Rusi, Rosjanie, Rusini

ekskursje.pl 1 rok temu

Leniwie zastanawiam się nad uruchomieniem anglojęzycznego bloga na medium albo substacku (porady?). To oczywiście byłoby bez sensu, bo pakowałbym się w kolejną niedochodową działalność, ale odczuwam Potrzebę.

Bierze się ona z tego, iż widuję w miejscach typu Twitter ludzi, którzy zdają się odstawiac Rogera Chomsky’ego jakby bez złej woli. Tamci też zresztą prawdopodobnie po prostu zaplątali się w własne konstrukcje myślowe z serii „Ukraina to sztuczny naród, nie istniał przed 1917, a zresztą i tak rosyjskojęzyczna populacja chce do Rosji”.

Oczywiście, już tu sam sobie przeczę: skoro ich widzę na Twitterze, to powinienem otworzyć konto na Twitterze. Albo w ogóle kanał na Tiktoku, gdzie lipsynkowałbym historyczne eseje do piosenek koreańskich bojsbendów. Twerkując.

No ale znacie mnie. Moim naturalnym medium jednak są trochę dłuższe formy, tak chociaż na parę tysięcy znaków, żeby dało się coś wyjaśnić i uzasadnić.

Tylko czy tam się da budować zasięg „od zera”? Czy tam są jakieś automatyczne rekomendacje, typu „czytasz Toma Coopera, może zaciekawi cię i to?” (byłby to dla mnie swoją drogą zaszczyt, gdyby algorytm mnie tak zaklasyfikował).

Zaczynałbym od tematu, który na wszelki wypadek chciałbym tutaj poddać peer reviewowi, zanim szarpnę się z motyką na zasięg. Bo w końcu co ja adekwatnie wiem o historii?

Wydaje mi się, iż zachodniakom trzeba by przede wszystkim wyjaśnić, iż „słowiański” to pojęcie szersze niż „ruski”, a „ruski” szersze niż „rosyjski”. Roboczy tytuł notki to byłoby coś w stylu „Russian vs Ruthenian”.

Ilustrowałbym to wikipedyczną mapą Rusi Kijowskiej tuż przed inwazją Batu-Chana. Ważnym detalem tej mapy jest brak księstwa Moskiewskiego, z którego wzięła się dzisiejsza Rosja.

Inne kraje słowiańskie, a także inne kraje ruskie (proto-rosyjskie) istniały na długo przed Aleksandrem Newskim. To jest pierwsza odpowiedź na pytanie Noama Watersa, czemu nie chcemy się przyłączyć do Rosji, choć mówimy bardzo podobnym językiem.

Czujemy się spadkobiercami Bolesławów Chrobrych, Stefanów Duszanów i Przemysłów Otokarów. Więź, którą przeciętny Słowianin (a na pewno Polak) odczuwa ze swoimi średniowiecznymi władcami jest silniejsza od tej, którą – powiedzmy – przeciętny Anglik czuje do Aethelreda Bezradnego.

Po prostu w naszych krajach z tych średniowiecznych królów, świętych i wodzów robi się politykę państwowotwórczą. Mamy ich portrety na banknotach, wszędzie stoją ich pomniki, każde dziecko w szkole się uczy iż Mieszko, iż Łokietek i iż zmarnowana okazja pod Grunwaldem.

Zazwyczaj mamy jakąś mniej lub bardziej naciąganą podkładkę do tezy, iż nasze państwo jest starsze od Rosji. Mają ją choćby Słowacy (księstwo nitrzańskie).

Gdy Rosjanie mówią o swojej historii, przedstawiają siebie jako jedynych spadkobierców Rusi Kijowskiej. Ale przecież Ukraińcy mają choćby mocniejsze roszczenie – też są spadkobiercami Rusi, Kijow leży na ich terenie.

Księstwo Moskiewskie nie powstałoby bez Mongołów. Barbarzyńscy najeźdźcy nie byli w stanie kontrolować podbitego terytorium, tworzyli więc państwa klienckie, rządzone przez kolaborantów – tym był Aleksander Newski z punktu widzenia innych Słowian.

W okresie jarzma mongolskiego Moskwa stała się najsilniejszym miastem w dawnym księstwie włodzimiersko-suzdalskim właśnie dlatego, iż jej władcy byli najbardziej lojalni wobec Mongołów. Gdy inne miasta (bardziej rozwinięte, dłużej istniejące) buntowały się – Moskale wysyłali swoje wojska by dokonały rzezi na rodakach.

Kiedy rozpadła się Wielka Orda, księstwo Moskiewskie wyłoniło się jako najsilniejsze ruskie państwo odpryskowe. Podbiło pozostałe metodami Dżingis Chana, poprzez ludobójcze wyrzynanie miast stawiających opór (albo i nie stawiających, ale po prostu car był w złym nastroju).

Carat nigdy nie odzyskał całej Rusi Kijowskiej. Kawałek (Galicja i Lodomeria) wylądował w zaborze austriackim, a kawełek tego kawałka jest w Polsce do dzisiaj (Grody Czerwieńskie).

Mimo ludobójczych sukcesów caratu, zawsze istnieli ludzie identyfikujący się z Rusią, ale nie z Rosją. Ba, do dziś istnieją ludzie identyfikujący się z Rusią, ale nie z żadnym państwem ruskim (Rusini – The Rusyns).

Tradycja caratu może się wydawać arcysłowiańska komuś na Zachodzie, ale dla reszty Słowian (i reszty Rusów) to obrzydliwa mikstura Dżyngis Chana i Bizancjum. „Bizantyjski” to w naszych językach obelga, w XIX wieku nasi pisarze używali tego dla ominięcia cenzury, „tell me it’s Russia without saying it’s Russia”.

Nasi królowie, a choćby nasi wojskowi dyktatorzy, stylizowali się na „swoich chłopów”, „primus inter pares”. Deifikowany dyktator przy długim stole to jakiś pieprzony Dżyngis Palejlogos, a nie Stefan Otokar Sobieski.

Tego niuansu nie rozumieją Versteherzy. Że ktoś może się indentyfikować z ruską kulturą, znać na pamięć „Słowo o pułku Igora”, modlić się po starocerkiewnosłowiańsku, być rosyjskojęzycznym – i nienawidzieć Moskali.

Rosyjskojęzyczność nie czyni Rosjaninem, tak jak frankofońskość nie czyni Francuzem. Putin ma takie same prawo do rządzenia rosyjskojęzycznymi mieszkańcami Chersonia jak monarchia brytyjska do anglojęzycznych mieszkańców Dublina.

Versteherom argumentującym, iż Krym od 1783 należy do Rosji, a Ukrainy przed 1917 nie było na mapie – będę zaś przypominać, iż Finlandia od 1809 należała do Rosji, a Irlandii nie było na mapie przed 1922. Takimi argumentami można podważać „prawdziwość” wielu państw na Zachodzie, ale Mearsheimery zawsze te swoje „realistyczne” kreski chcą rysować komuś innemu – a już najchętniej krajom, o których nic nie wiedzą.

Użyłbym tutaj prawdopodobnie idiomu „jackshit”.

Zanim jednak cokolwiek: chciałbym was najpierw zapytać, czy to w ogóle ma sens. A jeżeli ma: to subium czy medstack?

I drugie pytanie: co myślicie o tej argumentacji? Podkreślam, iż nie chodzi mi o Prawdę Historyczną, tylko o jej powszechne postrzeganie u Współczesnych Słowian.

W sumie nie wiem na ile „Chrobry bratający się ze swoimi wojami”, to tylko literacka fantazja przeróżnych Cherezińskich. Ale wiem, iż gdy Rosjanie piszą o Piotrze „Wielkim”, naprawdę ich ekscytuje, iż 300 tysięcy niewolników zginęło na budowie jego piramidy na bagnach.

Polski autor, gdyby tak pisał o polskim królu – to po to, żeby go oczernić. Rosyjski – żeby pochwalić Stalina lub Putina jako kontynuatora najlepszych tradycji. Barbaria po prostu.

Idź do oryginalnego materiału