Jak podaje BBC, Rosja ma już nowe zasady, na jakich władze tego kraju mogłyby użyć swojego arsenału nuklearnego. Doprecyzowano, iż ewentualny atak na Rosję przez jakiekolwiek państwo należące do sojuszu wojskowego, będzie traktowany jako atak całego sojuszu.
– Ważnym elementem tego dokumentu jest to, iż odstraszanie nuklearne ma na celu zapewnienie, iż potencjalny przeciwnik zrozumie nieuchronność odwetu w przypadku agresji na Federację Rosyjską lub jej sojuszników – przekazał Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla. Decyzję o zmianach w doktrynie nuklearnej ujawniono dokładnie w tysięczny dzień wojny w Ukrainie.
Jednym z tych sojuszników, którego uwzględniono w dokumencie jest Białoruś. Wskazano, iż "krytyczne zagrożenie" suwerenności i integralności terytorialnej Białorusi i Rosji będzie argumentem do użycia broni jądrowej.
BBC zauważa, iż zgodnie z tymi zmianami, kryteria odpowiedzi bronią nuklearną mógłby spełniać na przykład "duży atak na Rosję przy użyciu konwencjonalnych rakiet, dronów lub samolotów". Dotyczy to również potencjalnego ataku na Białoruś lub innego, poważnego zagrożenia dla suwerenności Rosji.
Reakcja Rosji to odwet za decyzję USA ws. Ukrainy?
Władimir Putin od dawna używał argumentu o możliwości użycia broni nukleranej, gdy regował na przykład na zachodnią pomoc Ukrainie. Władze w Kijowie nazywały to "machaniem szabelką", mającym na celu odstraszenie jej sojuszników od udzielania dalszego wsparcia.
Na Kremlu szczególne oburzenie mogły wywołać ostatnie doniesienia amerykańskich mediów. Chodzi o decyzję Joe Bidena, który miał dać Ukrainie zielone światło na użycie dostarczonej przez Stany Zjednoczone broni do uderzenia głęboko na terytorium Rosji.
To przełomowy ruch, bo do tej pory Ukraina miała możliwość bronienia się w obrębie własnych granic, ale bez zgody na wystrzeliwanie pocisków bezpośrednio na rosyjskie terytorium.
Co adekwatnie oznacza decyzja władz USA? Z jednej strony wzbudziła niepokój, bo mogłaby doprowadzić do eskalacji wojny. Z drugiej, to także działanie bezpośrednio blokujące Putina.
– Traktuję to jako hamulec możliwości Rosji do szantażowania nas i straszenia – wyjaśniał dla naTemat gen. Stanisław Koziej. Z kolei Wojciech Lorenz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreślał, iż ryzyko "rozlania się" wojny na Europę bardziej zwiększało "rosyjskie poczucie, iż groźby pod adresem partnerów Ukrainy są skuteczne.