Rzeczywistość dzieci na dawnej wsi. Pobudka o świcie, pajda chleba do ręki i orka do nocy

gazeta.pl 2 dni temu
Zdjęcie: Fot. pixabay / monikasmigielska / Robindo


Wsi radosna, wsi wesoła. To hasło sielsko-anielskie mało ma wspólnego z realiami, jakie były obecne jeszcze na początku XX wieku. Ciężka praca od świtu do nocy nie dotyczyła tylko dorosłych. Równie mocno pracowały także i dzieci, które w dużej mierze traktowano jako tanią siłę roboczą. Bo jak tylko dziecko nauczyło się mówić i chodzić, było uczone pomagania w domu. Z każdym następnym rokiem obowiązków przybywało.
Jeszcze nie tak dawno, bo w przedwojennej Polsce dzieci były rozpatrywane w kategoriach "przydatności". Bo kiedy pojawiała się kolejna "gęba do wykarmienia", nie bardzo przejmowano się losem malucha, a odliczano dni, kiedy mogło na coś się przydać. Najmłodsze dzieci pomagały w domu, potem dokładano im kolejnych obowiązków. Nie było czasu w zabawę, na szkołę, na bycie dzieckiem. Trzeba było iść wypasać gęsi, krowy, pomóc przy żniwach czy zbierać ziemniaki w trakcie wykopków.
REKLAMA


Zobacz wideo Sprawdzamy, co dzieci wiedzą o pracy. "Wypłata? To jest nagroda"


Pasionka, czyli praca dla małych dzieci
"Bez pracy nie ma kołaczy" - to hasło doskonale oddaje klimat polskiej wsi z czasów przedwojennych. Tyczy się to także dzieci, które nie miały łatwego dzieciństwa. Musiały pracować i to niekiedy bardzo często, bo w chłopskich rodzinach po prostu nie było miejsca dla kogoś, kto nic nie robi. Już trzyletnie maluchy pomagały w domu: zamiatały izbę, składały ubrania, czy przynosiły warzywa na obiad. Z każdym kolejnym rokiem pracy przybywało. Jak podrosły, odpowiedzialne były za karmienie ptactwa, zbieranie jajek, czy chociażby wysyłano je do lasu po jagody, poziomki czy grzyby.
jeżeli rodzina mogła sobie pozwolić na zakup krowy, zadaniem kilkuletnich dzieci była tzw. pasionka, czyli po prostu pilnowanie bydła, kiedy wypasało się na polu. "Pasło się na wspólnym pastwisku około półtora kilometra od domu – opowiada Kazimiera Długołęcka. – Ukroili pajdę chleba, wydrążyła mama dołek, nałożyła tam masła, nakryła tym kawałkiem, co wydrążyła, zawinęła w czystą, lnianą ściereczkę i to było pożywienie na cały dzień" – opisuje Joanna Kuciel-Frydryszak w książce "Chłopki. Opowieść o naszych babkach".


Starsze dzieci, kiedy pojawiało się kolejne - były odpowiedzialne za opiekę nad rodzeństwem. Karmienie, przewijanie, zabawianie, noszenie, usypianie. Matka mogła w tym czasie iść do pracy w pole, albo zatrudnić się u bogatszego gospodarza lub choćby na pańskim dowrze.
Szkoły były, ale czasu w naukę brakowało
Po I wojnie światowej, w czasach kiedy odradzało się państwo polskie, pojawił się pomysł, by powszechnym obowiązkiem szkolnym objąć wszystkie dzieci. Zdawano sobie sprawę, iż to właśnie one są tu przyszłością narodu. W 1919 roku pojawił się dekret mówiący o tym, iż edukacja miała być darmowa i skierowana do wszystkich dzieci w wieku od 7 do 14 lat.


Brzmi pięknie? W praktyce nieco inaczej to wyglądało, bo szkół było mało i nie w każdej wiosce. Dzieci miały czasem do pokonania bardzo daleki dystans, a biorąc pod uwagę fakt, iż nie miały odpowiedniego obuwia, czy okrycia - jesienią i zimą nie pobierały nauki. Dni szkolne opuszczał także przez konieczność pracy w polu. Kiedy przychodził czas wykopków, albo siania zboża - wiele maluchów pozostawało w domu, by pomóc dorosłym w pracy.
Idź do oryginalnego materiału