Rosja werbuje migrantów z granic UE na wojnę z Ukrainą

krytykapolityczna.pl 1 rok temu

Pewien Somalijczyk opowiedział rosyjskiemu BBC, jak latem 2023 roku wjechał do Rosji na wizie turystycznej, po czym dwa razy został spushbackowany z granicy białorusko-polskiej. Kiedy migrantka z jego grupy zmarła na skutek pobicia w Puszczy Białowieskiej, postanowił spróbować szczęścia na granicy z Finlandią. W jej pobliżu został jednak aresztowany za przekroczenie terminu ważności wizy.

Po kilku dniach w petrozawodzkim areszcie wraz z innymi migrantami miał otrzymać ofertę przedłużenia pobytu w Rosji. Powiedziano im ponoć, nie zagłębiając się w szczegóły, iż „jeśli podpiszą dokumenty, będą musieli przepracować dla państwa rok, a potem będą mogli zostać w Rosji”. Tego samego dnia dwanaście osób – w tym rzeczony Somalijczyk – wsiadło w autobus, który wyruszył w kierunku granicy rosyjsko-ukraińskiej.

Kiedy migranci zorientowali się, co ich czeka – oprócz Somalijczyków byli wśród nich Arabowie i Kubańczyk – chcieli wycofać się umowy, która sporządzona została w języku rosyjskim. Służby najpierw miały straszyć ich dekadą w rosyjskim więzieniu, a w końcu odpuścić. Grupę najprawdopodobniej czeka deportacja do państw pochodzenia.

Dziennikarze BBC ustalili, iż problem dotyczy większej liczby migrantów z państw globalnego Południa. Rosyjsko-fińska granica stała się wśród nich popularna w pierwszej połowie listopada. Wcześniej w mediach społecznościowych gruchnęła wieść o tym, iż tamtejsze służby przepuszczają przez rosyjskie punkty kontrolne obywateli państw trzecich, którzy nie posiadają wizy Schengen. Z ustaleń rosyjskich i fińskich dziennikarzy wynika, iż za organizację tego rodzaju podróży z Moskwy przemytnicy życzyli sobie od 2 do 5 tysięcy dolarów.

Nie wiadomo, ilu ludzi skusiło się na taką ofertę. Wiadomo za to, iż w listopadzie granicę udało się przekroczyć mniej więcej tysiącowi migrantów. Przebrnęli przez mróz na rowerach, hulajnogach i deskorolkach, bo pieszo – decyzją Rosji – nie wolno. Od niedawna nie wolno również – decyzją Finlandii – samochodem na rosyjskich blachach. Zaledwie kilka dni od wzrostu liczby osób ubiegających się o azyl Finlandia pozamykała kolejne przejścia drogowe z Rosją. Mniej więcej w tym samym czasie Rosja zaczęła aresztować migrantów plączących się w okolicach granicy z nieważnymi rosyjskimi wizami.

Finlandia była gotowa na taki scenariusz – podobna sytuacja miała miejsce już na przełomie 2015 i 2016 roku (mówiono wówczas o „arktycznym szlaku migracyjnym”). Migranci na rowerach zjawili się na fińskiej granicy po tym, gdy ich wnioski o azyl przestała przyjmować Norwegia, a dokładniej jej spowity wówczas w noc polarną zakątek. Podobnie jak w tym roku, rosyjskie służby z dnia na dzień przestały wymagać wiz Schengen od osób zainteresowanych udaniem się do punktu granicznego. Dlatego Finlandia oskarżyła Rosję o wywieranie presji migracyjnej.

– Kryzys zakończono wówczas rozmowami na wysokim szczeblu – przypomina Damian Szacawa, ekspert ds. państw bałtyckich z Instytutu Europy Środkowej. – Rosja zmusiła do nich Finlandię, która unikała kontaktów ze swoim wschodnim sąsiadem po aneksji Krymu w 2014 roku. Przypuszczam, iż i tym razem Rosjanie chcieli skłonić Finów do wznowienia kontaktów między politykami.

Tradycyjnie – to znaczy od zakończenia II wojny światowej – Finlandia starała się zachować neutralność w kontakcie ze światowymi mocarstwami. Definitywnie zerwała z tym po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. W kwietniu tego roku przystąpiła do NATO, w październiku zakończyła negocjacje w sprawie wzmocnienia współpracy obronnej (DCA) z USA. Zdaniem Szacawy – a także czołowych fińskich polityków – właśnie to ostatnie wydarzenie sprawiło, iż Rosja zdecydowała się uruchomić fiński szlak na nowo.

– A przynajmniej odpalić go próbnie w charakterze groźby – precyzuje ekspert. – Niecały tysiąc przekroczeń granicy to nic w porównaniu z tym, co działo się chociażby na tej polsko-białoruskiej.

Sytuacja na obu granicach bywa porównywana – zarówno Rosja, jak i pozostająca pod jej wpływem Białoruś weponizują ludzi, którzy szukają w Europie lepszego życia. Oba szlaki powstały na skutek aktywności służb, które następnie w mniejszym lub większym stopniu usprawniały ich funkcjonowanie. Na tym jednak podobieństwo się kończy. Choć reakcja centroprawicowego rządu Finlandii była stanowcza, obyło się bez bicia migrantów, bezprawnych pushbacków czy blokowania działań aktywistów i dziennikarzy.

– Na przejściach granicznych pojawiły się ogrzewane namioty, w których fińska straż graniczna przyjmowała wnioski o azyl – wyjaśnia Szacawa. – Następnie migranci zostali umieszczeni w ośrodkach recepcyjnych, a ich wnioski trafiły do fińskiego urzędu imigracyjnego. Mają być rozpatrywane w trybie przyspieszonym, ponieważ istnieją podejrzenia, iż osoby te w większości nie mają podstaw, by ubiegać się o ochronę międzynarodową.

Tę samą procedurę przeszli migranci, którzy zostali złapani na przekraczaniu granicy poza przejściami granicznymi. – Do wiadomości publicznej podano informację o dwóch takich przypadkach – mówi ekspert.

W przeciwieństwie do Polski Finlandia postanowiła umiędzynarodowić cały problem i zgłosiła się o pomoc do Frontexu. – Na granicę przybyło kilkudziesięciu funkcjonariuszy tej agencji, w tym osoby arabskojęzyczne – opowiada Damian Szacawa. – Finowie korzystają też z doświadczeń Polaków, którzy byli oskarżani przez Białoruś o naruszanie białoruskiej przestrzeni powietrznej przez użycie dronów monitorujących granicę. Finlandia, chcąc polepszyć możliwość monitorowania, przesunęła więc planowane ogrodzenie nieco dalej od granicy.

Finowie działają w białych rękawiczkach, ale twardo trzymają antymigracyjny kurs. Na granicy z Rosją powstaje ogrodzenie, pomaga w tym wojsko, a drogowe przejścia graniczne pozostają zamknięte do 13 grudnia. – O budowie ogrodzenia zdecydował jeszcze poprzedni, centrolewicowy rząd – zauważa Szacawa. – Za jego czasów zmieniono również ustawę o straży granicznej, co pozwoliło w listopadzie zawiesić przyjmowanie wniosków o ochronę międzynarodową na kolejnych przejściach drogowych. w tej chwili jest to możliwe tylko na tych morskich i lotniczych.

Ograniczenie prawa azylowego wzbudziło sprzeciw aktywistów, fińskiej rzeczniczki praw obywatelskich ds. dyskryminacji oraz UNHCR. To również kłopot dla tysięcy Ukraińców, którzy uciekają do Europy z okupowanych terytoriów przez Rosję i kraje skandynawskie. Przeciwko zamknięciu granic protestowały w grudniu setki Finów – przede wszystkim tych rosyjskojęzycznych, którym decyzja władz utrudnia życie zawodowe i rodzinne. – Zamknięcie granic nie podoba się również właścicielom przygranicznych biznesów – dodaje Szacawa. – Jednak znacząca większość Finów – według ostatnich badań opinii publicznej trzy czwarte – popiera działania swojego rządu.

A co będzie, jeżeli po otwarciu granic Rosja ułatwi podróż na granicę kolejnym migrantom? Ekspert uważa, iż to zależy od skali. Dopóki starczy miejsc w ośrodkach recepcyjnych, Finlandia będzie przyjmować migrantów jak dotychczas – choćby jeżeli będą przybywać przez zieloną granicę. Ogrodzenie ich raczej nie powstrzyma, bo powstało go dopiero kilka z planowanych dwustu kilometrów, a granica rosyjsko-fińska liczy ich ponad tysiąc trzysta. Ponadto część osób może zostać skierowana na granicę z Norwegią czy Estonią. – jeżeli jednak liczba migrantów przekroczy możliwości logistyczne Finlandii, możemy spodziewać się zaostrzenia kursu – przypuszcza Szacawa. – Według badań trzy czwarte Finów uważa, iż rząd w celu zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa ma prawo zawiesić czasowo przestrzeganie zobowiązań międzynarodowych.

Tymczasem rosyjskie MSW przygotowało projekt ustawy przewidującej „pobyt kontrolowany” dla migrantów, którzy utracili prawo do pobytu w kraju. W Rosji nie jest to zbyt trudne – czasami wystarczy niezapłacenie łapówki. Nowe prawo ma zakazać „nielegałom” m.in. otwierania rachunków bankowych, przekazywania pieniędzy, prowadzenia pojazdów. A spychanie ich jeszcze głębiej w najbardziej szarą z rosyjskich stref z pewnością sprawi, iż na pytanie „deportacja czy Ukraina” wielu wybierze to drugie. Nie można zatem wykluczyć, iż Rosja zacznie szantażować UE: albo przyjmiecie tych ludzi, albo wyślemy ich na front.

Zaostrzenie rosyjskiej polityki migracyjnej nie jest wymierzone wyłącznie w ludzi błąkających się między Mińskiem a Murmańskiem w poszukiwaniu bram do Europy. To przede wszystkim straszak dla ponad 10 milionów migrantów zamieszkałych w Rosji. Większość pochodzi z państw byłego ZSRR (głównie Azji Środkowej), ale również z globalnego Południa. Według szacunków choćby 7 milionów z nich nie posiada odpowiednich papierów. I już dziś, przed uchwaleniem nowego prawa, zmuszeni są funkcjonować jak podludzie, wydani na pastwę swoich pracodawców, rasistowskich bojówek i skorumpowanych urzędników.

W Rosji antymigrancki dyskurs przybrał ostatnio na sile. Politycy, celebryci czy przedstawiciele Cerkwi proponują kolejne „rozwiązania rosyjskich problemów”, np. zakaz przyjmowania do szkół dzieci niemówiących po rosyjsku, przymusową mobilizację dla posiadaczy podwójnych paszportów czy zbiorową odpowiedzialność rodzin za przestępstwa popełniane w Rosji. Patriarcha Cyryl w październiku ogłosił, iż nieuregulowana migracja to zagrożenie dla rosyjskiej tradycji kulturowej, w czym ostatnio zawtórował mu Władimir Putin.

Wygląda więc na to, iż Rosja nie będzie musiała szczególnie się starać, by przyciągnąć uwagę przemytników reklamujących swoje usługi po całym świecie. Migrantów chcących uciec z niej do Europy mogą być miliony.

Idź do oryginalnego materiału