Ryzyko

bezkamuflazu.pl 11 miesięcy temu

A na weekend mam dla Was obszerne czytadło. Kilka dni temu rozmawiałem z red. Michałem Sutowskim z Krytyki Politycznej, dziś ukazał się nasz wywiad. Jego tytuł – „Scenariusze wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zachód przeżarł dywidendę pokoju” – oddaje treść rozmowy. Poniżej fragment dotyczący ryzyka rosyjskiego ataku na państwa NATO.

—–

Michał Sutowski: Nie da się zbudować lepszej armii (by móc zaatakować NATO – dop. MO)?

Marcin Ogdowski: (…) zapóźnienie technologiczne to niejedyne zmartwienie Rosjan. Samo „zamrożenie” konfliktu w Ukrainie to za mało, by mieć „czyste” tyły. Korzystając z okazji, iż gros rosyjskich sił zaangażowałoby się gdzie indziej, Kijów mógłby „odmrozić” front. By tego uniknąć, Rosja najpierw musiałaby definitywnie rozprawić się z Ukrainą.

Czyli podbić cały kraj?

Owszem. A pamiętajmy, iż samo podbicie to jedno, zajęte terytoria trzeba jeszcze utrzymać. Mówiąc wprost, Ukrainę należałoby spacyfikować do tego stopnia, by Ukraińcom odechciało się prowadzić wojnę partyzancką. Co wymagałoby od Rosji mobilizacji znacznie większej niż obecna i zajęłoby lata. Lata angażowania potężnych środków w realiach postępującej degrengolady technologicznej amii. Nie widzę tu miejsca na groźny dla nas ciąg dalszy.

Rozumiem, iż bez importu komponentów z Zachodu nie da się zbudować dużo sprawniejszej armii i iż sprzęt poradziecki w magazynach jest coraz starszy i coraz bardziej zdezelowany. Ale czy choćby bardzo stare czołgi, typu T-62, które walczyły jeszcze z Chińczykami nad Ussuri, jeżeli byłoby ich choćby setki, nie wystarczą do tego, żeby podbić np. państwa bałtyckie? Czy ich się nie da zająć przy pomocy, ja wiem, piechoty z kałasznikowami?

Jednym z atutów strategicznych Ukrainy jest jej przestrzenna rozległość, która okazała się dla Rosjan i ich logistyki nie do przebrnięcia. Kraje nadbałtyckie są maleńkie, pokonane dystansu od granicy z Rosją do morza, mogłoby zająć oddziałom zmechanizowanym kilka-kilkanaście godzin. Nie ma tam miejsca na budowanie głęboko urzutowanych pozycji obronnych. choćby w przypadku najgłębiej prowadzonych natarć, zaplecze logistyczne dla wykonujących je oddziałów znajdowałoby się – patrząc z perspektywy Rosjan – na ich własnym terytorium. Mógłbym takich argumentów wymienić wiele, ale do sedna – Litwa, Łotwa i Estonia stanowią obszar niewdzięczny do obrony. Czysto teoretycznie więc można sobie wyobrazić, iż zaleją go hordy fatalnej jakości, ale licznego wojska. Coś jak z filmowymi zombiakami, które przeganiają uzbrojonych ludzi z kolejnych miejsc.

To jak ich zatrzymać?

Wystarczy postawić odpowiednią tamę i najeżyć ją bronią. Z gier sztabowych przeprowadzonych w Pentagonie wynika, iż do skutecznej obrony państw nadbałtyckich trzeba 10 natowskich brygad ciężkich. A mówimy o symulacjach przeprowadzonych przed pełnoskalową wojną w Ukrainie, kiedy wartość armii rosyjskiej oceniono na wyższą niż była w rzeczywistości.

10 brygad to jest około 40-50 tysięcy natowskich żołnierzy. A w tej chwili jest tam ilu?

Łącznie z wojskami tych państw to ponad 40 tysięcy ludzi. Tyle iż te 50 tys. to miała być wartość dodana, żołnierze innych państw NATO, głównie Amerykanie. Zatem w tej chwili nie ma tam wystarczających sił. Ale pamiętajmy, iż operacji wojskowych nie przeprowadza się nagle, a dzisiaj trudno o zaskoczenie na poziomie strategicznym. Rosjanie nie byli w stanie tego zrobić w Ukrainie, tzn. nagromadzić odpowiednią ilość wojsk bez wiedzy Ukraińców i NATO. I z taką samą transparentnością mielibyśmy do czynienia w przypadku koncentracji u granic państw nadbałtyckich.

I co to zmienia?

Jeśli przeciwnik gromadzi siły, robimy to samo. Przerzucenie 10-brygadowego kontyngentu może się wydawać w tej chwili bardzo trudnym wyzwaniem, ale jest w zasięgu amerykańskiej logistyki. W ciągu kilku tygodni zdołano by ukompletować tego rodzaju ugrupowanie. Inaczej mówiąc, czysto teoretycznie zagrożenie jest, ale biorąc pod uwagę potencjał i możliwości NATO, trudno oczekiwać, żeby Rosjanom się powiodło.

Cieszę się, ale te wszystkie kalkulacje wiszą na Amerykanach.

Niestety, całe NATO wisi na Amerykanach. choćby 80 procent zdolności związanych z transportem strategicznym, na odległe dystanse, to możliwości Amerykanów. Ten sam rząd wielkości ma zastosowanie wobec potencjału bojowego floty morskiej, chociaż oczywiście w liczbach rzeczywistych okrętów w innych krajach NATO jest więcej, niż mają ich USA. Ale i bez Ameryki, choć dużo-dużo słabszy, Sojusz Północnoatlantycki byłoby przez cały czas silniejszy od Rosji.

Tylko iż NATO bez Amerykanów to nie tylko kwestia arytmetyki, tych czołgów i dronów na papierze, ale też kwestia woli politycznej. Bo Rosjanie mogą się mylić sądząc, iż Francuz czy Hiszpan w okopie jest gorszy od Rosjanina, ale problem w tym, iż bez udziału Amerykanów oni tym bardziej nie będą chcieli umierać za Kłajpedę czy Suwałki. Inaczej mówiąc, czy nie jest tak, iż z Amerykanami w Europie to wygląda całkiem nieźle, ale bez Amerykanów, po jakimś zwrocie izolacjonistycznym, z polskiego punktu widzenia wszystko zaczyna się sypać?

Bardzo dużo zmiennych zaczyna się sypać, ale to nie odbiera Polsce podmiotowości. Nie jest tak, iż nic już nie bylibyśmy w stanie zrobić.

—–

Cały wywiad znajdziecie pod tym linkiem.

Tytułem uzupełnienia (zwłaszcza w kontekście całego wywiadu i wieńczącej go konkluzji). Z ryzykiem wojny jest jak z ryzykiem katastrofy lotniczej – choćby jeżeli jest niskie, bliskie zeru, to i tak – z uwagi na ewentualne skutki – należy traktować je bardzo poważnie. Wypadki lotnicze zdarzają się rzadko, ale w ich efekcie ginie mnóstwo ludzi. Podobnie z wojnami. Więc nie jest żadną fanaberią „dmuchanie na zimne”, śrubowanie procedur i norm, zabezpieczanie się.

Zwłaszcza iż rosyjskie elity polityczne cechuje wyraźna skłonność do ryzykanctwa, gry va banque oraz bezwzględna determinacja. Trzeba więc założyć, iż rosjanie będą szukać swojej szansy. Presją dyplomatyczną, ekonomiczną (surowcową) i militarną (poniżej progu wojny) dążyć do osłabienia sojuszniczych więzi, wyizolować ze wspólnoty pojedyncze państwa.

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Nz. okolice Izjumu, zima 2023/fot. własne

Idź do oryginalnego materiału