odległości.

Generał Skrzypczak dodaje, iż „przy tej ilości środków napadu powietrznego ten lub inny pocisk z głowicą jądrową i tak przebije się przez system obrony przeciwlotniczej”.

Słowa generała Skrzypczaka potwierdza będąca autorytetem w dziedzinie zbrojeń nuklearnych była zastępczyni Sekretarza Obrony USA, a następnie zastępczyni Sekretarza Generalnego NATO Rose Gottemoeller, która w wywiadzie dla magazynu Foreign Policy w marcu tego roku stwierdziła, iż dyslokacja rosyjskiej broni jądrowej na Białorusi nie zmienia zagrożenia dla państw NATO ani o jotę.

Fałszywe analogie

Analogie historyczne związane z kryzysem kubańskim, gdy dla Stanów Zjednoczonych ogromną różnicę robiło to, czy Sowieci dysponować będą bronią jądrową na swoim własnym terytorium, czy też na Kubie są chybione, bo dotyczą zupełnie innej sytuacji.

Sowieci dysponowali wówczas nieporównywalnie mniejszym potencjałem nuklearnym i nieporównywalnie mniej różnorodnymi, mniej licznymi i mniej doskonałymi środkami przenoszenia. USA zaś zdecydowanie mniejszymi środkami pozwalającymi wykrywać i neutralizować ewentualny atak.

Nie należy iść na ustępstwa wobec Rosji

Rosyjska broń jądrowa w pobliżu granic Finlandii — dokładnie tak samo, jak rosyjska broń jądrowa na Białorusi — jest niczym innym jak aktem politycznym, a nie militarnym. Skoro zaś tak, to należy fakt ten odnotować, ale nie należy się bać.

A już na pewno nie należy z tego powodu iść na ustępstwa wobec Rosji. Warto jednak zrobić wszystko, by do Polski trafiła amerykańska broń jądrowa, o czym pisaliśmy niedawno w Onecie.

Idź do oryginalnego materiału