Kremlowski dyplomata nie pozostawił złudzeń co do konsekwencji zestrzeliwania rosyjskich samolotów przez kraje NATO. Ambasador Rosji w Paryżu Aleksiej Mieszkow w ostrym tonie ostrzegł Zachód przed militarnymi działaniami przeciwko rosyjskim obiektom latającym. To bezpośrednia odpowiedź na rosnącą falę deklaracji liderów NATO o gotowości do zdecydowanych działań.

fot. Warszawa w Pigułce
„Jeśli NATO zestrzeli rosyjski samolot, będzie to oznaczało wojnę” – powiedział ambasador Aleksiej Mieszkow w wywiadzie dla francuskiej stacji RTL. Kremlowski dyplomata nie ukrywał irytacji serią ostatnich wypowiedzi przywódców zachodnich, którzy coraz głośniej mówią o zestrzeliwaniu rosyjskich obiektów naruszających przestrzeń powietrzną państw Sojuszu.
Słowa rosyjskiego ambasadora to bezpośrednia reakcja na falę zdecydowanych deklaracji, które w ostatnich dniach padły z ust najważniejszych polityków NATO. Wśród najgłośniejszych było stanowisko prezydenta USA Donalda Trumpa, który stwierdził, iż państwa NATO powinny eliminować rosyjskie samoloty pojawiające się nad ich terytorium.
Trump dał zielone światło, Sikorski odpowiedział „Roger that”
Przełomowy moment nastąpił podczas spotkania Donalda Trumpa z ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w siedzibie ONZ. Jak informuje TVN24, zapytany przez dziennikarzy, czy państwa NATO powinny zestrzeliwać rosyjskie samoloty naruszające ich przestrzeń powietrzną, prezydent USA odpowiedział krótko: „tak, tak myślę”.
Dopytywany, czy USA wsparłyby w tym sojuszników, Trump odrzekł: „zależy od okoliczności, ale tak, jesteśmy bardzo związani z NATO”. Te słowa wywołały natychmiastową reakcję polskiego ministra spraw zagranicznych.
Radosław Sikorski błyskawicznie skomentował wypowiedź amerykańskiego prezydenta, publikując w mediach społecznościowych nagranie z wystąpienia Trumpa i opatrując je słowami „Roger that” – używanym w komunikacji radiotelefonicznej potwierdzeniem przyjęcia komunikatu.
Seria prowokacji wywołała falę ostrzeżeń
Eskalacja retoryki to bezpośrednie następstwo serii rosyjskich prowokacji, które w ostatnich tygodniach dotknęły kraje NATO. Jak podaje Polsat News, największe emocje wywołało bezprecedensowe wtargnięcie rosyjskich dronów nad Polskę oraz przelot trzech MiG-ów 31 nad Estonią, które przebywały w estońskiej przestrzeni powietrznej przez 12 minut.
W nocy z 9 na 10 września polska przestrzeń powietrzna została naruszona przez ponad 20 rosyjskich bezzałogowców. Premier Donald Tusk poinformował, iż pierwsze naruszenie odnotowano około godz. 23:30, a ostatnie około 6:30 rano. Łącznie służby odnotowały 19 przekroczeń przestrzeni powietrznej Polski.
Portal Rzeczpospolita przypomina, iż kilka dni wcześniej minister Sikorski ostrzegał Moskwę podczas nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ: „Gdyby kolejne obiekty wleciały w naszą przestrzeń powietrzną – celowo czy omyłkowo – i zostałyby zestrzelone, a ich szczątki spadły na terytorium NATO, nie przychodźcie do nas o to skamleć. Zostaliście ostrzeżeni”.
NATO uruchamia „Wschodnią Straż”
W odpowiedzi na rosnące napięcie NATO utworzyło nowy format obrony wschodniej flanki – Eastern Sentry, czyli Wschodnią Straż. Jak informuje portal Radar, „Dania dostarczy dwa F-16 i fregatę przeciwlotniczą, Francja trzy Rafale, a Niemcy cztery Eurofightery. Wielka Brytania również wyraziła gotowość wsparcia”.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte zapowiedział, iż Sojusz jest gotowy do zestrzeliwania rosyjskich samolotów naruszających przestrzeń powietrzną państw członkowskich. „Najpierw oceniamy sytuację. Ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, zrobimy to, co konieczne” – zadeklarował.
Swoją gotowość do działania wyraziły również Hiszpania, Włochy i Szwecja. Minister obrony Litwy Dovile Sakaliene zasugerowała zestrzeliwanie rosyjskich samolotów, nawiązując do zestrzelenia rosyjskiego Su-24 przez Turcję w 2015 roku.
Kreml odpowiada kontrargumentami
Ambasador Mieszkow nie ograniczył się tylko do groźby wojny. Kremlowski dyplomata próbował odwrócić kota ogonem, twierdząc, iż to strona NATO regularnie narusza rosyjską przestrzeń powietrzną.
„Samoloty NATO dość często naruszają przestrzeń powietrzną Federacji Rosyjskiej, a jednocześnie nikt ich nie zestrzeliwuje” – stwierdził rosyjski dyplomata. Według kremlowskiej propagandy, rosyjskie lotnictwo nie łamie żadnych zasad międzynarodowych.
Agencja TASS, powołując się na rosyjski resort obrony, przekazała, iż „rosyjskie samoloty latają zgodnie z międzynarodowymi zasadami korzystania z przestrzeni powietrznej nad wodami neutralnymi bez przekraczania tras powietrznych i niebezpiecznej bliskości statków powietrznych obcego państwa”.
Eksperci: retoryka to jedno, działania to drugie
Dr Aleksander Olech, ekspert ds. bezpieczeństwa z Baltic Defence College, w rozmowie z PAP zwrócił uwagę, iż Rosja od lat testuje NATO i jego partnerów. „Donald Trump regularnie zmienia zdanie. Dlatego nie warto podchodzić selektywnie do pojedynczych deklaracji” – podkreślił.
Jak informuje portal Forsal, ekspert przekonuje, iż „ważniejsze od retoryki są czyny: obecność i utrzymanie sił na wschodniej flance, realne wzmocnienia i widoczne zdolności odstraszania będą miały dla Kremla większe znaczenie niż słowne zapewnienia”.
Portal Defence24 przytacza słowa szefa sztabu NATO w Europie, gen. Alexusa Grynkewicha: „W przypadku udowodnionego zagrożenia jesteśmy gotowi bronić naszych obywateli”. Jednak eksperci podkreślają, iż te słowa trzeba popierać faktycznymi decyzjami, nie tylko retoryką.
Co to oznacza dla bezpieczeństwa regionu?
Eskalacja słowna między NATO a Rosją pokazuje, jak bardzo napięta stała się sytuacja w regionie. Groźby rosyjskiego ambasadora to próba odstraszenia Zachodu od zdecydowanych działań, ale jednocześnie mogą być oznaką rosnącego zdenerwowania Kremla.
Kluczowe pytania dla bezpieczeństwa Polski:
Czy NATO rzeczywiście zdecyduje się na zestrzeliwanie rosyjskich obiektów w przypadku kolejnych naruszeń? Jak daleko może posunąć się Rosja w swoich prowokacjach, wiedząc o groźbach odwetu? Czy zwiększona obecność sił NATO na wschodniej flance skutecznie powstrzyma rosyjskie prowokacje?
Francuski dziennik „Le Figaro” ocenia, iż NATO postąpiłoby rozważnie, gdyby po ostatnich incydentach wysłało dodatkowe siły na granicę polsko-białoruską i do państw bałtyckich. „Rosja przekracza czerwoną linię” – podkreśla dziennik.
Rosnące napięcie między NATO a Rosją oznacza, iż każdy kolejny incydent w przestrzeni powietrznej może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż dotychczas. Słowa rosyjskiego ambasadora o „wojnie” to ostrzeżenie, ale też przyznanie, iż Kreml zdaje sobie sprawę z rosnącej determinacji Zachodu do obrony swojej przestrzeni powietrznej.
Najbliższe tygodnie pokażą, czy groźby Moskwy powstrzymają NATO przed zdecydowanymi działaniami, czy też doprowadzą do dalszej eskalacji napięcia w regionie.