Rosjanie stracili Su-30. Efekt skrytej kampanii na Morzu Czarnym

wiadomosci.gazeta.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. HUR


Ukraińskie siły specjalne prawdopodobnie przeprowadziły kolejny rajd na platformy wiertnicze w pobliżu Krymu. Rosyjskie wojsko twierdzi, iż urządziło im tam pogrom, ale pewność jest tylko co do tego, iż straciło myśliwiec. Na tej części Morza Czarnego ciągle toczy się cicha kampania ukraińskich sił specjalnych, na której temat wiadomo niewiele.
Według Rosjan do najnowszego starcia doszło w nocy z 10 na 11 września w rejonie platformy wiertniczej Krym-2, stojącej kilkadziesiąt kilometrów na zachód od wybrzeży okupowanego Krymu. W komunikacie rosyjskiego ministerstwa obrony stwierdzono, iż Ukraińcy wysłali 14 łodzi półsztywnych wyładowanych komandosami floty. Operacja miała mieć na celu zajęcie platformy i być kierowana przez HUR, służbę wywiadu wojskowego Ukrainy.


REKLAMA


"Oczywiście" rosyjscy żołnierze byli gotowi i jakoby urządzili pogrom wroga, zatapiając 8 łodzi oraz eliminując 80 ukraińskich komandosów. Reszta Ukraińców miała uciec, nie troszcząc się o rannych w wodzie. Nie pokazano żadnych nagrań i zdjęć na dowód. Wiarygodność tego rodzaju komunikatów Rosjan jest, mówiąc delikatnie, niska.
Tajemnicze spotkanie na morzu
Jest jednak bardzo prawdopodobne, iż rzeczywiście w nocy z 10 na 11 września doszło do jakiegoś starcia na wodach Morza Czarnego pomiędzy Odessą a Krymem. Potwierdzają to pośrednio Ukraińcy. Dzisiaj, w czwartek 12 września, HUR opublikowało krótką informację na temat jakoby zestrzelenia rosyjskiego myśliwca Su-30 nad Morzem Czarnym poprzedniej nocy. Do tego poniższe wideo.


Zobacz wideo


Maszyna miała zostać trafiona rakietą z manualnego zestawu przeciwlotniczego (MANPADS), podczas jakiejś nieokreślonej ukraińskiej operacji sił specjalnych na Morzu Czarnym. Nie napisano nic konkretnego na temat okoliczności wydarzenia. Tylko tyle, iż Su-30 w wariancie SM miał należeć do 43 Samodzielnego Morskiego Pułku Lotnictwa i wystartował z bazy Saki na Krymie. Kontakt z maszyną utracono około godziny 5 nad ranem, po czym na poszukiwania wysłano samolot patrolowy oraz śmigłowce. Około południa miano odnaleźć ślady paliwa oraz szczątki unoszące się na morzu około 70 kilometrów od wybrzeży Krymu.
Na załączonym do tekstu nagraniu nie widać jednak zestrzelenia. To mocno pocięta sklejka ujęć z drona, lub kilku dronów obserwacyjnych. Na jednym rzeczywiście widać bliski przelot maszyny o kształtach bardzo zbliżonych do Su-30, ale to tyle. Do tego krótkie ujęcie platformy wiertniczej, a potem ciepłych obiektów na niebie widzianych w podczerwieni. Jeden lub dwa to najpewniej samoloty, ale trudno stwierdzić, czy uszkodzone. Jest możliwy scenariusz, iż atakujący na małej wysokości łodzie Ukraińców Su-30 został trafiony przez rakietę z MANPADS. Mają one jednak niewielkie głowice, przez co samolot pomimo uszkodzeń mógł odlecieć w kierunku bazy, do której jednak ostatecznie nie dotarł.


Rosjanie nieoficjalnie potwierdzają utratę maszyny. Pisze o tym kilka kanałów na Telegramie, w tym cytowany wielokrotnie w naszych tekstach "Fighterbomber", który jest najlepszym i dość wiarygodnym źródłem potwierdzeń strat rosyjskiego lotnictwa. Obaj członkowie załogi Su-30 mieli zginąć. Część rosyjskich źródeł twierdzi, iż strata była niebojowa, czyli w wyniku wypadku. Inne nie precyzują przyczyn. Padają też twierdzenia, iż maszyna w osłonie myśliwca Su-35SM wykonywała atak pociskami przeciwradarowymi na cele w rejonie Odessy, ale po odpaleniu 4 z 6 zniknęła z radarów. Może to być całkowicie wymysł, a mogło być też tak, iż samolot będący akurat w okolicy w innym celu, został awaryjnie skierowany do wsparcia obrony platform, atakowanych przez Ukraińców.


Ciągła walka o platformy na morzu
Co ukraińscy żołnierze robili na morzu pomiędzy Odessą a Krymem, tak naprawdę nie wiadomo. Jest jednak faktem, iż od ponad roku obie strony toczą tam cichą wojnę podjazdową skupioną na platformach wiertniczych, które są wyłączone i bez załóg cywilnych ewakuowanych jeszcze w 2022 roku. Faktycznie należą do Rosjan, choć formalnie zostały ukradzione Ukraińcom w 2014 roku podczas zajęcia Krymu. Platformy należały do ukraińskiej firmy Chornomornaftogaz. Po pełnoskalowej inwazji w 2022 roku Rosjanie zaczęli je wykorzystywać do celów militarnych, instalując na nich systemy radarowe i rozpoznania elektronicznego, oraz używając ich jako wysuniętych baz dla sił specjalnych i lądowisk dla śmigłowców. Ukraińcy odpowiedzieli atakami przy pomocy rakiet przeciwokrętowych, które wywołały poważny pożar na przynajmniej jednej z platform.
Ataki nie odniosły trwałego skutku i Rosjanie dalej je wykorzystywali do swoich potrzeb, czyli głównie obserwacji północno-zachodniego skraju Morza Czarnego w rejonie Odessy. Latem 2023 roku ukraińskie siły specjalne we współpracy z HUR przeprowadziły serię rajdów na platformy, wchodząc na nie i zabierając między innymi anteny radarowe. W mediach było wówczas dużo twierdzeń o "odbiciu" i "zajęciu" platform, ale faktycznie były to krótkotrwałe rajdy. Wobec braku floty oraz silnego lotnictwa Ukraińcy nie są w stanie realnie kontrolować tych obiektów.
Można domniemywać, iż Rosjanie wrócili na platformy i ciągle wykorzystują je do swoich celów. Piszą o tym nieoficjalne prorosyjskie kanały na Telegramie, takie jak Rybar. Platformy mają być wykorzystywane między innymi jako element systemu wykrywania i śledzenia ukraińskich dronów morskich, które są potem zwalczane głównie przez śmigłowce u wybrzeży Krymu. Ukraińcy na pewno są tego świadomi. Czy jednak rzeczywiście próbowali w nocy z 10 na 11 września przeprowadzić duży atak, tego nie wiadomo. Sami nic o tym nie mówią. Gdyby rzeczywiście ponieśli takie straty, jak twierdzą Rosjanie, to byłyby one katastrofalne. Informacje o dużych porażkach regularnie wypływają w Ukrainie na jaw, ale na razie jest cisza.


Podjazdowe starcia na Morzu Czarnym
Nie ulega też wątpliwości, iż ukraińskie siły specjalne we współpracy z HUR prowadzą regularną walkę podjazdową z Rosjanami na Morzu Czarnym, okupowanym wybrzeżu obwodu Chersońskiego oraz Krymu. Regularnie pojawiają się informacje o rajdach Ukraińców na lekkich łodziach na różne punkty. Na początku sierpnia był to półwysep Kinburnski u ujścia Dniepru. Ukraińscy komandosi mieli zaatakować tam kilka niewielkich posterunków Rosjan i się gwałtownie wycofać. Obie strony ogłosiły swój sukces, a do tego Ukraińcy pokazali nagranie, które pozwala stwierdzić, iż rzeczywiście z powodzeniem coś zniszczyli oraz spalili. Co dokładnie i jaka była tego cena, nie wiadomo.
Na pewno nie są to dla Ukraińców same łatwe zwycięstwa. Choćby pod koniec lutego Rosjanie pokazali zdjęcia postrzelanej ukraińskiej łodzi oraz ciała komandosów przy plaży na półwyspie Tendrowskim, też w obwodzie chersońskim. Twierdzili, iż zabili ich 20 i unieruchomili lub zatopili 3 z 5 łodzi próbujących wysadzić desant. Ukraińskie wojsko potwierdziło, iż miał miejsce nieudany rajd, ale nie podało informacji o stratach. Nie jest to więc gra do jednej bramki. Nie wiadomo jednak wiele na temat jej przebiegu, ponieważ biorą w niej udział ze strony Ukrainy niemal wyłącznie siły specjalne, ściśle kontrolujące przepływ informacji.
Idź do oryginalnego materiału